Artykuły

Reportaże

SZERPOWIE - ludzie wschodu SHAR PA - Himalaje, Nepal

Khumbu Himal, Nepal

Na pytanie kim są Szerpowie zwyczajowo pada odpowiedź, że to tragarze i przewodnicy górscy. To słowo do tego stopnia utożsamiło się z tymi zawodami, że nie tylko w górach Azji można usłyszeć: szukam Szerpy. A kto dzisiaj pamięta, że Szerpowie to przede wszystkim grupa etniczna, a może inaczej, plemię zamieszkujące Himalaje w Nepalu, Indiach, Tybecie i Bhutanie? Jeszcze sto lat temu niewiele wspólnego mięli z noszeniem na swoich plecach piwa dla turystów czy ich bagaży albo z wprowadzaniem na najwyższe himalajskie szczyty. Jest to stosunkowa niewielka grupa, zaledwie około 150 000 osób, żyjąca w zdecydowanej większości w Nepalu.

Shar pa oznacza po tybetańsku - ludzie wschodu. Posługują się zresztą odmianą języka chińsko-tybetańskiego – sherpa. I wyznają w większości odmianę buddyzmu tybetańskiego, choć to w rzeczywistości nie takie proste. Nie tylko dlatego, że są wśród nich także chrześcijanie czy wyznawcy hinduizmu, ale przede wszystkim dlatego, że ich wierzeniom daleko do „klasycznego” buddyzmu.

himal1Kim naprawdę są.

Rolnictwo i hodowla zwierząt, to ich naturalne zajęcie. Jako, że zamieszkują wysokości od ponad 2000 do ponad 5000 metrów n.p.m. to możliwości mają ograniczone.

Bharat tragarz z Khumbu Himal z wieloletnim doświadczeniem na pytanie czym się zajmują Szerpowie wyjaśnił: – dzisiaj żyjemy głównie z turystów i z himalaistów. Nie obejdą się bez przewodników, tragarzy, bo prawie nikt nie nosi już swojego bagażu. Westmeni muszą mieć gdzie spać, co zjeść, nie zrezygnują z zachodniego piwa, chipsów, coca-coli, batona mars czy snickersa. A jak mogą jeszcze skorzystać z internetu, to są gotowi zapłacić każdą cenę. I dzisiaj głównie z tego żyjemy. A rolnictwo, hodowla jaków, kóz, owiec? – Pytam. – Jeszcze istnieje, ale też głównie na potrzeby turystów, no i oczywiście na własne. Czym bardziej turystyczny region, tym uprawy rolne i hodowla zwierząt tracą na znaczeniu. Tam gdzie turystów niewielu hoduje się zwierzęta, uprawia ryż, ziemniaki, zboża, warzywa. Ale większość tego i tak trafia później na talerze podróżujących po Himalajach. Aaaa, no i jabłka oczywiście. Wspominając o jabłkach Bharat miał dziwny uśmiech na twarzy. Zrozumiałem dlaczego chwilę później, gdy częstował mnie miejscową whisky z jabłek. Bo whisky i brandy z jabłek, ciasta i strudle z jabłek to nepalska specjalność.

          himal4  W swoim koszu Bharat niósł potężną ilość piwa san miguel i carlsberga do położonej na ok. 5150m n.p.m osady Gorak Shep - ostatniej przed Mount Everestem w Nepalu zwanym Sagarmathą, a w Tybecie Czomolungmą. Ciężko było unieść jego kosz. Waga przekraczała znacznie 30 kilogramów. Jednak jak mówił: — To jest bardzo opłacalne zajęcie. Czym wyżej i dalej tym bardziej opłacalne. A do tego tragarz, który wiele dni wędruje z towarem to i tak dużo tańsze rozwiązanie niż droga lotnicza.

Gdy chciał odpocząć, nie ściągał z pleców… no właśnie, czego? Zdziwi się ten co myśli, iż Szerpowie noszą plecaki, torby, tylko większe i cięższe. Oni wypracowali swój własny system noszenia ciężarów. Wiklinowe kosze, choć materiałem niekoniecznie jest wierzba. A w nich wszystko co da się przenieść. Zapakowane są one do granic możliwości, towary znacznie wystają ponad kosze, zwyczajowo powiązane są liną. Mechanizm noszenia również jest szczególny. Kosz opiera się na plecach, ale tylko dzięki kawałkowi wytrzymałego materiału zamocowanego na czole lub głowie. By odpocząć i kosza nie ściągać, noszą oni drewniane kije w kształcie litery „T”, którymi podpierają kosz, by dać chwilę wytchnienia głowie i plecom. Tak też odpoczywał Bharat i wtedy mogliśmy rozmawiać dalej. Ale nie w języku sherpa, bowiem całkiem nieźle posługiwał się językiem angielskim, gdyż oprócz noszenia towarów bywa przewodnikiem. No dobrze, ale skoro mężczyzn nie ma całymi tygodniami w domu to kto zajmuje się gospodarstwem? Kobiety i dzieci. – Odpowiedział bez namysłu. Po chwili dodając: – Jesteśmy w Khumbu Himal, w rejonie Everestu, gdzie pełno turystów. Ale tak nie jest przez cały rok. Są dwa sezony, przedmonsunowy wiosną i pomosnunowy jesienią, w pozostałe miesiące my też mamy czas by zająć się uprawą rolną i hodowlą zwierząt, zadbać o dom, gospodarstwo.

Kobiety

            Gdy nagle wyrasta słynna południowa ściana Lhotse, na której zginął najwybitniejszy polski himalaista Jerzy Kukuczka. Gdy mija się jego czorten oraz Rafała Chołdy i Czesława Jakiela – innych polskich himalaistów, którzy tutaj spoczęli, na horyzoncie majaczy ostatnia osada w tym rejonie - Chukung. Wysokość niewiele niższa od Mount Blanca, a wkoło surowe górskie krajobrazy. U wejścia do wioski witało pole odchodów jaków. Równo poukładanych przez kobiece ręce, suszących się. To opał. Lasy gdzieś tam w dole, zresztą coraz rzadsze za sprawą wycinek a obecnie też pod ochroną. Wobec tego jedynym paliwem opalowym są tutaj odchody jaków. Pieczołowicie zbierane, układane i suszone. Bardzo cenny towar. A gotować i ogrzewać pomieszczenia trzeba na tych wysokościach przez cały rok. Domostwa w Chukung są charakterystyczne dla tego rejonu - z kamienia, niskie, często z wewnętrznym dziedzińcem, dachy pokrywa blacha na której porozkładano kamienie albo łupki skalne. Odpowiednio dobrane płaskie i cienkie tafle skał. Takie konstrukcje dachów wytrzymują silne tutejsze wiatry. Wyżej nad wioską są tylko pojedyncze zabudowania służące w okresie letnim do wypasu jaków.

W Chukung mężczyzn widać nie było, tylko kobiety i dzieci. I nielicznych turystów, zwanych tutaj trekkersami. Co prawda prowadzą i opiekują się nimi Szerpowie, bagaże niosą im Szerpowie, talerze z jedzeniem pod nos też podstawiają im Szerpowie, ale przez fakt wielodniowej pieszej wędrówki i znacznych wysokości bezwzględnych, uważa się ich za osoby uprawiające bardziej kwalifikowaną wersję turystyki – trekking górski.

Kobiety w Chukung jak i w innych tutejszych wioskach pilnują jaków, sprzątają, gotują, naprawiają to co się zepsuło w obejściu. Ich mężczyźni zarabiają jako tragarze i przewodnicy a jest to dobry pieniądz jak na tutejsze warunki.

himal2Przed jednym z zabudowań napotykam Dewę. Kucając myje warzywa przy użyciu wody z miejscowego potoku lodowcowego. Na jej plecach w nosidełku siedzi uśmiechnięta córka. Trudna transkrypcja jej imienia jest nie do zapamiętania i nie do powtórzenia. Nie ma zapewne nawet dwóch lat. Jest ciepło ubrana, bo na tej wysokości nawet w słoneczny dzień bywa mroźnie. Wysokość jej nie przeszkadza. Szerpowie świetnie znoszą duże wysokości. Natura im pomogła. Mają więcej czerwonych krwinek i większe serca, by efektywnie pompowały krew. Bardzo twarda i wytrzymała nacja, dlatego są tak cenieni.

Dewa prowadzi guesthouse dla turystów i alpinistów. Dlatego mówi trochę po angielsku, co jednak nie jest tutaj standardem. Przez resztę dnia jest ciągle w ruchu. Gotowanie, pomaganie turystom, wydawanie posiłków, sprzedaż towarów ze sklepiku, mycie, pranie, suszenie. Pilnowanie dzieci. Wieczorem jest okazja do chwili rozmowy. Nie mogę się powstrzymać od pytania. Czy ty kiedyś odpoczywasz? – Dewa milczy. Co robisz gdy masz czas wolny? – Nie wiem czy ma problem ze znalezieniem słów czy z samą odpowiedzią. Po chwili jednak mówi: – tutaj nie ma czasu na odpoczynek, tutaj nic nie ma. A czas wolny? – Dopytuję. – W sezonie trekkersi i całe gospodarstwo oraz dzieci na głowie, po sezonie trzeba przygotować gospodarstwo na zimę, a po zimie na nowy sezon, zawsze jest praca do wykonania. – Odpowiada. Nie jesteś zmęczona? – Nie. – Mówi to z uśmiechem na twarzy, po czym dodaje: – w wolnych chwilach modlę się – i wskazuje na syna, który przy stole i bladym świetle uzyskiwanym dzięki uruchomionemu na krótko agregatowi prądotwórczemu modli się na głos. Przed nim ozdobne prostokątne karty z modłami buddyjskimi. Podczas modlitwy wykonuje skłony do przodu. I tak przez ponad godzinę. Buddyzm tybetański który wyznają Szerpowie, ponad 90% z nich, to tak naprawdę kolaż różnych religii. Są elementy hinduistyczne, szamanizmu, mistycyzmu. Jeszcze z czasów przedbuddyjskich zachowały się wierzenia w liczne bóstwa i demony. Czorteny (stupy), kamienie z wykutymi lub wymalowanymi modlitwami – tzw. murki mani, bramy u wejścia do wiosek buddyjskich (tzw. kani), czy buddyjskie (lamaickie) świątynie – gompy, to obiekty obecne w każdej tutejszej wiosce, a także na szlaku.

Edukacja, kariera, marzenia.

Nie powinno to raczej dziwić, ale każdy Szerpa chce być Norgay`em Tenzingiem. No, może prawie każdy. Przynajmniej chłopiec, mężczyzna. Norgay Tenzing to prawdopodobnie najbardziej znany przedstawiciel ludu Szerpów. Ton on wraz z nowozelandczykiem Sir Edmundem Hillarym zdobył jako pierwszy w 1953r. najwyższą górę świata – Mount Everest. Kojarzy się z sukcesem, ze sławą, ma nawet swoje pomniki. Szerpowie już od najmłodszych lat marzą by zostać tragarzem, a jeszcze lepiej przewodnikiem. Jeśli przewodnikiem to docelowo najlepiej sirdarem, czyli kierownikiem innych przewodników i tragarzy podczas wypraw na najwyższe himalajskie szczyty. Dlatego już synowie od najmłodszych lat pomagają ojcu na ile potrafią, uczą się tych zawodów. Także angielskiego, bo czym więcej się potrafi, czym lepiej się zna obcy język, tym więcej można zarobić. A dziewczyny, kobiety czego chcą? Dewa nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Prawdę powiedziawszy mają niewielki wybór. Najlepsze co może je spotkać to prowadzenie sklepiku czy miejsca o nazwie guesthouse, lodge. Czyli po prostu obsługa turystyki. Oczywiście oprócz rodzenia dzieci i zajmowania się nimi. Pewnie mężem z dużego miasta też byłyby zainteresowane. Tam życie jednak jest łatwiejsze. Co nie znaczy, że niemożliwe jest, by kobieta była tragarzem lub górskim przewodnikiem. Jest to rzadkie, ale spotykane.

Nepal mimo najwyższych gór świata i rozwoju turystyki nadal jest jednym z najbiedniejszych krajów i o niechlubnym bardzo wysokim odsetku analfabetyzmu. Nie oznacza to, że system edukacji nie istnieje. Jest on obecny także wysoko w Himalajach, choć tylko na podstawowym poziomie. Jakość pozostawia jednak wiele do życzenia, ilość codziennych obowiązków nierzadko uniemożliwia regularne uczęszczanie do szkoły (uczniowie chodzą do nich w jednolitych strojach – jest to charakterystyczne dla całego Nepalu). Poza tym Szerpowie, mający żyłkę d interesów, myślą jak najszybciej zacząć zarabiać. A szkolna edukacja wcale nie musi być w tym pomocna, może nawet przeszkadzać. Wielu uważa, że lepiej uczyć się od rodziców plus trochę angielskiego i będzie z tego dużo więcej pożytku aniżeli z regularnego uczęszczania do szkoły.

Skoro przez cały rok pracują, nie mają czasu wolnego, często nawet nie wiedzą co to jest albo jak go spożytkować, to mogłoby się wydawać, że nie mają też marzeń. Ale Szerpowie mają marzenia. Wyjątkowo zgodne. Mężczyźni i kobiety. Coraz wyższe dochody przynajmniej części Szerpów i brak możliwości wydania ich na miejscu, powodują, że marzenia mogą być realne. Bharat chciałby zamieszkać w Katmandu z całą rodziną, a w Himalajach pracować tylko w sezonie lub jak pojawi się oferta. Chętnie by też wybudował jakiś guesthouse czy lodge na trasie do bazy pod Everestem, który by z rodziną prowadził w sezonie. Dewa marzy, by prowadzić hotelik w Katmandu albo w Pokharze. Wiadomo, Katmandu to stolica, każdy kto przybywa do Nepalu pojawia się choć na chwilę w tym największym nepalskim mieście. A Pokhara to miasto z którego wyrusza się chyba na najpopularniejszy trekking w Himalajach Nepalu, a mianowicie dookoła Annapurny. A zatem klienci na pewno będą, warunki życia dużo lepsze i więcej możliwości ciekawego spędzenia czasu – wielki świat.

Pieniądze i przyszłość.

Odpoczywając nad lodowcem Imja, niemalże w cieniu majestatycznej południowej ściany Lhotse spotykam członka tutejszej elity. Mingma Szerpa – przedstawił się jako przewodnik wysokogórski gotowy poprowadzić na każdą górę z Everestem wyłącznie. Czekając na grupę trekkersów, która miała nadejść z tragarzami, był chętny do rozmowy. Mingma należy do tej grupy Szerpów, którzy uważają, że: nie ma dzisiaj dla Szerpów nic lepszego niż obsługa turystyki, coraz liczniejszej. To jest przyszłość tych terenów, a poza kilkoma głównymi „szlakami” jest tu jeszcze wiele miejsc, gdzie turystów się praktycznie nie spotka. Jego klientami są przede wszystkim mieszkańcy bogatej tzw. Zachodniej Europy, Korei Południowej i Japonii, Australii, USA oraz Kanady. Szybko jednak przybywa Hindusów, Chińczyków i Brazylijczyków. Oni wszyscy muszą mieć gdzie spać, co jeść, móc wypożyczyć sprzęt, nie ruszają się bez przewodników i tragarzy. A co jest największym problemem? – Słaba infrastruktura, śmieci i ceny. A niestabilność polityczna, strajki? – To w jego ocenie nie jest duży problem. Mingma wymienił te trzy rzeczy jednym tchem, po czym swoją myśl rozwinął. – Widziałeś te kopce z butelek po piwie? – Trudno nie zauważyć. – Za wnoszenie towarów płacą, za znoszenie już nie, choć i tego próbowano. Ale nikt nie chce płacić za to, lepiej ukryć gdzieś w górach. Jak tak dalej pójdzie nikt nie będzie chciał przyjechać na wysypisko śmieci. Coraz większa liczba turystów produkuje coraz więcej śmieci i potrzebują coraz lepszej infrastruktury. Rzeczywiście, turystów w Himalajach jest coraz więcej, ale są to też coraz częściej inni turyści niż dwadzieścia lat temu. Wtedy przybywali tu podróżnicy, którzy niewiele oczekiwali. Dzisiaj coraz więcej osób chce przeżyć przygodę i słoneczne Wyspy Kanaryjskie zamienić na Himalaje. I oczekuje co najwyżej niewiele gorszych warunków pobytu. Ale to jeszcze długo nie będzie możliwe. A może dobrze by było, aby nigdy. Szerpowie znają prawa rynku, dlatego Mingmę niepokoją też ceny. Oczywiście jego usługi za 100 – 300 dolarów amerykańskich od osoby z czteroosobowej grupy za dzień wprowadzania na niskie i nieskomplikowane szczyty, są prawie jak za darmo. Tutaj w jego ocenie problemu z cenami nie ma. Są bez wątpienia właściwe. Każdy górski przewodnik w Khumbu Himal tak mówi. I podkreśla często, że są tylko około 4 miesiące głównego sezonu – gdy panują najlepsze warunki atmosferyczne, dwa wiosną, dwa jesienią. Niechętnie jednak dodają, że liczne rzesze turystów i te cztery miesiące pozwalają zarobić na cały rok życia dla całych rodzin. Mingma nie chciał zagłębiać się w cennik usług przewodnickich, ale chciał koniecznie wyjaśnić, o co chodzi z tymi cenami: W Nepalu co roku wszystko drożeje od kilkunastu do kilkudziesięciu procent, uderza to turystów po kieszeni. A przecież oni muszą zapłacić za samolot czy wizę. Jak będzie tak dalej w końcu przestaną przyjeżdżać, Nepal będzie za drogi. To może wobec tego obniżyłbyś ceny za swoje usługi? Oooo idzie moja grupa, namaste przyjacielu. Namaste.

NA ZDJĘCIACH rejon Khumbu Himal w Himalajach Nepalu. Szerpowie i jaki używane do przewozu towarów. Kupy jaka wykorzystywane na opał. Widoki na Mount Everest, Lhotse, Cho Oyu, Ama Dablam oraz Cholatse i Taboche. Także lodowiec Khumbu schodzący z Everestu (widać też Pumori) oraz największy w Nepalu lodowiec Ngozumpa. Na zdjęciach także lokalna ludność w tym Mingma Sherpa, zaśmiecone Himalaje, buddyjskie modlitwy i Czorten Kukuczki w drodze pod południową ścianę Lhotse. Na ostatnim zdjęciu piękna i słynna Bauddha (Bodhnath) Stupa w Katmandu.


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search