Blog

Blog

Jak zwiedzić Waszyngton w dwie godziny (USA) ?

Każdy widział mnóstwo amerykańskich filmów ze scenami z Waszyngtonu. Kapitol, Biały Dom, Mauzoleum Lincolna. Fajnie byłoby zobaczyć te miejsca na żywo, ale ze stolicą USA nigdy nie było mi po drodze. Dlatego kupując bilet lotniczy z Cancun do Nowego Jorku, zamiast bezpośredniego lotu, zdecydowałem się na przesiadkę w Waszyngtonie. Najdłuższą jaką znalazłem – prawie 10 godzin. W sam raz na czterogodzinny spacer po mieście. Tylko linia lotnicza zmieniła rozkład tego lotu i ucięła mi blisko trzy godziny. W tym momencie sens wizyty w amerykańskiej stolicy stopniał praktycznie do zera. Albowiem moim lotniskiem przesiadkowym nie było lotnisko Reagana, położone koło Pentagonu i w pobliżu najważniejszych budynków (obsługuje przede wszystkim loty krajowe). Tylko lotnisko międzynarodowe Dulles oddalone od centrum o blisko 50km.

Po wylądowaniu musiałem przerzucić mój bagaż główny na taśmę, by trafił na kolejny lot. Przejść odprawę graniczą. I dojechać do centrum. A następnie wrócić, by zdążyć na samolot do Nowego Jorku. To wszystko wykluczało praktycznie możliwość odbycia spaceru po Waszyngtonie.

Tylko co poradzę, że lubię ryzyko. Zresztą jakie to było ryzyko – żadne. Najwyżej nie zdążę na samolot. Odbiorę bagaż i albo kupię bilet na inny lot a może pojadę sobie pociągiem. Ponadto zawsze mogę skorzystać z taksówki na lotnisko, o ile nie będzie korków.

Samolot przyleciał punktualnie, z bagażem i z odprawą graniczną poszło szybko. Od wylądowania do momentu wsiadania do autobusu minęła godzina z niedużym kawałkiem. Od razu nastąpiło uczucie jak na innej planecie. Porządek, niezła organizacja, dobra wydolność pracowników. Coś nieosiągalnego w Meksyku, a lotnisko Cancun jak na Amerykę Łacińską całkiem sprawnie funkcjonuje. Choć z punktu widzenia Europejczyka odczucie może być zupełnie inne.

Lądując widziałem zaspy śnieżne, resztki śniegu w lesie. Bardzo się ucieszyłem. Miałem już tak dość upałów, że kilka stopni na plusie było najlepszym prezentem jaki mogłem dostać. Do centrum Waszyngtonu można dojechać publicznym transportem na kilka sposobów. Wybrałem opcję autobusu (5usd) do stacji metra linii silver: Wiehel-Reston East. W niedalekiej przyszłości linia ma być doprowadzona do lotniska. Tutaj automat za bilet na przejazd i plastikową kartę wielokrotnego użytku pobrał 10usd. Na stacji South Capitol znalazłem się po około półtorej godzinie od rozpoczęcia podróży z lotniska. Może tak ma być a może to awaria prądu, ale stacje metra były wybitnie słabo oświetlone. 

Na zegarku 17:45, najdalej o 19:45 musiałem rozpocząć powrót na lotnisko, bo samolot wystartować miał o 22:00. Dzięki przesunięciu czasu o godzinę (UTC minus 4), prawie cały spacer miałem odbyć jeszcze za dnia. A raczej marszobieg, bo do pokonania miałem blisko 15km. Dam radę.

Od pierwszego wejrzenia spodobało mi się w Waszyngtonie. Czysto. Porządne chodniki, ładne budynki, teren wokół zadbany. Bez żadnych okropnych bud, szyldów. Ludzi niewielu, pustki na ulicach. Jakże inaczej niż jeszcze rano. Zawsze tak mam po wyprawie poza zachodnie cywilizacje. Burdel i bałagan w niektórych krajach w pewnym momencie zaczyna być męczący. Lecz, gdy za długo jestem w świecie uporządkowanym, tęsknię za tym chaosem i zgiełkiem.

Dopadłem starej zaspy śnieżnej i delektowałem się zimnem śniegu. Temperatura poniżej 10 stopni Celsjusza bardzo mi odpowiadała. Na początek obszedłem sobie Kapitol (parlament – Izba Reprezentantów i Senat) podziwiając również gmachy Biblioteki Kongresu i Sądu Najwyższego. Po zejściu ze wzgórza ruszyłem parkiem – National Mall ku rzece Potomak. Tego dnia w stolicy odbywały się duże protesty przeciw dostępowi do broni palnej – przed Kapitolem i Białym Domem. O tej porze praktycznie już zakończone. Służby porządkowe dzielnie sprzątały teren. Osobliwy był niekończący się rząd toi toiów (toalet) z boku parku. Nie wygląda to estetycznie, lecz zwarzywszy że w tym miejscu przy różnych okazach potrafią się zebrać setki tysięcy ludzi, a nawet więcej, jest to uzasadnione. Po bokach mijałem okazałe budowle kulturalne – Narodowa Galeria SztukiMuzeum SmithsonianHistorii Naturalnej. I tak doszedłem do szpiczastej Kolumny Waszyngtona. Ogrodzonej barierkami, więc podejść pod sam obelisk nie było możliwości.

Tutaj skręciłem w kierunku Białego Domu (White House). Po drodze mijając ministerstwa, hotele, banki, teatry, muzea. Przed Białym Domem, odgrodzonym solidnie od deptaka (ul. Pensylwania) przy Parku Lafayette, trwały resztki protestów. Wróciłem w rejon pomnika Waszyngtona, podziwiając zachód słońca zbliżałem się do Mauzoleum Lincolna (Lincoln Memorial) przypominającego grecką budowlę. Przed nim znajduje się duży prostokątny staw oraz Mauzoleum II Wojny Światowej z fontannami. W tym miejscu i przed Białym Domem było więcej ludzi, poza tym przyjemnie pusto. W Mauzoleum Lincolna jest jego siedzący posąg, a gdy zwiedza się z przewodnikiem to miejsce, można zejść do jaskiń pod budowlą. Od Kapitolu do mauzoleum w linii prostej jest ponad 3,5 kilometra.

Kierując się ku rzece Potomak dzień praktycznie się skończył, a podświetlone Mauzoleum prezentowało się dostojnie. Za budowlą ludzie znikli, więc na moście Arlington Memorial poza mną nikogo nie było. Potomak w tym miejscu jest rzeką godną szacunku, z pewnością ma ponad pół kilometra szerokości. Mijały dwie godziny ekspresowego zwiedzania amerykańskiej stolicy. Tyle wystarczyło by mieć ochotę tutaj wrócić. Rekonesans zachęcił mnie, by wpaść tu w przyszłości na kilka dni. Zresztą chętnie zwiedziłbym niektóre stołeczne muzea.

Stolica mocarstwa czyli metro działa jeśli nie całą dobę, to przynajmniej do godzin nocnych. Logiczny wniosek, lecz błędny. Gdy zmrok już praktycznie zapadł doszedłem do stacji Arlington Cemetery za rzeką Potomak. Schody ruchome działały, ale drzwi do tunelu zamknięto. Bo na tym odcinku metro działa do okolic dziewiętnastej. Houston mamy problem. I tak wiedziałem, że powinienem wysiąść na ważniejszej stacji w zabudowanej okolicy, by dalej pojechać taksówką. Tutaj na pustkowiu wszystko wskazywało, że na samolot nie zdążę. Nagle nie wiadomo skąd pojawia się taksówka, trąbi na mnie, kierowca czuje, że jej potrzebuję. Pochodzi z Afganistanu, przyjechał do USA w 1980 roku z rodzicami.

Wiedziałem, że normalnie za kurs powinienem zapłacić 70-75usd, ale proszę kierowcę byśmy przejechali jeszcze koło Pentagonu, który jest w pobliżu. Ustaliłem z nim cenę za wszystko na 60usd. Przestraszył się, gdy postanowiłem zrobić nocne zdjęcie Pentagonowi przez okno. Mówił, że pełno tutaj funkcjonariuszy secret service, policji, mogą mnie aresztować. Nie złamałem prawa, niech próbują. Zrobiliśmy dwa kółka wokół budynku.

Droga na lotnisko była sprawna. Kontrola bezpieczeństwa też odbyła się w rozsądnym czasie. Nawet został kwadrans przed odlotem, by coś zjeść. Uświadomiłem sobie, że tego dnia zjadłem tylko paczkę ciastek na śniadanie w Meksyku, a piłem coś osiem godzin wcześniej. Takie drobiazgi jak jedzenie i picie mają dla mnie niewielkie znaczenie.

Lot do Nowego Jorku to tylko godzina z Waszyngtonu, dostarczyła trochę wrażeń. Bliskość oceanu i turbulencje nawet nie pozwoliły załodze pokładowej podać czegoś do picia. W niewielkim samolocie CRJ 700 (Bombardier) wstrząsy były mocno odczuwalne. W nagrodę otrzymałem piękny widok na Manhattan podczas lądowania na lotnisku LaGuardia.

Dość nadźwigałem się plecaka na tej wyprawie i nie chciałem sobie już nim zawracać głowy. Dlatego wymyśliłem, że od razu przewiozę go na lotnisko JFK, zostawię w przechowalni bagażu. Na resztówkę wyjazdu wszystko miałem w podręcznym plecaku. Pomiędzy lotniskami miałem się przemieścić metrem. Gdzie jak gdzie, ale w Nowym Jorku powinno kursować całą dobę. Lecz dostałem dziwną propozycję od pracownika lotniska. Poczekaj, pomożemy ci. Okazało się, że kilkanaście osób chce dojechać na Manhattan na dworzec kolejowy, bo mają pociąg. A w drodze powrotnej podrzucą mnie pod Terminal 4 JFK, choć to zupełnie nie po drodze. Zapłaciliśmy wszyscy po 17usd za bilety i w drogę. Z Manhattanu na JFK byłem jedynym pasażerem.

Amerykanie pod względem bezpieczeństwa po ataku 9/11 (2001) osiągnęli poziom groteski.Wyśmienitym przykładem jest moje zostawienie bagażu w przechowalni na lotnisku JFK w Nowym Jorku. Kwit do wypełnienia, zdjęcie, skan paszportu. Potem pracownik kazał otworzyć plecak. Otworzyłem. Marudzi, że nic nie zobaczy, bo mały otwór. Co ja ci na to poradzę, to jest plecak. Muszę zadzwonić do szefa czy możemy go przyjąć – słyszę. Może będziesz musiał wszystko wyjąć. Zapomnij – stanowczo odpowiedziałem. I nie mogłem się powstrzymać przed komentarzem – macie najgłupsze zasady przyjmowania bagaży na świecie. Jak się gość wściekł. Odłożył słuchawkę, bo szef nie odbierał. I na mnie, że terroryści są wszędzie, że to bezpieczeństwo. Że mogę mieć w plecaku bombę, że w każdym bagażu za jego plecami może być bomba i może wylecieć w powietrze w każdej chwili. Od razu zauważyłem, że człowiek ma już jakieś zaburzenia psychiczne na tym tle i powinien natychmiast zmienić pracę. Słysząc te brednie zakołatała – który to już raz – myśl, co za popieprzony kraj, co za popieprzeni ludzie. Przerwałem gwałtownie jego wrzaski i jak zwykle spokojnie i powoli udzieliłem merytorycznej odpowiedzi. Człowieku, ten bagaż sprawdzono dzisiaj na lotniskach w Meksyku, w Waszyngtonie i w Nowym Jorku. Bomby nie znaleziono. Ty nie masz żadnej umiejętności by rozpoznać bombę, nawet jakbym ją miał. Więc nie opowiadaj bredni tylko daj mi kwit i nie marnuj mojego czasu. A minęło już 20 minut jak próbowałem go zostawić. Przyznam szczerze, że brałem pod uwagę, że gość wyrzuci mnie z przechowalni na zbity pysk. Ale zamilkł. Położył plecak na półce i dał mi kwit mówiąc: do widzenia. Niewiarygodne. Są jeszcze ludzie na których merytoryczne argumenty działają. Co do cen, kryteriami są wielkość bagażu w calach i czas. Na dobę w zależności o tychże cali ceny wahały się pomiędzy 6 a 20 usd (za niewymiarowe przedmioty indywidualna wycena). 70-litrowy plecak znajdzie się w kategorii 15-20usd za dobę.

Na zdjęciach Waszyngton 24-go marca: tzw. Sky Train na lotnisku Dulles, stacja metra Południowy Kapitol, sam Kapitol w różnych odsłonach plus Sąd Najwyższy (Supreme Court)Biblioteka KongresuPomnik II Wojny Światowej oraz jeden z budynków rządowychWóz policyjnychroniący amerykański parlament i akcja policyjna w pobliżu oraz telewizyjny wóz transmisyjny. Dalej Narodowa Galeria Sztuki z toi toiami przed nim, Pomnik WaszyngtonaBiały Dom z ochroną Secret Service, Park Lafayetteulica PensylwaniaNational Mall (park) z „basenem” i Mauzoleum Lincolna. Na końcu rzeka Potomak i budynek Pentagonu.

Pod koniec galerii widać też pozostałości po proteście, który odbył się 24 marca. Nie był to byle jaki protest, o nazwie: March For Our Lives (Marsz za nasze życia). Ponoć największy od czasów wojny w Wietnamie. Odbył się w wielu miastach nie tylko w USA, ale w samym Waszyngtonie zebrało się wg różnych szacunków od kilkuset tysięcy to miliona osób. Zwłaszcza młodych. Żądaniem protestu było ograniczenie dostępu do broni palnej, gdyż Stany Zjednoczone targane są częstymi masakrami przy jej użyciu. Zdrowie i życie są ważniejsze niż prawo dostępu do broni palnej, czas na zmiany – głosiły transparenty. Według mediów, w czasie protestu Donald Trump odpoczywał na swoim polu golfowym na Florydzie. Za to protesty poprzez twitter wsparł były prezydent Barack Obama z żoną.


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search