Blog

Blog

Włoski Wulkan Stromboli - każdy może zobaczyć lawę

Jest około dziesięć wulkanów na świecie, które w stały i łatwy sposób oferują możliwość zobaczenia lawy - niemal każdemu turyście. Można spotkać na nich tłumy. Druga dziesiątka oferuje też niemal zawsze możliwość zobaczenia lawy, ale wymaga znacznie większego wysiłku, co zwykle turystów zniechęca. W Europie mamy dwa wulkany w stałej fazie erupcji, które umożliwiają zobaczenie lawy. Z pierwszej grupy wulkanów, łatwych i niewymagających większego wysiłku - Stromboli 920m n.p.m. Do drugiej grupy zalicza się - Etna 3331m n.p.m. Wulkan dużo wyższy, większy, o bardzo rozbudowanych partiach szczytowych. Łatwą obserwację lawy oferuje tylko podczas niektórych erupcji. Tym razem skupię się jednak na Stromboli, który znajduje się około 100 kilometrów od Etny. Ważne, kolejne aktywne wulkany, oferujące łatwe oglądanie lawy, znajdują się tysiące kilometrów od Europy, na innych kontynentach. Chociaż dostanie się na nie, nie jest trudne, to kosztowne.

Ile kosztuje wycieczka z przewodnikiem na Stromboli? Sam się nie dowiadywałem, bo i tak bym nie skorzystał. Ale rozmawiając z ludźmi na promie, padały kwoty: 25, 28, 30, 35 euro (cena usługi "przewodnickiej"). Dużo firm na wyspie Stromboli, a także firmy z sąsiednich wysp oraz z Sycylii, oferują takie wycieczki.

Będąc już pod wulkanem, starty są popołudniu, by jeszcze chwilę czasu na szczycie spędzić za dnia, więcej po zmroku, kiedy najlepiej widać lawę. Następnie zejście w dół. Niektóre firmy startują później, tak, aby po zmroku dojść do celu. Druga pora startów następuje pomiędzy 3-4 w nocy, by po ciemku dotrzeć na szczyt, a za dnia wrócić do wiosek od strony Przystani Promowej Stromboli. Od strony niewielkiej wioski Ginostra, po drugiej stronie wulkanu, też jest ścieżka, ale nie wiem czy funkcjonuje tam jakaś firma organizująca wejścia.

Wejście na szczyt to około 3 godziny, zejście około 2 godziny, pobyt na szczycie 30-90 minut. I właśnie, nie wszystkie firmy wprowadzają na sam szczyt, niektóre kończą wędrówkę tuż pod. Jedne pozwalają klientom być 30 minut na szczycie, inne nawet trzy razy tyle, to ma znaczenie.

Grupy bywają duże, w największej naliczyłem 41 osób i dwóch przewodników, 20-30 osób to często standard. Efekt, jak wejdzie 5-10 takich grup w tym samym czasie, nie tylko nie ma miejsca na szczycie i w okolicach, ale nawet ciężko dopchać się do robienia zdjęć. Koszmar.

A przewodnicy... nie liczmy na to, że w razie większej erupcji nam w czymkolwiek pomogą. Jeden czy dwóch ludzi, z nikłym doświadczeniem wulkanologicznym, polegającym na chodzeniu ścieżką w górę i w dół, nie jest żadną gwarancją bezpieczeństwa. To że przejdą jakieś szkolenie, mają krótkofalówkę i przypną sobie znaczek do piersi, nic nie oznacza. Tak w ogóle nie są w stanie zapanować nad grupą kilkudziesięciu osób, nie mają pojęcia kto jest w ich grupie (czytaj wcześniejszy artykuł na blogu). Bo ludzi widzą tylko przez chwilę, a część wejść w ogóle rozpoczyna się w nocy. W razie poważnej erupcji należy liczyć tylko na siebie. Stromboli i wulkaniczne usługi turystyczne to jedynie maszynka do zarabiania pieniędzy (tak samo jak i na Etnie). Dlatego są tablice straszące karą 500 euro, za samowolne wejście bez przewodnika.

Zresztą jakość ich pracy jest taka a nie inna. Nie słyszałem, by ktokolwiek z przewodników udzielił informacji o wulkanie, o jego historii, aktywności. Niektórzy "błyskotliwi" mówią, by nie podchodzić za blisko krateru - i wyznaczają nogą linię - bo to oznacza śmierć - głośną się śmiejąc jak to fajnie zagadali. Ich angielski też bywa słaby. Turyści robią zdjęcia, oni rozmawiają ze sobą, tak to mniej więcej wygląda.

Na szczyt są 3 trasy, ale przewodnicy używają ich na zasadzie jednokierunkowości. Dwie prowadzą od strony połączonych wiosek San Vicenzo i San Bartolo, jedna od strony Osservatorio (restauracja). Czwarta ścieżka jak już wspomniałem biegnie od strony Ginostry

Dobrze, że są takie usługi turystyczne, bo przecież większość ludzi nie ma pojęcia o wulkanach, nie jest przygotowana, by wejść nawet na taki jak Stromboli 917-920m (inne źródła podają 923-924m). Nie mają obuwia, odzieży, kasku, latarki, nie mają doświadczenia w samodzielnym chodzeniu po wulkanie. Oczywiście firmy wszystko wypożyczą albo sprzedadzą - kurtki, spodnie, buty, kijki, ochraniacze (stuptuty), nawet znajdą się - czapka i rękawiczki. Wypożyczą też obowiązkowy kask i latarkę czołową. Co ciekawe, nie dadzą żadnych masek, bo to koszt (przynajmniej ludzie, którzy z takich usług skorzystali, a z którymi rozmawiałem, nie dostali). Użyteczna maska jednorazowa, czy wielorazowa z wymiennymi filtropochłaniaczami razy tak ogromna liczba turystów, to koszty, które mogłyby zniechęcić do wykupienia wycieczki. I chociaż wiatr często omija wierzchołek, podczas mojego długiego pobytu, kilka razy szczyt pokrył się bardzo toksycznym gazem i maska była niezbędna. Bez maski trzeba byłoby natychmiast zbiegać  w dół. Blisko szczytu są ze cztery niewielkie mini schrony, takie betonowe przystanki autobusowe. Skryje się za nimi niewiele osób, z kilkuset, które często tam są. Gdyby w tym czasie doszło do prawdziwej dużej erupcji, która objęłaby szczyt, trupów i rannych byłoby wielu (zwłaszcza przez panikę i chaos). Na szczęście, otwory lawowe są znacznie poniżej zachowanego fragmentu krateru, a erupcyjki zwykle niewielkie i miłe dla oka. Chociaż Stromboli od dwóch-trzech tysięcy lat utrzymuje obecną aktywność, większe erupcje są stosunkowo rzadkie.

Na samym szczycie nawet w lecie potrafi być chłodno, już kawałek poniżej jest przyjemnie, ale tam na górze niekoniecznie. Widziałem osoby, w krótkich spodenkach, rękawach, błagające przewodników, by już schodzić. 10-15 stopni Celsjusza, noc, wiatr - może być zimno, zwłaszcza kobietom. Jakie buty? -przynajmniej adidasy. Chociaż oczywiście najlepsze są buty trekkingowe.

Erupcje można też oglądać od strony morza, od urwiska Sciara del Fuoco, organizowane są wycieczki łodziami. Czasami spadają nim kawałki lawy lub wręcz spływa ona do morza (Tyrreńskiego).

Na Wyspę Stromboli nie pływa dużo promów i bywają w sezonie od wiosny do jesieni problemy z biletami (brak miejsc), dlatego warto wykupić bilet powrotny od razu po przyjeździe albo nawet wcześniej. Na wyspy Liparyjskie startuje się z Milazzo na Sycylii (niedaleko Mesyny), rzadko, ale z Neapolu też coś pływa. Nie ma problemów, by przemieszczać się promami pomiędzy wyspami. Nie są tanie, od około 20 do 30 euro za odcinek, ale są. Z Milazzo na Stromboli to ok. 65km w linii prostej.

Na wyspie są też hotele, pensjonaty - nieduże, sklepy. Także wulkaniczne plaże i przez niemal pół roku ciepłe morze. Ceny oczywiście wyższe, od tych na stałym lądzie. Nie ma tutaj samochodów, ale są skutery i swoiste meleksy do przewozu zaopatrzenia oraz turystów z bagażami.

Wyspa Stromboli, zwana też Ginostrą, jest najbardziej północną z siedemnastu Wysp Liparyjskich. Czwartą co do wielkości. Z Milazzo szybkim promem, płynie się 3 godziny.

Na zdjęciach: wulkan-wyspa Stromboli, Wyspy Liparyjskie, Morze Tyrreńskie, Włochy.


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search