Crocodylus Park w Darwin reklamowany jest jako jedyne takie miejsce na swiecie i najwieksza atrakcja Terytorium Polnocnego. W miescie pelno znakow kierujacych do parku. Marketing swietny. Gorzej z reszta. Krotko: strata czasu i pieniedzy. Niemalych, bo 40 AUD za osobe dorosla. Park znajduje sie ok. 15km od centrum Darwin, mozna dojechac tam pon-pt autobusem miejskim za 3 AUD. Teren parku jest niewielki, 60-90min z pokazem w zupelnosci wystarczy. Z pokazem karmienia krokodyli. Jezeli ktos ogladal ich karmienie gdziekolwiek na okolicznych rzekach - w naturalnej scenerii, bedzie zawiedziony. Pracownik parku wiesza kawalek miesa na hak umocowany na linie, przesuwa nad wode, mieso jest dosyc nisko. Krokodyl skacze, zjada i po wszystkim. Krokodyle sa wyeksponowane w licznych malych klatkach i na kilku niewielkich akwenach wodnych. Dostep do nich nie jest najlepszy, nie sa naturalne, widac ze wszystko jest sztucznie stworzone. Poza tym jest kilka innych zwierzat z Australii, Azji i nie tylko. Niestety zazwyczaj sa bardzo okratowane, nie tylko nie da sie zrobic sensownego zdjecia, ale ciezko jest nieraz nawet dostrzec. Wszystko male, ciasne. Wokol gigantyczne tereny, mozna by zrobic cos typu safari, a nie odwalic takie cos. W budynku parku miesci sie male nieciekawe muzeum, sklepik z pamiatkami i bar, gdzie mozna zjesc burgera z krokodyla za ok. 10AUD lub kupic mieso na grilla na przyklad. Nie odmowilem sobie burgera z krokodyla, ale mysle, ze za cene biletu wstepu i dojazdu, mozna smialo zjesc krokodyla w centrum Darwin. Jak smakuje. Lepiej niz grillowany kajman w Peru. Ani to krowa ani kurczak w smaku. W sklepiku, jak i w samym Darwin mozna kupic wyroby z krokodyla i wezy. Przykladowe ceny, torebka z croca (tak w skrocie tu je nazywaja) 3500 AUD, z pytona 2000 AUD, pasek z croca 500 AUD, najtanszy portfel 200 AUD.
Lepsze wrazenie od Parku Krokodyli w Darwin zrobila na mnie farma krokodyli kolo Kota Kinabalu w Malezji na Borneo i kosztowala jesli dobrze pamietam ok. 22zl, a nie 125zl. Tam jezior z krokodylami bylo wiecej, wieksze, bardziej naturalne i kladki nad nimi. Zamiast Parku Krokodyli polecam bezplatne atrakcje Darwin. Ogrod botaniczny George`a Browna, skad niedaleko do Muzeum Terytorium Polnocnego i na plaze, obok ktorej ladny skalny klif. Muzeum jest ciekawe, ladnie przygotowano ekspozycje, tylko nie mozna robic zdjec nawet bez flesza, czego nie rozumiem. Mozna tutaj dojechac autobusem miejskim, busem city tour, a najlepiej dojsc pieszo, to naprawde niedaleko. Jedynie pogoda typu sauna, moze byc przeszkoda.
Mieszkancy Darwin chwala sie, ze to najdrozsze miasto w Australii, a moze nawet na swiecie. Dodaja jednak, ze reszta Australii wiele tansza nie jest. Darwin jest na koncu Australii, wszedzie stad daleko, malo ludzi, mala konkurencja. Przykladowe ceny, glownie z najwiekszych marektow w Darwin: Coles i Woolworths (1AUD=OK.0,95USD=OK3.10PLN): 1,5l wody 2AUD, ale tej samej schlodzonej, z lodowki 3,50AUD, 1kg brzoskwin 9AUD, 1kg gruszek 2,20AUD, 1kg arbuza 3,50AUD, 1kg jablek od 4,50AUD, 1kg pomidorow od 4,50AUD, mala puszka z miesem z kurczaka 2AUD, a tunczyka 2,50AUD, coca-cola 375ml 1,50AUD (w malym sklepiku 3,50AUD), drozdzowka 2,50AUD, sok jablkowy 2l 3,75AUD, woda 6x350ml 4,10AUD, bagietka 1,75AUD, 6 malych poaczkow 2AUD, mala musztarda 3AUD, coca-cola 1,25l 2,40AUD, kokos 3AUD, kurczak z rozna 10,50AUD (duzy i smaczny), plastikowa reklamowka 0,15AUD, kurczak puszka160g 3,40AUD, iced coffee 1l 4AUD (czemu w Polsce jej nie sprzedaja, sa tez opakowania kilkulitrowe), salatka coleslaw 110g 2AUD, tiramisu-dwa male pudelka 3AUD, lod magnum 5AUD, klej typu kropelka 4,50AUD, kilo kielbasy od 19AUD, kilo parowek od 14AUD, baton mars 1,90AUD, arbuz w promocji 1kg 2AUD, puszka z owocami w promocji 500g 1,50AUD, woda w promocji 1,5l 1,20AUD, mountain dew w promocji 1,25l 2,20AUD, mince pies 6szt w promocji (ciastka z rodzynkami, charakterystyczne w UK i w Australii w czasie Bozego Narodzenia) 2,20AUD, lody 2 litry w promocji 2,10AUD. Jak przystalo na kraje anglosaskie promocji jest duzo, wyprzedaze bo konczy sie data waznosci i przede wszystkim oferty typu 3szt w cenie 2, 1szt 3AUD, droga za pol ceny, wielopaki np napojow bardzo sie oplacaja (np. piwo sztuka kosztuja 4AUD, ale jesli kupimy opakowanie 40szt, wyjdzie po 1AUD za szt.). Paliwo w Darwin na stacji BP 171,9 centow za litr diesla, za miastem skacze od razu o 10-20 centow. Big Mac 9,50AUD, a zestaw w lokalnym fastfoodzie 12-15AUD. Godzina internetu 6AUD, wstep na basen 6AUD.
Gdy nastal czas wylotu na lotnisko dotarlem shuttle busem, co jest bardzo wygodne. A w nim Amanda (z Kakadu), leciala do Melbourne i para z wycieczki do Litchfield - na Bali, jak i ja. Zegnalem sie z pysznymi owocami, ziemniakami, miesem, wedlinami, bagietkami, iced coffee mialem zamienic na minute maid lub floridine - pulpy. Zegnalem sie pomidorami, tunczykiem w puszce, musztarda i innymi. W Indonezji tego nie ma albo trzeba sie naszukac. W Australii sprawa jest prosta, wchodze do marketu i kupuje.
W samolocie rozmawialem z Australijczykami i wyjasnili mi dlaczego lataja na Bali, chocby na kilka dni i dlaczego wykupuja cale jedzenie w samolocie. Bo dla nich kikadziesiat AUT to jak dla nas kilka zlotych, a Bali jest bardzo tanie. Za taki sam standard hotelu, jedzenie w restauracji, u siebie zaplaciliby przynajmniej 5 razy tyle. Oni wiedza, ze Kuta jest brzydka, a plaza jakich milion, ale jest tanio.
Lotnisko w Darwin jest w rozbudowie, przyda sie, jednak wpierw trzeba popracowac nad elementem ludzkim. Podczas przylotu bylo OK, ale podczas wylotu, chaos. Wpierw godzine czekalem do odprawy w AirAsia, a tylko 50osob bylo przede mna. Australijka pracujaca dla linii lotniczej, nie potrafila nawet nakleic dobrze biletu bagazowego, uczynila to na kopii biletu dla linii lotniczej. A to byl dopiero poczatek. Podczas kontroli bezpieczenstwa nie spodobala sie zawartosc mojego plecaka podrecznego. Pokazywalem, wyjasnialem, zbadano jego zawartosc pod wzgledem materialow wybuchowych. W koncu i tak musieli mnie puscic. Nie moze byc tak, ze dla jednych pracownikow lotniska moj bagaz nie budzi watpliwsci (przylot), a dla innych owszem (wylot). Zawartosc sie nie zmienila. Co ciekawe, potem byla druga kontrola bezpieczenstwa, bez roblemow. W miedzyczasie musialem wypelnic kolejny glupi formularz przed wylotem i kolejne dwa indonezyjskie w samolocie. Przeciez wszystko macie w paszporcie, a na wasze pytania kazdy odpowie tak, by nie miec problemow. Czyli nikt nie ma niczego niedozwolonego. Albo czy przewozisz jakakolwiek zywnosc? Jedno jablko i gumy do zucia tez mam zglosic? I z tego powodu pozwolic przetrzasnac caly moj bagaz. Nie wiem tez po co kazano mi zdjac oladke ochronna z paszportu, kobieta popatrzyla na napis na okladce paszportu i oddala. To nadal nie koniec niespodzianek. Zle oznakowanie na czesc do wylotow krajowych i zagranicznych spowodowala, ze znaczna liczba pasazerow chodzila, pytala. Do tego tablice przylotow i wylotow wszedzie, male napisy, podobne desytnacje. Dlatego ludzie pytali o bramki, nie mogac ich znalezc, bo byly dla przylotow. Po co te tablice przylotow w miejscach skad mozna tylko odleciec? Czesc bramek sie dubluje numerami, do tego wylotowe czasami dziela sie na ABC. Po co? Zeby bylo weselej z tej samej bramki wyznaczono wyloty na Bali dwoch roznych linii lotniczych o tym samym czasie (roznica 5min). AirAsia miala byc pierwsza odprawiona, ale tradycyjnie sie spoznila, o 40min. Zaczeto wiec odprawiac JetStar. Mialem niezly ubaw. Do jetstara probowali wejsc pasazerowie airasia a czesc pasazerow jetstar siedziala myslac ze oprawiana jest airasia. Pracownik lotniska dlugo odczytywal nazwiska pasazerow jetstar, ktorzy powinni byc w samolocie a nie byli.
Dygresje
Podrozujac wlasnym autem po Australii, trzeba byc przygotowanym, ze nastepna stacja beznzynowa bedzie np. za 200km.
Z Australijczykami spotykam sie od lat i wiem, ze ich akcent nieraz jest naprawde trudny. Nie mniej, akcent jednego Australijczyka moze byc trudny dla drugiego Australijczyka. Np. Marka, z ktorym bylem w Kakadu, czesto nie rozumieli inni Australijczycy. A Anglosasi gdy widza, ze ktos nie rozumie, to zamiast drugi raz to samo powiedziec wolniej, wyrazniej, to mowia tak samo szybko i tak samo niezrozumiale. Ale dla mnie dogadywanie sie w Australii w porownaniu z Indonezja bylo bezproblemowe.
Hostele w krajach anglosaskich maja czesto swoja specyfike. W Darwin spalem w Frogs-Hollow. Wiekszosc mieszkancow to pracownicy miejscowych firm. Hostel okazal sie najtansza opcja noclegu, a czesc wykonujac pewne prace dla niego, miala lozko za darmo (np. sprzatanie toalet - to nie jest czysty hostel). Owi mieszkancy to zazwyczaj Europejczycy w tym Brytyjczycy oraz Australijczycy, ktorzy przyjechali do pracy w Darwin. Niskoplatne prace w Darwin to 15-20AUD za godzine. Np kelner, w markecie, ciecie miesa. Zyja w chlewie, co wieczor impreza, alkohol, palenie bynajmniej nie tylko papierosow, bywa ze gitara. Obok park, na terenie hostelu niewielki basen. Tak dosyc ostro. W moim pokoju z 6cioma lozkami bylem jedynym turysta. W takich hostelach tez zawsze zyje sporo osob, ktorych nazywam w zawieszeniu. Nie pracuja, z roznych powodow, wydaja zarobione pieniadze. Ich zycie wyglada tak, co noc impreza, niemal do rana, ostra. Spanie do 13:00, o 15:00 przychodzi glod, wiec trzeba cos zorganizowac do jedzenia i kupic kolejny alkohol albo cos innego i od nowa. Po miesiacu takiego zycia maja problem wrocic do normalnego zycia. Takie wlasnie zycie staje sie normalne i kontynuuja je przez kolejne miesiace. Gdzies chwile popracuja gdy sa splukani i tak mija czas. Dotyczy to i kobiet i mezczyzn. Latwo wsiaknac w ta atmosfere. Podczas mojego pobytu przybylo tam dwoch chlopakow z Niemiec, do pracy. Pierwszego wieczoru zagubieni, niesmiali, ale starszyzna poczestowala ich kurczakiem z grilla tzn z marketu i piwem, nastepnego dnia ono sami przyszli z piwem i z kurczakiem. Byli tam tez ludzie, ktorym rodzice zafundowali kilkumiesieczne zwiedzanie Australii i zwiedzali: poznali kazdy rodzaj australijskiego piwa, wina, innych trunkow i uzywek. Raz na dwa tygodnie wyjazd na godzine za miasto, pare fotek dla rodziny i kontynuacja imprezy.
Australia jest droga, Terytorium Polnocne szczegolnie. Jesli ktos chce zwiedzac, to powinien miec z 200AUD dziennie, a jeszcze lepiej 300, nie bedzie trzeba liczyc kazdego AUD (gornej granicy nie ma). Minimalistyczne zycie w Darwin typu najtanszy nocleg i najtansze jedzenie to 50AUD. Przez tydzien wydalem wiecej niz w Indonezji przez miesiac, a gdybym utrzymal srednia z tego miesiaca, starczyloby na 40 dni zwiedzania Indonezji. A podrozowalem jednak niskobudzetowo, backpackersko.
W hostelu jeden Australijczyk zapytal mnie, jaki jest minimalny zarobek w Polsce? Bedzie 400 AUD netto - odpowiedzialem. To marna ta tygodniowka. To miesieczne wynagrodzenie. Niemozliwe! - stwierdzil. A tak wiekszosc ludzi ile u was zarabia? 650-800 AUD netto, miesiecznie - podkreslilem, dodajac - osoby lepiej zarabiajace w Polsce czesto ponosza duze koszty osobiste, bo pracuja od rana do wieczora, nawet 6 dni w tygodniu. To macie przerabane, dobrze ze jestem Australijczykiem - uslyszalem. Po czym dodal, to co i ja popieram, ze work-life balance, to podstawa. Jakos nie wyobrazam sobie zycia, ze wpierw kilkanasce lat sie ucze, potem kolejne kilkadziesiat lat pracuje niemal non stop, nie majac nic z zycia, a w Polsce tez i nie za bardzo pieniadze, a potem schorowany umieram. Jesli tak mialbym zyc, to od razu dajcie mi pistolet lub dobra line, ide szukac drzewa. Musi byc czas na wszystko i na solidna prace i na rodzine i na odpoczynek. Wszystko w rozsadnych granicach.
Gdyby ktos zadal mi pytanie, w jakim miejscu jest Polska pod wzgledem rozwoju, odpowiedzialbym, ze w polowie miedzy Indonezja a Australia. Przed nami jeszcze mnostwo pracy. Potrzebujemy tez w koncu propanstwowej klasy politycznej, a nie takiej, ktora tylko mysli o sobie. Inaczej nie dogonimy nigdy Australii. Jak wezmiemy sie do pracy, to zblizymy sie do niej za 50-100lat, poki co wyprzedzaja nas kolejne kraje azjatyckie i z Ameryki Lacinskiej pod wzgledem zamoznosci. Za bardzo skupiamy sie na wypowiadanych "madrosciach" naszych politykow, nie interesujemy sie tym co dzieje sie na swiecie. A dziejej sie duzo. Narzekamy, taka cecha narodowa, niewykluczone. A moze mamy podstawy narzekac, tylko stanmy sie spoleczenstwem obywatelskim. Zamiast narzekac w czterech scianach dzialajmy, zmieniajmy Polske na lepsza. Od narzekania nic sie nie wydarzy, od dzialania, owszem. Czasami sobie zartuje, chociaz nie do konca jest to zart, ze Polska jest Bangladeszem Europy. Czy naprawde dominujacym atutem polskiej gospodarki musi byc tania sila robocza?
Australia tez ma swoje problemy, z Aborygenami. Mimo, ze bardzo ich dotuje, to w Darwin wiekszosc bezdomnych to Aborygeni. Czesto mieszkaja w parkach, do tego uwielbiaja zachodnie uzywki i pijani leza pod drzewami. Zebraja, zaczepiaja klientow przed marketami i sami Australijczycy nie wiedza jak problem rozwiazac, bez zarzutow o rasizm i brak humanitaryzmu.
Pozdrawiam
Gregor
Na zdjeciach: Park Korkodyli, burger z krokodyla, pijani Aborygeni i muzeum w Darwin.