Blog

Blog

Wezuwiusz i Pompeje zniszczone przez jego erupcję (Włochy)

Wyjazd z kategorii - nie chcę, ale w końcu trzeba go zrealizować. Wulkany okolic Neapolu – Wezuwiusz i Campi Flegrei. Od początku wiedziałem, że wyjazd ten wymęczy mnie strasznie i będzie to ciężka harówa, przyjemności niewiele. Nie dlatego, że wulkany nieciekawe. Dlatego, że na bardzo zurbanizowanym terenie, gdzie wszystko grodzone, zamknięte, niedozwolone lub w takim zakresie udostępnione, który mnie kompletnie nie interesuje. Więc będę kombinował, przedzierał się, pakował w różne kłopoty. I na tym się będę musiał głównie skupić zamiast na przyjemności wulkanicznej eksploracji. Z tych powodów unikam takich miejsc i staram się odwiedzać najrzadziej jak tylko to możliwe.

Jakoś tak jest na świecie, że lokalni urzędnicy wszystko wiedzą najlepiej i wszystkich turystów traktują jak idiotów. Dlatego co się da zamykają, a resztę atrakcji reglamentują w taki sposób, że dla każdego ambitniejszego miłośnika podróżowania przestają być atrakcyjne. Innymi słowy urzędnicy pokazują turystom to co chcą pokazać, ale nie to co chcieliby zobaczyć turyści. Przynajmniej ci bardziej wymagający. Mają wtedy „wybór” – nie jechać albo kombinować.

Wyjazd zaplanowałem na wiosnę 2020, ale zamiary zrujnowała paranoja koronawirusowa i radosne zamykanie i wyłączanie wszystkiego przez polityków. Liczyłem że o tej porze roku nie będzie jeszcze bardzo gorąco i szczytu sezonu turystycznego. Lecz Covid-19 czy jak kto woli Przeziębienie-19 urosło do miana takiego armageddonu, że ruch lotniczy całkowicie zablokowano. Gdy tylko znowu dało się latać, wróciłem do tematu na przełomie lipca i sierpnia. Spodziewałem się koszmarnej pogody – gorąc trudny do wytrzymania, ale plusem mógł być strach wpojony ludziom przed wirusem i podróżowaniem. W myśl zasady, że lepiej pozarażać się nieszczególnie groźnym wirusem na polskiej plaży, w polskich górach, na weselu czy u cioci na imieninach. Bo jak to głosili „mądrzy” politycy, wakacje w Polsce są bezpieczne, a za granicą nie są. Tak uzgodnili z koronawirusem. Który w ich stylu, oszukał polityków. Ale ludzie zdążyli uwierzyć, przestraszyć się, no i nie chcieli ryzykować kolejnych niepojętych głupot w wykonaniu polityków całego świata. Jak zamykanie z dnia na dzień krajów, wprowadzanie irracjonalnych obostrzeń. Innymi słowy, po co kupować bilet lotniczy, jak nie wiadomo czy polecimy, czy będzie miało to sens, bo znowu zakażą lotów lub nas zamkną na kwarantannę albo każą robić abstrakcyjnie drogie badania wątpliwej jakości. I tak dalej. To skutecznie zniechęciło większość, ale mój zawód: podróżnik – więc nic mnie nie jest w stanie zniechęcić. Nie należę też do strachliwych ludzi, a już tak niegroźnym wirusem jak SARS-CoV-2 nie przejmuję się wcale, bo w życiu zetknąłem się z naprawdę groźnymi wirusami, przy których ten to pikuś. Za to politycy mają świetny poligon doświadczalny na ile da się sterować społeczeństwami, ograniczyć ich prawa, bardziej kontrolować. Bo przecież zdrowie i bezpieczeństwo społeczeństwa są ponad wszystko – „świetny żart”, gdy słyszę takie wypowiedzi z ust polityków, bo wiem że nic ich to nie obchodzi. Koniec dygresji, bo to nie ma sensu. Z cynizmem i głupotą nie da się wygrać.

Tuż przed moim wylotem do Neapolu – prezydent (gubernator) Kampanii, której stolicą jest Neapol, w związku z ignorowaniem przez ludzi obostrzeń covidowych, wymyślił jak inni koledzy/koleżanki politycy całego świata – że "głupich mieszkańców" można tylko zmusić do czegoś karami. Jak 1000 euro za brak maseczki na twarzy. Po co ludziom coś tłumaczyć i przekonywać – sroga kara najlepsza na wszystko. Niewiele brakowało, bym znowu nie poleciał, bo nawet były pomysły wprowadzenia ponownie jakichś durnych zakazów, kwarantann, czerwonych stref, grodzenia, zamykania, izolowania. Lecąc nie było pewności czy gdy będę w powietrzu nie zostaną one wprowadzone, czy będę miał jak wrócić. Uznałem – mam to gdzieś, coś wymyślę. Z tym szaleństwem trzeba walczyć, a nie mu się poddawać.

Dzień 1) Ryanair wymyślił sobie, że wylot z Modlina ma być o 6:00, jakby nie było normalniejszych godzin. Czyli noc stracona, bo w momencie kiedy powinienem się budzić i jechać na lotnisko, często kładę się spać – w środku nocy. Na lotnisku wpierw kontrola temperatury. W początkowej fazie lipca lecąc na Islandię nikt na lotnisku Chopina ani w Keflaviku tego nie robił – bo to bez sensu. Przyczyn podwyższonej temperatury ciała może być 100, wśród nich koronawirus. Ale równie dobrze można być zarażonym koronawirusem i nie mieć podwyższonej temperatury. W sytuacji, gdy ktoś będzie miał podwyższoną temperaturę i nie zostanie wpuszczony do samolotu – bez względu z jakiego powodu – kto zwróci koszty wyjazdu i zapłaci odszkodowanie za doznane krzywdy, straty, nerwy, zmarnowany urlop? Kto zwróci poniesione straty, gdyby to jednak był koronawirus i podróżujący został poddany przymusowej wielodniowej kwarantannie? Dlaczego grypa jest dobra a koronawirus 2019 zły – naukowcy ciągle się spierają co jest groźniejsze i dla kogo? Gdyby zebrać średnią tego naukowego bełkotu, wyjdzie że koronawirus dla 90% ludzi jest mniej groźny niż grypa, dla kilku procent groźniejszy, a dla całego przekroju ludności, porównywalnie groźny, pod warunkiem że zachorują a nie będą tylko nosicielami. Jednakże metody działań i obostrzenia zastosowano, jakby zetknięcie z nim równało się śmierć. Do tego są nieskuteczne na zglobalizowanej planecie zamieszkanej przez około 8 miliardów ludzi – bo większości nie da się zastosować.

Dobrze, odprawiłem się. Lotnisko to pomieszczenie zamknięte, więc trzeba nosić maski. Ale większość udaje że je nosi, czyli nie są poprawnie założone, dużo osób w ogóle coś je, pije – więc siłą rzeczy nie mają maseczek. I to jest bardzo dobry sposób – niemal cały czas coś jeść i nie nosić maseczek czy chust, które są szkodliwe dla zdrowia, o dyskomforcie ich noszenia nie wspominając. Tu akurat naukowcy się zgadzają i często podają, że noszenie maseczki higienicznej bez przerwy dłużej niż 60 minut jest szkodliwe dla zdrowia, może powodować jego trwały uszczerbek, gwałtowne reakcje organizmu i w ogóle jest to  niehigieniczne, jeśli nie zmieniamy zwykłej maseczki wielokrotnie w ciągu dnia, chyba że posiadamy profesjonalną z filtrem.

Samolot wypełniony w 85%, co jak na według mnie średnio atrakcyjny turystycznie Neapol nawet w czasach przed-covidowych byłoby świetnym wynikiem. Wcześniejsze samoloty linii Wizzair na Islandię były wypełnione w 90% i to tuż po otwarciu granic i pomimo obowiązkowego kosztownego badania po przylocie. Włosi, którzy niedawno byli epicentrum koronawirusa na świecie, dali sobie spokój z takimi badaniami, nawet żadnego formularza nie kazali wypełnić – brawo. Na lotnisku w Neapolu nikt nie sprawdzał temperatury, a uprzedzę że tydzień później po przylocie do Modlina, powracającym temperatury nie mierzono.

Skutkiem tego nieprzyzwoicie wczesnego lotu był fakt, że choć niewyspany, to miałem cały dzień na realizację swoich planów, bo lot trwał dwie godziny z minutami. Z lotniska do dworca kolejowego jest jedynie kilka kilometrów, szybko dojechałem mikrobusem i wykupiłem bilet na lokalny pociąg do Portici Ercolano, gdzie dotarłem około 10:00. Zawsze mnie wkurza we Włoszech pomysł budowania linii kolejowych przy samym morzu, co zwykle utrudnia do niego dostęp, psuje krajobraz i atmosferę przebywania nad wodą.

Stąd nad krater Wezuwiusza miałem 17 km pieszo. Nie planowałem się tak dostać na wulkan. Liczyłem że ktoś mnie podwiezie, bo komunikacja autobusowa we Włoszech poza miastami jest na tak fatalnym poziomie, że nie ma sensu. Tutaj bez auta jest ciężko. To dlatego często mam wrażenie, gdy jestem w jakiejś wiosce przy lokalnej drodze, że ruch w dzień i w nocy, jest taki, jakby to była najważniejsza ulica kraju. Wszyscy mają samochody, skutery i nie lubią chodzić. Ciągle jeżdżą, generując abstrakcyjny ruch. W Polsce w takim miejscach przejeżdża jeden samochód na 10 minut, tutaj 10-20 na minutę, wliczając skutery. Lokalne drogi we Włoszech mają to do siebie, że są wąskie i nie mają zwykle pobocza i pełno śmieci wszędzie. Ale początek prowadził przez miasto. Wypadało zjeść śniadanie, na które wybrałem mój włoski zestaw powitalny: lody kawowe, tiramisu i ciastko z serem ricotta. Gdy wszedłem do kawiarni bez zasłoniętej twarzy, natychmiast do mnie podbiegł pracownik, bym zasłonił usta i nos. W porządku, za brak mogliby mieć karę finansową i zamkniętą na długo kawiarnię – lokalne regulacje. Rozglądam się i ten sam pracownik rozmawia przy ladzie z kobietą, która ma maseczkę na brodzie, a obok przy stolikach ludzie jedzą, piją  - bez maseczek. Więc moja chusta na twarzy była zupełnie bez sensu, ale nie będę przecież robił kawiarni kłopotów. Lepiej czasami na chwilę  zastosować się do takich głupot, by nie komplikować sobie i innym życia.

Po przyjeździe do Włoch uderzyła mnie fala gorąca. Słońce tak operowało jakby chciało spalić, pot kapał ciurkiem, a miałem jeszcze plecak. Niby przed wylotem w Polsce było gorąco, ale to co zastałem tutaj było jak sauna. Powoli szedłem do góry, coraz bardziej lokalnymi drogami, bez chodników, pobocza. Często zmieniałem stronę, by na zakrętach nikt mnie nie potrącił. Nie łapałem autostopu. Szło mi się dobrze i wyszedłem z założenia, że jak ktoś się zatrzyma to wsiądę. I tak też się stało, ale gdy byłem już obok obserwatorium wulkanologicznego, a za maną 2/3 trasy. Podziękowałem i odmówiłem parze brazylijskich turystów mieszkającej w Irlandii, chwilę później parze turystów z Niemiec. Skoro tyle przeszedłem, zrobię coś co udało się niewielu. Na piechotę z poziomu morza wejdę na Wezuwiusza. Zna ktoś kogoś, kto zrobił coś podobnego? Jestem pewien, że pojedyncze osoby na miliony coś takiego zrobiły. Wszyscy inni tutaj przyjeżdżają, a zorganizowane wycieczki łatwo wykupić i niedrogo. Później pożałowałem swojego pomysłu. Lecz w zamian mogłem oglądać jęzor lawowy z 1944 r., znalazłem niewielkie solfatary znacznie poniżej krateru, oraz miałem świetne widoki na Massa di Somma, czyli zachowany fragment starej kaldery.

Pierwszy parking (płatny) jest 4km przed kraterem, skąd za opłatą można dostać się mikrobusem na drugi niewielki parking, na którym też były samochody. Przy tym drugim są sklepiki, można coś zjeść, napić się, kupić pamiątki. Stąd do krateru jest jakieś 1500m. Zmierzając ku wierzchołkowi po lewej stronie (północna strona Wezuwiusza) widać jedyny fragment zachowanej kaldery – Monte Somma do 1132m. Wiek skał datuje się na 25 – 400 tysięcy lat. Kiedyś to miejsce było fragmentem stożka Wezuwiusza, który był znacznie wyższy niż obecnie. Pomimo tego zimą, śnieg na Wezuwiuszu się pojawia.

Wezuwiusz to wulkan, a wulkany to też góry. Jednak na wierzchołek Wezuwiusza wejść nie wolno. To tak jakby 15 min przed szczytem karkonoskiej Śnieżki postawić płot i powiedzieć dalej nie można. Każdy uznałby to za głupie i niedorzeczne. Podobnie jest z Wezuwiuszem, samotnie stojącą górą, kiedyś świetnie zagospodarowaną turystycznie, udostępnioną ludziom. Dzisiaj niemal zamknięta jest na cztery spusty. W przeszłości można było wejść na Vesuvio, jak nazywa się po włosku, kilkoma drogami, obejść łatwy krater, wejść na szczyt, nawet zejść na dno krateru. Tysiące takich miejsc zabija prymitywna wersja komercji i lenistwo pracowników parków, gdzie się znajdują, w tym wypadku to Park Narodowy Wezuwiusza. Najwygodniej jest zebrać tłum w jednym miejscu i kasować pieniądze. Bo gdy nie było covidowego szaleństwa, przyjeżdżały tutaj tłumy i wchodziły jedyną dostępną ścieżką do dolnego fragmentu krateru. Park kasował mnóstwo pieniędzy i miał spokój, bo turystów nie było w innych częściach masywu.

Zrobiono szeroką wygodną ścieżkę, także wokół dolnej części krateru, którego niecałą połowę udostępniono. Tam gdzie był kawałek skały, zbudowano schodki, by było wygodnie. A na szczyt zabroniono wejścia, bo jest niebezpiecznie. To znaczy, tam nie ma dwumetrowej szerokości ścieżki ani schodków, jest tylko zwykła łatwa i łagodna ścieżka, ale w ocenie parku za trudna dla turystów. To jest dzisiaj standardowe myślenie w parkach. Pożądany jest turysta bezradny, który musi mieć sztucznie zrobione w górach ścieżki, schodki, który zadowoli się byle czym i za to jeszcze zapłaci. Parki, rezerwaty całego świata tresują turystów, by stworzyć jak największą rzeszę ludzi nieporadnych, dla których trzeba przygotować infrastrukturę idiotoodporną. Bo na zwykłej ścieżce bez schodków sobie nie poradzą, będzie dla nich za trudna. I tym tokiem myślenia trzeba zamknąć wszystkie tereny, gdzie nie ma takiej infrastruktury. Rozumiem, że wielu turystów zalicza atrakcje, chce by było jak najłatwiej. Ale uważam, że jest jeszcze przynajmniej 20% turystów, którzy mają większe ambicje i umiejętności. Dla nich wejście na wierzchołek Wezuwiusza będzie banalnie prostą czynnością. Zresztą dla pozostałych 80% turystów też, gdyby tylko chciało im się wejść, a chciało nie będzie. Więc postawmy płot i tabliczkę z zakazem dla wszystkich.

Nie wiem jak było wcześniej, ale kawałek za obserwatorium wulkanologicznym był wjazd do parku i informacja, że tutaj się kupuje bilety, tylko miejsce było nieczynne. Po dotarciu do ostatniego parkingu zastałem elektroniczne bramki, a przy nich pracowników pilnujących dostępu i policjantów (carabinierów). Ludzi było całkiem sporo jak na moje oko, ale w porównaniu z tym co było np. rok wcześniej to jednak było pusto. Przy bramce pojawił się problem, bo biletu nie dało się kupić. Tylko online przez specjalną stronę. I tutaj dochodzimy do kolejnych absurdów. Bo gdy człowiek przyjeżdża na wakacje i zwiedza wiele miejsc, chciałby w jednolity, prosty sposób kupić do nich bilety. A w praktyce atrakcje mają swoje wersje sprzedaży biletów, często zagmatwane i głupie. Przed wyjazdem trzeba by ze dwa dni poświęcić i odnaleźć informacje jak kupić bilet do każdego miejsca albo go zarezerwować. Część kupić online na konkretny dzień i godzinę, choć nie wiemy, czy jesteśmy w stanie wtedy tam być, bo to są wakacje a nie obóz karny, część kupić na miejscu stojąc pół dnia w kolejce, a części nie kupić wcale, bo nie wiadomo jak to zrobić.

Nie mam biletu na Wezuwiusza, więc nie wejdę. Tutaj blisko szczytu internet komórkowy był słaby, ale ponoć na straganach z pamiątkami można było uzyskać hasło do wifi. Oprócz szeregu reglamentacji przed covidem-19, teraz doszły kolejne. Trzeba mieć maseczkę, zdezynfekować ręce, trzymać odstęp, bilet kupić tylko online, ale jednorazowo w partiach szczytowych może być do 50 osób. Wejść można 30 minut przed godziną na bilecie, ale nie można gdy się spóźnimy. Do tego badanie temperatury, jak masz więcej niż 37,5 stopni, nie wejdziesz – jeden głupek coś takiego wymyślił, inne głupki bezmyślnie coś takiego stosują. Ponadto park informuje, że wejście może być zamknięte, gdy deszcz, śnieg, wiatr. Nie rozumiem, zła pogoda w górach to normalna sprawa i żaden powód by coś zamykać. Jak ktoś sobie nie radzi z taką, nie wychodzi z hotelu – proste. A swoją drogą czy pieniądze są stracone, jak ktoś kupił bilet i go nie wykorzystał z powodów od niego niezależnych?

Ostatnie wejście o 17:45, a ja przybyłem na miejsce przed 16:00. Cena biletu 11,68 euro, którego nie mam. Umordowany długą wędrówką po asfalcie w skrajnym upale nie miałem ochoty bawić się teraz w zakup biletu. Zresztą pracownik słabą angielszczyzną powiedział, że jest full, czyli wszystkie bilety wyprzedane. Nie ma się co dziwić, jak jest reglamentacja 50 osób, które mogą być za bramką w jednym czasie. Gdyby takie obostrzenie funkcjonowało jeszcze w 2019 roku, to na wejście na Wezuwiusza czekałoby się kilka lat. Wziąłem się jednak na sposób i poprosiłem kobietę jednego ze stoisk z pamiątkami o pomoc w zakupie biletu. Okazało się że ma doświadczenie, kupiła przez swój telefon bilet używając mojej karty płatniczej, przesłała pdf z kodem QR na mojego whatsappa i miałem bilet, a jej dałem 2 euro napiwku za pomoc. Fajnie że udało się go zdobyć. Wejście miałem o 17:00 (ale mogłem to już uczynić o 16:30). Siedząc przed bramką obserwowałem jak inni turyści przyjeżdżają, nie mają biletów oczywiście, próbują kupić przez internet, także z pomocą lokalnych sklepikarzy – ale nikomu się nie udało i z kwitkiem ruszyli do samochodów (to były kilkuosobowe grupy). Wkurza mnie maksymalnie, gdy tak się traktuje turystów! Wydali pieniądze, poświęcili czas, park wprowadził durną i skomplikowaną procedurę zakupu biletów i ma wszystko gdzieś. Niech turyści spadają. Tylko nieliczni Włosi mieli bilety, ale większość też ich nie miało i odbijali się od bramki. Dla mnie brak biletu nie był tragedią, bo planowałem zostać w pobliżu na noc, więc mógłbym nielegalnie dostać się na wulkan, zakładając że nikt go nie pilnuje przez całą dobę i nie ma kamer.

Jak podaje park, cała dostępna ścieżka po przekroczeniu elektronicznych bramek ma 3800m długości, maksymalna wysokość do 1170m, a różnica poziomów to 140m. Ludzi było naprawdę niewielu, ale nad kraterem słyszałem język francuski i niemiecki, więc paru cudzoziemców odkryło nowy sposób zakupu biletów i to zrobiło. Na udostępnionej części korony wulkanu są trzy bary, pracownicy zachęcali do zakupów, bo przez wirusa stracili pewnie sporo pieniędzy. Ich dowozi się samochodami, gdy po 18:00 schodziłem w dół właśnie jechał po nich transport. Jako ciekawostkę podam, że w latach 1880 – 1944 na Wezuwiusza wjeżdżało się kolejką szynową. Już wtedy zadbano o najmniej doświadczonych turystów dla których się liczy by było jak najłatwiej i jak najlżej.

Pierwotnie planowałem szczyt Wezuwiusza na dzień następny, ale skoro miałem dobry czas pojawiła się nadzieja, że będzie szybciej. Chciałem wejść na wierzchołek i rozbić się na noc niedaleko partii szczytowych. Tylko wobec zaistniałej sytuacji musiałem zejść grzecznie do bramki, bo jeśli pracownicy będą mieli informację, że ktoś nie zszedł to jeszcze rozpoczną jakąś akcję ratunkową (choć na Włochów to bym nie liczył). Ale przy zejściu jak się okazało nie trzeba było zczytywać kodu. Już wcześniej poniżej parkingu wypatrzyłem ścieżkę, zagrodzoną, z tabliczkami zakazującymi przejścia, ale skoro z głupimi ograniczeniami nie da się wygrać, trzeba je ignorować i robić swoje. Szybko, niezauważony przedarłem się na nią obok nieczynnego schroniska Imbo 971m i po kilometrze, poniżej w zagajniku rozbiłem namiot. Około 21:00 miał zapaść zmrok. Ustawiłem budzik na 4:30, by na szczycie być w granicach wschodu słońca. Mimo wysokości około tysiąca metrów, panował straszny ukrop. 

Mówi się, że człowiek z wiekiem mądrzeje. Kurczę, czemu mnie to nie dotyczy!? Bo znowu sobie wymyśliłem durnotę. Że z nad morza, na piechotę wejdę na Wezuwiusza, z ciężkawym plecakiem (ok. 15kg). Tego dnia pokonałem ok. 25km. Prawie wszystko pod górę, po asfalcie, w skrajnym upale. Całkiem dobrze mi się wędrowało, wypociłem kilka litrów wody. Jednak gdy kładłem się spać czułem mięśnie nóg, pod koniec marszu wiedziałem że tak będzie. Ten spontan, w takich warunkach, dał mi w kość. A kolejny dzień zapowiadał się podobnie, tylko bardziej w dół.

Wezuwiusz to najbliżej Polski wulkan, który wygląda jak młody wulkan. Ostatnia erupcja miała miejsce w 1944 roku, w zasadzie to był ciąg niewielkich erupcji od 1913 roku, silniejsza była w 1906 roku. W wiekach poprzedzających było ich więcej w XIX – 6, XVIII – 6, XVII – 4. Innymi słowy, Wezuwiusz jest już tak długo spokojny, że należałoby się spodziewać erupcji. Najbardziej znany jest z wybuchu w 79 roku, który zniszczył Pompeje i miał bardzo dużą siłę – 5 w skali VEI (indeks eksplozywności wulkanicznej). Wezuwiusz nieraz miał silniejsze erupcje, na poziomie 6. Dlatego ten wulkan jest tak niebezpieczny, bo stosunkowo często jego erupcje niszczą całą okolicę, zasypując kawałkami lawy i popiołem. A w jego sąsiedztwie żyją dwa miliony ludzi.

Wysokość Wezuwiusza to 1281 m, ale wejście na szczyt jest zabronione. Dno krateru jest na wysokości 951m, uformował się po erupcji z 1944r., jego średnica to ok. 550m, a cały pierścień ma ok. 2km. Wezuwiusz to stratowulkan, położony bardzo blisko Neapolu i Morza Tyrreńskiego. Jest jednym z wulkanów Wulkanicznego Łuku Kampanii.

Chyba można nazwać głupotą przy obecnej wiedzy o aktywności i charakterze erupcji wulkanów Wezuwiusz i Campi Flegrei, fakt bardzo dużego zurbanizowania tych terenów. Dwa miliony ludzi żyją na aktywnych wulkanach, miasta są nad komorami płynnej magmy. Wcześniej czy później dojdzie do katastrofalnej erupcji któregoś z nich. Ofiar mogą być grube tysiące, straty gigantyczne. Niewyobrażalna katastrofa, bez porównania większa niż ta z 79 roku, która zniszczyła Pompeje. Czemu Włosi postanowili zbudować milionowy Neapol w takim miejscu? Czemu na wulkanach i wokół nich jest tyle miast i miasteczek? To wiedzą chyba tylko oni. A kiedyś będzie ludzki niewyobrażalny dramat, którego można było uniknąć. To co wydarzyło się w 79 roku nikogo we Włoszech niczego nie nauczyło.

Dzień 2). Mam świadomość, że większość ludzi zwiedzająca Wezuwiusza, zwiedza go, bo ktoś im powiedział, przeczytali, że to jest atrakcja turystyczna. I chcą ją tylko zobaczyć. Ot, góra z dziurą w środku – zwana wulkanem. Wiedza na jego temat, głębsze poznanie i zobaczenie – ich nie interesują. Zrobić parę fotek, zaliczyć i jest fajnie. W porządku. Tylko jednocześnie nie powinno się zabierać prawa do pogłębionego zwiedzania Wezuwiusza tym co chcą. Bo to jest dyskryminacja.

Mam też pewność, że turyści nie mają świadomości w kwestii śmierci, która może ich spotkać, gdy przebywają na Wezuwiuszu. Choć wulkan rzadko wybucha, to bardzo groźnie. A my nie potrafimy przewidywać erupcji wulkanicznych. Pobliskie obserwatorium wulkanologiczne i zamontowane sejsmografy mogą pomóc przewidzieć erupcję, ale nie muszą. Parkingi, sklepiki w partiach szczytowych Wezuwiusza – to błąd. Trzy bary i sklepiki na koronie Wezuwiusza – to głupota. Przystosowanie wulkanu, czyli zrobienie łatwej ścieżki nawet dla najbardziej nieporadnych turystów – to życzenie im śmierci. Gdy dojdzie do nagłej nieprzewidzianej erupcji, takie osoby zginą pierwsze. Zgoda na masową turystykę i doprowadzenie drogi asfaltowej prawie na szczyt – to igranie ze śmiercią. A nie informowanie turystów, że wejście na Wezuwiusz jest na ich własne ryzyko i jak będą mieli wielkiego pecha nie przeżyją tej wycieczki – to bezduszna komercja władz Kampanii. Łatwo dostrzec poziom absurdu, że nieporadny turysta w wielkiej ilości może przebywać nad kraterem, a doświadczony turysta na szczyt wejść nie może ani poruszać się po szlakach parku, które zamknięto (mapy pokazują 11 szlaków, prawie wszystkie są wyłączone z użytkowania). Gdyby lokalnym władzom zależało na bezpieczeństwie ludzi, nie byłoby drogi asfaltowej na Wezuwiusza, nie było sklepów, barów. Byłby co najwyżej szlak, którym trzeba wejść z podnóża góry. Wtedy nie byłoby masowej turystyki, niewielu ludzi chciałoby wejść na szczyt, co jest znacznie bezpieczniejsze, bo ewentualna liczba ofiar na skutek erupcji byłaby znikoma. Zresztą doświadczony turysta, dobrze wyekwipowany, mający wiedzę i świadomość że wchodzi na aktywny wulkan, miałby szansę przeżyć, uchronić się nawet gdyby doszło do erupcji.  Ale na takim się nie zarobi a na masowym turyście i owszem. A że raz na jakiś czas zginie ich kilkadziesiąt czy sto – trudno. I tak się opłaca.

W tak upalną noc nie spało się dobrze, wstałem o 4:30 i wyszykowałem się do wyjścia na lekko. Wpierw na ścieżce napotkałem jeden płot z zakazem przejścia i groźbami kar, a później kolejny. W miejscu, gdzie kiedyś wchodziło się normalnie nad krater, w pobliżu szczytu był parking, stoliki, ławeczki, budynek parkowy, gdzie pobierało się opłaty. Lecz ileś lat temu wszystko pozamykano i stworzono tylko jedną trasę wejścia – parkowi się to bardziej opłaca. Bez problemów dotarłem nad skraj krateru w pobliżu ostatniego sklepiku na oficjalnej ścieżce nad kraterem. Skręciłem w prawo i nikłą ścieżką ale bardzo łatwą wszedłem na szczyt Wezuwiusza 1281m. Stąd miałem piękny widok na cały krater, na morze. Zdobyłem szczyt fajnej góry, a pod nim znalazłem wyziewy wulkaniczne, ciepłe ale tylko na tyle by można je uznać za solfatary (najcieplejsze to fumarole). Dosyć dużo czasu spędziłem tutaj. Na spokojnie mogłem się wszystkiemu przyjrzeć. Gdybym to zrobił w ciągu dnia byłbym świetnie widoczny od strony turystycznej ścieżki i pewnie zaczęłoby się łapanie Gawlika. Mógłbym mieć spore i kosztowne problemy za nielegalne wejście na Wezuwiusza. Eksploracja i poznawanie wulkanów w ramach Projektu 100 Wulkanów wymaga poświęcenia.

O tej porze nikogo nie było w obrębie krateru (Gran Cono), a jeśli nawet były kamery to trudno. Teraz służby parkowe czy policja mogły mnie próbować złapać – cel osiągnąłem. Ale nikt mnie nie szukał i oczywiście było mi to na rękę. Pokręciłem się po pierścieniu krateru w okolicach szczytu i inną drogą, częściowo na przełaj wróciłem do namiotu. Obserwując około 6:00 wschód słońca. Pakowanie i w dół starą drogą w kierunku Pompejów. Bez problemów przejechałby tędy samochód, na upartego osobowy, duża część drogi jest asfaltowa, choć lata świetności ma dawno za sobą. Co jakiś czas były tabliczki zakazujące poruszania się nią, także pieszo.

Skończyła mi się już woda, ale niżej ratowały mnie słodkie jeżyny. Masyw Wezuwiusza posiada lasy, zagajniki, krzaki, pola lawowe. Od tej strony mocno zniszczone, a drzewa w większości uschnięte. Poranna wycieczka na wierzchołek wyniosła jakieś 4 kilometry, teraz do stacji kolejowej, gdzie chciałem się dostać miałem 15km. Kolejny dzień palącego słońca. Spokojnie schodziłem w dół, delektując się samotnością na wulkanie i ubolewając że tak fajne tereny zamknięto dla ludzi.

Doszedłem do pierwszego zabudowania, które okazało się dużym posterunkiem policji – carabinierów. Stanąłem na placu pomiędzy budynkami, gdzie kilka terenowych radiowozów i widziałem uchyloną bramę. Już cieszyłem się, że się uda, kiedy z budynku wybiegli policjanci. Do diabła, chwila nieuwagi i zamiast szybko się wycofać i objeść posterunek, wpakowałem się w sam środek. Słyszałem jak krzyczą i zrozumiałem jedynie, że tędy nie wolno chodzić, bo droga jest zamknięta. A ja właśnie z niej zszedłem z dużym plecakiem. Dobrze, często bawię się w aktora, rżnę głupa. Postanowiłem odegrać scenę i tym razem. Zapytałem czy mówią po angielsku, oni że nie. Na co jakby nigdy nic, łamanym włoskim, że chcę dojść do stacji kolejowej. Na co oni, że muszę iść tak i tak, mam jeszcze 6km. Podziękowałem, pożegnałem się, oni mnie – patrząc na mnie zdziwieni, co tutaj robi turysta z plecakiem i co on robił wcześniej, którędy szedł, gdzie był? Zamknęli za mną bramę a ja szybko się oddaliłem. Wpierw pomiędzy winnicami, a potem przez mało przyjemny zurbanizowany teren dotarłem do stacji kolejowej Villa delle Ginestre, blisko Pompejów. Wcześniej jednak zaspokoiłem pragnienie. Połówką arbuza, brzoskwiniami ufo, gruszkami, wodą oraz lodami kawowymi. Arbuz pochodził z okolic i był dużo gorszy niż te z Sycylii, a dopiero od tamtej szerokości geograficznej są smaczne, choć do najlepszych nadal im daleko. Gdybym taki z okolic Neapolu kupił w Polsce uznałbym to za dobry zakup, bo u nas sprzedaje się takie arbuzowe ścierwo, którego nie da się jeść. Kupuję kilka razy do roku, jem kawałek i resztę wyrzucam. Niestety sprowadza się do nas najgorsze i najtańsze arbuzy. Jeśli ktoś nie jest ich smakoszem, nie jadł najlepszych arbuzów na świecie – zje i taki. A dla mnie to chwasty. Dzięki podróżom często jadam wspaniałe arbuzy, nigdy takiego w Polsce nie kupiłem i mam problem. By zjeść arbuza muszę odbyć daleką podróż i robię to, gdyż to mój ulubiony owoc. Ile ja bym dał za arbuza z Azji Centralnej, gdybym mógł kupić w Polsce – zapłaciłbym każdą cenę. A tak pozostaje mi dieta arbuzowa, tam gdzie zaczynają być smaczne. Ale to nie Neapol, tu są średnie, ale cóż zrobić. I tak są dużo lepsze niże dostępne w Polsce. Bo w arbuzach chodzi o odpowiedni miąższ, soczystość i słodkość.

Na przystanku kolejowym okazało się, że nie ma tutaj żadnej kasy ani automatu biletowego. W pociągu też. Pracownika obsługi nie zauważyłem. I tak dojechałem do Pompejów. Gdzie o tej porze powinny być tłumy turystów trudne do zniesienia, a było tak przyjemnie pusto. Woda, lody, koktajl owocowy – dla ochłody. Zrzuciłem plecak w hostelu, wziąłem prysznic i poszedłem zwiedzać ruiny w Pompejach. Miałem jeszcze pół dnia i za sobą łącznie 20km marszu w strasznym upale. A ja wolę straszny mróz od strasznego upału. Ale co miałem robić, odpoczywać? Odpoczywanie cholernie mnie męczy.

By wejść na teren Pompejów mierzono temperaturę. Zamiast kolejek były pustki (bilet 16 euro). Czyli dobrze zrobiłem przyjeżdżając. Upał trudny do wytrzymania, ale chodzenie wśród tysięcy turystów to dla mnie większy koszmar niż upał. Ogromny teren, starożytne zniszczone miasto. Większość pozastawiano sznurkami, metalowymi barierkami, bramami. Gdzie się nie ruszyłem odbijałem się od czegoś takiego. Szybko się zbuntowałem i zacząłem te wszystkie obostrzenia ignorować. Z przechodzeniem przez barierki wyłącznie. Obsługi nie było, turystów niewielu. Nie rozumiem tych ograniczeń, które zamknęły dostęp do wielu bardzo ciekawych miejsc. Ludzie odbywają długą podróż, wydają sporo pieniędzy i nie mogą wielu rzeczy zobaczyć, bo jakiś idiota je pozagradzał. Nawet Wikipedia podaje: "miejsce to jest ogólnie mniej dostępne dla turystów niż w przeszłości, mniej niż jedna trzecia wszystkich budynków otwartych w latach 60. XX wieku jest dziś dostępna do publicznego oglądania."

Dlatego ja wróciłem do lat 60. i odbyłem wspaniały 5 godzinny spacer i zajrzałem wszędzie gdzie chciałem, w ciszy i spokoju. Umożliwił mi to koronawirus. Właśnie z powodów o jakich wspomniałem przed chwilą, że jeden palant decyduje co mogą zobaczyć miliony ludzi, tak nie lubię tzw. ucywilizowanych krajów, miejsc, kontrolowanych, reglamentowanych. By cokolwiek sensownego zobaczyć, dotrzeć w ciekawe miejsca ciągle muszę walczyć, każdego dnia, łamać jakieś głupie, bezsensowne reguły, regulaminy, przepisy, zasady. To męczące. Trzeba być zawsze czujnym, wykłócać się, uciekać, chować, kombinować, płacić mandaty i tak dalej. Warto to robić, by zobaczyć coś ciekawego, zrobić coś wartościowego, ale czemu musi tak być? Czemu jacyś ludzie ograniczeni umysłowo decydują co inni mogą zobaczyć a co nie?  I to jeszcze nie jest sedno problemu. Jest nim fakt, że to co najciekawsze często ukrywają, nie pozwalają zobaczyć, bo tak sobie wymyślili. Piękne wille w Pompejach – zamknięte, przeciętne, a niektóre byle jakie – turysto możesz je zobaczyć. Jeden z przykładów.

Ruiny w Pompejach są na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Przed naszą erą w mieście mieszkało wg szacunków 11 -12 tys. ludzi, a w roku erupcji w 79r. około 20 tysięcy. Tamta tragedia pozwala zobaczyć jak wielkie potrafiły być starożytne miasta. Pompeje imponują. Ruiny dobrze się zachowały, bo blisko 2000 lat były przykryte materiałem wulkanicznym. Brak powietrza i wilgoci temu sprzyjały. Ale po erupcji miasto było plądrowane, wiele budynków wystawało z nad popiołu. Kolejne erupcje i trzęsienia ziemi dokonywały dalszych zniszczeń na tym terenie. Ruinami się nie interesowano przez długi czas, dopiero od XVI w zwiększyło się zainteresowanie, a pierwsze duże wykopaliska przypadły na wiek XVII i XVIII. Trzęsienie ziemi z 1980 roku znacznie uszkodziło ruiny, mocno ucierpiało podczas II wojny światowej za sprawą bomb lotniczych wojsk alianckich. Już pod koniec XVIII wieku Pompeje były atrakcją turystyczną. Z ciekawostek, w 1971 r. zespół Pink Floyd nakręcił w rzymskim amfiteatrze koncert, a w 2016 r. gitarzysta grupy David Gilmour, powrócił tutaj na koncert z publicznością, a wydarzenie to uznano jako pierwszy publiczny koncert od 79 r.

W Pompejach odnaleziono ponad 1000 szczątków ciał, choć ofiar było wielokrotnie więcej. Ludzkie ciała zasypane i oblepione gorącym popiołem uległy zanikowi, tworząc puste przestrzenie, które po wypełnieniu gipsem lub przeźroczystym tworzywem, pokazały w jakich pozycjach umierali ludzie, także zwierzęta. Można je obejrzeć w Pompejach, ale większość jest poukrywana, a kilka byle jak wyeksponowanych w zakurzonych szklanych skrzyniach na obrzeżach Forum.

Na przestrzeni wieków oprócz licznych domów bogatszych i skromniejszych, powstał szereg obiektów publicznych jak duży i mały teatr, rzymski amfiteatr dla gladiatorów, palestra (szkoła zapasów i boksu), natatorium (basen), publiczne łaźnie, teatry, budynek Eumachii dla rzemieślników, comitium (gdzie przeprowadzano wybory), macellum (kryta hala targowa), młyn, bazylika i świątynie (np. Apollina), forum (plac), akwedukty, liczne fontanny (25), termy, hotele, lupanar (dom publiczny), sklepy, bary w tym starożytne fastfoody (thermopolium), nimfea (groty, gaje z naturalnymi źródłami), parki, system ulic, mury obronne, bramy do miasta. Kawałek od Pompejów był też szpital, który odkryto przy budowie autostrady. Zachowało się trochę starożytnych figur, naczyń, fresków i mozaiki. Dla mnie największą atrakcją była wielkość tego starożytnego miasta. Nie jedna czy dwie duże budowle, kilka mniejszych, tylko potężne miasto. Niezaprzeczalną atrakcją była możliwość zwiedzania Pompejów niemal samotnie, robiło to ogromne wrażenie. Spacerując starożytnymi uliczkami, w zasięgu wzroku byłem jedynym człowiekiem. Mogłem w spokoju zwiedzać budynki i różne miejsca. Tylko dlatego spędziłem tu aż 5 godzin. W normalnych tłumnych warunkach, najdalej po dwóch godzinach bym uciekł. Mając już za sobą 15km marszu z plecakiem, w Pompejach dołożyłem co najmniej drugie tyle, a pozostałe spacery i wędrówki tego dnia dołożyły kolejne 10km. Razem 40 km w upale – czułem to.

Nie można jednak uciec od sedna, czyli od erupcji Wezuwiusza w 79r., która stała się przyczyną zagłady miasta i jednocześnie zakonserwowała ruiny do dnia dzisiejszego. Erupcja była typu Plinian i Pelean – to potężne, zabójcze typy. Wezuwiusz powstał w wyniku zderzenia dwóch płyt tektonicznych, afrykańskiej i euroazjatyckiej. Pierwsza została wciśnięta pod drugą (subdukcja). Wulkan jest jednym z kilku, które tworzą łuk wulkaniczny Kampanii. Inne obejmują Campi Flegrei, dużą kalderę położoną kilka kilometrów na północny zachód od Neapolu i górę Epomeo, 20 kilometrów na zachód na wyspie Ischia. Do tego kilka podmorskich wulkanów na południu. Łuk tworzy południowy kraniec większego łańcucha wulkanów powstałego w wyniku procesu subdukcji, który rozciąga się na północny zachód wzdłuż Włoch aż do Monte Amiata w południowej Toskanii. Wezuwiusz jako jedyny wybuchł w najnowszej historii, chociaż niektóre inne wybuchły w ciągu ostatnich kilkuset lat. Wiele z nich wygasło lub nie wybuchło od dziesiątek tysięcy lat. Erupcja z 79r. uwolniła 100 000 razy więcej energii cieplnej niż bombardowania Hiroszima-Nagasaki. Przed erupcją doszło do silnych trzęsień ziemi, ona sama wywołała też tsunami. Trwała wg przekazów dwa dni. Na okolicę opadały popioły, pumeks i inny drobny materiał piroklastyczny – wiatr decydował w które miejsca. Do tego trujące gazy. Zboczami schodziły lawiny złożone z lawy, popiołów. Na Pompeje spadła warstwa 4-6m grubości. Ludzie ginęli szybko zasypywani wulkanicznymi materiałami o temperaturze 300 stopni C. Nie jest znana dokładna liczba ofiar, ale Pompeje i okolice zamieszkiwało ok. 20.000 ludzi.

Erupcję z 79 r. zrelacjonował Pliniusz Młodszy (polityk, mówca, prawnik, pisarz rzymski), spisał wydarzenia 25 lat po erupcji, w której zginął jego wujek Pliniusz Starszy (pisarz rzymski i historyk), próbujący prowadzić akcję ratunkową. Zmarł w Stabiach niedaleko Pompejów.

Wędrowanie po prawie pustych Pompejach było świetną sprawą, ale w Pompejach tak nie uważają. Chaotyczne polityczne decyzje wystraszyły turystów, koronawirus co najwyżej trochę. W mieście pusto, pośród ruin pusto, brak kolejek do kas, do restauracji, nocleg wszędzie dostępny od ręki. Trochę czułem się tak, jakbym wynajął Pompeje tylko siebie. Zdjęcia z pustych ulic Pompejów – bezcenne. Bo tam zwykle jest gigantyczna liczba ludzi, w każdym zakamarku, a ja tak tego nie lubię, bo wtedy przyjemność zwiedzania znika.

Natomiast reszta Pompejów nie jest zbyt ciekawa, może poza piękną w środku Bazyliką Matki Bożej Różańcowej. A to dosyć młoda budowla ukończona w 1901 roku. Odwiedzana często przez papieży: Franciszka, Benedykta XVI, Jan Paweł II był tutaj dwukrotnie.

FILM: Wezuwiusz - krater i wierzchołek.

Na zdjęciach: Port w Ercolano, Obserwatorium Wulkanologiczne, fragment starej kaldery Monte Somma, Wezuwiusz – krater z wszystkich stron, także wierzchołek, fumarole i masyw stratowulkanu z różnych stron – od Pompejów po Neapol. Także starożytne ruiny w Pompejach, w tym odlewy ciał osób, które zginęły na skutek erupcji Wezuwiusza w 79r. Ponadto lokalne owoce i słodkości – lody kawowe, tiramisu, ser ricotta. 


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search