Blog

Blog

Campi Flegrei SUPERWULKAN – śmiertelnie groźny i blisko nas (Włochy)

W poprzednich częściach relacji z Włoch pisałem o Wezuwiuszu, Pompejach, Herkulanum i Neapolu, teraz czas na bardzo niebezpieczny wulkan Campi Flegrei, który może być nawet superwulkanem. Bliżej Polski tak groźnego wulkanu nie ma, do południowych granic to tylko 1000 km. Odwiedziłem ok. 20 miejsc na tym wulkanie, w tym kilkanaście szczególnie istotnych.

Dzień 5). Na ten wyjazd miałem dwa cele. Wulkan Wezuwiusz i skutki erupcji z 79 roku. Oraz superwulkan Campi Flegrei, z drugiej strony Neapolu. Nastał czas na ten drugi. Po angielsku nosi on nazwę Phlegraean Fields a po polsku Pola Flegrejskie, 37 000 lat p.n.e. by autorem jednej z największych w historii erupcji, tzw. superkolosalnej o sile VEI 7 (indeks eksplozywności wulkanicznej). Na wulkan składa się kilkadziesiąt wulkanicznych formacji na lądzie i pod wodą, znaczna część to kratery.

Zwiedzanie Włoch transportem publicznym nie jest łatwe, a już takiego terenu jak Campi Flegrei niemożliwe. Można w ten sposób dotrzeć do jednego, dwóch miejsc, ale to znacznie większy teren, gdzie komunikacja publiczna nie jest powszechna. Dlatego chciałem wypożyczyć samochód lub skuter. Dopiero podczas wyjazdu wyklarował się dzień, kiedy będzie mi potrzebny własny transport. W Neapolu okazało się to nie takie proste ani nie tanie. Ilość dostępnych samochodów i wypożyczalni okazała się stosunkowo niewielka. W centrum miasta wypożyczyć auto można koło dworca centralnego, ale opinie te miejsca mają słabe, aut niewiele, ceny nawet dwa raz wyższe niż na lotnisku. Znalazłem wypożyczalnię głównie skuterów na starym mieście i liczyłem, że tam coś wypożyczę. W poniedziałek firma była otwarta. Okazało się jednak, że sprzętu mają niewiele i cały zarezerwowany. Mimo koronawirusa, dużo mniejszej liczby turystów, wynajem nie był możliwy. Usiadłem gdzieś na schodach i wyszukałem ofertę jednej z włoskich wypożyczalni działającej na lotnisku. Miała znośną cenę, gdzie indziej było dużo drożej. Jako że to Włochy, obowiązkowo wziąłem pełne ubezpieczenie, które było niewiele tańsze niż wynajem auta z podstawowym ubezpieczeniem. We Włoszech jednak nie trudno stracić lusterko, być obstukanym podczas parkowania, albo uczestnikiem drobnej kolizji, bo kierowcy samochodów a zwłaszcza ludzie na skuterach jeżdżą często tak jakby żadnych reguł na drodze nie było. Jak doliczymy do tego chęć wypożyczalni by obciążyć wypożyczającego kosztami, czyli wmówić jakieś wgniecenie, rysę, to pełne ubezpieczenie się opłaca. Jest i tak dużo tańsze niż potem stracić setki euro z zostawionej kaucji, wykłócać się co do stanu samochodu. A nawet dobrze oglądając przed wypożyczeniem, fotografując, nie zawsze da się wszystko zauważyć. Tutaj świetnie się sprawdza powiedzenie, że chytry dwa razy traci. Bez szemrania zapłaciłem 80 euro za małe autko, a dostałem całkiem fajne, prawie nową skodę fabię. Zawieszenie słabo pracowało na nierównych drogach, ale samo wyposażenie było zadziwiająco dobre. Dwukolorowe nadwozie, aluminiowe felgi to nieważne, ale była bardzo wydajna klimatyzacja, świetnie działająca kamera cofania wraz z czujnikami, dobry sprzęt audio, port usb, automatyczny dobór świateł zewnętrznych. Można by rzecz, że za dobre auto jak na Neapol i okolice. A swoją drogą czemu tyle marek stosuje tak różny tryb włączania biegu wstecznego – w każdym samochodzie inaczej. Takiego jak tutaj jeszcze nie przerabiałem i w pierwszej chwili myślałem że jest popsuty, okazało się że trzeba lewarek wcisnąć w dół, by go włączyć.

We Włoszech kultura jazdy jest osobliwa, a tutaj na południu pod tym względem czuję się jak w Tajlandii a nie w europejskim kraju. Każdy jeździ jak chce, migacza prawie się nie używa, nawet gdy zapada zmrok wiele samochodów nie włącza świateł. Nagłe manewry kierowców, którzy pieszego przepuszczą tylko wtedy gdy wtargnie niemal pod koła. Do tego pełno użytkowników skuterów, całkiem mocnych, którzy jeżdżą jak chcą i robią co chcą. Na dokładkę irracjonalnie duży ruch, bo tutaj wszyscy ciągle jeżdżą jakby nie mieli nic innego do roboty.

Auto odebrałem o 13:00 i miałem 24 godziny. Nie tracąc czasu wjechałem na autostradę koło lotniska – płatną. Na zjeździe wystarczyło wrzucić monetę jedno euro do specjalnego otworu i mogłem ją opuścić. Pierwszy cel znajdował się jeszcze w granicach Neapolu. Wyspa Nisida, na którą jest zrobiona droga, a obok duża marina. Ta niewielka wyspa to wzgórze z kraterem wypełnionym morską wodą i otwartym z jednej strony na morze. Odbiłem się jednak od posterunku wojskowego. Ponadto na wyspie jest zakład karny. Nieuprawnionym wstęp wzbroniony. Okolice niewielkiego krateru są rezerwatem. Płynąc kilka dni później promem, mogłem zobaczyć to miejsce od strony morza. Powstało na skutek erupcji około 7 tysięcy lat temu. Szkoda że tak atrakcyjne miejsce nie jest dostępne dla turystyki.

Ruszyłem dalej. GPS przez kolejne 24 godziny często wprowadzał mnie w błąd, pokazując drogi, których nie ma albo pozagradzane płotami, bramami. Zatrzymałem się koło termalnego kąpieliska Terme di Agnano – nieczynnego jak i hotel obok (prawie ruina), ale kręcili się tam ludzie z obsługi tego terenu. Dlatego postanowiłem się dostać przez sąsiednią posesję. Ledwo przeszedłem przez płot, wyszedł do mnie właściciel i musiałem opuścić teren. Podjąłem kolejną próbę dostatnia się pod kąpielisko przez jego teren, skradając się. Niestety oficjalne podejście i zapytanie zwykle się kończy – nie można. Potem w razie złapania miałbym problem, bo przecież wiedziałem że nie można, bo to teren prywatny. Udało mi się dostać w pobliże pustego basenu, ale ciekawszy był pobliski termalny potok, który kiedyś kąpielisko zasilał (dokładnie źródła siarkowe). Termy są całkiem blisko pola geotermalnego w Pozzuoli. Takie wody mają właściwości lecznicze, ale kąpiel w gorącej wodzie w takim klimacie przyjemna nie jest. Pewnie od środka jesieni do połowy wiosny jeszcze można w takiej wodzie posiedzieć, ale gdy żar leje się z nieba w pozostałej części roku to niekoniecznie. Już w starożytności działały tutaj termalne baseny, a był czas kiedy utworzono termalne jezioro (dzisiaj jest tam m.in. tor wyścigowy). Ten teren to tak naprawdę jeden z wulkanów Campi Flegrei, tak samo jak Nisida. Wybuchł około 4000 lat temu. Przez pewien czas na dnie wulkanu, który jest prawie na poziomie morza, bazę miały amerykańskie wojska NATO. Prawie cały teren jest na terenie Neapolu.

Po sąsiedzku jest krater Astroni, mój kolejny przystanek, do którego miałem problem z dojazdem, bo GPS wprowadził mnie na taką drogę, gdzie skoda fabia nie dała rady. Bardzo duże nachylenie i szutrowa droga pomiędzy winnicami. Zaparkowałem samochód i ruszyłem pieszo na skraj pierścienia krateru. Musiałem przechodzić płoty i przedzierać się przez winnice. Moją obecność zdradziły szczekające i chodzące wolno psy, niektóre próbowałby mnie ugryźć. W potężnym kraterze na terenie gmin Neapol i Pozzuoli jest rezerwat zarządzany przez WWF. Jest to jeden z około 30 kraterów Campi Flegrei, jedyny duży, nie zniszczony przez ludzi. A może inaczej, zniszczony minimalnie. Krater ma obwód ok. 6,5km i powierzchnię 250ha. Porasta go las trudny do przejścia, a na dnie jest niewielkie jezioro Agnano (Lago Grande). Za czasów Burbonów był to teren łowiecki. Dzisiaj jest ostoją ptaków i zwierząt, są tutaj ścieżki, droga asfaltowa na dół, której nie odnalazł mój GPS i dostałem się tam inaczej. Część ścieżek jest zagospodarowana, a raczej widać że była, są makiety dinozaurów, tablice informacyjne. Ale było to zaniedbane. Ostatnią działalność erupcyjną tego wulkanu szacuje się na 3700 lat temu.

Gdy doszedłem na skraj krateru zauważyłem kamienny wysoki mur ciągnący się wzdłuż niego. Była jednak dziura z której skorzystałem. Z góry krater wyglądał efektownie. Nie miałem w planach zejścia na dół, ale ruszyłem wzdłuż krateru. Zbocza wewnętrzne były bardzo strome, pełno krzaków, czasami trochę skał. Gdy już miałem zawracać, wydawało mi się, że zauważyłem namiastkę starej ścieżki i tak było w istocie. Zszedłem nią przez rośliny pełne kolców w dolne partie krateru i dotarłem do asfaltowej drogi, którą ruszyłem w dół w kierunku jeziora. Nagle z terenów mocno zurbanizowanych, pełnych ludzi i samochodów, znalazłem się w ostoi przyrody, co rzadkie na tym terenie. Byłem jedynym człowiekiem tutaj. Spędziłem trochę czasu nad jeziorem, pokręciłem się po okolicy i tą samą trasą udałem się w drogę powrotną. Zrobiła się z tego całkiem długa wycieczka i musiałem zrezygnować z odwiedzin pola solfatar i fumarol.

Będąc na zewnętrznym pierścieniu i patrząc w tamtym kierunku rzucała się w oczy mocno dymiąca ekshalacja wulkaniczna, wydawało się że jest częścią pola geotermalnego (wzgórza geotermalnego). Kolejny krótki przystanek zaplanowałem w wielkim kraterze Campiglione (Monte Gauro do 331m wys.), gdzie jest pole golfowe - Circolo Golf Napoli. Wydobywano tutaj w przeszłości żółty tuf. Przyjmuje się, że krater jest jednym z miejsc ostatniej erupcji Campi Flegrei z 1538 roku. To jedna z najwyższych partii wulkanu. Nie mogłem jednak pokręcić się po dnie krateru, bo jest tam amerykańska baza wojskowa i mnie nie wpuszczono.

Jako że dzień dobiegał końca postanowiłem się udać do dwóch mniejszych kraterów w Pozzuoli – Averno i Monte Nuovo, w pobliżu morza i obok siebie.

Krater Averno wypełniony jest jeziorem, lustro wody na wysokości 1 m n.p.m. Wokół jest ścieżka, a także rzymskie ruiny świątyni Apollo z I w n.e. Sielski krajobraz. A tak naprawdę wulkan, który wybuchł 400 lat temu, z jeziorem o głębokości do 35m (choć są źródła które mówią o 60m). Były czasy gdy wydobywały się z niego liczne ekshalacje zabijające ptaki i ryby. Poeta Wergiliusz tutaj umieścił w szóstej księdze Eneidy wejście do zaświatów (Hadesu).

Obok znajduje się krater Monte Nuovo, który powstał w wyniku najmłodszej, lecz niewielkiej erupcji w 1538 roku (29 wrzesień – 6 październik). Mimo że niewielka, zniszczyła wioskę Tripergole. Miały miejsca wstrząsy sejsmiczne, zresztą trzęsienia ziemi na tych terenach występują cały czas. Erupcję poprzedzało gwałtowne zjawisko bradyseizmu. Czyli podnoszenia się i opadania terenów znajdujących się nad komorą magmową. Nawet do 8 metrów w bardzo krótkim czasie. Bradyseizm na terenie Campi Flegrei występuje do dzisiaj, nie tak gwałtowny, ale teren potrafi się wybrzuszyć lub opaść na przestrzeni roku o metr – dwa. Nawet w ostatnich latach to zjawisko było obserwowane na znaczną skalę, spodziewano się erupcji. Komora płynnej magmy w niektórych miejsach jest tylko 3000m pod powierzchnią ziemi.

Gdy w 1538 r. trwała erupcja, w pobliskim Neapolu „akcja ratunkowa” polegała na procesji z cennym popiersiem zawierającym relikwię głowy San Gennaro. Wielu ciekawskich wchodziło na skraj krateru, by obserwować erupcję, jeden z ostatnich wybuchów 6 października zabił 24 z nich. Niektóre głazy wyrzucone siłą erupcji dotarły do Nisidy (ok. 7km). W Pozzuoli spadło 30 cm popiołów, w Neapolu 2 cm.

Dzisiaj Monte Nuovo porasta roślinność, maksymalna wysokość to 133m, a średnica 375m. Mając resztkę dnia jakąś marną ścieżką ruszyłem do góry. Szybko się skończyła i dalsza wędrówka prowadziła mnie przez chaszcze oraz powalony i wyschnięty zachaszczony las. Straszna mordęga, ale dotarłem na skraj krateru, gdzie była ścieżka. Obszedłem duży fragment wulkanu, wszedłem na najwyższy punkt, obserwowałem dno krateru, znalazłem niewielkie wyziewy wulkaniczne o ciepłocie solfatar. Do podnóża wróciłem ścieżką od strony morza. W zapadającym zmroku. Poza mną nikogo tutaj nie było. Krater stanowi część parku regionalnego Campi Flegrei. To istotne miejsce - najmłodszej erupcji.

Wracając do samochodu w jednej z restauracji zrobiłem małe zakupy, w tym kawowych lodów i trzeba było znaleźć miejsce na nocleg. Najszybciej było rozbić namiot. Niedaleko w Cumae (Cuma), na skraju kaldery, jest więcej zieleni, mniej zabudowy, w tym starożytne ruiny łuku triumfalnego - Arco Felice Vecchio (95 r n.e.), świątyń jak Apollo, Zeusa, term. Do tego zagospodarowane jaskinie, tunele, nekropolia w skałach. Są tu ruiny przede wszystkim z czasów rzymskich, ale Cumae było pierwszą starożytną grecką kolonią na "kontynencie włoskim". Miasto korzeniami sięga VIII w p.n.e. a zostało opuszczone w 1207 r. Ruiny w większości pochodzą z okresu I w p.n.e. – I w n.e.

Nie znalazłem żadnego spokojnego miejsca na nocleg, jeździłem w kółko, aż stwierdziłem że pojadę bliżej solfatar. Tam miałem się udać na granicy nocy i dnia. Spania byłoby niewiele, pobudka przed piątą. Pole solfatar jest gęsto zabudowane dookoła. Zatrzymałem się na jednym z osiedli, gdzie kilkupiętrowe bloki. Na skraju krateru. Postanowiłem się przespać na tylnym siedzeniu. Rozpoczynała się burza, później okazało się, że lało do rana, musiałem opóźnić wyjście do po piątej.

Superwulkan Campi Flegrei (Pola Flegrejskie). Ogromny wulkan, którego kaldera ma średnicę ok. 12-15km, częściowo w Morzu Tyrreńskim. Granice kaldery. Od strony Neapolu i Zatoki Neapolitańskiej granica kaldery jest na wzgórzu Camaldolli (457m – najwyższy punkt Neapolu), wzgórzu Posillipo i wyspie Nisida. Od północy jest miasto Quarto Flegreo, i idąc ku zachodowi akropol Cuma (Cumae) i dalej ku południu wzgórze Procida i półwysep Faro Capo Miseno.

Wulkan jest aktywny, 3000 – 8000 m pod powierzchnią jest komora płynnej magmy. Monitoruje go Obserwatorium Wezuwiańskie. Wielkość wulkanu może spowodować kiedyś super erupcję o kolosalnej sile. Ten typ nie tylko niszczy wszystko dookoła, ale też ma wpływ na całą planetę. Oby nigdy nie doszło do super erupcji Campi Flegrei, bo taka erupcja mogłaby zabić bez przeszkód kilkaset tysięcy ludzi. W samej kalderze żyje ich około 400 tysięcy. Okolicę zamieszkują dwa miliony. Dopuszczenie do tak wielkiej urbanizacji pomiędzy Campi Flegrei a Wezuwiuszem to narażanie mieszkańców na śmierć. A do erupcji tych wulkanów dojdzie z całą pewnością.

Dzień 6). Noc na tylnym siedzeniu skody fabii komfortowa nie była, ale do wytrzymania. Obudziłem się po czwartej rano. Ciemno i mocny deszcz. Gdy zaczęło się przejaśniać, nadal padało. W tych warunkach ciężko było wybrać się na wędrówkę po polu geotermalnym. Dopiero po piątej mogłem wystartować (na piechotę), gdy tylko kropiło. Solfatara di Pozzuoli – to był mój cel, który znajduje się w kraterze i jest trudno dostępny. Z jednej strony strome wzgórze, z dwóch pozostałych też stromo, z jednej strony droga nad którą spałem pośród osiedla niewielkich bloków, z drugiej strony domy jednorodzinne, jak to we Włoszech solidnie pogrodzone. Od najniższej strony też niewielki pagórek, stromy, gęsto porośnięty chaszczami i kaktusami - nie do przejścia, do tego mur. Wejście na pole geotermalne, które kiedyś było dużą atrakcją turystyczną prowadzi przez budynek, w którym jest brama na teren pola. Oczywiście zamknięta i nie było jak się przedostać za nią. Utrudnieniem było też to, że pole geotermalne znajdowało się na dole, jakby było sceną teatru, a wokół całkiem gęsta zabudowa, skąd świetnie widać kogoś kto chodzi po polu lub się przedziera od strony wzgórza.

Więc jak się tam dostać? Chodziłem, kombinowałem, aż znalazłem na skraju zabudowy domów jednorodzinnych opuszczoną posesję. Tak wyglądała. Był tam budynek, jakieś samochody, przyczepa campingowa, ale wszystko wyglądało na opuszczone, ewentualnie na melinę bezdomnych. Tylko płot stanowił przeszkodę, ale dosyć szybko sobie z nim poradziłem. Musiałem zrobić to żwawo, by mnie nikt nie zobaczył z ruchliwej drogi i z okolicznych domów. Niesamowite, że o tak wczesnej porze, na lokalnej drodze jechał samochód za samochodem. Wszedłem na posesję, psów nie było, ludzi też. Ale to nie był koniec, lecz początek mojej mordęgi. Pole geotermalne znajdowało się na dole wzgórza. Choć odcinek był krótki, to stromy do zejścia, ale najgorsze były bardzo gęste chaszcze, pełne kolców. Wymieszane ze śmietniskiem. Po deszczu wszystko było mokre, więc po kilku minutach walki z przyrodą byłem całkowicie przemoczony. A te gęste krzaki miały miejscami 3 metry wysokości. Umordowałem się strasznie, by zejść ze zbocza, ciągle będąc czujnym. Nie wiedziałem, czy ktoś mnie nie obserwuje, a może pole geotermalne jest pilnowane.

Przedarłem się na jego skraj z takim planem. Wpierw bardzo szybko obejdę najbardziej mnie interesujące miejsca. Jeśli ktoś będzie mnie gonił, albo widząc z góry zawiadomi policję, to i tak przyjrzę się sednu tego miejsca. Jeśli nic się nie wydarzy, zrobię drugi obchód, wolniej, do większej liczby miejsc. Pole było płaskie, białe od minerałów, a w każdym razie bardzo jasne. Pusty teren, byłem doskonale widoczny, a wiadome było, że nikogo tam być nie może.

Ale nie zawsze tak było. Jeszcze w 2017 roku odwiedzały to miejsce tłumy, w tym wycieczki szkolne. Kupowało się bilet i wędrowało po polu wyznaczoną ścieżką. Jednak we wrześniu 2017 roku doszło do tragedii, po której zamknięto pole geotermalne. W 2020 roku nadal było zamknięte bez jakiejkolwiek informacji, kiedy to się zmieni. Realizując Projekt 100 Wulkanów, muszę robić swoje, żadne zakazy nie są w stanie mnie powstrzymać. Ale one bardzo wszystko utrudniają.

We wspomnianej tragedii zginęły trzy osoby. Na terenie solfatar wśród turystów była 4-osobowa rodzina z północnych Włoch. 11 letni syn przeszedł za barierkę i wszedł w bardziej aktywny teren. Wpadł do otworu, w którym temperatura wynosiła ok. 100 stopni Celsjusza i skąd wydostawały się trujące gazy. Na ratunek ruszyli 40kilkuletni rodzice, ale też wpadli do dziury. Mogło być tak że jej obramowanie się zawaliło i dlatego wpadli. Cała trójka zginęła. Przeżył tylko 7 letni syn, który nie przekroczył barierki. Źródła różnie podawały, że wpadli na głębokość 1,5 – 3 m. Po tym wydarzeniu cały teren zamknięto.

Takich historii co roku są tysiące nie tyle na wulkanach ile podczas zwiedzania miejsc przyrodniczych. Chwila nieuwagi, nieroztropność, głupota i tragedia gotowa. Tak było i będzie. Zamykanie atrakcji przyrodniczych z takich powodów nie ma sensu. Wielkim błędem jest karanie wszystkich za nierozsądek jednostek. Tak samo sztuczne tworzenie i promowanie masowych atrakcji, bo większości turystom jest wszystko jedno co zobaczą – jedyne kryterium to stopień wypromowania danego miejsca. Skoro zewsząd słyszą, że Wezuwiusz jest obowiązkową atrakcją to tam jadą. Gdyby tak nie było, omijaliby je. Solfatara di Pozzuoli to nie ta skala, ale ten sam mechanizm wypromowania w przeszłości tego miejsca. A ani jedno ani drugie większości turystów tak naprawdę nie interesuje, jadą bo wszyscy tam jadą, zresztą często są rozczarowani Wezuwiuszem lub byli rozczarowani solfatarami w Pozzuoli. Widziałem zdjęcia, gdy jednorazowo na niewielkim obszarze pola geotermalnego było w tym samym czasie około tysiąc osób, w większości duże zorganizowane wycieczki, w tym szkolne. Nie brakowało rodzin z niemowlakami. Zwiedzać to miejsce można było także w nocy, bo zainstalowano oświetlenie, w tym kolorowe dla lepszego efektu. Za bramą wjazdową obok pola funkcjonował kamping i pole namiotowe, bar. Pole geotermalne służyło do robienia „głupich zdjęć szpanerskich” na tle dymów i siarki – to był jedyny cel wizyty w tym miejscu dla większości.

Przez te kilka lat od zamknięcia, infrastruktura turystyczna Solfatara di Pozzuoli uległa zniszczeniu, lokalnym mieszkańcom przeszły obok nosa wysokie dochody z biletów wstępu. I bardzo dobrze, bo czytajcie dalej.

Od zawsze to podkreślam, że grodzenie, zamykanie nie są rozwiązaniem. Niech tereny geotermalne będą dostępne dla ludzi. Tylko nie trzeba budować infrastruktury która przyjmie setki tysięcy turystów, za to należy w jasny sposób napisać, że to jest niebezpieczne, grozi utratą zdrowia lub śmiercią i jest odradzane, ale jeśli ktoś chce, idzie na własną odpowiedzialność. Mniej turystów amatorów, niewielka liczba turystów bardziej doświadczonych, oznacza bez porównania większy poziom bezpieczeństwa. A jak tworzy się warunki, by absolutnie każdy mógł chodzić zbudowanymi ścieżkami po aktywnym wulkanie, bez jakiejkolwiek wiedzy, doświadczenia oraz umiejętności, to kusimy los i dlatego dochodzi do tragedii.

Nie mam żadnych wątpliwości, że gdyby Solfatara di Pozzuoli nie była przystosowana do masowej turystyki i wypromowana jako taka atrakcja, tej rodziny by tam w ogóle nie było. A gdyby jakimś przypadkiem się tam zjawili i pole geotermalne znajdowałoby się w stanie naturalnym, z tabliczkami ostrzegającymi o jakich pisałem, jako rozsądni rodzice nigdy by za nie z dziećmi nie przeszli. Żyli by dalej. Niestety, głupcy zarządzający takimi terenami stosują dwa rozwiązania ich dostępności – wszyscy albo nikt, jakby nie było nic pomiędzy.

Gdyby zamykać każde miejsce przyrodnicze, gdzie ktoś zginął, trzeba by zamknąć prawie wszystkie na świecie. Ludzie zawsze będą ginąć. Nie można karać wszystkich. Idąc tym tropem – zamknijmy każdą drogę i każdy chodnik, gdzie ktoś zginął. Prawda, że to głupie.

Uważam, że osoby zarządzające terenami przyrodniczymi zwykle robią to źle. Bo traktują te tereny jak prywatną własność, nadużywają władzy. Gdy to jest własność społeczeństwa a nie urzędników czy strażników. Oni mają służyć społeczeństwu. Pomagać im, a przynajmniej nie przeszkadzać, w podziwianiu i eksploracji przyrody, by mogli robić to w pełnym zakresie co nie jest równoznaczne z masową turystyką, tworzeniem dla niej warunków, by jak najwięcej zainkasować pieniędzy z biletów.

Mój szybki obchód udał się w pełni, więc przystąpiłem do spokojnego i długiego. Teraz mogli mnie gonić i łapać (w końcu pole geotermalne monitorują kamery). Ale na szczęście nikt nie chciał, a ja przyjrzałem się wszystkim interesującym mnie miejscom. Nie musiałem się przejmować żadnymi barierkami ani ograniczeniami, mogłem zajrzeć w każde miejsce, do każdej dziury. Z mojego punktu widzenia to nie jest ani duże, ani bardzo aktywne ani groźne pole geotermalne, ale jak każde się zmienia, co było widać. Nie działające solfatary i fumarole, nowe powstałe w innych miejscach. Różne dziury i otwory, zarówno aktywnych wyziewów jak i nieczynnych.

W porównaniu ze zdjęciami z przeszłości pole geotermalne w Pozzuoli bardzo się zmieniło pod względem aktywności oraz wyschło. Kiedyś prawie zawsze tutaj były bulgoczące termalne jeziorka, teraz ich nie było. Niektóre największe fumarole i solfatary wygasły całkiem albo prawie całkiem, za to powstały nowe w innych miejscach. Zresztą poziom aktywności tego miejsca znacznie spadł. Ale to nie jest dane raz na zawsze. Tego typu miejsca mają swoje fazy aktywności. Jedne wyziewy gasną, inne powstają, także w zupełnie nowych miejscach. Na polu było też sporo nowych dziur, niektóre dymiące, inne nie. Takie mikro kratery o głębokości ok. 2 metrów. Jeśli w takim miejscu jest wrząca woda albo mocne wyziewy o temperaturze ponad 100 stopni Celsjusza, można przypłacić to życiem w razie upadku. Wyziewy mają w swoim składzie parę wodną, materiał skalny w takich miejscach jest kruchy i sypki, opady atmosferyczne potrafią łatwo dokonać zniszczeń na powierzchni. Ziemia może być niestabilna, potrafi się wytworzyć pustka pod powierzchnią i nacisk jest w stanie doprowadzić do zapadnięcia się stropu. Dlatego tysiące kręcących się ludzi bez doświadczenia po ulegającym przemianom polu geotermalnym to igranie ze śmiercią. A turyści beztrosko sobie tutaj spacerowali. Mimo że wędrowałem po setkach pól geotermalnych, po części wielokrotnie, więc razem to ponad tysiąc wędrówek, często po dużo większych, groźniejszych, gorętszych i bardziej wydajnych, zawsze jestem skoncentrowany i skupiony w takich miejscach. Dlatego nic groźnego mi się nie stało nigdy, poza jakimiś poparzeniami, stopionym ubraniem, czy lekkimi zatruciami. Na ten wyjazd żadnych masek przeciwgazowych nie brałem, bo z mojego punktu widzenia aktywność na powierzchni zarówno Wezuwiusza jak i Campi Flegrei jest tak niewielka, że nie wymagała takiego sprzętu.

Aktywny fragment pola geotermalnego miał rozmiar ok. 300 x 200 metrów, ale samo dno w najszerszym miejscu ma około 700m (a obwód dna krateru ok. 2000m). Wyziewy kiedyś ponazywano, ale może wpierw warto by wyjaśnić czy solfatary a fumarole się czymś różnią? Bo występują tutaj jedne i drugie. Te drugie są cieplejsze i znajdują się na aktywnych wulkanach, te drugie są chłodniejsze i przede wszystkim występują na wulkanach uśpionych, ale też aktywnych i wygasających. Prawie każdy instytut naukowy inaczej definiuje rozgraniczenie tych ekshalacji wulkanicznych pod względem temperatury. Często przyjmuje się, że fumarole są od temperatury 300-350°C wzwyż, ale nie brakuje głosów, że już od 200°C można przyjąć, że mamy do czynienia z fumarolą. W Pozzuoli są wyziewy, które mają około 200 stopni. Zresztą ich temperatura się zmienia. Poniżej temperatury fumarol są solfatary i choć nie brakuje opinii, że powinny mieć co najmniej 150-200°C, to już od 100 można je tak kwalifikować. W opisywanym miejscu są nawet jeszcze chłodniejsze – mofety (znacznie poniżej 100 stopni), ale nie ma wątpliwości że superwulkan Campi Flegrei jest aktywny. A Solfatara di Pozzuoli to największy tego dowód widoczny na powierzchni. Choć w tym miejscu zawsze występowały termalne źródła, podczas mojego pobytu praktycznie zanikły. Jednak w wyziewach było dużo pary wodnej i siarkowodoru osadzającego siarkę wokół. Trachitowe zbocza (rodzaj skały), były w przeszłości eksploatowane. Już w starożytności wykorzystywano nie tylko tutejsze skały i minerały, ale także wodę do leczenia, funkcjonowały niewielkie baseny. Jeszcze w XIX wieku. M.in. uważano że tutejsze zmineralizowane wody leczą bezpłodność.

W miejscu zwanym „Belvedere” aktywność była bardzo niewielka, po rozmiarach widziałem, że kiedyś to była bardzo wydajna fumarola lub solfatara. Idąc w kierunku „Grande Fumarola” (La Bocca Grande) na skraju zbocza znajdowała się największa ilość wyziewów, natomiast sama fumarola nie była szczególnie wydajna, nie wyróżniała się na tym tle. Temperatury niektórych miały poniżej stu stopni, ale niektóre i około dwieście.

Bliżej środka krateru, niedaleko Belvedere jest „Fangaia” – zupełnie wyschnięta z niewielką ilością gazu dziura, kiedyś wydajna, zwykle wypełniona bulgoczącym gorącym błotem.

Szacuje się, że to pole geotermalne powstało ok. 2000 lat p.n.e. Można znaleźć informacje o trzęsieniu ziemi i erupcji wulkanicznej w tym miejscu w 1198 roku, lecz brak na to dowodów. Prawdopodobnie nastąpił nagły skok, zwiększenie aktywności geotermalnej. Już w XVIII wieku odwiedzali to miejsce turyści, a od 1900 roku zwiedzało się je z przewodnikiem. Wraz z rozwojem medycyny wiara w uzdrawialność tutejszych wód bardzo spadła, a w połowie XX wieku zakończono też wydobywanie skał i minerałów. Wulkan i góra skąd pozyskiwano surowce nazywa się Olibano (Kadzidło, do 155m n.p.m., inne dane prawdop. błędne 199 m, a dno eliptycznego krateru 92 m). To miejsce w zależności od źródła jest jednym z 24, 30 lub 40 wulkanów Campi Flegrei. W każdym bądź razie to najbardziej aktywny fragment, najmocniej uzewnętrzniona aktywność wulkaniczna. Ale i tak dużo mniejsza niż w przeszłości, jednak raz na jakiś czas rodzą się nowe solfatary i fumarole, czasami w sposób gwałtowny, w formie wybuchu. Najczęściej ich temperatura ma 100 - 140°C (chociaż czasami notowano i 250). Jednym z młodszych i najsłynniejszych było Vulcanetto z 1898 r. Pole geotermalne położone jest 3 km od centrum Pozzuoli (ok. 80 tys. mieszk.), zapach siarki czasami roznosi się po okolicy. Jest zagrożeniem dla okolicznych mieszkańców. W tej okolicy występują liczne wstrząsy sejsmiczne oraz zjawisko bradyseizmu – czyli podnoszenia i opadania gruntu, czasami gwałtowne i znacznych rozmiarów (nawet kilka metrów w okresie kilkudziesięciu lat, od kilkuset lat dno kaldery więcej rośnie niż opada). Monitorowanie tego terenu wcale nie musi uchronić przed tragedią związaną z aktywnością wulkaniczną, a ona jest tylko kwestią czasu. A przecież mieszkają tutaj setki tysięcy ludzi, a w całej okolicy dwa miliony. Abstrakcyjność sytuacji pokazuje, że do kaldery Campi Flegrei można dojechać metrem z Neapolu, z modnej nadmorskiej dzielnicy Chiaia to tylko dwa przystanki.

Z ciekawostek wspomnę, że zespół Pink Floyd nie tylko zagrał w Pompejach, ale także dali koncert w 1971 r. na tym polu geotermalnym.

Zobaczyłem co chciałem i tą samą drogą ruszyłem z powrotem. Wpierw przez chaszcze i zbocze, potem szybko przez płot. Ubrudzony, z rozdartą kurtką i spodniami wróciłem do samochodu. Pierwotnie Solfatara di Pozzuoli miała być głównym celem moich odwiedzin wulkanu Campi Flegrei. Ale nie dawała mi spokoju największa ekshalacja, którą widziałem z krateru Astroni. Myślałem że dojdę do niej z pola geotermalnego, bo wydawała się bardzo blisko, w końcu w ramach tego samego wzgórza. W praktyce okazało się inaczej. W międzyczasie sprawdziłem że miejsce to nazywa się Fumarole Pisciarelli i jej gwałtowna aktywność narodziła się pod koniec zimy 2009 roku. Jest to obszar około 10 x 10 metrów ale bardzo wydajny, dużo bardziej niż wszystkie wyziewy razem wzięte z Solfatara di Pozzuoli. Można powiedzieć, że ta potężna fumarola przejęła zasadniczą aktywność tego terenu. A w ogóle jaką rolę mają takie wyziewy wulkaniczne? Bardzo istotną, stanowią zawór bezpieczeństwa (wentylacyjny) przed erupcją wulkanu. Opóźniają ją, mają wpływ na jej wielkość. Tymi otworami następuje odgazowanie z komory płynnej magmy i następuje regulacja ciśnienia w komorze. Gdyby gazy nie miały którędy uciec, narastające ciśnienie w komorze magmowej doprowadziłoby do wybuchu. Na terenie kaldery jest więcej wyziewów w tym na dnie morza, ich wydajność przekazuje informacje o gotowości wulkanu do erupcji. Ostatnia megakolosoalna erupcja o sile VEI 7 miała miejsce 39000 – 40000 lat temu. Dokonała ogromnych zniszczeń i miała wpływ na całą planetę. Ponoć miała wpływ na wyginięcie neandertalczyków. Od kilkudziesięciu lat większość wulkanologów zgadza się z tym, że aktywność wulkanu wzrasta i może sugerować erupcję w niedalekiej przyszłości. W 2016 roku badania gazu w fumaroli Pisciarelli wykazały, że kaldera może się zbliżać do tak zwanego krytycznego ciśnienia odgazowania (CDP), co czyni erupcję znacznie bardziej prawdopodobną.

Miałem nadzieję, że zobaczyć fumarolę Pisciarelli będzie łatwiej niż pole geotermalne Solfatara di Pozzuoli, ale póki co nie mogłem do niej dojechać, bo po drodze znalazłem kilka bardzo ciekawych miejsc (teren ten na mapach ma nazwę Antiniana). Cała okolica jest mocno geotermalna, cały system w rejonie wzgórza Olibano jest ze sobą połączony, a wulkan nic sobie nie robi z faktu, że zbudowano tutaj drogi, mieszkania, boiska, zakłady pracy. Obok tych wszystkich miejsc napotykałem dymiące wyziewy, wykwity siarki. Niektóre były intensywne, a zapach siarkowodoru mocno odczuwalny. Co chwilę się zatrzymywałem. Osobliwie wyglądają wyziewy wulkaniczne pośród gęstej zabudowy. Zwykle są na terenach niezamieszkanych. A tutaj jest np. salon samochodowy a z trawnika przed nim mocno się dymi. Na przestrzeni lat w artykułach włoskiej prasy można znaleźć historie jak nagle fumarola pojawiła się choćby na terenie jakiegoś zakładu pracy. To jest realne niebezpieczeństwo w tym rejonie, że nagle w budynku mieszkalnym, w biurze, fabryce czy na boisku na skutek niewielkiego wybuchu utworzy się trwała trująca ekshalacja. Jest to niebezpieczne dla budynków i ludzi. Beztroskość Włochów przeczy zasadom logiki.

Dojechałem w pobliże fumaroli Pisciarelli, byłem może 100 metrów w linii prostej od niej, ale wysokie płoty czasami z drutem kolczastym, domy, firmy, zabudowa, uniemożliwiały się przedarcie. Nawet od strony stromego wzgórza nie dało się podejść bo wkoło wysokie płoty, mury, zabudowa. Próbowałem samochodem podjechać z innych miejsc, ale wróciłem do punktu wyjścia i nie wiedziałem co zrobić. Pierwsza przeszkoda to wysoki 3 metrowy stalowy płot, monitorowany kamerami, a za nim jakiś ośrodek sportowy, po bokach firmy, domy, wszystko grodzone, psy, ludzie. Jak się tam dostać? Czasu miałem coraz mniej, do 13 powinienem zwrócić samochód.

Gdy tak się kręciłem, nagle otworzyła się automatyczna brama do ośrodka sportowego, wyjechał samochód, a ja się prześlizgnąłem za bramę. Kamera, stróżówka - pusta, gdyby kierowca samochodu, który wyjechał spojrzał w lusterko dostrzegł by mnie. Dotarłem w rejon boisk, koło jednego z budynków stał samochód i mężczyzna. Niezuważony zbliżałem się do celu. Przeszedłem zaniedbane boisko, już bardzo blisko fumaroli. Chyba ona odpowiadała za degradację tego ośrodka, co było widać gołym okiem. Wdychając trujące gazy trudno trenować. Pokonałem kolejny wysoki ze stalowej siatki płot, w marnym stanie. Bałem się, że cały zniszczę przechodząc. Dotarłem pod kolejny wysoki płot z bramą z tabliczkami zakazującymi przejście dalej. Przecisnąłem się pomiędzy nim a wzgórzem. Ciągle czujny. Znalazłem się przy samej fumaroli, idąc prawie po kostki w lekko zaschniętym błocie.

Fumarola miała bardzo dużą siłę, znacznie większą niż widziałem na internetowych zdjęciach. Potężny słup gazów dochodził do 10 metrów, a prasa włoska podawała, że okresowo termalna woda tryskała stąd jak z gejzeru do 5 metrów wysokości. Ta fumarola znana była przed 2009 rokiem, była dostępna także dla turystów, jednak gdy jej aktywność gwałtownie wzrosła obszar został zamknięty. Nad wyziewami niedaleko lądowiska helikopterów zainstalowano systemy monitorujące temperaturę, skład gazów, sejsmiczność, kamery, w tym termowizyjną. Temperatury w Pisciarelli wynoszą zwykle między 95 a 110 ° C, a więc tak naprawdę mają temperaturę solfatary.

O ile Solfatara di Pozzuoli w obecnym stanie była spokojna pod względem aktywności, tutaj czułem moc. Wyziewy o bardzo dużej sile, huk, błotne bajorka bulgotały. Solidna aktywność wulkaniczna. Gdy wszedłem w gorące gazy zauważyłem że większość to para wodna, stąd duża wilgotność tego miejsca i błotne otwory. Mocno wyczuwalny był siarkowodór, a włoscy wulkanolodzy opisują, że fumarola wydziela 500 ton CO2 na dobę (to trujący bezbarwny i bezzapachowy gaz). Wspaniałe miejsce, bardzo ciekawe i najaktywniejszy fragment superwulkanu Campi Flegrei. Strumień gazów miał siłę większą niż wszystkie wyziewy z sąsiedniego pola geotermalnego, gdzie byłem wcześniej. Tutaj też na szczęście nikt mnie nie ścigał.

Tylko jak się stąd wydostać, nie mam czasu czekać, aż ktoś otworzy bramę? I nikt mnie nie może zauważyć, bo mógłbym mieć kłopoty. Znalazłem miejsce, gdzie płot był niski, ale za nim prawie pionowe 3-metrowe zbocze. Porośnięte trawami, krzakami, trochę kolców. Miałem nadzieję, że trzymając się tego wszystkiego powoli się będę opuszczał, na szutrową drogę na dole. Tak też zrobiłem, mój pomysł się sprawdził. Upadek z trzech metrów mógłby się skończyć kontuzją. Tylko zszedłem na drogą, otrzepałem się, przejechał obok mnie samochód. Kierowca dziwnie się patrzył, ale pojechał dalej. Wróciłem do auta zadowolony, że wszystko się powiodło i pojechałem do Pozzuoli, do części zwanej Lucrino. Są tutaj termalne źródła blisko morza. Najbardziej znane to „Stufe di Nerone”, ale są też bardzo blisko na plaży malutkie zbiorniki w kształcie beczek, gdzie spływa termalna woda („Lido Nerone - Lo scoglio”). Dalej pojechałem nad jezioro Miseno w pobliżu wulkanicznego półwyspu z latarnią morską – Capo Miseno. Wulkaniczne klify szczególnie atrakcyjnie prezentują się od strony morza, co można zobaczyć z promów pływających na okoliczne wyspy. Po drodze minąłem efektowny zamek: Castello Aragonese di Baia (XV - XVI w.) znajduje się na strategicznym cyplu (51 m n.p.m.) zbudowanym z wulkanicznego tufu, w swoich murach gromadzi zbiory Archeologiczne Muzeum Pól Flegrejskich. Z jednej strony otoczony morzem, z drugiej depresją tworzoną przez dwa wulkany zwane Fondi di Baia – część Campi Flegrei.

Następnie pokręciłem się w rejonie Cuma, gdzie sporo starożytnych ruin w tym łuk triumfalny z I w n.e. Ostatnim zaplanowanym punktem przed oddaniem samochodu było centrum miasta Pozzuoli. Na jego terenie występuje największa aktywność wulkaniczna, tutaj była najmłodsza erupcja Campi Flegrei, miasto od wieków boryka się z wulkanicznymi zjawiskiem bradyseizmu. Idealnym miejscem do jego badania jest starożytne Macellum czyli publiczny rynek rzymskiego Puteoli, trzeci co do wielkości tego typu odkryty we Włoszech rzymski obiekt. Błędnie zwany świątynią Serapisa, którego posąg tutaj znaleziono. Jest to dziedziniec z I – II w n.e. z ruinami kolumn, otoczony portykiem. Na przestrzeni wieków ruchy kaldery zanurzały go w morzu i wypychały na powierzchnię. Bradyseizm może kiedyś znowu obniżyć ten teren i zalać morzem. Dzięki temu procesowi ten zabytek zachował się w tak dobrym stanie.

Niedaleko znajduje się inny ciekawy starożytny zabytek z I wieku n.e. – ruiny rzymskiego amfiteatru Flawiuszów (trzeci co do wielkości z odkrytych). Mógł pomieścić ok. 40 tys. ludzi (149 x 116 m). Był miejscem „pokazów” jak dzikie zwierzęta zabijały ludzi. Tak miał zginąć m.in. więziony tutaj Gennaro (patron Neapolu, biskup i męczennik chrześcijański) podczas prześladowań Dioklecjana w 305 roku. Jednak zwierzęta nie zaatakowały jego i współskazańców (co uznano za cud), dlatego ścięto ich głowy w pobliżu pola solfatarów.

Gdy zakończyłem spacer po Pozzuoli, zjadłem wypieki z lokalnej piekarni (w tym calzone) i autostradą wróciłem w pobliże lotniska w Neapolu, by oddać samochód. Wciągu doby odwiedziłem jakieś 20 miejsc wulkanicznych w kalderze Campi Flegrei, z czego 14 należało do istotnych).

FILM: Solfatary i Fumarole Campi Flegrei. NA ZDJĘCIACH: przykłady bram i tabliczek zakazujących przejścia dalej, opisane w artykule najważniejsze miejsca Campi Flegrei i samochód którym się poruszałem 


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search