Blog

Blog

Ischia i Procida - wyspy koło Neapolu (WŁOCHY)

Po eksploracji kaldery Superwulkanu Campi Flegrei zostało mi jeszcze półtora dnia do opuszczenia Włoch. Moje cele zrealizowałem, zatem szybko wymyśliłem jak spędzę ten czas. Prosto z lotniska udałem się do przystani promowej na Molo Beverello w Neapolu.

Miałem jeszcze pół dnia i szkoda go było zmarnować, więc wodolotem popłynąłem na wyspę Procida (bilet 22 euro, ok. 20 minut, położona bardzo blisko stałego lądu w okolicy Faro Capo Miseno).

Wyspa Procida (archipelag Wysp Flegrejskich na Morzu Tyrreńskim) powstała wskutek erupcji wulkanicznych, jest częścią Flegrejskiego Okręgu Wulkanicznego (stworzony przede wszystkim w okresie 80-12 tys. lat temu), znajduje się na terenie aktywnego wulkanu Campi Flegrei, na zewnętrznych zboczach kaldery. Obecnie to niewielka urokliwa wysepka turystyczna, o której pisano książki, występowała w wielu filmach jak „Listonosz” i „Utalentowany Pan Ripley”. Po przybyciu zamieniłem samochód na rower, by się swobodnie poruszać po wąskich drogach i uliczkach. Na rower ze wspomaganiem elektrycznym, by zaoszczędzić czas i siły, w końcu mój rekreacyjny wyjazd i tak jakoś dziwnie codziennie uruchamia moje nogi na 30km wędrówek w upale. Procida składa się z kilku kraterów, których nie wprawione oko nie dostrzeże, poza jednym – tufowym kraterem Vivara. To tak naprawdę zachowane dwie połówki krateru, z których jedna jest wysepką, a druga fragmentem Procidy. Ta druga zbudowana jest z tufów żółtych i szarych, bazaltów, trachitu, których wiek datuje się w wielu przypadkach na 40 tys. lat.

Procida ma w obwodzie 16km i wymiary mniej więcej 3 x 2 km. Innymi słowy objazd okrężną drogą to ok. 10km. Tutejsze wybrzeże potrafi być płaskie z szarymi piaskami wulkanicznymi, ale też strome w postaci klifów. Wyspa jest pofalowana, uliczki wąskie, na wielu z nich nie miną się samochody. Choć całkiem gęsto zabudowana i mocno turystyczna ma atmosferę małej wyspy, nie przytłacza. Najwyższe wzgórze ma 91 m i nazywa się Terra Murata, jest to wzgórze ufortyfikowane, było tam więzienie, pałac, jest opactwo San Michele z XI wieku n.e., choć wyspa zamieszkana była już w XVI – XV w. p.n.e. Ze wzgórza roztacza się najpiękniejszy pocztówkowy widok na zwartą zabudowę kolorowych domków z mariną – Corricella.

Objechałem całą wyspę, odwiedziłem najwyższe wzgórze, plażę, klify. Ale najbardziej chciałem zobaczyć wysepkę Vivara, która ponoć jest prywatna. Niedostępna dla turystów, choć prowadzi na nią krótki most z Procidy (kiedyś była jej częścią, połączona klifem). Jest rezerwatem i ma bardzo owalny kształt. Można powiedzieć, że wraz z brzegami Procidy w tym miejscu ma kształt krateru wulkanicznego. Mała ale górzysta. Szacuje się, że krater powstał na skutek erupcji ok. 55 tysięcy lat temu. Ładny wulkaniczny krajobraz, a na Vivarę rzeczywiście nie dało się wejść bo na moście nad wodami morza zbudowano bramę wysoką i szerszą niż most. Środek krateru wypełnia woda i nosi nazwę zatoki Genito.

Bardzo fajna wycieczka, spędziłem tutaj jakieś 3 godziny. Podczas zwiedzania wiał silny wiatr i zrobiło się dużo przyjemniej niż w Neapolu, gdzie panował ukrop.

Następnie większym promem, który przewoził samochody udałem się na wyspę Isichia (ok. 8 euro). Niewiele ponad 10km i jakieś pół godziny. Plan miałem taki, że wynajmę skuter i pojadę na drugi koniec wyspy, mniej zurbanizowanej, by przenocować w namiocie. Noclegi były nieprzyzwoicie drogie, a ja potrzebowałem co najwyżej kawałek łóżka na kilka godzin. Noclegi bez wcześniejszej rezerwacji były w cenie od 70 euro za pokój i były to pojedyncze miejsca porozrzucane po wyspie. Dopiero od ponad 100 euro był jakiś wybór. Dla mnie, człowieka, który z chęcią położy się pod drzewem i pójdzie spać, to marnotrawstwo pieniędzy. Wolę je wydać na lody kawowe.

Do portu Ischia dopłynąłem po 18:00, miałem jeszcze ponad godzinę do zmierzchu. Choć w jego okolicy znajdowało się około dziesięć wypożyczalni, nie można było wypożyczyć nic, ani skutera, ani samochodu, nawet roweru. Najwcześniej za kilka dni. Ischia jest bardzo popularna turystycznie, wioska na wiosce, miasteczko na miasteczku. Cztery miliony ludzi ją odwiedza rocznie ponoć, ale nie sądziłem że w czasie paranoi covidowej będzie aż tak dużo turystów (w większości Włochów) i będą takie problemy z wynajęciem czegokolwiek. A pozostał mi tylko jeden dzień, którego wieczorem musiałem być już w Neapolu.

Co nieczęste we Włoszech, na Ischii jest całkiem rozbudowany system komunikacji autobusowej. Ale miałem za mało czasy, by z niej skorzystać. Tylko w jednej wypożyczalni młody chłopak był gotowy wypożyczyć mi swój prywatny skuter 125 cm3 za 40 euro za dzień (na Procidzie chcieli 30 euro, gdy rower kosztował 20). Ale z wynajmem na noc zrobiło się 80 euro, bo słabym angielskim chłopak dukał, że wypożyczenie jest za dzień, a nie za dobę, a noc to jak dzień. Argumentacja, że w nocy to ja będę spał, go nie przekonała. Nie miałem jednak wyjścia, gdy obszedłem wszystkie wypożyczalnie w Ischii, musiałem się zgodzić na ten wariant, ale z wynajęciem skutera tylko na dzień i ze znalezieniem noclegu w okolicy. Od razu spisałem umowę i zapłaciłem, rano jego mama miała mi wydać skuter. Wolałem nie ryzykować, że rano już go nie będzie. Zresztą bał się mi go wypożyczyć, choć skuter był w fatalnym stanie, przyrządy nieczytelne, bo słońce zniszczyło plastikową szybkę i nie działające, np. prędkościomierz, uruchamianie na jakiś patent, silnik mokry, a wszystko pracowało tak jakby miało zaraz się rozlecieć. Bał się, bo byłem z zagranicy, a tacy turyści nie potrafią jeździć. Mówił, że kilka dni temu para po stu metrach na prostej się wywróciła. Gdyby wiedział ile tysięcy pokonałem takimi pojazdami, w tym w krajach gdzie przepisy ruchu drogowego to fikcja, nie miałby wątpliwości. Następnego dnia rano jego mama również dopytywała kilka razy czy na pewno potrafię jeździć, a jak wróciłem była szczęśliwa że skuter jest cały.

Pozostało znaleźć nocleg, ale wcześniej na wszelki wypadek kupiłem bilet na prom do Neapolu na dzień następny na godzinę 17:30 (ok. 11 euro). Ruszyłem w kierunku dwóch zalesionych starych wulkanów za miasteczkiem, ale wszędzie zabudowa. Zanim do nich dotarłem znalazłem kawałek krzaka przy drodze i bez rozbijania namiotu, używając go jako płachty biwakowej – poszedłem spać. Jakieś pół godziny marszu od portu. Idąc widziałem sporo policji na skrzyżowaniach kontrolującej skutery, ponadto przez całą dobę na drodze obok mnie był bardzo dużych ruch. Niesamowite, mimo mocnego zurbanizowania wyspy (ok. 70 tys. mieszk., 46km2). Jeszcze przed północą jechał samochód za samochodem, skuter za skuterem, jakby tutaj ludzie nie mieli nic innego do roboty, tylko jeżdżenie. Ukryty pośród krzaków byłem niewidoczny, a stojąc obok nich miałem piękną panoramę na morze, w końcu z portu szedłem cały czas pod górę. Brak wiatru powodował, że noc była koszmarnie gorąca, ale na szczęście nie padało, bo miałbym problem.

Dzień 7). Rano na spokojnie zebrałem swoje rzeczy i powoli zszedłem do portu, po drodze kupiłem lody, owoce i wodę na śniadanie. O 9:30 odebrałem skuter i w drogę. Właścicielka jeszcze raz dopytywała, czy na pewno potrafię nim jeździć.

Objazd wyspy główną drogą to 30 km, a mnie czekały odbicia. Pierwszy przystanek zrobiłem przy akwedukcie - Acquedotto del Buceto (1580 – 1673 r.), skąd blisko do potężnego zamku Castello Aragonese (bilet 10 euro). Zamek zbudowano na wulkanicznej skalistej wysepce, która połączona jest z Ischią groblą. Pierwszy zamek zbudowano w V w p.n.e., później był niszczony, przebudowywany, obecny kształt zamku pochodzi z XV wieku. Najwyższy punkt przekracza 100 m, zamek wykorzystano w filmie Faceci w Czerni (Men in Black: International 2019). To najważniejszy i najbardziej charakterystyczny zabytek wyspy. Wyspy, która nie jest tak sielska jak sąsiednia Procida. Ischia jest znacznie większa, znacznie bardziej zurbanizowana, ruch samochodowy tutaj jest znacznie większy i to bardzo duży oraz popularny ośrodek turystyczny. Stały ląd jest 8 km od wyspy (Capo Miseno) a Neapol 30km, sama wyspa na długość i szerokość ma maksymalnie około 10 i 7 km.

Ischia to wyspa w Archipelagu Wysp Flegrejskich, ale też wulkan, już poza kalderą Campi Flegrei, ale część tego samego systemu wulkanicznego. Można Ischię uznać za wulkan uśpiony, choć nie byłoby dużym nadużyciem twierdzenie, że jest aktywny. Ostatnia erupcja miała miejsce w 1302 roku (początek być może jeszcze w 1301 r.), wyspa słynie z licznych bardzo gorących termalnych źródeł, którym towarzyszą wyziewy wulkaniczne z dominująca parą wodną (podczas erupcji wyzwoliło się dużo SO2). Jest to teren aktywny sejsmicznie (trzęsienia ziemi zabiły w przeszłości tysiące ludzi), występuje zjawisko bradyseizmu, są na tym terenie komory płynnej magmy i aktywne groźne wulkany – Wezuwiusz i Campi Flegrei. I to właśnie one są głównymi kandydatami do erupcji, nie Ischia.

Erupcja z 1302 roku miała miejsce w północno – wschodniej części wyspy, na trasie z portu do wspomnianego zamku. Dzisiaj ten teren jest mocno zabudowany i nie przypomina miejsca którym płynęła lawa. Otwór erupcyjny pojawił się w miejscu zwanym Cremate a nazwy Arso używa się zarówno dla otworu jak i rzeki lawy, która osiągnęła wybrzeże tworząc Capo Molino, jej długość obliczono na ok. 3km, szerokość ok. 1km. Powstanie krateru o szerokości ok. 500 m poprzedziła wzmożona aktywność w postaci ekshalacji wulkanicznych. Liczne wody termalne stały za gwałtownością erupcji, której przypisuje się charakter freatyczny lub freatomagnetyczny, a na okolicę spadł popiół złożony z pumeksu i siarki. Erupcja była nagła, wtedy wyspa również była zamieszkana, zginęło dużo ludzi. Dzisiaj w większości te miejsca są zabudowane, gdzieniegdzie w zagajnikach sosnowych można dostrzec lawę z erupcji Arso. Przed 1302 rokiem erupcji było więcej, zwłaszcza pomiędzy 500 r p.n.e. a 300 r. n.e., te wulkany mają swoje nazwy jak Rotaro, Vatoliere, Molara i Cava delle Nocelle (trzeci wiek), Monte Trippodi (drugi wiek), Montagnone (Maschiata) (pierwszy wiek). Również w morzu zidentyfikowano wiele wulkanów/kraterów, które przez tysiąclecia uległy dezintegracji.

Jednak szczególne znaczenie dla tego wulkanu i wyspy miała potężna erupcja z przed ok. 56 000 lat. Wyrzucona wtedy lawa jest typowa dla skał wulkanicznych w regionie Kampanii, a to dzięki potasowej alkalicznej trachitowej magmie, tzw. green tuff (zielony tuf). Jako że wulkan Ishia nie wygląda jak wulkan, choć jest nim z pewnością, nie wiadomo w którym miejscu dojdzie do kolejnej erupcji, bo nie ma tutaj np. centralnego krateru. Pomimo iż wulkan jest w fazie uśpienia to jego potencjał powrotu do aktywności jest bardzo duży. Pytanie jest nie czy, tylko kiedy? To odróżnia Ischię od wulkanów uśpionych, które są raczej w procesie wygasania jak np. kaukaski Kazbek.

Wracając do pobytu na wyspie, kolejny przystanek zaplanowałem na najwyższej górze wyspy. Krętą drogą dojechałem około półtora kilometra od szczytu. Był tutaj niewielki płatny parking (2 euro) i obok sklepik z restauracją. Ścieżką pieszo pokonałem ostatni odcinek. Nad częścią wyspy przechodziła burza, której obrzeża zahaczały o miejsce w którym przebywałem, chwilami padało.

Góra Epomeo 789 m n.p.m. znajduje się w centralnej części wyspy, jej wypiętrzanie sięga 130 tysięcy lat wstecz, zbudowana jest z zielonych tufów i tak naprawdę jest wulkanem. Szczyt jest skalisty, a pod samym szczytem restauracja. Ponoć można się dostać tutaj ścieżkami z różnych stron góry. Nie miałem czasu, by wejść pieszo z dołu. Panorama z wierzchołka jest bez wątpienia atrakcyjna, widać lasy, skały, winnice, miejscowości i wybrzeże, a także kalderę Campi Flegrei, Neapol, Wezuwiusza i wyspę Capri, która nie ma pochodzenia wulkanicznego, zbudowana jest z wapieni. Górzysta Ischia też wygląda efektownie.

Tą samą drogą wróciłem do skutera i zjechałem nad morze do jednego z piękniejszych miejsc na wyspie - Sant'Angelo. W morzu jest skalna wysepka o tej samej nazwie, która nie do końca jest wyspą, bo z Ischią łączy ją grobla, która jest plażą z dwóch stron, a w zatoczce jest marina. W okolicy jest pełno termalnych źródeł wydobywających się ze skał, wiele jest zagospodarowanych na termalne kąpieliska. Większe, mniejsze, bardziej eleganckie, bardziej proste, czasami w postaci skalnych wanien czy oczek wodnych. Wykorzystywano je już w starożytności. Odwiedziłem jedno z nich - Sorgenti Termali di Sorgeto. Zagospodarowane miejsce poniekąd. Po schodkach wpierw trzeba było zejść z klifu nad zatokę. Tam restauracja i niewielka kamienista plaża, ale pod skałami w jednym miejscu tryskają termalne źródła. Ze szczelin w skałach, także w samej zatoce. Woda bardzo gorąca, blisko 100 stopni Celsjusza. Z niektórych otworów wypływała i woda i para wodna, czasami sama para o lekkim zapachu siarkowodoru. Zaskoczyło mnie że w tak upalny dzień, bo burze przeszły i zrobiła się świetna pogoda, tyle osób siedzi w zatoce przy brzegu, gdzie woda ma więcej stopni niż powietrze, bo 40-50 stopni Celsjusza, a bliżej źródeł jeszcze więcej. Termalne wody mają właściwości lecznice, ale w taki dzień to się szuka chłodu i w tym celu pojechałem dalej. Bogactwo termalnych źródeł na wyspie Ischia niewątpliwie jest zjawiskiem wulkanicznym. Nie często termalne wody wypływające na powierzchnię mają temperaturę blisko setki.

Okrążając wyspę odwiedziłem niewielką urokliwą, ale mocno turystycznie zagospodarowaną plażę z szarymi piaskami - San Montano. Obok jest termalny aquapark Negombo, zamknięty z powodu koronowirusa, ale ludzi na plaży było dużo i na Ishii nikt się nie przejmował zbytnio żadnym koronawirusem i niewygodnymi obostrzeniami.

Pokąpałem się trochę w morzu na koniec pobytu we Włoszech, ale nie jestem miłośnikiem plażowania i brak takiej kąpieli to dla mnie żaden problem. Zdarzało mi się np. miesiąc eksplorować wulkany Indonezji, cały czas przebywać w rejonach tropikalnych wód i plaż i ani raz się nie wykąpać, bo nawet o tym nie pomyślałem. Wracam do Polski i zdaję sobie sprawę, że ani raz nie zanurzyłem się w morzu, gdy na moim miejscu wielu ludzi codziennie być to czyniła i nie wyobrażają sobie by było inaczej.

Jadąc już ku portowi w Ischia zatrzymałem się w porcie Lacco Ameno, gdzie blisko brzegu skalny grzyb, zresztą nazywa się Il Fungo (Grzyb Lacco Ameno). Niewielka tufowa skała wystająca ponad poziom morza na ok. 3 metry wygląda efektownie. W tle czarne niebo zwiastowało kolejną burzę.

Pozostało zatankować skuter do pełna, a na wyspie za wiele stacji benzynowych nie ma. Przejechałem tego dnia całkiem sporo kilometrów, około sto. Oddałem skuter, właścicielka była szczęśliwa, że jest cały. Ja cieszyłem się, że ten złom mnie nie unieruchomił gdzieś na wyspie i że liczna tutaj policja mnie nie zatrzymała. W Polsce ten skuter w takim stanie przeglądu technicznego by nie przeszedł. Ale jeździł, całkiem szybko.

Gdy czekając na prom jadłem obiad, przyszła burza. Skończyła się akurat, gdy skończyłem jeść i przypłynął mój prom. Do Neapolu z przystankiem na Procidzie płynąłem około półtorej godziny. Wspaniale prezentował się Wezuwiusz, Neapol, Capo Miseno i inne klifowe fragmenty wybrzeża oraz krater wulkanu-wyspy Nisida. To czego nie udało się zobaczyć dwa dni wcześniej, udało się teraz. Po przybyciu do portu w centrum Neapolu zorganizowałem nocleg w tym samym hostelu jak wcześniej. Zdążyłem zrobić zakupy włoskich specjałów i już było ciemno. Wyjazd w zasadzie dobiegł końca, wszystko się udało a nawet więcej. Przepocone ubrania w poprzednie dni były ciągle wilgotne i skisły, został mi ostatni zestaw ubrań na powrót.

Dzień 8). Ryanair trochę zlitował się nade mną i wylot był o 8:55, a więc mogłem zaplanować pobudkę na 5:45. Alibusem na lotnisko (5 euro), odprawa i w drogę, ale samolot był w połowie pusty. Na lotniskach w Neapolu i Modlinie nikt nie sprawdzał temperatury. Włosi kazali przechodzić przez jakąś śmieszną i mało efektywną komorę dekontaminacyjną, strona Polska wymagała wypełnienia jakiegoś durnego formularza. Po lądowaniu przywitała mnie upalna pogoda, ale jednak dużo przyjemniejsza niż włoska wersja. Odbiór auta z parkingu i do domu.

Wyjazd w rejon Neapolu zakończył się pełnym sukcesem. Byłem mocno zmobilizowany, by tak się stało. Okropny rejon do wulkanicznej eksploracji, umęczyłem się strasznie. Zakazy i urbanizacja dały w kość. O ile na Etnę wracam często i zawsze z przyjemnością, tutaj nie chcę wracać. Jedynie jakieś znaczne zmiany wulkaniczne jak erupcja mogą mnie do tego skłonić. Wyjazd zrealizowałem na przełomie lipca i sierpnia 2020.

Na koniec 

12 sierpnia 2020. Czasy są okrutne dla turystów i podróżników. Dlatego gdy da się pojechać do jakiegoś kraju należy zrobić to jak najszybciej, bo za chwilę może być to niemożliwe. W ciągu jednego tygodnia następują zmiany w tym temacie w dziesiątkach krajów, najczęściej na niekorzyść turystów. Trudno tą wiedzę znaleźć, zebrać i być jej pewnym. A najgorsze, że urzędnicy takie decyzje wprowadzają z dnia na dzień, ale nawet 3-4 dniowe wyprzedzenie to niewielka pociecha. Wiele osób zaplanowało wakacje w danym kraju pół roku – rok wcześniej. Albo przynajmniej kilka tygodni wcześniej, gdy wznowiono loty, pootwierano granice. I nagle są zaskakiwani jakimiś durnymi decyzjami. Bo choć każdy przypadek jest uzasadniany bezpieczeństwem, zdrowiem, większą liczbą zachorowań na koronawirusa (COVID-19), to te decyzje mają pełno wad, są nielogiczne, niespójne, głupie oraz bardzo szkodliwe. Są podejmowane impulsywnie, na chybił trafił. I później się okazuje że do krajów bezpieczniejszych pod względem koronawirusa nie da się wjechać , a do mniej bezpiecznych się da. W polskim wydaniu jednym z absurdalnych przykładów był długi zakaz lotów do Portugalii, całkiem bezpiecznej, a w częściach wyspiarskich bardzo bezpiecznej, a można było bez przeszkód latać do krajów gdzie liczba chorych i zachorowań na koronawirusa była bardzo duża jak Hiszpania, Włochy czy Wielka Brytania. Oto pięć przykładów idiotycznych nagłych obostrzeń o których pisano 12 sierpnia 2020, a mógłbym podać pięćdziesiąt, gdyby uwzględnić okres 3-4 dni (notabene dziennikarze też dopuszczają się mnóstwa błędów i manipulacji, powodując jeszcze większy chaos). Cypr niewiele po zwolnieniu Polaków z kwarantanny a potem z obowiązkowego drogiego badania PCR, nagle to ostatnie przywrócił + obowiązkową rejestrację w systemie elektronicznym z wygenerowanie kodu QR zagrożoną w razie nie wykonania tego obowiązku karą 300 euro lub nie wpuszczeniem do kraju. Badanie którego zaczął wymagać Cypr, wykonanego w określonym czasie tuż przed wylotem w autoryzowanym laboratorium, to koszt 500-700zł i sporo zawracania głowy. W sytuacji, gdy ktoś wydał na wakacje 2000zł, albo wybrał weekendowy wyjazd i za bilety lotnicze zapłacił 200-300zł, wyjazd na Cypr stał się ekonomicznie nieopłacalny. Sam stałem się ofiarą tej drugiej sytuacji, ale przez to, choć w tym wypadku. Islandia która wpierw żądała kwarantanny, potem robiła badania na swój koszt, potem turysta musiał je opłacić sam + plus rejestracja w systemie, następnie znowu przywróciła dla niektórych kwarantannę a niektórych zwolniła nawet z badania. Po czym nagle wprowadziła wobec prawie wszystkich obowiązek przeprowadzenia badania i potem 5-6 dniowego odosobnienia (rodzaj kwarantanny), następnie obowiązek drugiego badania na koszt Islandii i wtedy gdy wynik negatywny, pozwoliła kontynuować podróż. W międzyczasie był okres obowiązku drugiego badania po 5-6 dniach bez kwarantanny. Te wszystkie zmiany nastąpiły w czasie dwóch miesięcy: połowa czerwca – połowa sierpnia. Sam miałem szczęście być na Islandii w lipcu, gdy wystarczyło tylko badanie i rejestracja w specjalnym systemie. Absurd tej historii polega na tym, że nikt kto nie musi nie pojedzie na Islandię w takiej sytuacji. 5-6 dni w odosobnieniu w jakimś hotelu to duże koszty w tym kraju, ponadto wiele osób przyjeżdża tam na 7-dniową wycieczkę. Z kolei Wielka Brytania nagle przywróciła 14-dniową kwarantannę dla niektórych krajów np. Holandii, Francji i Malty, Chorwacji, Austrii. Dlaczego tylko te a nie inne? Nie wiadomo. Bo gdyby się kierować jakimiś obiektywnymi liczbami odnośnie koronawirusa to ta lista powinna być zupełnie inna i dużo dłuższa. Odwoływanie z dnia na dzień wyjazdów, wakacji, walka z biurami podróży, liniami lotniczymi, czy wielokrotne przepłacanie za bilety - bo sytuację wykorzystali przewoźnicy – bardzo drogie loty i przejazdy przed godziną wprowadzenia obostrzeń – to nic miłego delikatnie pisząc. I dobijanie branży turystycznej oraz linii lotniczych. Z kolei Włochy nagle przywróciły obowiązek 14-dniowej kwarantanny dla osób wjeżdżających z Chorwacji. A Norwegia 10-dniową kwarantannę m.in. dla Polaków. Tak wygląda podróżowanie po Unii Europejskiej, a po reszcie świata znacznie gorzej, jego duża cześć w ogóle jest zamknięta dla podróżujących. Codziennie dochodzi do kolejnych takich historii. Cały świat działa bez składu i ładu. Totalny chaos. Zero współpracy. Debilizm większości decyzji niewyobrażalny. Straty gigantyczne. Zwłaszcza, że nikt normalny nie zgłasza że choruje na koronawirusa – bo społeczeństwa nie ufają urzędnikom, procedurom ani służbie zdrowia niemal na całym świecie. Oficjalne dane zarażeń mają się nijak do rzeczywistości. Do tego ten wirus nie wymaga tak radykalnych działań, bo groźny jest dla nielicznych. I na nich trzeba się skupić oraz na służbie zdrowia, chronicznie niedoinwestowanej. Nie dlatego, że nie ma pieniędzy, tylko dlatego że większość corocznego budżetu państwa polskiego jest wydawana nieracjonalnie, choćby na kupowanie głosów wyborczych.

20 października 2020. Trwa de facto drugi lockdown, pierwszy był wiosną. Świat zamknął się jeszcze bardziej, a chaos i głupota osiągnęły taki poziom, że koronawirus przy tym to pikuś. Niektóre państwa informują, że zamierzają być zamknięte mniej lub bardziej jeszcze w 2021 roku. W wielu krajach jednostki administracyjne powprowadzały swoje regulacje, osobno od krajowych. W samej Unii Europejskiej różnych zakazów i obostrzeń są tysiące. Nikt nie jest już w stanie się w tym połapać. Efekt – ludzie mają dość, coraz bardziej się buntują, nie przestrzegają. Bo gdy brak logiki, rozsądku, a mnóstwo przypadkowości i głupoty – nie ma się co dziwić. W Polsce też jest taki chaos, że nikt nad niczym już nie panuje. Wielka Brytania potrafiła jednego dnia zwolnić przyjeżdżających Polaków z obowiązkowej kwarantanny, by tydzień później ją przywrócić, a fragmenty Wielkie Brytanii mają cały szereg swoich obostrzeń. Plus takie absurdy jak ten, że pary w Wielkiej Brytanii, które nie mieszkają na co dzień razem, nie mogą ze sobą spotykać się w mieszkaniach, sypiać, uprawiać seksu, ani całować, także na świeżym powietrzu, gdyż spacerując muszą zachować dystans od siebie. Tego typu absurdów i przejawów debilizmu władz są tysiące. Choćby Tajlandia pozwoliła turystom znowu latać na wyspę Phuket, ale trzeba tam odbyć 14 dniową kwarantannę na własny koszt, a potem nie można pójść na plażę, bo zamknięte i wysokie kary – „turyści walą drzwiami i oknami”. Polska zabroniła lotów do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a wszystkie loty dalekodystansowe potężnych linii z tego kraju odbywają się oczywiście przez ten kraj, a same ZEA nawet na tranzyt wymagają posiadania negatywnego świeżego drogiego badania PCR z certyfikowanego laboratorium. Grecja wprowadziła kwarantannę dla części turystów z podejrzeniem zarażenia, która jest fikcją, czystą głupotą, ale ludzi zamyka się na dwa tygodnie w hotelu udając że przestrzega się jakichś reżimów sanitarnych. Zresztą na całym świecie na kwarantannach nie ma mnóstwa osób, które wg przepisów powinny być, a są osoby, które dawno powinny być z kwarantanny zwolnione – bo instytucje sanitarne nie panują nad sytuacją, a ludzie unikają ich jak tylko mogą, nawet jak mają koronawirusa. Jest skrajny poziom dezinformacji, świat nadal kompletnie ze sobą nie współpracuje, nawet regiony jednego kraju nie chcą ze sobą współpracować. Wprowadza się liczne stany wyjątkowe, godziny policyjne i wszystko zamyka, za wszystko karze. W skali świata miliardom ludzi zabroniono lub uniemożliwiono wykonywanie pracy nie oferując im w zamian żadnej pomocy. Decyzje podejmują osoby oderwane od rzeczywistości i tego jak żyją obywatele danego kraju, osoby które mają zabezpieczone na kilka lat środki finansowe i łatwo im codziennie coś zamykać i wyłączać. Konsekwencjami się nie przejmują, bo to wszystko dla dobra obywateli, mimo że decyzje czynią dużo więcej złego, niż gdyby ich nie było. Liczba różnych decyzji, zmian, na różnych szczeblach, związanych z koronawirusem to codziennie pewnie przynajmniej kilka-kilkanaście tysięcy na całym świecie. Niestety za katastrofą gospodarczą którą powodują decyzje rządów idzie bieda, choroby, śmierć, brak pieniędzy na służbę zdrowia, która nie przyjmuje coraz częściej ludzi w zagrożeniu życia. Jak nie ma gospodarki to nie ma pieniędzy. Te skutki powodują dużo więcej szkód i dramatów zdrowotnych niż koronawirus, na którym skupia się świat. Po latach okaże się, że decyzje rządów spowodowały w zdrowiu i życiu ludzi tysiąc razy więcej szkód niż koronawirus. Bo walka z koronawirusem wygląda jak gaszenie pożaru benzyną.

15 styczeń 2021. Skrajny lockdown, podobnie jak wiosną 2020. Duża część świata jest całkowicie zamknięta. Podróżowanie w zasadzie jest niemożliwe, niektóre kraje zapowiadają swoje zamknięcie nawet do końca roku 2021. Bez kwarantanny lub chociaż badania PCR nie da się prawie nigdzie pojechać, a do wielu kraju w ogóle się nie da. Powrót do Pollski publicznym transportem skutkuje 10-dniową kwarantanną. Koronawirus mutuje, chorych i ofiar przybywa, choć nadal groźny jest dla nielicznych. Na szczęście w grudniu 2020 rozpoczął się proces szczepień, który jednak potrwa długo. Zakłada się, że szczepionka będzie skuteczna przez co najmniej rok, a oosby które przechorowały, mają przeciwciała do pół roku. Gospodarka wielu kraj decyzjami rządowymi została zniszczona, co będzie miało katastrofalne skutki. Tak zwane tarcze antykryzysowe dla dla przedsiębiorców i pracowników są tak niepoważne i żenująco niskie, że mało kto dostaje jakąkolwiek pomoc - świetnie to widać na przykładzie Polski. Cały czas dużo więcej osób umiera nie na skutek koronawirusa a na skutek zamknięcia służby zdrowia i podporządkowania jej niemal wyłącznie koronawirusowi (Covid-19), przez co chorzy na nie-koronawirusa często pozbawieni są opieki medycznej. 

Od pojawienia się koronawirusa (COVID-19) stoję na stanowisku, że wszystkie siły i pieniądze powinny pójść na służbę zdrowia i ochronę osób najbardziej narażonych na ciężkie przechodzenie choroby lub zgon, a cała reszta powinna funkcjonować w miarę normalnie, bo gospodarka jest najważniejsza. Od niej zależy wszystko, także zdrowie i życie społeczeństw, funkcjonowanie państwa, a nawet jego istnienie.

NA ZDJĘCIACH: Wyspa Procida i Vivara, następnie prom na wyspę Ischnia, na której oprócz miejscowości o tej samej nazwie: Acquedotto del Buceto, Castello Aragonese, góra Epomeo, zatoczka Sant'Angelo, termy Sorgenti Termali di Sorgeto, plaża San Montana, Il Fungo w Lacco Ameno, koronawirusowe obostrzenia w Neapolu.


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search