Blog

Blog

Wulkan Ijen ok. 2800m (Jawa, Indonezja)

Wulkan Ijen - fumarole i kopalnia siarki

Wulkan Ijen to byl kolejny cel wyprawy, tym samym z Denpasar na Bali musialem sie dostac do Banyuwangi na Jawie. 

Tradycyjnie nielatwo bylo znalezc transport na dworzec autobusowy, a na miejscu tez tradycyjnie oblegli mnie miejscowi z super ofertami. Bilet za 175 000 rupii. I juz chca sprzedawac mi bilet, juz prowadza do autobusu. Lecz nie mam pewnosci, bo gdy mowie nazwe wulkanu i miejscowosci, oni dyskutuja miedzy soba i pada jeszcze inna nazwa. Idziemy do biura, pokazują mi mapę i Jawę Środkową- nie maja pojecia gdzie chce jechac oraz gdzie jest wulkan Ijen. Pokazuję miejsce na mapie, na co słyszę -acha-, inny autobus, cena ta sama. Gdy udalo mi sie w koncu od nich opedzic sam znalazlem autobus i kosztowal mnie 65 000 rupii. W nim przed startem bylo jak zawsze, liczni handlarze jedzenia i badziewia, grajkowie i te klimaty. 

Wyruszylismy o 9:30 i na miejscu bylem przed zmrokiem. Nikogo nie zdziwi, ze napisze poraz kolejny, ze oldeglosc niewielka, ale jazda bardzo dluga. Marne, waskie drogi robia swoje, to nie Malezja czy Filipiny. Chociaz kierowca bardzo sie staral, za bardzo. Niewiele to dalo, a kilka razy stoczylibysmy sie ze skarpy, jechalismy na liczne czolowki, kilka razy potracilibysmy motorowerzystow i pieszych, raz cudem nie zabilismy pary staruszkow, zatrzymalismy sie niecale pol metra przed nimi. 

Ciesnina miedzy Bali a Jawa jest bardzo waska, co nie zmienia faktu, iz prom plynal 75minut. Gdy dotarlem do BWI, bo tak w skrocie mowia miejscowi na Banyuwange, na miejscu zlozyl mi oferte dotarcia na Ijen pracownik terminala autobusowego. Samochod za 600 000 rupii lub skuter za 250 000. Przewodnik za 150 000 choc na miejscu, powiedzial, ze mozna wynajac za 100 000, ale nie bede zalowal jak wezme jego. Tak na dobra sprawe potrzebny jest tylko transport, reszta jest banalnie prosta, chociaz wszyscy maja przewodnikow. 40usd to nie majatek (400 000 rupii) - umowa stoi. Znalazlem nocleg za 5usd, nore bez okien z jaszczurkami na scianach, ale co tam - bywalo znacznie gorzej. Tym bardziej, ze moja wycieczka zaczynala sie o 1:00 w nocy, a wstac musialem troche wczesniej. W zasadzie za bardzo to nie spalem. A wszystko przez bluefire, czyli niebieski ogien. 

Przewodnik Faith przyjechal swoim motorkiem punktualnie i ruszylismy w godzina podroz - glownie do gory, na blisko 2000m, z niewiele ponad poziomu morza. Na miejscu bylo juz troche samochodow z turystami. Tylko ja wybralem taki sposob transportu (tak w ogole to prawie wszyscy turysci atakuja wulkan z miejscowosci Bondowoso).

Dygresja. Zastanowialem sie kiedy spalem podczas tej wyprawy 8h, i nie moge skojarzyc takiej nocy. Do tego wstaje najczesciej o 6:00 albo po polnocy jak przedmiotowej nocy. Koniec dygresji.

By dojsc na dno krateru potrzeba troche ponad godzine, 4km. Wiekszosc wygodna szeroka niemal droga, glownie pod gore, momentami konkretnie. Ostatnie 700m biegnie w dol gorska sciezka- ze skraju krateru. Najwyzsza wysokosc na trasie to jakies 2400m, ale zbocza okalajace krater dochodza do 2800m.

Na ta wycieczke wybieraja sie z tego co zauwazylem glownie "niedzielni turysci". Ledwo doszli nad krater, a na dół schodzili niemal na czworaka - tak sie bali nie wiedziec czego. Widac, ze malo sie ruszaja i nie chodza po gorach. Najslabiej wypadaja turysci z Indonezji, oni w ogóle nie chodza, wszedzie tylko swoimi motorkami. Takie sa tego skutki, ze 4km to jak wejscie na Everest dla nich. 

Wulkan Ijen (Kawah Ijen) to aktywny wulkan ze sporym jeziorem kraterowym. Dane internetowe mowia o ostatniej erupcji w 2002 roku, moj przewodnik opowiadala,ze dostep do wulkanu byl zamkniety w zeszlym roku przez kilka miesiecy z powodu... erupcji wulkanu. 

Jego glowna atrakcja oprocz turkusowego jeziora sa liczne fumarole i kopalnia siarki. Oraz bluefire. W nocy wokol fumaroli widac niebieski ogien, czesto przeslaniany przez gesty dym (siarkowodor i inne gazy). Wyglada to rzeczywiscie efektownie. Kopalnia pracuje niemal cala dobe, z fumaroli specjalne rury odprowadzaja plynna siarke, ktora zastyga w okolo 10 minut, przez co mozna ja wydobywac na biezaco. Wydobywajace sie gazy sa bardzo gorace, przekraczaja 200-250 stopni Celsjusza. Plynna siarka kawalek od fumaroli miala jeszcze ponad 130 stopni. To co w nocy swieci na niebiesko w dzien wyglada jak niemal palacy sie dym - czerwony. 

Ze wzgledu, ze wiatr zmienial kierunek i gesty gaz "napadł" na turystow ci w poplochu uciekli z karateru, w tym para Polakow, bo slyszalem Polski jezyk (nie spotkalem ich juz pozniej). Kaszel, krzyki, panika. Mnie to za bardzo nie interesowalo majac na oczach gogle ochronne, a na twarzy polsmake przeciwgazowa. Odeslalem mojego przewodnika kawalek do gory, bo byl nieprzygotowany i zostalem przy fumarolach - wchodzac na ich szczyt. Ale w pewnym momencie podszedlem tak blisko a wiatr zmienil kierunek w moja strone, ze rady nie dala ani moja maska ani moje gogle. To bylo ciezkie 15 minut. Nie wiedzialem, ze czlowiek moze oddychac siarkowodorem. Kaszlalem, lzawilem, ale musialem przeczekac, bo wokol mnie byly fumarole o temperaturze 250 stopni Celsjusza. Panika, jeden zly krok i zle by sie to skonczylo. Widocznosc zero. A propos siarkowodoru, bo moj przewodnik gdy nim nie jest jest gornikiem w tej kopalni od 16 lat, to jej wlasciciel ponoc robil jakies badania, z ktorych wyszlo, ze siarkowodor nie szkodzi ludziom (wierzycie w to?). Przy pracy w kopalni caly czas oddycha sie mniej lub bardziej siarkowodorem, gornicy nie maja zazwyczaj masek.

Jezeli by ktos zadal pytanie, czemu ja sie wiecznie pakuje w miejsca potencjalnie niebezpieczne, czyli na przyklad dlaczego nie moge fumaroli ogladac z pewnej odległosci jak inni, to juz odpowiadam. Pewne choroby sa nieuleczalne. 

Turysci obejrzeli przez chwile niebieskie ogniki, uciekli przed gazem i ruszyli do samochodow, bo do wschodu slonca byly jeszcze 2 godziny. Zamierzalem rzecz jasna poczekac, bo tak po prawdzie fumarole, jezioro, kopalnia za dnia sa ciekawsze nic te ogniki. Kleby dymu, zolta siarka, w postaci plynnej czerwona. Dymy biale i czerwone, bardzo geste. Pracujacy gornicy, metalowym pretem odlamujacy siarke i wkladajacy je na kosze polaczone bambusem. Takie same jak u tragarzy na Rinjani. Faith mowil ze pracuje lacznie 450 gornikow, ale na zmianie ich bylo kilkudziesieciu, przy czym w samej kopalni z 10. Bo wyglada to tak. Po zaladowaniu koszy siarka o wadze 60-80kg, trzeba ja przeniesc 4km do parkingu, skad zabiera je samochod (po drodze jest wazenie). Gornicy robia dwa kursy dziennie, dostaja 700 rupii, za kilgoram, dziennie zarabiaja zatem ok. 100 000 rupii czyli ok. 10usd (dalej kilogram siarki jest sprzedawany 8000 rupii za kg). Nie pracuja codziennie, ale kopalnia jest czynna 24h na dobe. Przy popularnym niskim zarobku 100USD w Indonezji (na miesiac) sa wstanie zarobic wiecej, do tego ladniejsze kawalki siarki sprzedaja turystom, za robienie zdjec nieraz pobieraja datek. Niektorzy nawet rzezbia w siarce. Bardzo ciezka praca. Probowalem podniesc takie kosze z siarka i ledwo je ruszylem, a co dopiero niesc je 4km. 

Faith nauczyl sie angielskiego od turystow, pytal ich, sluchal i dlatego teraz moze pracowac takze jako przewodnik. Glowny sezon to lipiec i sierpien, kiedy Europa ma wakacje, ale Indonezja tez. Poza tym jeszcze czerwiec, wrzesien, październik. Reszta to martwy okres. 

Jezioro w kraterze jest termalne, gorace, w poblizu sa tez zrodla termalne. Fajnie bylo spedzic kilka godzin bez turystow i temu wszystkiemu sie przygladac. Dopiero po siodmej rano przychodza ci turysci, ktorych nie interesowal niebieski ogien. Ponoc Ijen zamykany jest dla turystow o 15. Jeszcze miesiac wczesniej byla pobierana oplata za wstep i oplaty za uzywanie aparatow, kamer. Teraz zmieniono zasade, nie wiem czy chwilowo, i jest wolny datek, ale na zasadzie, ze raczej cos trzeba uiscic.

To najfajniejszy wulkan wyprawy jak na razie, w koncu z mocno widoczna aktywnoscia wulkaniczna. Kłęby dymu wydobywajace sie z ogromnego krateru robia wrazenie. Niestety sciezka na Ijen boryka sie ze smieciami, tak jak cala Indonezja. Tam gdzie w Indonezji jest czlowiek tam jest smietnisko a rzeka jest sciekiem - niestety. 

Jadac przez dzungle zatrzymalismy sie na chwile przy planatacji kawowej, a w BWI bylem o 9:00. Rozliczenia, pozegnanie. Bardzo fajna wycieczka. Bylem caly z siarki i mam pierwsza pamiatke z wyprawy - kilo siarki. O ile Rinjani to po prostu jak zdobywanie szczytu gory, to przy Ijen naprawde mozna poczuc, ze to aktywny wulkan. 

Skoro bylo wczesnie, to mimo zmeczenia postanowilem ruszyc dalej, ku kolejnemu celowi: wulkanowi Bromo. Niedaleko od BWY. Sorry, w Indonezji wszystko jest daleko. Zle napisalem. Ta byla holenderska kolonia, nie wziela przykladu z Filipin czy Malezji, dlatego jest jak jest. Mniejsza z tym.

Moj zaprzyjazniony pracownik terminala mial dla mnie zla wiadomosc. Ze ostatni autobus do mojego kolejnego celu odjedzie za 30 minut. Pobieglem sie pakowac. Tlumaczyl cos o jakims swiecie, koncu wakacji, ze 3 mln beda chodzic (czy wracac z zwakacji? - ale co to jest na 250mln), ze od 11 godziny do nastepnego dnia nie bedzie komunikacji. Brzmialo to troche jak brednie, tylko faktycznie o 9:00, odjechaly jakies 3 autobusy i zostal tylko jeden - moj. 

Po 10 minutach pakowania przybiegl ow znajomy i przeprasza, ale autobus odjezdza za... 5 minut. Nie wiem jak to zrobilem ale bylem gotowy piec minut pozniej. Wsiadlem do autobusu i dod razu ruszyl. Zastanawia mnie jednak kilka rzeczy. Bilet do Probolinggo kosztowal 132 000 rupii, dosyc drogo, sprzedawal go ow pracownik terminala. I jakos mi sie zdaje, ze to tak mialo byc. On sprzeda mi drogi bilet, czesc z niego bedzie mial dla siebie, dlatego naciskal na ten autobus. Ale skoro na dworcu byl tylko jeden, niech mu bedzie. Zreszta za udzielona mi pomoc poprosil o napiwek, a jak znam zycie, Faith tez sie musial z nim podzielic. Ponadto na innych terminalach tego dnia w innych miastach widzialem duzo autobusow. 

Autobus ruszyl. Ja jedynym pasazerem. Niby klimatyzowany, ale cos slabo, do tego kierowcy i obsluga pala i sluchaja glosno muzyki. Tak w ogole to tutaj przy obsludze autobusu pracuje bardzo duzo osob, przy innej dzialalnosci tez. To co w Europie robi jedna osoba tutaj 3-4-5. Autobus 200km jechal 6,5h - a my w Polsce narzekamy, ze wolno sie jezdzi. Po drodze zabieral pasazerow.

Pisze wlasnie z Probolinggo, jutro odwiedze wulkan Bromo, potem mam kolejne w planie, moge znowu byc poza cywilizacja. W kazdym badz razie wulkan Ijen polecam.

Dygresje.

Po wjechaniu z Bali na Jawe trzeba przesunać zegarki o godzine wczesniej. 

Na Jawie po raz pierwszy w Indonezji spotkalem sie z zebrzacymi dziecmi, niektore ciagna z koszule i krzycza money. Na pozostalych wyspach przynajmniej probowaly pracowach, chocby udaja na promach, ze potrafia spiewac.

Indonezja przywitala mnie takze nizszymi cenami, o 10-20% niz dotychczas, w niektorych  przypadkach wiekszymi, nie dotyczy to komunikacji.

O owocach juz pisalem, teraz o warzywach, praktycznie ich tutaj nie ma. Widzialem kilka razy pomidory, raz kapuste, raz ogorki, mozna kupic na cieplo kukurydze, kilka razy widzialem jakies zielska w stylu pietruszki, a tak dostac tutaj warzywa to duzy problem. 

Bedac dzisiaj w sklepie przyjrzalem sie kilku cenom i tak 1kg winogron kosztuje 7USD, jablek podobnie. Te drugie musza pewnie sprowadzac, ale czy te pierwsze tez?

Sklepy miesne - nie wiedzialem dotad zadnego, kilka razy kurczaki. Natomiast w restauracjach rzecz jasna wszystko jest halal (uboj rytualny).

W Indonezji obowiazuje ruch lewostronny.

Przy lepszych sklepach i centrach handlowych pracuja panowie w mundurach, ktorych zadaniem jest umozliwic podjazd klienta pod sklep i jego odjazd. Wynika to z tego, ze miejscowi kierowcy nigdy nie ustapia i mozna stac miesiac, ale do sklepu sie nie podjedzie. A my narzekamy na polska kulture kierowcow. 

Indonezyjska kinematografia. Zastanawialem sie jakiego uzyc slowa. Delikatnego. Ale najbardziej delikatne jakie mi sie nasuwa to takie, ze indonezysjkie fimy sa glupie. W autobusach sie ich troche naogladalem. Bo autobus moze byc sklejnony tasma klejaca, ale duze glosniki i dvd musi miec. Na usprawiedliwienie swojej oceny mam to, ze moze oni tutaj te filmy odbieraja inaczej, niz ja ze swiata zachodniego. Nie zmienia to faktu, ze dotad myslalem iz najglubsze sa filmy z Bollywood i z HongKongu(karate) - tzn duza ich czesc produkcji.

Tez poki co jak dla mnie Indonezyjczycy sa malo kumaci.  Podrozujac po krajach gdzie slabo z angielski, a ja nie znam ich jezyka, czesto musze pokazywac czego chce, szukam. Takie zadania aktorskie. Ze np. szukam tunczyka, pomidora, noclegu, jajka na twardo. I wykonujac te same czynnosci wielu krajach swiata, ludzie szybko lapali to czego potrzebuje. Tutaj nie lapia praktycznie wcale. Nawet jak pokazuje, ze szukam noclegu (bo slowa losemna, homestay nic nie mowia), przechylajac glowe i kladac na rece, to oni do mnie: bemo, odziek, hello. Ale do miejsca noclegu mnie nie skieruja. Chociaz akurat przy tym przykladzie nie jest jeszcze najgorzej. Coraz mniej sie dziwie, ze w Indonezji jest jak jest. Ale i tak obecna wyprawa bardzo mi sie podoba i na razie jestem z niej bardzo zadowolony. 

Pozdrawiam z Jawy

Gregor

Reportaż o kopalni siarki w wulkanie Ijen znajduje się: TUTAJ.

 Na zdjeciach: aktywny wulkan Ijen: kopalnia siarki, fumarole, jezioro w kraterze, gornicy, siarka, blekitny i czerwony ogien, kawa na zboczach Ijen oraz wulkan Raung.


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search