Blog

Blog

Kuta, Ubud (Bali, Indonezja)

Gregor i skuter, Bali
30 dzien w Indonezji, ostatni na mojej wizie. Nie przedluzylem jej wczesniej w urzedzie emigracyjnym na kolejne 30 dni. I co teraz? Spokojnie. Wpadlem na inny pomysl. Wystarczy opuscic terytorium Indonezji i wrocic, by otrzymac kolejna wize. Ten pomysl swital mi juz przed wyjazdem na wyprawe. Wiecej o nim w kolejnym wpisie. A ponadto slyszalem, ze kara za przebywanie bez waznej wizy w Indonezji to 20 dolarow za dzien, a wiec kara smierci za to wykroczenie nie grozi. Za posiadanie narkotykow, owszem. 

By zreazlizowac swoj plan musialem sie poswiecic. Z Yogyakarty na wyspie Jawa, czekal mnie powrot na Bali. Niby wszystko wskazywalo, ze bede jechal w kierunku Sumatry... i bede jechal, tylko pozniej. Bilety autobusowe z Jogji do Denpasar kosztuja 240 000 - 275 000 - executive class (tradycyjnie zaplacilem najnizsza z cen), podroz ma trwac 17h. Zaladowalem sie do takiego autobusu (jakis azjatycki "wynalazek"), jak na Indonezje niezle, duzo miejsca na nogi, "podudownik", obiad w cenie, niezle dzialajaca klimatyzacja. O tej samej godzinie, czyli o 13, ruszylo wiecej autobusow, roznych linii. Prawie puste, ale tak jak my zabieraly ludzi po drodze, ktorzy zarezerwowali przejazd wczesniej. Kierowca robil co mogl, szalal. Byl tylko jeden postoj 25min, na obiad, plus zabieranie ludzi i przymusowy postoj na promie (na szczescie w autobusie byla prymitywna toaleta). Na Jawie jest dosyc plasko, wiec dalo sie wyprzedzac, ale na Bali kreta, waska, gorska droga i bardzo powolna jazda. w Niektorych miejscach probuja budowac tam jakies wiadukty, ale to niewiele da. Gdy kolejnego dnia dojezdzamy juz do Denpasar, autobus zatrzymuje sie przed miastem na jakims terminalu w szczerym polu. I obsluga autobusu mowi mi oraz czterem Japonczykom, ze tutaj mamy wysiadac. Japonczycy jak zwykle prawie zero angielskiego, nie wiedza co sie dzieje, potulnie ida po plecaki. Zaraz, zaraz. Ja zaplacilem do dworca Ubung i tam mnie macie dowiezc. Oczywiscie przeszkoda - jezyk.  Jestem w szczerym polu, na nowym dworcu jak mowia, zero autobusow, zero ludzi, zero mini busow, taksowka do Denpasar stad to 150-200tys rupii. Jeszcze jeden z pasazerow probuje mnie przekonywac, ze to jest Ubung. Przyjacielu, jesli nie chcesz stracic swoich krzywych zebow, to nie mow takich rzeczy. Tylko gdybym byl pierwszy raz na Bali, to pewnie bym sie nabral i uwierzyl, ze to terminal Ubung. Gosc z autobusu mowi, ze jada do Pandagbai, nie do Denpasar - a co to mnie obchodzi? Mam na bilecie Ubung - Denpasar. Pracownik terminala, w smiesznym mundurze, mowi po angielsku, ze to co jest napisane na bilecie to. g...no. I ze to koniec, mamy wysiadac. W takim razie zabawimy sie po mojemu. Jestesmy przed autobusem, ja, jego obsluga, pracownicy terminala. Japonczycy wyciagaja swoje plecaki. Nikt oprocz nas nie wysiada. Angielskiego za bardzo nie rozumiecie, dobrze. Bedzie wiec tak. Zrobilem totalna awanture, ze slyszano mnie na calym terminalu. Wpierw ich wyzwalem od idiotow i nie tylko, ale nie bede cytowal wulgaryzmow, potem kazalem siebie zawiesc na Ubung, bo za to zaplacilem. Bylem glosny, mialem grozna mine, gestykulowalem rekami, czesto powtarzalem slowo Ubung, pokazywalem bilet. Dwie minuty pozniej jechalismy do Ubung. Lata podrozowania, standardowa procedura w takich sytuacjach. Japonczycy tez z powrotem, okazalo sie w ogole, ze ich celem bylo Padangbai, nawet nie wiedzieli dokad jedzie ten autobus. Ale z Japonczykami/Chinczykami/Koreanczykami, wiecznie sa jakies "jazdy". Po 35minutach bylismy na Ubung. O dziwo, tutaj wysiadla wiekszosc pasazerow. Japonczycy mi podziekowali, a przede mna stanelo kolejne wyzwanie. Tak, podrozowanie komunikacja publiczna po Indonezji to wyzwanie. Cel: Kuta.  

Na Ubung dopadli mnie oferujacy transport za zawyzone stawki. NIE! Mini bus! To nazwa czesciej uzywana niz bemo. Tylko nie ma chetnych do Kuty poza mna, a tak w ogole z Ubung nie jedzie nic bezposrednio do Kuty, trzeba sie przesiasc - mimo ze to najwazniejszy kurort Bali polozony 10-12km od Denpasar. Doszedl Szwajcar, trzy Francuzki. Jedziemy. Przesiadka. Francuzki chcialy jechac na jakas plaze, znalazly nawet mini bus, lecz potem wrocily do Kuty, bo tam nie bylo miejsc noclegowych, zatrzymaly sie w tym samym homestay`u co ja. Dwie godziny zajelo pokonanie niewiele ponad 10km dwoma mini busami z Denpasar do Kuty, cena 20 000, moze lepiej bylo wziac taxi za 70-100tys, tylko moi towarzysze twierdzacy, ze jest tutaj drogo, koniecznie chcieli mini bus. Ale przeliczajac na 4-5 osob, byloby nie drozej niz mini bus. W Kucie szybko znalazlem nocleg, pamietalem miescine z poprzedniej wizyty. Ceny troche spadly i zamiast 150 000 zaplacilem 120 000 - sezon sie konczy. Skoro bylo wczesnie, udalem sie na dlugi "spacer" po miescie. Tak na marginesie Bali powitalo mnie deszczem i dopiero w Kucie wyszlo slonce. 

KUTA. O Kucie juz troche pisalem. Ma sredniej klasy plaze, to wszystko. Poza tym brzydkie miasto. Strasznie komerycjne, sztuczne, tandetne. OKROPNE. Nie ma mowy o spacerze, bo nawet na najwezszych uliczkach chca cie przejechac motory. Jak nie motory/samochody, to caly czas, by cos kupic, by spojrzec, masaz, a moze cos wiecej niz masaz, jedzenie, pub, dyskoteka. 100, 200, 300 razy hello, boss, gdzie idziesz itd. W Indiach i Nepalu wypracowalem sobie umiejetnosc ignorowania, nie zwracania na to uwagi, to dziala. Jak na "kurort" przystalo jest drogo, np. w sasiednim Denpasar kosztuje godzina internetu 3000 rupii, w Kucie 12 000 rupii, w jednym miejscu bylo 10 000 i tam korzystalo dwoch klientow, gdzie indziej pustki(wiecej pisze ponizej). W restauracjach czesto dziala zasada, ze tam gdzie brak wolnych krzeselek, tam tanio i niezle karmia. Chociaz w Indonezji jedzenie jest monotonne - oparte na ryzu i makaronie, chili, kurczaku, jajku, niesmacznych zupach - jedza to przez caly dzien (ryby i owoce morza to nie jest to co jadam). Wieszkosc napotkanych turystow narzeka na tutejsze takie sobie jedzenie i kazdy marzy o domowym. Na przyklad w Peru czy w Indiach, takich narzekan nie slyszalem.  Niby wielki kurort a z angielskim slabo, zwlaszcza w marketach (co 50-100m) i mniejszych restauracjach. Tunczyk i pomidor - nieosiagalne, chyba ze w restauracji. Ostrzezenia przed kradziezami, napadami - bo w Indonejzji jest mnostwo bezrobotnych, w Kucie ponadto zebracy. Na Bali jest praca, ale trzeba chciec pracowac, podniesc kwalifikacje, a malo komu sie chce, latwiej ukrasc albo napasc (chociaz osobiscie nikogo nie spotkalem w Indonezji do tej pory z takim doswiadczeniem). Spedzanie czasu w Kucie to dla mnie meczarnia. Nawet niektorzy miejscowi, nie rozumieja co sie komu podoba w Kucie i na Bali. Aczkolwiek sadze, ze inne czesci wyspy moga byc troche ciekawsze - dla tych co lubia zorganizowane proste wycieczki, plaze, troche lasu tropikalnego, kawalek wulkanu. Dla tych co nie lubia sie przemeczac, tylko miec wszystko podstawione pod nos. To dobre miejsce, trzeba miec tylko sporo pieniedzy.

Kolejny czesty temat wsrod turystow brzmi: dlaczego tutaj jest tak drogo? Taniej niz w Europie rzecz jasna, ale drogo. Pisalem juz o tym, Indonezja rzeczywiscie na tle tej czesci swiata tania nie jest, Bali i kurorty sa drozsze, ale nie ma dramatu. Da sie przezyc. Drogo jest wtedy gdy ktos oczekuje dobrego jedzenia, dobrego pokoju w hotelu, dobrych warunkow przemieszczania sie, chce imprezowac, korzystac z platnych wycieczek. Czyli dla blisko 100% turystow jest drogo. Dla mnie znosnie.

Po pierwszym pobycie w Kucie pomyslalem sobie, trzeba byc niespelna rozumu, by wydac wlasne pieniadze na wakacje tutaj. Gdyby ktos mi zaplacil, to bym przyjechal na wakacje, ale sam bym pieniedzy nie wydal na tak beznadziejne miejsce. Zmienilem jednak zdanie. Oprocz oplacenia mi wyjazdu, musialbym dostac duze kieszonkowe i jeszcze wieksza pensje. Wypoczynek w Kucie to dla mnie ciezka praca.

Jesli chodzi o tutystow, to dominuje swiat Zachodni. Francuzi, anglojezyczni, zwlaszcza Australijczycy, Niemcy, troche Japonczykow. Od starszych ludzi po mlodziez. Australijczycy i Brytyjczycy pozuja tutaj na wielkich surferow: papieros w ustach, piwo w rece, deska surfingowa pod pacha i modne szorty. A wieczorem, musza zalac sie w trupa. Ale co ciekawe, tutejsze kluby sa dla nich drogie, wiec wpierw kupuja pare piwek w sklepie (2-3USD za sztuke), a dopiero potem kontynuuja w lokalu. 

Nastal kolejny dzien w Kucie, sniadanie, plaza. Moze jednak nie. Wynajalem skuter i postanowilem sie wyniesc z Kuty. Poprzedniego dnia widzialem kilka razy jak sprzedawcy niegrzecznie zachowywali sie wobec turystow, ktorzy narzekali, ze drogo i chcieli sie mocno targowac.Mnie spotkala podobna sytuacja, chociaz na drobna skale, ktora mnie przekonala do zorganizowania sobie wycieczki. Gdy zapytalem czemu w Kucie internet jest taki drogi, a w Denpasar tak tani, w odpowiedzi uslyszalem, ze jak mi sie nie podoba, to mam jechac do Denpasar. I to byla bardzo madra "rada". Wycieczke skuterem po Bali zaplanowalem skocznyc wlasnie w Denpasar: internet, zakupy. Przejechalem 150km, czulem sie wolny, jedzilem sobie na slepo. Miedzy polami ryzowymi. Do Denpasar jechalem 20min, a nie 2h. Koszt to 50 000 - 70 000 tysiecy na dzien za wynajecie skutera plus paliwo,tutaj litr premium jakie nalezy tankowac kosztuje 6500-7000 rupii (poza Bali bylo taniej, wystarczyly mi 4 litry). Ubezpieczenie kosztuje 10 000 na dzien, ale nie objemuje zniszczenia i kradziezy skutera. Przy wynajeciu na dluzszy czas, jest duzo taniej. Polecam. Gdy bylem nastolatkiem simsonem i skuterem piaggio zjechalem prawie cala Polske i kawalek Europy, wiec czulem sie swietnie na tutejszych drogach, chociaz slyszalem o wypadkach turystow. Skuter mial zdjeta blokade predkosci, co przydalo sie przy wyprzedzaniu. Na glownych drogach tlocznie, korki, na pozostalych duzo fajniej.

Jak nalezy jezdzic po Indonezji motorkiem, by bylo bezpiecznie? Tak jak Indonezyjczycy. Czyli: nie przejmowac sie zbytnio czerwonym swiatlem ani migaczami. Jezdzic pod prad, tylko przy krawedzi jezdni. Jesli znak drogowy do naszej miejscowosci kieruje nas pod prad, to jedzmy pod prad. Motor sie zmiesci. Lusterkami tez nie ma sobie co zawracac glowy, za to trzeba polubic klakson. I generalna zasada - mysl tylko o sobie, nie przejmuj sie ani odrobine innymi uzytkownikami drogi. Uzywaj mocno gazu, wyprzedzaj, z lewej strony, prawej strony, poboczem. Wszystko dozwolone. Patrz przed siebie, tutaj co chwile ktos ci zajedzie droge, wyjedzie nagle, poza tym na drodze mozna znalezc spore kawalki betonu lezace luzem - wracajac wieczorem w ostatniej chwili zauwazylem jeden z nich i ominalem. Inaczej moglbym zrobic salto. Na drogach jest bardzo niewiele znakow, ograniczen predkosci nie widzialem, aczkolwiek w miastach duzo czasu spedza sie w korkach. Ze znakow najczestszym jest ten, ktory informuje, ze obok jest meczet - zwlaszcza poza Bali. Oznakowanie drog w zakresie kierowania do miejscowosci, rowniez jest slabe. Sa fragmenty, gdy jest okay, a potem na wiele kilometrow oznakowanie znika a drog w ktore mozna skrecic sporo.  Co do paliwa jeszcze, to w Indonezji nie widzialem, zadnej stacji beznzynowej poza panstowymi firmy Pertamina. 

Jezdzac bez skladu i ladu dotarlem do UBUD. Ubud to stolica kulturalna Bali. Bardzo komercyjne miejsce, jak Kuta, pelno turystow. Poza tym brzydko jak zwykle i tandetnie. Jest wiecej hinduistycznych swiatyn niz gdzie indziej, zreszta sporo odwiedzilem podczas jezdzenia. Nalezy jednak wiedziec, ze rzadko sa to stare swiatynie. Wiele ma kilkadziesiat lat - tutejszy klimat szybko je postarza. Sa dosyc monotonne - wszystkie podobne do siebie Kazdy moze sobie kupic kompletna hinduistyczna swiatynie i przywiesc do Europy - sporo malych fabrych je produkuje. Jest w Ubud muzeum, nudna Swiatynia Malp. A wieczorem cepelia: tance, muzyka - ludowa. Ludziom sie podoba, mnie nie, widocznie jestem jakis inny. Okolica Ubud zaczyna byc lekko gorska. Do Kuty stad 30-40km. Oczywiscie wykupimy w Ubud kazda komercyjna wycieczke nie tylko po Bali i kupimy wszelakie pamiatki, po odpowiednio wysokich cenach. Czesto made in China.

Z Denpasar do Kuty wracalem godzine, takie korki, dotarlem dopiero o 23:00. Pojezdzilem jeszcze troche po Kucie, sorry, glownie stalem w korkach, ale przyjrzalem sie jej noca - nic interesujacego. Poza centrum jest sporo duzych i eleganckich hoteli. To byla bardzo fajna wycieczka i jesli ktos ma maly plecak to niech wypozyczy skuter i tak podrozuje po Indonezji, ewentualnie samochod. Tylko ze skuter wjedzie niemal wszedzie i przejedzie niemal wszystko.

Trzeciego dnia od przyjazdu do Kuty postanowilem sie przelamac. Poszedlem sie kapac w oceanie - temperatura wody w sam raz, czerwona flaga, potezne fale i sila wody. Ludzi niewiele, piasek goracy, wieczorem ludzi przybylo. Mimo staran ratownikow, ich gwizdanie by ludzie sie nie kapali, bylo ignorowane. Popoludniu zrobilem sobie wycieczke plaza do lotniska, mniej niz 2km (dalej plaza byla duzo brzydsza i zasmiecona oraz ocean naniosl sporo kawalkow rafy koralowej). Wieczorem zachod slonca byl bardzo przyjemny, a po 21 zaczela sie imprezowa sobota. Dudniaca muzyka, alkohol, skromne imprezowe stroje itd. Chodzac po ulicach slyszalem tylko: "masaz" (dokladnie tak jak napisalem bez polskich liter), "lejdis", "maszrums", "transport". Po 22 zaczelo lac i z przerwami lalo do poludnia dnia nastepnego. Ciekawe, ale podczas pobytu w Indonezji najgorsza pogode mam zawsze na Bali. Spacerujac po Kucie trzeba uwazac na nierowne i waskie chodniki, luzne plytki, fragmenty betonu, odkryte studzienki. Permanentne korki powoduja, ze chodzi sie wsrod spalin, a czesto tez w tlumie. W halasie zawsze.  Czy aby w dzien lezec na plazy i co noc zalewac sie w trupa naprawde trzeba przyjezdzac az na Bali? Rozumiem jeszcze Australijczykow, maja tu blisko i dla nich jest tu tanio, ale reszty nacji nie rozumiem.

O internecie jeszcze. Chcialem wieczorem dnia trzeciego skorzystac z Internetu, tego za 10 000, najtanszego w centrum Kuty. Ale okazalo sie, ze cena wzrosla do 15 000 - tyle nie zaplace, skoro w Denpasar kosztuje 3000, a w Kucie koszty prowadzenia takiej dzialalnosci sa co najwyzej niewiele wyzsze. Cale centrum sie umowilo i zrownalo cene do 15 000 rupii. Ci Indonezyjczycy naprawde sa glupi. Wszyscy w hotelach maja darmowe WIFI, podobnie jest w wielu restauracjach, centrach handlowych. Turysci, ktorzy tu przyjechali mieli miejsce w walizkach na laptopy, netbooki czy tablety. Nie potrzebuja kawiarenek internetowych. W ktorych wiecznie pustki. Do tego sezon sie konczy. Tylko idiota w takiej sytuacji podnosi cene. W Londynie mozna znalezc kawiarenki internetowe, gdzie placi sie funta za godzine, czyli wlasnie 15 000 rupii. A Kuta to nie Londyn. Juz w Yogyakarcie ludzie narzekali na cene 7000 rupii za godzine i odchodzili lub korzystali krotko, gdyby jednak 7000 bylo w Kucie klienci, by sie znalezli, nawet wsrod miejscowych. Widocznie lepiej przez caly dzien nie zarobic nic i narzekac. Jezeli ktos potrzebuje skorzystac kilka godzin z internetu, to oplaca mu sie wynajac skuter na caly dzien, zaplacic paliwo i jechac do Denpasar. Lacznie wyjdzie taniej niz te kilka godzin w centrum Kuty. Taki absurd.

Podobnie jest z pamiatkami. Klientow niewielu. Sprzedawcy bez inicjatywy. Ceny wysokie. Turysta w koncu jakas pamiatke kupi, lecz gdyby ceny byly zracjonalizowane, przywiozlby pol walizki pamiatek, a nie odchodzil mowiac: za drogo. Takie sa konsekwnecje chciwosci. Niestety nawet po targowaniu i tak turysci przeplacaja. 

Dygresje

Jak pytam Francuzow czemu ich jest tutaj tak duzo, odpowiadaja, ze nie wiedza, dla nich tez jest ich za duzo. 

Czesto slysze, ze jestem pierwszym spotkanym Polakiem w Indonezji.

Pisalem poprzednio o przygodzie z praniem, ale warto tez napisac o kupowaniu proszku do prania. To tez nie jest najlatwiejsza czynnosc. W sklepie, w ktorym ostatecznie go kupilem wygladalo to tak. Pokazuje ruchy prania recznego, chlopak mnie nie rozumie. Pokazuje plame na koszuli i ruchy prania recznego. Chlopak przynosi mi dezodorant, a potem szczotke - nawet nie wiem do czego. Biore koszyk na zakupy i pokazuje jakbym zdejmowal ubranie, wrzucal do miednicy i pral. Chlopak przynosi mi podpaski, a nastepnie jedzenie dla niemowlat. Daje sobie spokoj. Szukam jakiejs dziewczyny-pracownika. Znalazlem dwie. Pokazuje ruchy prania recznego. Nic. Plama na koszuli - nic. Biore koszyk - jest sukces. Jedna z dziewczyn wynajduje proszek, zastawiony innymi produktami. Probuje pokazac, ze za duzy, ze chce o polowie mniejszy. Nie rozumieja. Zrozumialy slowo "mini". Znalazly mniejsze opakowanie na zapleczu. Ktos powie, trzeba sie bylo Gawlik nauczyc jak jest po indonezyjsku proszek do prania. Byc moze. Ale ja w ten sposob badam, testuje rozne nacje. Takie testy z pokazywaniem, ze chce kupic proszek do prania robilem w wielu krajach i generalnie bardzo szybko ludzie kojarzyli o co mi chodzi. Indonezyjczycy o czym juz pisalem maja problem z kojarzeniem, z uruchomieniem wyobrazni. Rownie slabo sobie radza pod tym wzgledem Chinczycy/Japonczycy/Koreanczycy. 

Gdy jestesmy przy marketach, to Indonezyjczycy maja chyba problemy z koncentracja. Gdy robie wieksze zakupy, kilkanascie produktow w recznym koszyku, dosyc czesto mi sie zdarza, ze w polowie kasjerka/kasjer nie jest pewna/pewny czy wszystko co zapakowane w reklamowki zostalo skasowane. Wyjmuja, sprawdzaja. A do tego tak wolno kasuja, ze w Polsce tak pracujacy kasjer/kasjerka zostalby "rozniesiony" przez wscieklych klientow. Docenmy wydajnosc polskich, kasjerek - bo to glownie kobiety. I fakt, ze w Indonezji nie maja tasm przesuwajacych towar, tylko troche ich tlumaczy. W ogole odonosze nieraz wrazenie, ze lenistwo, to narodowa cecha Indonezyjczykow. Jak im sie tak przygladam, to duza czesc populacji tylko jezdzi bez sensu swoimi motorkami, lezy lub siedzi. Nawet sprzedawcy zachacaja do kupna glownie z pozycji lezacej albo siedzacej. A nieraz po prostu spia. Wladze dzialaja podobnie - nie lubia sie wysilac, szukaja frajerow. Przyklad, mimo ze w Borobudur maja ogromne pieniadze z biletow wstepu do swiatyni, to nalegali by UNESCO zaplacilo za renowacje, przekonali do pomocy tez Niemcow. Tylko co sie dzieje z pieniedzmi z biletow? Jak na warunki indonezyjskie, ogromnymi. 

Udalo mi sie na Bali kilka razy porozmawiac o relacjach muzulmanow z hinduistami. Ta druga religia ciagle dominuje na Bali, tylko tutaj. Zyja w miare w zgodzie, ale hinduisci maja caly szereg zastrzezen do muzulmanow. Z tymi ostatnimi nie udalo mi sie porozmawiac. Takich uzywali stwierdzen: ze tam gdzie islam sa wojny, bomby, wrogowie, problemy. Ze muzulmanie nie szanuja wyznawcow innych religii. Uwazaja sie za lepszych, za lepsza religie i koniecznie chca, by wszyscy byli muzulmanami. A tak naprawde to co na zewnatrz jest tylko na pokaz, a wcale nie sa tacy religijni. Hinduisci nie wtracaja sie w zycie innych, a wtedy kiedy jest czas na religie, wtedy przestrzegaja zasad hinduistycznych. Muzulmanie chca dominowac, nie chca sie asymilowac. Sa nietolerancyjni. I najlepiej jakby ich nie bylo. Takie padaly argumenty. Dzisiaj malo kto pamieta, ale w 2002 roku (12-go pazdziernika) doszlo na Bali, dokladnie w Kucie do strasznego zamachu i do mniejszych w 2001 i 2005r. To pierwsze wydarzenie upamietnia tablica-pomnik z lista nazwisk. Na tablicy figuruje okolo 200 nazwisk (chyba 199), w tym Polki Beaty Pawlak (wikipedia podaje 209 ofiar). Najwiecej zginelo Australijczykow (blisko polowa). Byly to zamachy islamistow. Oprocz ogromnej liczby zabitych, bylo kilkuset rannych. Bomby wybuchly przy i w klubach nocnych, bo islamistom przeszkadza rozpustny styl zycia Zachodu. Jakos nam nie przekszadza ich "pobozny" styl zycia i z tego tytulu nie organizujemy zamochow na nich np. w meczetach. Ludzie bawili sie, tanczyli, pili, rozmawiali, spedzali szalone wakacje i w takich okolicznosciach spotkala ich smierc. Mimo to turysci znowu kochaja Kute, czego nie rozumiem. 

Na Jawie sa pociagi, nie korzystalem, spotkani turysci mowili, ze drogie. 

Kilka razy spotkalem sie z tym w Indonezji, a w Kucie spotykam sie regularnie, ze cena widniejaca w menu jest bez podatku 10%. To wychodzi dopiero przy placeniu. 

Za 3 mandarynki w Kucie zaplacilem 2USD, a za jedno jablko sredniej wielkosci prawie 2USD. 

Jakby ktos pytal to w Kucie jest zloty piasek, nie wulkaniczny. 

Wszystko na to wskazuje, ze rzeczywiscie ani Kuta ani Denpasar nie ma komunikacji publicznej na lotnisko, ktore obsluguje cos 13mln pasazerow. Z tego co wiem, wjazd na teren lotniska wymaga uiszczenia oplaty, nawet gdy tylko chce sie wysadzic ludzi (chyba ze jest jakis bezplatny limit czasowy o ktorym nie wiem). A wiec jest to drugie lotnisko na swiecie jakie spotkalem z czyms takim. Pierwsze to Katowice Pyrzowice. 

Australiczycy kilkukrotnie opowiadali, ze maja duzy problem z Indonezyjczykami, ktorzy na lodziach probuja uciekac do Australii. Wladze australijskie nie radza sobie z problemem. My w Europie podobny problem mamy na Morzu Srodziemnym z uciekinierami zwlaszcza z Afryki i Bliskiego Wschodu. 

Jak wymawiam slowo Kuta, mam nieodparta ochote dodania na koncu pewnej litery, bo tak niefajne to miejsce.

Pozdrawiam

Gregor

Na zdjeciach: na pierwszym toaleta w luksusowym indonezyjskim autobusie Yogyakarta - Denpasar, potem Kuta, w tym tablica upamietniajaca ofiary zamachu islamistow z 2002r. Na kolejnych zdjeciach az do kawalka rafy koralowej na brzegu w Kucie sa zdjecia z mojej wycieczki skuterem. Hinduistyczne swiatynie, ostatnia z Ubud, pola ryzowe, banany i mezczyzna, ktory dobrze znal angielski, bo prowadzil pensjonat w Kucie, a teraz odpoczywa w glebi wyspy - fajnie sobie porozmawialismy. Od rafy znowu Kuta (m.in krab, orzech kokosowy, plaza i nocna ulewa). 


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search