Czwarty raz na Bali. Trzeci raz w Kucie. A ten Gawlik tak zle pisze o tej wyspie i miescie. Kiedy jedna wyprawa i czwarty raz w tym samym miejscu. Dobrze, przyznaje. Kocham Bali. Kocham Kute. Jednoczesnie mam nadzieje, ze nie znajde juz zadnego powodu, by odwiedzic ta wyspe po raz piaty podczas wyprawy. Mam tez gleboka nadzieje, ze nigdy w zyciu nie znajde powodu, by tutaj przyjechac. Na szczescie to byl bardzo krotki pobyt. Przylot wieczorem, nastepnego dnia wieczorem kolejny lot, do Bandung na Jawie. W Kucie na chwile jedynie odwiedzilem plaze i kilka godzin przed odlotem bylem juz na lotnisku. Przylot z Australii nastapil juz do nowego terminala, robi wrazenie, wylot krajowy rowniez, przy czym w czesci buowanej - tymczasowy terminal odlotow krajowych. AirAsia znowu sie spoznila, o 40min. Tutaj podczas lotu prawie nikt nic nie kupowal. Inny kraj, inne zarobki.
Pierwotnie mialem jechac do Bandung autobusem, ale z Kuty zajeloby mi to 35h (1100km), a moze i wiecej, byc moze musialbym nocowac po drodze. Lot trwal niewele ponad godzine, oplata wylotowa wyniosla 40tys. rupii. Lotnisko w Bandung znajduje sie praktycznie w centrum miasta, dworce autobusowe sa duzo dalej. Terminal nie spelnia zadnych standardow, lecz pod miastem w budowie jest nowe lotnisko. Zaraz po przylocie za 3km taksowka zaoferowano mi cene 100tys rupii, zostalem wiec skazany na ojek z duzym plecakiem, ale za 40tys. Ani taksowkarze ani ojekarze, nie znali mojego miejsca noclegu, nie mniej dalismy rade.
Nie przyjechalem do Bandung zwiedzac miasta, chociaz okreslane jest mianem Paryza Jawy. Bandund ma tyle wspolnego z Paryzem ile ja z krolowa brytyjska. To kolejne okropne miasto i pare lepszych budynkow z czasow kolonialnych nie jest wstanie tego zmienic. Zyje tutaj 2,5mln ludzi, a aglomeracja ma 7,5mln.Niedaleko miasta znajduje sie wulkan Papandayan, ktory byl moim celem. Homestay "By Moritz" w ktorym nocowalem organizuje tam wycieczki, ale nie mieli mi nic do zapropowania. W hostelu oprocz mnie spaly dwie pary niemieckie i pytali o Papandayan. Co robi madry czlowiek w takiej sytuacji. Oferuje calej piatce wyjazd nastepnego dnia za dobra cene, mowiac ze taka okazja nie trafia sie czesto. Ale takie rzeczy to nie w Indonezji. Uslyszalem, ze moze jutro, jak Nimecy wstana - w poludnie - to moze cos wspomna o wulkanie. Nie chcesz czlowieku zarobic na organizacji wycieczki, nie chcesz miec pieciu osob na kolejny nocleg - to znaczy, ze jestes glupi. Byla tez oferta tylko dla mnie. O ile transport za 400tys rupii i bilet wstepu 25tys, byly okey, o tyle obowiazkowy przewodnik za 350tys rupii juz nie. Dlatego z oferty nie skorzystalem.
Kolejnego dnia rano ruszylem w kirunku wulkanu. Jak przystalo na Indonezje, nie bylo latwo. Cztery minibusy, 6 godzin, mniej niz 100km. I to mimo krotkiego odcinka szybkiego ruchu, platnego, pierwszego jaki widzialem w Indonezji.Trasa prowadzila przez Garut, strasznie obskurne miasto, z zebrzacymi dzieciakami.
Dotarlem calkiem wysoko, do wioski skad startuje sie na wulkan. Znalazlem takze nocleg w jedynym pensjonacie. Zobaczyli bialego, to walneli cene 250tys rupii. Do tej pory najwecej zaplacilem 150tys za nocleg i to swiadomie w Denpasar na Bali, chcialem przez chwile lepszego standardu. Tu za niski standard chca 250. Do psychiatry idzcie. Po ostrym targowaniu skonczylo sie na 120tys. Bylem jedynym klientem.
Znalazlem sie w kolejnej obskurnej miejscowosci otoczonej wulkanami i polami ryzowymi. Zakupilem arbuza, ktory po chwili znalazl sie w koszu na smieci. Na Filipinach oraz w Indonezji nie maja dobrych arbuzow, juz nawet hiszpanskie sa lepsze. Duzo lepsze jadlem w Australii, chociaz watpie czy byly australijskie.
Jedyny bialas w okolicy, wiec stalem sie miejscowa atrakcja, a nastepnego poranka juz czekal na mnie ojek. Brawo, ktos pomyslal tutaj, ze mozna zarobic! Jak na Indonezje niespotykane. Ceny transportu poznalem dzien wczesniej. Trasa na wulkan jest dosyc dluga, pod gore, czesciowo marna droga (piesze fragmenty). Do wulkanu mozna tez dotrzec od drugiej strony. Podjezdza sie w okolice aktywnej czesci wulkanu. Po oplaceniu biletu ruszylem na wulkan. Ojek na mnie czekal. Z przewodnikiem wycieczka trwa 2h, moja trwala 4h i bylem jedynym turysta. Przewodnik nie jest obowiazkowy, o cene nawet nie pytalem.
Wulkan Papandayan ostatnia niewielka erupcje mial w 2002 roku. Obecne sa tutaj fumarole, calkiem spore i wydajne. Gorace, po 20 sekundach termometr wskazal prawie 150 stopni Celsjusza. Obejrzalem male kratery, fumarole, potoki termalne, wykwity siarki, martwy las na skutek wydobywajacych sie gazow, obszedlem wulkan dookola, powspinalem sie po okolicznych zboczach i skalkach. Wniosek: bardzo fajny wulkan, wysoki na blisko 2700m npm, juz samo Bandung jest na cos 700m. Jak to przy aktywnym wulkanie w tej czesci swiata widac kontrasty. Surowy, grozny aktywny wulkan, a niedaleko piekna roslinnosc. Ten martwy las zniszczyly wyziewy siarkowodoru - to bylo widac, a szef kopalni siarki na wulkanie Ijen twierdzil ponoc, ze jest bezpieczna dla ludzi. Skoro dla drzew nie jest, to i dla ludzi tez nie. Co gorsza, w duzych stezeniach jest smiertelny.
Wrocilem do miejsca noclegu. Miejscowosc ta to klasyczna Indonezja: brzydko, brudno, jedno wielkie smietnisko, brak chodnikow, chaos na drodze. Dopisalo mi jednak szczescie i nie musialem stac w tym syfie, tylko szybko mini busem dotarlem do Garut skad autobusem do Jakarty. Duza czesc drogi biegla platna trasa szybkiefo ruchu, co nie zmienia faktu, ze 230km jechalem 5,5h, a autobus nie zatrzymal sue tylko kilka razy na chwile, by zabrac ludzi. Piszac trasa szybkiego ruchu nie nalezy sie spodziewac drogi ekspresowej czy autostrady wg europejskich standardow, ale jak na Indonezje bylo niezle. Szkoda tylko, ze takich odcinkow jest zaledwie kilka jedynie w okolicach Jakarty, wszystkie krotkie, a bywa ze strasznie zakorkowane.
Dygresje
Lecac do Bandung kolejny raz przewiozlem w bagazu podrecznym wode niegazowana 1,5l. Troche bawia mnie te niby rygorystyczne zasady bezpieczenstwa na lotniskach. Nie mam zadnych watpliwosci, ze jesli ktos sie przygotuje i bedzie chcial porwac lub wysadzic samolot, uda mu sie to bez problemu. Nie tylko dlatego, ze regularnie udaje mi sie przewiezc wode w bagazu podrecznym, ktora kupilem wczesniej w miescie. Kilka razy udalo mi sie wniesc na poklad samolotu - bo zapomnialem przelozyc do bagazu rejestrowanego - noz turystyczny z 10-centymetrowym ostrzem, nozyczki, apteczke wysokogorska 500g i inne. Zastanawia mnie dlaczego moge wziac do samolotu zapalniczke, papierosy, kosmetyki do 100ml, wlasne kanapki, w ktore moge wpakowac wiele ciekawch substancji, moge jesc metalowymi sztuccami, ktore daja niektore linie lotnicze, a nie moge wniesc wody mineralnej chocby 0,5l oryginalnie zakreconej (kupionej przed przejsciem kontroli bezpieczenstwa)? Kilkukrotnie pytalem o to straz graniczna i celnikow, nie tylko w Polsce, i za kazdym razem slyszalem: nie wiem.
Kilkukrotnie sie spotkalem przy remontach mostow i drog w wioskach, ze mieszkancy na te remonty zbierali datki od kierowcow.
Moze to oczywiste, ale w takim kraju jak Indonezja nie istnieje zaden powszechny system emerytalny, za to mozna liczyc na wsparcie rodzin, ktore czesto sa bardzo liczne.
w Indonezji tak samo jak w wielu krajach Ameryki Lacinskiej smieci wyrzuca sie wszedzie gdzie popadnie, w tym do dzungli, do morza, w parkach narodowych, przez okno autobusu, samochodu, z promu, a czesc ludzi w samolocie wyrzucalo wszystko na podloge. Tak nauczeni od pokolen. W miastach nie ma wyjscia, mozesz przejsc cale Bandung i nie znajdziesz kosza na smieci, musisz wyrzucic gdziekolwiek, ale o przyrode to jednak warto zadbac. Indonezja na niej glownie zarabia - turystyka, rolnictwo. Jak ja zniszczy, bedzie tylko gorzej. A co do samolotow jeszcze, dzisiaj dostepne sa dla kazdego, nawet dla biednych, niewyksztalconych, nienauczonych jak zachowywac sie w samolocie.
Mam swoj plan wyprawy, ktory konsekwentnie realizuje. Jednakze wiekszosc turystow zagranicznych go nie ma. Jedynie mgliste pojecie co beda robic. Jakas plaza, miejscowa atrakcja, dzungla. Maja przywodniki i na miejscu w Indonezji staraja sie cos znalezc dla siebie. Czesto maja nawyk z innych krajow, ze miejscowi we wszystkim pomoga, wszystko zalatwia. Pojdziesz do recpecji w hotelu, do biura turystycznego, zaplacisz nieduze pieniadze i zalatwione. Nie w Indonezji. Nawet na Bali oferty wycieczek ladnie wygladaja, tylko z ich realizacja jest problem. W Indonezji jest jedynie kilka wycieczek, ktore dosyc latwo zrealizowac z jakims biurem turystycznym, np swiatynie Borobudur i Prambanan. Te problemy wynikaja z tego, ze Indonezyjczycy ze soba nie wspolpracuja (hotele, hostele, firmy turystyczne) i turysta ma trzy opcje. Albo sam znajdzie pozostalych turystow do wycieczki - chodzac po hotelach, szukajac na ulicy. Albo zaplaci za siebie samego taka cene... jakby to byla Australia.Ostatnia opcja, to przyjechac tutaj na tyle duza grupa, by nie trzeba bylo nikogo szukac, a koszty dzieliloby sie wspolnie. Turysci nie beda nikogo szukac ani placic zadanych pieniedzy, i zamiast zwiedzac to snuja sie po miescie, badz predzej czytaja ksiazke, korzystaja ze swoich laptopow, tabletow. I tak mija im czas, ewentualnie na plazy. Im nie zalezy, zobacza to zobacza, nie to nie. To miejscowym powinno zalezec. Ale Indonezyjczycy nie maja zylki do interesow i sa leniwi. Chca miec pieniadze, ale nie chca nic zrobic, by je zarobic. Nawet nauczyc sie paru zdan po angielsku. I ja sie nie dziwie turystom, ze nie majac w zasadzie wyboru rezygnuja ze zwiedzania. Jestem w innym charakterze w Indonezji. To nie sa wakacje, tylko ciezka praca, ktora lubie. Przyznaje jednak, ze realizowanie planu w Indonezji jest trudne i meczace. Nie mozna sie dogadac. Bardzo slaba, czasochlonna i prymitywna czesto komunikacja. Kto bedzie sie tlukl scisniety z plecakiem, walizka, 6 godzin, czterema busikami, ktore trzeba znalezc, niecale 100km z Bandung pod Papandayan, a potem zdobywal informacje jak i ktoredy dotrzec na wulkan, ustalal ceny, by nie zostac potem oszukanym? Nikt. Tylko Gawlik. I tak robie dzien w dzien i daje to w kosc. W Indonezji wiele rzeczy ktore sa proste w innych krajach, jest trudnych.
Pozdrawiam z Tomohon kolo Manado na wyspie Celebes (Sulawesi) - polnocny skrawek wyspy. Za mna zdobyty jeden tutejszy wulkan, jutro ruszam na kolejny.
Gregor
Na zdjeciach: surfer w Kucie, miasto Bandung i wioska pod Papandayan. Na pozostalych zdjecach wulkan Papandayan i jego sasiedztwo.
Error