Blog

Blog

Train Market, Damnoen Saduk, Kwai Bridge, Tiger Temple (Tajlandia)

Minizoo zwane Tiger Temple

Maeklong - Train Market, czyli targowisko przez ktore przejezdzaja pociagi, Damnoen Saduk - Floating Market, tez targowisko tylko, ze na wodzie, sprzedaz ma miejsce z lodzi i z brzegu, most na rzece Kwai pewnie wielu kojarzy z filmem o takim wlasnie tytule. Swiatynia Tygrysow to tak naprawde minizoo, w ktorym mozna zrobic sobie zdjecie z tygrysem. Z tych czterech miejsc chcialem zobaczyc tylko to pierwsze, a przy trzech pozostalych poznac odpowiedz na pytanie, czy to totalne dziadostwo jak niektorzy pisza? Czy to prawda czy falsz? Majac jeszcze jeden wolny dzien i nie chcac nic nie robic, postanowilem to sprawdzic. 

Targowisko w Maeklong znajduje sie okolo 60km od Bangkoku, dojedziemy tam z kilku dworcow autobusowych, m.in. z poludniowego. Miejski autobus plus docelowy to laczny wydatek 70-80THB w jedna strone. Osobliwoscia tego miejsca jest fragment targowiska, przez ktory przebiega czynna linia kolejowa. Torami biegnie sciezka a po obu stronach sa stragany zwlaszcza z rybami i owocwami morza, warzywami i owocami "ladu". Nad sciezka jest prowizoryczne zadaszenie chroniace przed sloncem i deszczem. Gdy przejezdza pociag zadaszenie jest skladane, czesc straganow odsuwana, skrzynie z produktami znajdujacymi sie najblizej torow zostaja na miejscu, pilnuje sie tylko, by towaru nie bylo za duzo na wysokosc. Gdy pociag przejezdza nie ma miejsca po bokach dla ludzi, trzeba znalezc bezpieczne miejsce. Co nielatwe gdy chce sie zrobic dobre zdjecie. Moje okazalo sie prawie dobre. Pociag lekko mnie potracil, ale nic mi sie nie stalo, a zdjecia sa zadowalajace. Cale widowisko trwa minute plus kila minut oczekiwania. Pociag przyjezdza na stacje Maeklong m.in. o 13:45 a odjezdza o 14:20-14:30. Maeklong to koncowa stacja nad rzeka o tej samej nazwie. Turystow bylo troche, ale nie za duzo. Jest to osobliwa atrakcja, zapachy morza, pociag. Nie ulega jednak watpliwosci, ze turysci dla miejscowych sa bardziej utrapieniem niz radoscia. I tak nic nie kupia, a robia tylko zamieszanie handlarzom i kupujacym mieszkancom (kupilem tam arbuza, najlepszego na tej wyprawie, za wyjatkiem Australii, ale do arbuzow z Azji Centralnej to mu ciagle brakowalo). Wycieczka indywidualna trwala prawie caly dzien, tak na luzie. 

Targowisk na wodzie wokol Bangkoku jest co najmniej kilka, nieduze znajdziemy nawet w miescie, czesto czynne tylko w weekendy. Majac wolny dzien i zadnych planow wybralem sie po biurach podrozy, czy moga mi cos sensownego zaproponowac za nieduze pieniadze. I tak wybralem wycieczke za 400 THB (ceny od 400 do 700 THB) obejmujaca przejazd do targowiska na wodzie Damnoen Saduk, do mostu na rzece Kwai i do Tiger Temple. W cenie transport, lunch i przejazd lodzia nie po wodnym markecie, ale przez wioske do miejsca postoju vanow. Wycieczka od rana do wieczora, bo trasa liczy ok. 500km. W Tajlandii to nie problem, drogi maja swietne, a Bangkok ma taki system drog szybiego ruchu, czesto kilkupoziomowych, ze Warszawa przy obecnym tempie budow, nie osiagnie proporcjonalnie mniejszego poziomu wynikajacego z wielkosci przez dobre sto lat. Czy Damnoen Saduk to dziadostwo? Moja odpowiedz: prawda. Skrajnie komerycjne i turystyczne miejsce, bez klimatu. Nawet, zaplacilem 150 THB za wycieczke lodzia po plywajacym bazarze, ale to nic nie zmienilo. Sztuczne miejsce dla turystow - taki jest stan na dzisiaj. Ceny wszystkiego absurdalne, ciezko z targowaniem. Np. koszulka za ktora sie placi w Kambodzy 2USD, tutaj kosztuje 10USD i wiecej, laskawie handlarze opuszcza dolar czy dwa. Trzeba duzo wysilku, by znalezc takiego, z ktorym mozna dojsc do rozsadnej ceny. Turystow wiecej niz miejscowych. To bylo bardzo dlugie 80min w moim zyciu, wymeczylem sie straszliwie. Wezcie jednak na mnie poprawke. Bylem na prawdziwych nie-turystycznych bazarach, dzielnicach na wodzie, podrozuje juz tyle lat - nie dam sie nabrac na tandete. Ale ludziom sie podobalo, w tym wielu spotkanym turystom z Polski. Niektorzy uzywali slowa: zachwyt. Gdyby mnie nawet przypalano goracym zelazem nigdy nie wydusilbym z ust tego slowa odnosnie Damnoen Saduk. Rozumiem jednak, ze wiekszosc znalazla sie pierwszy raz w zyciu w takim miejscu, zrobia pare ladnych fotek i w Polsce bedzie szal. Najciekawsze z tego wszystkiego stanowilo przeplyniecie lodzia przez wioske, kanalami, do miejsca postoju vanow na dalsza podroz.  

Most na rzece Kwai. Chociaz to bledna nazwa, bo rzeka nazywa sie Maeklong, ale gdy powstal film temat poprawnego nazewnictwa zostal "pozamiatany". Most zbudowali Japonczycy okupujacy te tereny i szykujacy sie na Indie. Byl to fragment linii kolejowej do Birmy, uzyto jencow do budowy, wielu zginelo. Dojezdzamy i mamy most zelbetonowy nad rzeka, przecietnej urody. Obok jest muezum II Wojny Swiatowej (40THB), ale jak to na wycieczce zorganizowanej, czas pobytu 20min - starczylo tylko na most. Mnie wystarczylyby dwie minuty. Czy most na rzece Kwai to dziadostwo? Prawda, wiecej, dziadostwo do potegi co najmniej 10-tej. Co nie zmienia faktu, ze jestem pelen uznania dla Tajlandczykow. By z takiego nic zrobic tak ogromna atrakcje turystyczna, to trzeba miec leb na karku. Most, ciuchcia, statkiem po rzece, sklepy z pamiatkami, restauracje nad woda, hostele. Potezny biznes.

Tiger Temple - ostatni cel dnia, drogi, bilet wstepu 600 THB. Juz w tym miejscu postawie pytanie, czy Swiatynia Tygrysow to dziadostwo? Prawda, prawda do potegi n-tej. Jedno z najwiekszych oszustw turystycznych jakie w zyciu widzialem i z tego powodu warto bylo tutaj przyjechac. Tiger Temple to tak naprawde minizoo, nic wiecej, chociaz nieduza swiatynia tam jest, ale mnisi spedzaja czas poza terenem minizoo. W linii prostej stad jest jakies 20km do granicy z Birma, w okolicy sa nieduze skalne gory. Przed minizoo pelno turystow. Kupuje bilet, moj kierowca go kasuje, a reszte odbieraja mi przy wejsciu proszac o napisanie imienia. Bez sensu. Jestem na terenie minizoo. Marnej jakosci sciezki, jakies remonty, budowy, slabe oznakowanie. Tu chodza jakies swinie, tam sie kapia bawoly, a tam stoja sarenki. Wzruszajace. A gdzie u diabla sa te tygrysy? W kanionie, ktory raczej jest niewielkim sztucznym wyrobiskiem, z mini wodospadem na koncu. Ten nieduzy tzw. kanion konczy sie kamienno-zwirowa sciana, przed ktora jest metalowy plot, tlumy ludzi i balagan. Nikt nie wie o co chodzi. Pelno pracownikow i wolontariuszy, ustawiaja, przestawiaja, kaza stanac tu, tam nie wolno, ta kolejka, nie ta, tamta. Banda idiotow produkujaca chaos. Turysci wsciekli, uciekaja im, bo chca zrobic zdjecia, stojac przed metalowym plotem - ale niby nie moga, ignoruja nakazy. Nikt nie pomyslal o jakims podescie na robienie zdjec. Wsrod tych idiotow z obslugi dominuja glownie obywatele krajow anglojezycznych, to przeciez dobrze? Wlasnie, ze nie. Bo turysci nie rozumieja co mowia, przez ich akcent. Turysci, ktorzy czesto nie znaja angielskiego albo ledwo, potrzebuja osoby z kraju nieanglojezycznego, ktora bedzie do nich mowic po angielsku, a nie mowiacych szybko z silnym acentem Brytyjczykow czy Autralijczykow. 

Jedna kolejka dla ludzi z aparatami, ze wzgledow bezpieczenstwa pokrowce i plecaki trzeba zostawic na ziemi lub kilku lawkach. Czesc turystow protestuje, nie chca tak zostawiac swoich rzeczy, ktorych nikt nie przypilnuje na brudnej ziemi. Druga kolejka dla ludzi ktorzy przyszli z ludzmi - tymi stojacymi z aparatami, ale ze nie mozna robic zdjec we dwoje, to jedna osoba z aparatem udaje sie do zdjec z tygrysem stojac w jednej kolejca, a druga czeka az tamta wroci, by przekazac aparat, chyba ze kazdy w parze, w grupie ma aparat. Skomplikowane? Byc moze, ale tak sobie tam wymyslili. Do tego mnie z aparatem nie wiedziec czemu kazano czekac w kolejce ludzi bez aparatow, ale przepchalem sie przez nich, bo ta z aparatami jest szybsza. Byla tez trzecia kolejka, dla tych ktorzy zaplacili 500 THB dodatkowo za specjalne prywatne zdjecie z tygrysem, cokolwiek to znaczy. Wokol tych kolejek chodzacy ludzie, ktorzy nie wiedza o co chodzi, ludzie robiacy zdjecia, przepedzani, nie wiadomo dlaczego, to tez udaja ze odchodza i wracaja. Wszystko na bardzo malym obszarze, a obslugi dziesiatki osob. Jak juz napisalem idiotow - i to jest daleko posuniety eufemizm. 

Jestem za metalowym plotem, przejmuje  mnie jeden z obslugi,  bo kazdy ma na tym terenie swojego opiekuna. Tylko Tajlandczycy za nich sluza. Im daje sie aparat i robia nam zdjecia naszym aparatem przy maksymalnie znudzonych tygrysach. Generalnie nie pozwalaja tam wchodzic dzieciom. Bardzo niewielki obszar, ludzi pelno, tygrysy lezace w roznych miejscach, przy kazdym mamy prawo do zdjecia w cenie biletu. Problem w tym, ze i tam panuje chaos, kto idzie do ktorego tygrysa, gdzie jest kolejka do tego tygrysa. Nasz opiekun bedzie nas ciagle ciagnal za koszulke albo trzymal za reke - bo nie wiadomo gdzie isc. I oby potrafil robic zdjecia naszym aparatem. Niby jest zakaz przechodzenia przed tygrysem, ja ze wzgledu na liczbe ludzi i zamieszanie, przeszedlem przed prawie wszystkimi - a tlumacza tam, ze wszystko dla naszego bezpieczenstwa. Nie chcialbym aby kiedykolwiek moje zdrowie i zycie zlezalo od ludzi tam pracujacych. Ci ludzie sa bardziej niebezpieczni od tygrysow. 

Mamy kilka sekund przy kazdym tygrysie na zdjecie, jeszcze dobrze przy nim nie staniemy, jeszcze nasz "fotograf" nie zdazy zrobic dobrego zdjecia, a juz nam kaza isc dalej - ktos nas odpycha, ciagnie za koszulke. Jedno ze zdjec jest z tygrysem ze znudzonym mnichem, ktory czesto nie patrzy nawet w obiektyw.  Innych mnichow nie ma. Dalej ciagna za koszulke do wyjscia. Funkcjonuje to jak tasma  produkcyjna, a tygrysom wspolczuje. Ponoc nie sa niczym faszerowane, ale caly dzien w tym zgielku - na ich miejscu pozagryzalbym wszystkich - zaczynajac od tych, ktorzy im takie zycie zorganizowali.

Zenujaca atrakcja. Ale ma jeden haczyk, dla ktorych tam tlumy turystow. Nie ma atmosfery, bajzel, niefajnie, ale jest to jedno z nielicznych miejsc na swiecie, gdzie mozna sobie zrobic takie zdjecie z tygrysem. I zdjecia sa ladne, o ile ktos nam zrobi je odpowiednio. W koncu ja tez sie na to nabralem. I mam zdjecia z tygrysami. Nie wiem jednak czy sie cieszyc? Mam mieszane uczucia. Z jednej strony fajnie miec zdjecie z tygrysem, poglaskac go, ale z drugiej strony widzac jak to minizoo jest zorganizowane, rodzi sie we mnie odraza. Gdybym mogl przed przyjazdem zobaczyc to na wlasne oczy, nie przyjechalbym. Problem w tym, ze to niemozliwe. 

Historia glosi, ze tygrysy kiedys zamieszkaly z mnichami, zaprzyjaznily sie i nie atakuja ludzi (swiatynie ufundowano w 1994r, tygrysy sa od 1999r.). Slyszalem o jednym przypadku, ofiara przezyla. To mnizoo sie rozbudowuje, bedzie jeszcze bardziej beznadziejne. Jego wyglad, to jak funkcjonuje, pracownicy potegujacy chaos - czynia to miejsce nie tylko pozbawionym jakiegokolwiek pozytywnegho klimatu, ale wrecz przeciwnie, odpychajacym.  

To nie byl jednak koniec. Majac dosc tej wycieczki, dziadostwo na dziadostwie, pelno turystow jak to w Tajlandii - to nie dla mnie, chcialem jak najszybciej uciec stamtad, ale nie moglem. Kazano mi sie ustawic w kolejce. I mnich bral po jednym tygrysie, odprowadzal go na noc, za nim szly dzielone grupki ludzi, mozna bylo podczas chodu sobie zrobic zdjecie (tez w cenie biletu) - przez kogos z obslugi. Takze zdjecie z mnichem, ktory trzyma za barki tygrysa. Wszystko w biegu i balaganie. Strasznie nieprzyjemne. Wielu turystow chcialo zrobic samego tygrysa od strony twarzy, ale nie mozna podchodzic od tej strony, co nie zmnieja faktu, ze mnostwo pracownikow sie przed nimi krecilo, z jakimis torebkami nieraz, plecakami - czego nie wolno. I tygrysy ich nie zjadly, a ci ludzie tak sie zachowywali, jakby byli po 30-sto minutowym szkoleniu na temat tygrysow. Pewnie tak bylo. Wystarczyloby, aby jeden z nich stanal przy tygrysie, wyznaczono by miejsce do robienia zdjec i turysci byliby zadowoleni, byloby bezpiecznie. A tak wielu mimo zakazu probuje wepchac sie przed tygrysa. Tyle glupoty i dezorganizacji w jednym miejscu - rzadko sie zdarza.

Nie zmnienia to faktu, ze Tajlandczycy z takiego g...a za przeproszeniem potrafia zrobic jedna z najwiekszych atrakcji Tajlandii, za ktora kasuja po 20 USD. Gratulacje, gdybysmy Polacy mieli taka smykalke do interesow, bylibysmy bardzo bogatym krajem, a tak niedlugo Tajlandia bedzie bogatsza od nas. 

A oto jakby to mozna bylo zrobic po ludzku, przez ludzi, ktorzy potrafia uzywac mozgow. Ja swiadomie ostro wyrazilem opinie o nich. Przy moim doswiadczeniu organizacyjno-podrozniczym moge sobie na to pozwolic. Pozadne sciezki, dobre oznakowanie - to na poczatek. Odpuszczenie sobie tego brzydkiego niby kanionu, zmniejszenie o polowe liczby pracownikow i wolonatriuszy. Do kontaktu z ludzmi wybrac takich, ktorych rozumieja nie tylko Brytyjczycy i Australijczycy - i co jeszcze wazniejsze, potrafia myslec. Dalej przeorganizowac robienie zdjec z tygrysami. Przygotowac miejsce do robienia zdjec z pewnej odleglosci, przygotowac miejsce do robienia zdjec twarzy tygrysow, przygotowac miejsce, gdzie mozna zostawic swoje bagaze, gdzie jakis pracownik bedzie ich pilnowal. Ludzie maja paszporty, elektronike, pieniadze.

Zrobic albo jedna kolejke do wszystkich tygrysow albo tygrysy podzielic na dwie grupy. Beda tacy ktorzy stana do obu kolejek, ale wiekszosc po zdjeciach z trzema tygrysami bedzie zadowolona i im to wystarczy, pod warunkiem, ze robienie zdjecie przy jednym tygrysie nie bedzie trwalo piec sekund, tylko troche dluzej. Skutek: wszystko bedzie przebiegalo duzo sprawniej. Mnichow powinno byc wiecej i to zaangazowanych w prace - w koncu ludzie placa 20USD. Gdyby tygrysy z opiekunami staly co 20m, a nie w jednym bezksztaltnym skupisku, nie byloby problemow co do kolejki, kazdy by wiedzial co i jak. W tle zdjec nie byloby widac ludzi. Poza tym jesli jest para to powinna moc zrobic sobie wspolne zdjecie z tygrysem. Grupa o jakichs umiarkowanych liczbach rowniez. A nie tworzenie osobnej kolejki. Teksty o wzgledach bezpieczenstwa to bzdura - wokol kazdego tygrysa krecilo sie mnostwo ludzi - z kazdej strony. Kolejna rzecz, to odpuszczenie sobie szopki z odprowadzjacym tygrysy mnichem i z tworzeniem na ta okolicznosc nastepnej kolejki. Zrobienie jakiegos pokazu przyjazni mnicha z tygrysem (bark za bark) i stworzenie warunkow do fotografowania. I nie ma zadnych klopotow, nerwow, ludzie nie biegaja, nie kloca sie, nie kombinuja. Takie proste a jednak zbyt skomplikowane. Teren robienia zdjec z tygrysami oczywiscie mozna ogrodzic. Obsluga musi wczuc sie w turystow, wielu tak jak ja przyjezdza tylko na godzine tuz przed zamknieciem i stanie w kilku kolejkach, ciagle przeganianie, ciaganie za rekaw irytuje. Obrywa za to osbluga, bo turysci sa agresywni w stosunku do nich. Goraco, zmeczenie, malo czasu i do tego chaos organizacyjny. Przez to robi sie niebezpiecznie i kazdy pracownik musi byc jak straznik w wiezieniu, bo nie wiadomo kto co wymysli. A tego wszystkiego mozna uniknac, ucznic by bylo bezpieczniej i robienie zdjec mialo przyjemny charakter a nie wygladalo jak tasma produkcyjna w fabryce. Nie sadze jednak, by ktos cos tam zmnienil. 

Spotkalem tam Polke, wolontariuszke, ktora poswiecila miesiac urlopu "na sprzatanie kup po zwierzetach za co jeszcze sama zaplacila" - jak stwierdzila. Ale moze medytowac z mnichami. Tajlandczycy/Tajowie - czynie poklony. Mistrzostwo swiata. Zachecenie by czlowiek z Europy zaplacil za wolontariat, polegajacy na sprzataniu kup po zwierzetach w brzydkim, okropnym miejscu, koszmarnie turystycznym - to zahacza o geniusz. Albo o czyjas glupote. Ladnie brzmi, Tiger Temple, ktore jest marnym minizoo, medytacje, mnichowie - tylko rzeczywistosc wyglada zupelnie inaczej. Takich wolontariuszy bylo tam pelno. Cala obsluga nie bardzo panowala nad sytuacja. Przy tylu bledach organizacyjnych nie moglo byc inaczej. Rozumiem, ze placi sie za medytacje w pieknie polozonej swiatyni w Tybecie. Piekne krajobrazy, spokoj, niewielu turystow, mnichowie nie trudniacy sie praca: "kukla do zdjecia". Ale nie cos takiego, bo to zenujace.

Wskazowka, nie mozna do Tiger Temple udawac sie z odkrytymi ramionami i w bardzo krotkich spodenkach, sukienkach, chociaz nie wiem za bardzo dlaczego. Bo to minizoo, a nie swiatynia, 90% turystow, a nawet wiecej, do tej, ktora na tym terenie sie znajduje, nie dociera - nie jest na trasie do kanionu.  Natomiast zakaz ubioru w czerwonym kolorze pewnie wprowadzono z powodu zwierzat.

Jak to dobrze, ze niedlugo opuszcze Tajlandie. To nie miejsce dla mnie. Tysiace turystow kazdego dnia, wszedzie. Chociaz pewnie nawet w Tajlandii sa jakies mniej turystyczne rejony. Skoro gor tutaj praktycznie nie ma, a taka przyrode jak tu mozna znalezc we wszystkich krajach tej czesci Azji - nic tu po mnie.

Pozdrawiam

Gregor

Na zdjeciach: Piwa kambodzanskie (nawiazanie do poprzedniego wpisu). Kolejne pięć, to Train Market w Maeklong. Dalej trzy zdjecia z bazaru na wodzie Damnoen Saduk i jedno mostu na rzece Kwai. Ostatnie piec to minizoo zwane Tiger Temple. 


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search