Blog

Blog

Kijów – Padół (Stare Miasto), Chreszczatyk i stacja metra Arsenalna (Ukraina)

Kijów - festiwal pisanek.
Po dotarciu na dworzec kolejowy w Kijowie dziesiątego kwietnia i zostawieniu bagażu w przechowalni od razu zakupiłem bilet kolejowy do Lwowa na 14-go kwietnia. Nocny pociąg w wagonie plackartnym kosztował 116,69 hrywien czyli około 17zł (niecałe 5 dolarów). Bezchmurne niebo napawało optymizmem co do temperatury w ciągu dnia. Poranek był chłodny. Pierwszy przystanek to stacja Arsenalna. Byłem tu kilka razy, ale jakoś umknęło mojej uwadze, że to najgłębsza stacja metra na świecie. Oddana w 1960 roku ma 105 metrów głębokości. Położona jest na wysokim brzegu Dniepru, stąd ta głębokość. Ze dwie minuty trwa wyjście ze stacji. Wpierw jeden bardzo długi odcinek schodów ruchomych, potem krótszy. Efektowne. W kijowskim metrze zawsze jest dużo ludzi a w godzinach szczytu, tłok, metro nieraz niewydolne. Zwłaszcza w centrum. To dlatego, że trzy linie są mądrze poprowadzone i całkiem rozbudowane. Bilety tanie. Są plany rozbudowy, ale w obecnej sytuacji Ukrainy chyba wątpliwe? Jeżdżąc kijowskim metrem czułem dysonans w porównaniu z warszawskim. Zawsze gdy korzystam z „polskiego metra” mam wrażenie, że jest pusto. Tak pusto jak nigdy w kijowskim. W godzinach szczytu w warszawskim jest tyle ludzi, co poza godzinami szczytu kawałek od centrum w kijowskim.

Kolejny przystanek to Chreszczatyk (Kreszczatik, Kreshchatyk) i Plac Niepodległości (Majdan Nezależnosti). O tym ostatnim napiszę w kolejnym wpisie i zadedykuję temu miejscu specjalną galerię zdjęć. Chreszczatyk to główna aleja Kijowa zabudowana w stylu socrealistycznym. Reprezentacyjna, w samiutkim centrum miasta. Rozdziela dwa niezbyt urodziwe placo-skwery zwane Placem Niepodległości. Zrobiłem sobie krótki spacer po ulicy i postanowiłem zjeść wiosennego loda z budki. Na której pisało, że są po 15 hrywien. Super. Ekspedientka napełnia wafelek i wkłada do stojaka. Chcę zabrać lód i zapłacić, a ona: co ja robię? Patrzę, stojak na lody został położony na wadze sklepowej i cena na budce jest fikcyjna, zależy od wagi loda. Pani wpierw musi go zważyć. Dziwne, ale pomysłowe. Płacę kilka hrywien więcej i mogę jeść.

Po dłuższym pobycie na Placu Niepodległości idę uliczką do góry w kierunku katedry św. Zofii (Santca Sophia, początek XVII w.). Wokół całkiem ładne kamienice, a przed katedrą plac, który bardziej przypomina Rynek niż Plac Niepodległości. Przynajmniej z dwóch stron, gdzie katedra i kilka ładnych kamienic. Pozostałe, to ruchliwa ulica. Przed katedrą dużo ludzi. Budki z jedzeniem, karuzela, wielka pisanka, pomnik Bohdana Chmielnickiego. Za wstęp do parku przy katedrze płacę 10 hrywien. Trwa właśnie festiwal pisanek, czyli wystawa na świeżym powietrzu. Od małych do ogromnych. Sympatycznie. W końcu mamy Wielki Piątek, prawosławny. W kolejne dni była ogromna kolejka, tego dnia jeszcze znośna. Znacznych rozmiarów katedra jest śliczna, ale widziałem już tyle podobnych, nie ma się nad czym rozczulać. W kiosku kupiłem mini przewodnik po Kijowie z mapą za 30 hrywien. Planuję odwiedzić „stare kąty”, ale wypadałoby zobaczyć coś nowego przy okazji. Kręcę się po okolicach katedry, gdzie wielkomiejskie kamienice i polska ambasada, przed którą niewielka demonstracja. Ludzie w rękach trzymają jedną flagę ukraińską, dwie polskie i kilka historycznych flag białoruskich – biało-czerwono-białych.

Bardzo mi się podoba spokojna okolicach Monasteru św. Michała Archanioła o Złotych Kopułach – widać go świetnie z przed katedry. Sama potężna świątynia jest przepiękna a obok stoi śliczna, niewielka, z drewnianym dachem. Monaster odbudowano w latach 1997-1998, podczas Euromajdanu pełnił funkcję szpitala polowego. Obok kompleksu stoi monumentalny gmach Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Za świątynią jest park i widok na płynący w dole Dniepr. W dół możemy się dostać kolejką szynową albo zejść pieszo przez park bądź przez klimatyczną kręta ulicę: Andriyivskyi uzviz. Trochę ładnych kamienic, sprzedawcy pamiątek, malarze, górujący efektywny kościół św. Andrzeja (Andryivska cerkiew). Są punkty widokowe na Dniepr, blokowiska po drugiej jego stronie i fragment starego miasta w dole ulicy. A tam piękne kościoły, ładne kamienice, jeden z budynków uniwersytetu. Potrzeba chwili, aby dojść nad Dniepr. Co prawda nie łatwo się dostać nad samą rzekę za sprawą ruchliwej arterii, ale gdy to się uda, możemy pospacerować bulwarem. W większości niezbyt ładnym, asfaltowym, zaniedbanym, ale kilka fragmentów odnowiono. Jest malutka cerkiew „na wodzie”, statek z funkcją restauracji, na drugim brzegu plaża, niedaleko buduje się nowa mostowa przeprawa.  

Na 18:00 byłem umówiony przed wejściem do metra Vokzalna, z Leonidem. Poznałem go dzięki kumplowi Łukaszowi Wadze – nauczycielowi geografii i podróżnikowi. Leonid miał mi pomóc znaleźć rzetelną firmę, która mnie zabierze do Czarnobyla. Ledwie komunikatywnie porozumiewam się i po rosyjski i po ukraińsku, gdybym sam tego szukał czytając cyrylicą czy pisząc, zajęłoby to mnóstwo czasu. Do Czarnobyla jeżdżą głównie Ukraińcy, dla nich to również atrakcja turystyczna, stąd chciałem skorzystać z lokalnej firmy. Godnej zaufania. Co do języków jeszcze, to ukraiński różni się od rosyjskiego, bardziej niż mogłoby się wydawać, za to jest spore podobieństwo do polskiego, zwłaszcza czym bliżej polskiej granicy. Leonid znalazł firmę, którą mógł polecić. Kontaktował się z nią telefonicznie. Więcej napiszę we właściwym czasie, teraz podam tylko nazwę: go2chernobyl.com. Zależało mi na dwudniowym zwiedzaniu. Jak specjalnie po to tutaj przyjeżdżam, to szkoda tylko na jeden dzień wybrać się do Czarnobyla. Takie dwudniowe zwiedzanie organizowali 11-12 kwietnia i na początku maja. Ten drugi termin nie wchodził w rachubę w związku z innym wyjazdem, ale ten pierwszy jak najbardziej. W Kijowie planowałem spać w hostelu, bez problemów można znaleźć ceny w granicach 10 euro i mniej, a więc do przyjęcia. Zawsze pozostają babuszki przed dworcem kolejowym z tabliczkami: kwartira. Leonid jednak bardzo chciał mnie ugościć u siebie, podczas prawosławnej Wielkanocy.

Czekał zgodnie z umową przed metrem, kilka godzin wcześniej nawet dzwonił. Udaliśmy się kilka stacji dalej, gdzie mieszka. Kupiłem dla jego żony Gali kwiaty, ale Leonid wybierał. On z kolei koniecznie chciał kupić tort. Przywiozłem kilka upominków, trochę jedzenia. Miło spędziliśmy wieczór rozmawiając, jedząc. Leonid to bardzo uzdolniony człowiek, matematyk i informatyk. Programuje i ma niezwykłą pasję tworzenia fraktali. Słyszeliście o czymś takim? Bo ja do tej pory nie. A są to matematyczne dzieła sztuki, które nie wyglądają jak matematyczne. Nie ma jednej definicji, takie mało dokładne mówią, że to obiekt samo-podobny (tzn. taki, którego części są podobne do całości) albo "nieskończenie subtelny" (ukazujący subtelne detale nawet w wielokrotnym powiększeniu). Więcej pod hasłem: fraktale. Niektórymi dziełami Leonida byłem absolutnie zachwycony. W galerii prezentuję jego kilka plac, ale u niego w domu wśród wydrukowanych fraktali widziałem jeszcze lepsze. Może opowiadać o nich godzinami, tak jak ja o górach, wulkanach, podróżach. Gala, nauczycielka, także jest artystycznie utalentowana, potrafi pięknie wyszywać, robić śliczne zwierzątka z materiału czy origami. W kolejnych wpisach z Kijowa pokażę ich próbkę. Leonid całkiem dobrze mówi po polsku, uczy się go i ma cel nauczyć się jeszcze lepiej. Wiele lat temu spędził jakieś pół roku w Polsce i chce nie tylko utrzymać umiejętność posługiwania się naszym językiem, ale pogłębić jego znajomość. Czyta polskie książki, nawet mu jedną przywiozłem. Stworzył program komputerowy polsko-rosyjsko-angielski, który także zna gramatykę tych języków. Oboje to bardzo sympatyczni i gościnni ludzie.

  • Na zdjęciach:
  • 1-6) Okolice dworca kolejowego, jak zawsze tłumnie, większa niż zwykle obecność żołnierzy w drodze na wschód albo wracających ze wschodu.
  • 7-11) Kijowskie metro, zdjęcia 9-11 przedstawiają stację Arsenalną.
  • 12-13) Chreszczatyk, w tym opisywany lód.
  • 14-19) katedra św. Zofii z okolicami, w tym z polską ambasadą.
  • 20) Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
  • 21-27) cerkiew św. Michała Archanioła  i Andriyivskyi uzviz oraz Dniepr.
  • 28) Międzynarodowe Centrum Kulturalne w sąsiedztwie Placu Niepodległości.
  • 29-33) Leonid wybiera kwiaty oraz jedzenie. Dwie ciekawostki. Firma cukiernicza Roshen, to własność prezydenta Ukrainy Petro Poroszenko (po ang. PoROSHENko) zwanego „królem czekolady”, a w filiżance to nie jest kawa, tylko carob tree (szarańczyn strąkowy, chleb świętojański) – zmielone i wypalone nasiona można pić zamiast kawy.
  • 34-39) Fraktale Leonida. 


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search