Blog

Blog

Yogyakarta (Jawa, Indonezja)

Riksze rowerowe w Yogyakarcie

Po wulkanie Semeru postanowilem udac sie do Yogyakarty. Po spakowaniu, sniadaniu i ostatnich fotkach Kaldery Tengger ruszylem na postoj mini busow. I stal sie cud, po 40 minutach bus byl pelen turystow i mogl wystartowac w dol. Zas w Probolinggo autobus do Yogyakarty (dziodziakarty) mialem juz po kolejnych 90 minutach. Shuttle bus za 125 000 rupii. Pierwszy raz skorzystalem z tego rodzaju trasnsportu - dla wszystkich, ale w praktyce uzywanego tylko przez turystow. Tak bylo i tym razem. Nieduzy bus, majacy usluge odbierania z miejsc noclegu i zawozenia do miejsc noclegu. Mial jechac 10h, jechal 12h, do tego zepsula sie i tak prawie nie dzialajaca klimatyzacja (marka - to jakis nieznany w Europie azjatycki "wynalazek" - adi putro, czy jakos tak). Droga do Yogyakarty na wielu odcinkach znajdowala sie w bardzo marnym stanie technicznym, poza tym tradycyjna wolna amerykanka na drogach, a na poboczach od czasu do czasu rozbite samochody i autobusy. Podczas tak szarpanej jazdy ciezko bylo usnac. O 00:30 wysiadlem przed Edu Hostelem wraz z Francuzka, ktora zachwalala to miejsce, wiecej pisze o nim w dygresjach.

Pierwsze wrazenia z Yogyakarty - ponoc stolicy kulturalnej i edukacyjnej Indonezji. Miasto wyglada troche lepiej od innych Indonezyjskich, co nie zmienia faktu, ze jak wszystkie jest obskurne. Chaos na  drogach, zazwyczaj brak chodnikow, obskurna zabudowa. Niby pelno sklepikow itd, ale gdy czlowiek szuka czego konkretnego, to tego nie ma. Dalej od centrum widzialem kilka centrow handlowych. Jest jednak miejsce, ktore wydaje sie interesujace. Nazywa sie Kraton i planuje odwiedziny tego miejsca.

Pogoda bez zmian - upalna, nawet miejscowym daje w kosc. Turystow sporo, zwlaszcza w rejonie ulicy Sosrowijayan. Jest tutaj bowiem wiele hoteli, losmenow, homestay`i. Biura turystyczne organizujace wycieczki do okolicznych atrakcji, troche restauracji, sklepow z pamiatkami. Wszystko w rejonie kilku rownoleglych i prostopadlych ulic i przesmykow. Ja mieszkam 15 min piechota od tego miejsca, blisko Kratonu. Turysci z Yogyakarty szybko uciekaja na pobliskie plaze, gdzie tez dobre miejsca dla surferow, jaskinie do zwiedzania albo jada dalej - do Jakarty badz w kierunku Bali.

Miejscowi uzywaja nazwy Jogja a nie Yogyakarta, nawet na znakach drogowych tak jest. Po prostu dziodzia. O dziodzi tez sporo w rozbudowanych dygresjach ponizej. 

Dygresje

Podrozujac po swiecie nabylem olbrzymia wiedze m.in. na temat obslugi turystycznej. Wiem co to jest dobra obsluga, a co to jest zla i zawsze zastanawia mnie, czemu ktos 3/4 robi dobrze, a 1/4 w glupi sposob zawala. A ta 1/4 potrafi byc wazniejsza niz te 3/4. O co chodzi juz tlumacze. Do Edu Hostelu trafilem za posrednictwem dziewczyny z Francji z ktora jechalem z Probolinggo. Jej znajomi spali w tym hostelu i chwalili. W Yogyakarcie. ow hostel to spora inwestycja. 4-pietrowy budynek, nowoczesny, z parkingiem podziemnym, podjazdem. Ceny od przyzwoitych (6,5USD/70 000rupii) po wielokrotnosc tej kwoty. Najtansze 6-osobowe pokoje (3 x lozko pietrowe) posiadaja klimatyzacje, pelen wezel sanitarny, szampon, recznik. Ciepla woda, co w Indonezji rzadkie, bo tutaj tak jak na Filipinach, najczesciej jest jeden kurek z chlodna woda (a w tanszych miejscach standardowo polewa sie z plastikowego naczynia). Wiecej, w Edu hostel, sniadanie jest w cenie, w pokoju spora skrytka z wbudowanym kontaktem i muszla klozetowa z podmywaniem czterech liter po zakonczonej czynnosci. WIFI tez jest. Obsluga rowniez bardzo mila, ale jednoczesnie stanowiaca najslabsze ogniwo. Nie za bardzo poslugujaca sie angielskim. Zameldowanie, wymeldowanie okay, ale juz z cala reszta duzo gorzej. Na pytania o kantor, bankomat, market i internet zostalem odeslany kawal drogi od hostelu, mimo ze to wszystko pozniej znalazlem pod nosem. Chcialem wykupic wyieczki jakie hostel oferuje, ceny byly znosne – Merapi, Borobudur, Prambanan, ale tak mnie obsluzono, ze kupilem gdzie indziej. I to jest wlasnie ta 1/4 ktora psuje calosc. Ladna tablica, codziennie oferujemy takie i takie wycieczki. Wsrod ofert wulkan Merapi. Chce zarezerwowac i zaplacic, ale Pani mi mowi, ze nie moge zarezerwowac sam, moga to zrobic co najmniej dwie osoby, bo to minimum, by byla taka cena, chyba ze od razu zaplace za dwie. Na pytania czy jakos wspolpracuja z innymi hostelami, biurami, lacza ludzi, by zebrac tyle ile potrzeba na wyjazd? –dziewczyna mnie ne rozumie. Jak ktos bedzie wiedzial, ze jestem chetny na wyjazd na wulkan, skoro nie chcecie zrobic nawet wstepnej rezewacji? – dziewczyna mnie nie rozumie. Gdy pytam, ile razy w tygodniu dochodzi do skutku wyjazdow na Merapi? – dziewczyna mnie nie rozumie. Dopiero czterech pracownikow lacznie pomoglo i ledwo ledwo odpowiedzialo na te pytania. To znaczy, nie wspolpracuja z innymi i rzadko ktos od nich jezdzi na Merapi. To w takim razie musze poszukac innego biura podrozy – mowie do nich – na co uslyszalem OKAY. Ale nie jestem pewien czy mnie zrozumieli.  W efekcie wszystkie wycieczki wykupilem w innym biurze podrozy i to jeszcze za troche nizsze ceny. Jesli hostel ma dobrych pracownikow, dobrze zorganizowana oferte wycieczek, uslug jak pranie, bilety lotnicze, wynajem samochodow, restauracja – to  potrafi na tym zarobic tyle samo co na podstawowej dzialalnosci, czyli noclegach. Co mi po milej obsludze, jak nie jest mi wstanie w niczym pomoc. Indonezja musi sie jeszcze wiele nauczyc w obsludze turystow, chocby od Nepalczykow. Sa tutaj miejsca turystycznie zorganizowane jako tako, ale wiecej jest zle zorganizowanych. Do tej pory najlepiej zorganizowana wycieczka, ale tez najprostosza, byl wulkan Bromo i wzgorze widokowe (najlepiej tutaj nie znaczy, ze wysmienicie, powiedzialbym, ze przyzwoicie, najwiekszy minus za zbyt wczesny wyjazd – o dobra godzine, co w srodku nocy ma znaczenie).

Jako ze w Jogji zatrzymalem sie na dluzej ponowilem dwa dni pozniej probe zapytania o cos innego niz check in i check out personel Edu hostelu. Mianowicie o to jakim autibusem dostac sie na glowny dworzec autobusowy. Odpowiedz: to bardzo skomplikowane komunikacja publiczna, zamowie tobie taksowke. Nie dziekuje, mam czas. W Indonezji slowa pracownicy hostelu nie brzmialy bez sensu, ale w praktyce przystanek autobusu znajdowal sie 3 minuty drogi i szybko i bez problemu bezposrednim autobusem dotarlem na dworzec. Trzeciej proby juz nie podejme, by pytac o cokolwiek. A swoja droga w Indonezji albo sa nadgorliwi w miejscach noclegu do organizowania taksowek albo nawet jak pytam o taksowke, to jedyne co moga mi polecic, to, wyjdz na ulice i lap.  

A propos dworcow autobusowych, w Indonezji czesto sa poza centrum. Nierzadko blizej jest lotnisko niz dworzec autobusowy.

W Yogyakacie podjalem ponowna probe zakupu tunczyka w puszce i pomidora w ramach odmiany od tutejszego jedzenia. 400tysieczne miasto a zadanie nadzwyczaj trudne – jak zwykle.  90 minut szukalem tunczyka (znalazlem w jakims dziwnym pikantnym sosie), a pomidora znalazlem w jakims warungu przez przypadek – gdy juz wracalem zrezygnowany z poszukiwan. Kobieta chciala za jednego pomidora pol dolara. Kazalem jej sie puknac w czolo i skonczylo sie na pol dolara za trzy sztuki.

 Irygacja - na Jawie istnieje bardzo rozbudowany system. Wyglada na duzo lepszy niz tutejsze drogi.

Juz kiedys wspomnialem, ze tutaj do swiadczenia prostych uslug zatrudnia sie mnostwo osob. W restauracjach 3 razy tyle ludzi co u nas, w autobusach po kilku pracownikow, na przystankach autobusow w Jogji oraz Denpasar-Kuta to samo-o tym jeszcze napisze ponizej. Mam taka propozycje, moze lepiej rzucic tych ludzi do budowy drog/mostow/tuneli/wiaduktow - to jest jeden z najwiekszych problemow Indonezji. A swoja droga, to rozumiem, czemu tutaj malutkie lotniska obsluguja po 5mln pasazerow i wiecej. Wszyscy bowiem staraja sie latac, nie jezdzic (jest duzo linii lotniczych). Nieraz to nawet wychodzi taniej, o predkosci i wygodzie nie wspominajac. 

Nawet gdy moge sie wyspac, to zwykle sie okazuje, ze spie kolo meczetu, ktorych co zrozumiale tutaj duzo, ma to swoje konsekwnecje, gdyz meczety maja dobre naglosnienie. Dlatego odglosy modlitwy obudza kazdego pomiedzy 4 a 5 rano. To nie Polska, ze pewien ksiadz musial sie dostosowac do wyroku sadu i dzwonic dzwonami ciszej i o normalniejszych godzinach. Jak to powiedzial kiedys moj kolega podroznik "z wyjcami nie masz szans". Ale znam tez takich co uwielbiaja muzulmanskie modly, mimo ze nie sa muzulmanami. 

Obserwuje ludzi, takze turystow i w Probolinnggo zaobserwowalem jedno ze zdarzen, ktore zaliczam do tych: niemozliwe, ze to sie wydarzylo naprawde. Jest mloda para Niemcow. Wszystko pachnace, czyste - jakby prosto ze sklepu a oni z wystawy sklepowej. Po trzy plecaki na glowe (wyjazd 3-tygodniowy jak slyszalem), zrobili zakupy na droge i ladnie je trzymali w siateczkach: owoce, soczki, woda, ciastka. Ale to tylko wstep. Destynacja: Denpasar. Kilkanascie godzin jazdy. Jest autobus, juz do niego maja wsiadac, ale dostaja informacje, ze zepsula sie klimatyzacja. Koniec swiata. Stwierdzaja, ze nie pojada w takim razie tym autobusem. Ale nastepny bedzie jutro slysza. Nie ma takiej mozliwosci oni musza dzisiaj. Autobus pojechal, oni zostali, a moja rade, by jednak pojechali, bo beda tego zalowac - zignorowali. Alternatywa, jaka uslyszeli. Jedzcie do Banyuwangi, 5h autobusem (albo 7 - to ode mnie), z klimatyzacja. Tam musicie albo przenocowac i jutro pojedziecie dalej albo wynajmiecie jakis transport do promu, przeplyniecie ciesnine i moze zlapiecie cos do Denpasar, ale najpewniej poczekacie do rana na jakis trasnport. Niemcy nie wierza w to co slysza. Tak moi drodzy, to Indonezja, nie Germany. Co wiecej, ten autobus do Banuwangi moze miec taka klimatyzacje jak wiekszosc, czyli nieodczuwalna, a cala dalsza droge tez mozecie spedzic bez klimy - myslalem sobie. Zbulwersowani pobiegli do wlasnie odjezdzajacego autobusu do Banyuwangi. Sa ludzie ktorych tokow myslenia nigdy nie ogarne.

Pan gwizdkowy - swietny zawod. Sa zawodowi, zatrudnieni przez sklepy i restauracje, sa tez samozwancy i ja o tych drugich. Jest wioska albo miasteczko I pobocze. Ruch duzy, ani wlaczyc sie do ruchu ani zjechac na pobocze. Na ktorym tez czesto ciezko znalezc miejsce, gdzie mozna by zostawic samochod. Taki gwizdkowy ma za zadanie w tym pomoc. Wejsc z gwizdkiem na ulice i umozliwic wlaczenie sie do ruchu/zjazd na pobocze, znalezc miejsce do parkowania. W praktyce to jednak kierowca musi wymusic pierwszenstwo i sam znalezc miejsce. Gdy konczy swoje manewry, zjawia sie pan gwizdkowy, gwizdze, macha reka - tak jakby pomog, mimo ze w niczym nie pomog i wystawia reke po wolny datek. 

W duzych aglomeracjach Indonezji, na razie odwiedzilem dwie: rejon Denpasar-Kuta i Yogyakarta, podjeto probe zorganizowania transportu publicznego. Nie prywatne bemo, tylko autobusy miejskie. Na Bali raz korzystalem, tanio, duzy autobus, mozna bylo zabrac rower, klimatyzacja dzialajaca jako tako. W Jogji, male autobusiki, 8 linii, niby klimatyzowane, ale nie czulem tego. U nas tego typu komunikacja to standard, tutaj niekoniecznie. Ma swoja specyfike i o niej chcialem napisac. W kazdym autobusie jest czlowiek od informowania glosno o przystanku, do pomocy pasazerom (Na Bali sprzedawal tez bilety). Na kazdym przystanku jest pracownik, ktory ma pomagac pasazerom, sluzyc informacja, w Jogji sprzedaje tez bilety. Wyobrazacie sobie w Polsce na kazdym przystanku pracownika PKM? Tutaj przystankow jest duzo mniej, linii tak samo. Druga rzecz to przystanki i wysokosc wejsc do autobusow. Te ostatnie sa dobry metr nad ziemia, przystanki sa do nich dostosowane. Nie bede sie bawil w eufemizmy i napisze wprost - nie rozumiem idei tego idiotycznego patentu. Sa mniej i bardziej rozbudowane przystanki, przy czym skrajne formy sa rzadkie: same schodki lub przystanki niby z klimatyzacja. Przystanki sa male, gdy jest wiecej ludzi, ludzie stoja w kolejce przed nimi. Jest problem wprowadzic rower czy wozek do autobusu. Jest mnostwo zamieszania z tymi schodkami i przechodzeniem z przystanku do/z autobusu. Schody utrudniaja poruszanie sie starszym, dzieciom, a autobusy nieraz tak podjezdzaja pod przystanki, ze starsze i mlodsze osoby nie sa wstanie wejsc/wyjsc, poniewaz nie potrafia zrobic tak duzego kroku. Juz widzialem jak babcie wynoszono z tego powodu z autobusu, dzieci wnoszono. Mezczyzna w srednim wieku zle zrobil krok i spadl na ulice miedzy przystankiem a autobusem - nic mu sie nie stalo. To sa skrajne przyklady, ale najgorsze jes to, iz ten system spowalnia procedure wsiadania i wysiadania. Te schodki, ciasne budki przystankow, wzmozona koncentracja przy wsiadaniu i wysiadaniu. Glupota. Tego nie mozna bylo wymyslic na trzezwo, a ponoc muzulmanie nie pija. 

 pozdrawiam

Gregor

Na zdjeciach: Na Jawie jest wiecej warzyw, wiec staram sobie jedzenie urozmaicac, co widac na zdjeciach (drugie zdjecie to jest hostelowe sniadanie), poza tym Yogyakarta, warsztat motorow, uczennice idace do szkoly, przystanek autobusowy i muszla klozetowa z wodotryskiem, o ktorej pisalem. Jak również słuszny napis: football is not crime.


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search