Blog

Blog

Kiszyniów (Mołdawia)

Mołdawia, Kiszyniów, budynek Parlamentu.
Na pięć minut przed rozpoczęciem wyjazdu przypomniałem sobie, że nie zdążyłem pomyśleć o jakimś noclegu w Kiszyniowie. Jeżeli planuję spać w hostelach, wyszukuję sobie w internecie trzy plus dwa awaryjne. Potem wydruk mapki z adresami. Mając pięć minut czasu na szybko znalazłem dwa hostele na stronie hostelword.com i w drogę. Pierwszy nazywał się Trotter`s Den, znajdował się w samym centrum. Na miejscu okazało się, że są tablice informacyjne, ale na dzwonek nikt nie odpowiada. Przez 10 minut dzwoniłem, pukałem. Hostel najzwyczajniej zamknięty. Pozostał drugi hostel, oddalony o jakieś 15 minut piechotą. Ukryty jeszcze bardziej niż Trotter`s, w bocznym pieszym przejściu. Nazywał się Forum Moldova. Najtańsze hostele w dużych miastach często są „poukrywane”, to wejście jest od podwórka, to w bocznym jakimś przejściu, które nawet nie jest uliczką, to w jakimś bloku w mieszkaniu. I tak dalej. Trzeba się często nachodzić, naszukać, wiele razy popytać miejscowych. Ale na ogół udaje się dane miejsce odnaleźć. Na bramie budyneczku, gdzie miał znajdować się mój drugi hostel był tylko telefon i żadnej informacji. Pukanie w bramę nic nie dało. Dzwonić nie zamierzałem, bo z polską kartą sim koszt minuty połączenia w mojej taryfie to 5zł. Obok miejscowi na dworze robili sobie imprezkę. Mołdawski koniak, żółty ser, oliwki, czekolada. Zaprosili mnie do stołu. A jeden z nich poszedł się dowiedzieć co z hostelem. Panowie byli już dosyć wstawieni. Po kilku minutach otrzymałem informację, że hostel od dawna jest zamknięty.
                    Kiszyn1
Oto skutki mojego pośpiechu i spisania hosteli na odwal. Pytam więc, czy nie znają jakiegoś w okolicy. Znają jeden, wytłumaczyli mi drogę. Idę. Gdy dotarłem kilka ulic dalej we wskazane miejsce pytam po sklepach, na parkingu. Jedni nic nie widzą. Inni mówią że mam iść w prawo, a kolejni że w lewo. Po 20 minutach idiotycznego kręcenia się stwierdzam, że to nie ma sensu. Czas wrócić do ścisłego centrum. Znaleźć jakąś kawiarenkę internetową, spisać kilka adresów, chyba że po drodze coś znajdę. Minąłem polską ambasadę i po chwili byłem na głównej ulicy: Bulevardul Stefan cel Mare. Pytam o kawiarenkę internetową, ale nikt nie wie. Po pół godzinie ktoś coś wie i wskazuje mi miejsce. Minęły dwie godziny łażenia z plecakami. Przy okazji pozwiedzałem miasto, po drodze jeszcze raz bezskutecznie zadzwoniłem do Trotter`s. Pogoda była słoneczna choć zimna. I miałem ubaw z mojego bezsensownego chodzenia. Po to ruszyłem na wschód, dla takich bzdurnych historii.

Kawiarenka internetowa całodobowa znajdowała się przy wspomnianej przed chwilą głównej ulicy, małe drzwi zaraz za mcdonaldsem w kierunku Parku Catedralei. Znajduje się na ostatnim piętrze. Za pół godziny zapłaciłem 5 lei. Jako, że nie lubię być dostępny 24h na dobę i ciągle online, trzymam się z daleka od przenośnych urządzeń typu smartfon i tablet, aczkolwiek wiem, że i mnie to w końcu dopadnie. Niestety, takie czasy. Spisałem kilka adresów hosteli i w drogę, bo zaczynał zapadać zmrok. Na pierwszy strzał poszedł hostel Tapok. Po 15 minutach jestem pod adresem, ale moja noclegownia jest ukryta w podwórku. Otwarta. W końcu. Obsługa mówi po angielsku. Hostel jest niewielki i mieszkało w nim tylko dwóje Rosjan, którzy przyjechali w sprawach służbowych. Byłem jedynym turystą. Cena w dormitorium z ośmioma łóżkami to 8 euro. Zważywszy, że Kiszyniów nie jest atrakcją turystyczną Europy, muszą jakoś zarabiać, by przetrwać. Tanie linie lotnicze latają tylko gdzieś na południe Europy, gdzie pracuje dużo Mołdawian, są ze dwa loty. Ze względu na uciążliwy dojazd i małą atrakcyjność turystyczną Kiszyniowa, nie ma się co dziwić, iż turystów niewiele, a hostele są zamykane. Ponadto był początek kwietnia.

                    Kiszyn2

W zasadzie powinienem od razu pójść spać, po dwóch bezsennych nocach, ale szkoda mi czasu. To jedyna okazja do wieczornego spaceru po mieście. Zatem szybki prysznic, cenniejsze rzeczy do skrytki w pokoju, reszta do schowka pod łóżko. Zbieram informacje od człowieka w recepcji, gdzie warto coś zjeść, wypić w Kiszyniowie, i w drogę. Otrzymałem takie namiary: tanie i dobre jedzenie jest w restauracji czynnej 24h/dobę Eli Pili przy Bucuresti Street. Znajduje się na dole brzydkiego blokowatego budynku. Notabene minutę marszu od zamknięte hostelu Forum Moldova. Dobrze zjeść można w La Placinte przy Banulescu Bodoni naprzeciwko katedry przy parku Catedralei oraz przy skrzyżowaniu ulicy Ismaila i Mitropolit Varlaam (ta sieciówka ma więcej lokali w Kiszyniowie). Z kolei na piwo polecili pub przy ulicy Veronica Micle blisko skrzyżowania z Armeneasca.

W Kiszyniowie nie ma Starego Miasta z prawdziwego zdarzenia (ok. 700 tys. mieszk., w kraju liczącym 3,6mln o pow. prawie 44 000km2, w tym 4 000 km2 to Naddniestrze). Jest jakieś centrum, w którym znajdziemy kilka ładnych czasami pałacykowatych budynków. Snułem się po uliczkach. Spacerowałem po bulwarze Stefana cel Mare, po wspominanym parku Catedralei z katedrą jak nazwa wskazuje, w którym też Łuk Triumfalny, a naprzeciwko monumentalny gmach rządu. Poza tym  spacerowałem wieloma ulicami równoległymi i prostopadłymi. Raz były ładniejsze budynki, innym razem bloki, a jeszcze innym jakieś bazarowe klimaty. Uderzała mnogość lombardów i  kantorów oraz brak sklepów spożywczych i miejsc, gdzie można by usiąść na kawę. Było trochę żebraków, ale na ulicach generalnie pusto. Bulwar Stefana cel Mare (średniowieczny hospodar Mołdawii Stefan III Wielki) to tak naprawdę ulica z szerokimi chodnikami i kilkoma pasami ruchu. Nic specjalnego. Mołdawscy kierowcy jeżdżą zuchwale, zwłaszcza w miastach. Piesi i inni kierowcy muszą uważać, bo do standardów zachodnioeuropejskim mołdawskim kierowcom trochę brakuje. W przeciągu 3-godzinnego spaceru widziałem jedną solidną stłuczkę - zderzenie na skrzyżowaniu oraz śmiertelne potrącenie pieszego, właśnie na Stefan cel Mare. Gdy znalazłem się w miejscu wydarzeń, nad ciałem leżącym na drodze zebrała się grupka beznamiętnie przyglądających się sytuacji ludzi. Czekali na policję. Ofiarą był starszy mężczyzna. Z kolei na niektórych przystankach przy tej samej ulicy rzucały się w oczy niezbyt urodziwe bardzo wyzywająco ubrane kobiety, zapewne lekkich obyczajów. Przed wyjazdem koledzy mówili mi, że w Mołdawii są bardzo ładne kobiety. Nie wiem skąd mięli te informacje, ja takich nie znalazłem. Co na ten temat sądzę? Rzeczywiście jest nieźle, aczkolwiek tylko w Kiszyniowie. Podczas spacerów po mołdawskiej stolicy widziałem sporo ładnych kobiet o wschodnich rysach, zgrabnych, kobiecych w ubiorze i poruszaniu się. Ale do moich ulubionych Rosjanek, jednak im brakuje.

Przed północą ruszyłem do hostelu. Z planowanej kolacji zrezygnowałem, nie byłem głodny. A jak nie jestem głodny to nie jem – taką mam zasadę. Przy drzwiach okazało się, że nie łatwo będzie mi się dostać do środka. Nie do końca rozumiem, po co tego typu miejsca, montują coraz to bardziej dziwne elektroniczne systemy otwierania. Wymagające często instrukcji, awaryjne i dostarczające różnych problemów. Nie inaczej było z hostelem Tapok. Zanim wyszedłem poprosiłem o instrukcję otwierania. Plastikowy wisiorek miałem przyłożyć do odpowiedniego czytnika, potem po zapaleniu się zielonego światła szybko wcisnąć klamkę z migającymi diodami w dół, docisnąć drzwi, a dopiero następnie energicznym ruchem pociągnąć do siebie. Wykonuję więc te czynności. Raz, drugi, trzeci i nic. Drzwi się nie chcą otworzyć. A zielona lampka zapala jedynie na ułamek sekundy i gaśnie. No świetnie, spędzę noc pod drzwiami. Czwarta próba i znowu nic. Przy piątej klamka się złamała, została mi w ręce. Fantastycznie. Oglądam ją. Kable w środku, metal lichy i nadal stoję na dworze. Z rozwaloną ręką od złamanego metalu z której kapie krew. Na szczęście moją próbę wejścia usłyszał jeden z Rosjan i mi otworzył, bo obsługi  żadnej nie było.

kiszyn3kiszyn4

Mogłem pójść spać. Na kilka godzin tylko, bo czekała mnie rano pobudka, ale miło było spędzić ten czas w łóżku, w dosyć chłodnym nieogrzewanym pokoju, z niedziałającymi kontaktami. Kiszyniów pod względem hosteli, jakości, oferty, jest jeszcze w dużej prowizorce, ale może to się kiedyś zmieni. Na pytania czy mogę wypożyczyć samochód albo czy mogą mi jakąś wycieczkę zaoferować – usłyszałem dwa razy nie. Na pytanie czy może znają jakąś wypożyczalnię samochodów albo dobre biuro turystyczne też usłyszałem tylko nie. Hostele które oferują tylko łóżko i nic ponadto mają niewielkie szanse na rozwój, za to całkiem spore na plajtę.

3 kwietnia. Pobudka o 7:00, szybkie pakowanie, o 8:00 ruszyłem na poranny spacer. Chłodno (3-4 stopnie Celsjusza), szaro, ale bez opadów. Żeby wyjść z hostelu, musiałem użyć połamanej klamki, by jakoś otworzyć drzwi, co się udało. Kiszyniów położony jest na wzgórzach i całkiem blisko centrum znajduje się w pagórkowatym terenie ładny park, ze sztucznym jeziorem – Valea Morilor, w pobliżu jest ambasada USA (od strony centrum miasta). To był mój pierwszy cel. Następnie kolejny raz katedra z Łukiem Triumfalnym, budynek rządu, parlament, główne ulice Kiszyniowa. Pomniki, bulwar Grigire Vieru. Wiele budynków dawno nie było odnawianych, chodniki często są dziurawe i poniszczone. Zdarza się czasami niezakryta studzienka, ruina, czy jakieś kable elektryczne walające się po chodniku. Generalnie nic ciekawego i właśnie dlatego odwiedziłem Kiszyniów, bo to z kolei ciekawa odmiana. Czuć tutaj jeszcze ducha ZSRR, aczkolwiek obecne stosunki Mołdawii z Rosją nie są zbyt dobre za sprawą Naddniestrza, które też odwiedziłem podczas tego wyjazdu. Chodząc po Kiszyniowie nie widziałem żadnych ludzi, wyglądających na turystów. Za to ja budziłem zainteresowanie, pewnie przez spory aparat fotograficzny u szyi. Nawet niektórzy podchodzili do mnie pytając czy jestem Amerykaninem. Dlaczego Amerykaninem? – pytałem. Bo na Amerykanina wyglądasz – słyszałem w odpowiedzi. Uczucie bycia jedynym turystą, towarzyszyło mi przez prawie cały wyjazd – ku mojej wielkiej radości. Nie lubię turystycznych miejsc z tysiącami turystów.

Przed południem musiałem opuścić hostel i tak też uczyniłem, udając się pieszo w okolice centrów handlowych i dworca kolejowego, gdzie znajdowała się znaleziona jeszcze w Polsce wypożyczalnia samochodów. Po drodze odwiedziłem bardzo ładną cerkiew przy ulicy Ciuflea, niestety w otoczeniu obskurnych bloków, dominujących w pejzażu. Dosyć łatwo znalazłem moją wypożyczalnie. Mała budka przy parkingu przy dużym centrum handlowym (www.rentcar.md, S.C. Motomix International SRL str. D.Cantemir 6, tel. +373 69 922060, infomotimix(at)gmail.com). W Mołdawii działa kilka dużych sieciówek wypożyczających samochody, mających swoje biura na lotnisku w Kiszyniowie, ale ceny za wynajem były bardzo wysokie. Najtańsza oferta była dwukrotnie droższa niż w lokalnej wypożyczalni, o której właśnie piszę. Mają stronę internetową po angielsku, a właściciel mówi trochę po angielsku, świetnie po mołdawsku, nieźle po rosyjsku, trochę po ukraińsku i rozumie język polski). Zasady wypożyczenia małego samochodu były następujące. Za wypożyczenie do 5 dni 20 euro/dzień i limit kilometrów 150 na dobę, za każdy ponadwymiarowy 0,05 euro, czyli 5 euro za dodatkowe 100km. 6-10 dni 18 euro, powyżej 10 dni, 16 euro – z limitem kilometrów. Bez limitu kilometrów tylko powyżej 6 dni i cena wtedy: 6-10 dni 22 euro, powyżej 10 dni 20 euro. Próbowałem przekonać szefa, by albo wydłużył mi limit kilometrów albo pozwolił zapłacić 22 euro za dobę bez limitu kilometrów, ale nie chciał zmienić zasad. Potrzebowałem samochodu tylko na 3 dni, dokładnie 3 x 24h od godziny wypożyczenia. 

Skąd pomysł na samochód. Od znajomych autostopowiczów dowiedziałem się, że autostop to słaby pomysł na Mołdawię. Marszrutki z kolei są tanie i jeżdżą prawie wszędzie, ale nie wszędzie i to dosyć czasochłonna forma. A miałem plan ambitny na 3 dni po części środkowej i południowej Mołdawii. Samochodem było to do zrobienia, na marszrutki potrzebowałbym tygodnia i w niektóre miejsca w ogóle bym nie dotarł. W konsekwencji gdyby policzyć transport, noclegi, jedzenie, wyszłoby drożej niż wynajęcie samochodu na 3 dni. W tej najniższej cenie bałem się, że dostanę jakąś toyotę yaris, która w starym mołdawskim parku maszynowym, będzie rzucała się w oczy, także policji, ale na szczęście dostałem dużo fajniejszy samochód. Opel Astra z 2007 r., kombi, diesel 1,7. Auto troszkę przyrdzewiałe, z jakimiś otarciami, z solidnie popękaną w dwóch miejscach, na dużej powierzchni, przednią szybą. Auto sprowadzono z Polski. Takiej maszyny, nierzucającej się w oczy potrzebowałem. Miałem tylko nadzieję, że przednia szyba całkiem się nie rozleci podczas mojej trasy. A nadwozie typu kombi pozwalało mi spędzić w tym aucie trzy noclegi zamiast szukać czegoś odpłatnego. W baku zastałem 5 litrów paliwa, było radio. Dostałem dowód rejestracyjny, ubezpieczenie, papier z przeglądu technicznego i dokument że auto wypożyczyłem. Na odjezdnym pracownik zrobił jeszcze zdjęcia auta, by porównać jego stan po powrocie. Zostawia się także depozyt w wysokości 100 euro.

                    kisz5

No to w drogę, dochodziła 13:00, auto miałem zdać 72 godziny. Po Kiszyniowie sporo osób jeździ po partyzancku, nieraz pod prąd, przepisów często się nie przestrzega. Kierowcy się wpychają, kombinują, na trzech pasach jadą cztery samochody obok siebie. Trzeba się do tego dostosować i robić dokładnie tak samo. Owszem, większość kierowców jeździ jako tako, ale na miejscowych chojraków trzeba uważać. Zwłaszcza na samym początku, zanim człowiek przyzwyczai się do samochodu i atmosfery na miejscowych drogach. Na pierwszej stacji benzynowej zatankowałem 20 litrów, płacąc 333 leje i dziurawymi zatłoczonymi drogami powoli opuszczałem mołdawską stolicę kierując się na Milestii Mici z największymi na świecie podziemnymi składami wina.

  • Na zdjęciach:
  • 1-3) bulwar Stefana cel Mare,
  • 4) park Valea Morilor,
  • 5) budynek rządu,
  • 6-7) Łuk Triumfalny i katerda w parku Catedralei, pełniącym swoistą formę głównego placu miasta,
  • 8-12) centrum Kiszyniowa,
  • 13) mapa centrum Kiszyniowa, z namiarami lokali, ktore dostałem w hostelu.


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search