Blog

Blog

Kompleks archeologiczno-historyczny Orheiul Vechi nad rzeką Raut (Mołdawia)

Krzyż w Orheiul Vechi - najbardziej rozpoznawalny symbol Mołdawii, no może obok win.
Będąc ponownie w Nisporeni, zatrzymałem się w centrum na krótki spacer. Obchodzono tutaj Niedzielę Palmową. Zaś samo miasto takie jak inne. Szeroka główna arteria, jakiś pomnik, monumentalny gmach urzędu. Następnie minąłem miejscowość Vulcanesti, zupełnie inną, niż miasteczko o tej samej nazwie na południu Mołdawii w Gagauzji. Na chwilę zatrzymałem się przy cerkwi w Bucovat, budząc zdziwienie wiernych. Ale jak wyjaśniłem, że jestem turystą, a nie jakimś szpiegiem, uspokoili się. W miasteczku Straseni rozważałem odbicie w lewo i mniej głównymi drogami dojazd do Orheiul, ale gdy pod mostem kolejowym zobaczyłem rozlewisko, samochód, który w nim utknął i korek oraz niektórych kierowców próbujących je pokonać uznałem, że lepiej dojadę do Kiszyniowa. Nie wjeżdżając do centrum udało mi się wjechać na drogę M2, prowadzącą na północ. Oznakowanie tradycyjnie myliło i było bezwartościowe. W Polsce również jest przeciętne, mamy dużo do poprawy, ale Mołdawia ma pięć razy więcej. Droga o dwóch pasach w każdym kierunku była dobra jak na Mołdawię. Znaki pozwalały na całkiem szybką jazdę. Nie stać ich na drogowskazy i na szczęście nie stać ich za bardzo na znaki ograniczeń prędkości. Dziwiło mnie wielu kierowców jadących poniżej dozwolonych limitów. Nie chciałem za bardzo się wyróżniać na drodze, ale w końcu się wkurzyłem, wdepnąłem gaz i lewym pasem przed siebie. Tak się rozpędziłem, że przegapiłem mój zjazd i zatrzymałem się dopiero na rogatkach miasta Orhei (Orgiejów). Zjechałem z głównej drogi, zawróciłem koło ładnej cerkwi i z powrotem. Orheiul Vechi to największa mołdawska atrakcja, więc przy drodze M2 jest znak. Nieszczególnie wyrazisty ale powinienem go zauważyć. Przy trasie sporo osób stało machając stroikami wielkanocnymi na sprzedaż. Dojechałem do miejscowości Trebujeni i na mini parking za mostem na rzece Raut, skąd prowadzi ścieżka do miejscowych atrakcji.

W niedzielne popołudnie odwiedziło to miejsce sporo Mołdawian, do stolicy stąd ze 60km. Można było kupić jakieś tandetne pamiątki. Za to krajobrazowo bardzo sympatyczne miejscu. Meandrująca rzeka, strome wapienne zbocza. Klimat niemal górski, ale wysokości znikome. Od ok. 20m do ok. 150m n.p.m.  To co oglądamy w tym archeologiczno-historycznym kompleksie pochodzi w większości z XIV-XVI wieku, ale ślady osadnictwa sięgają tysięcy lat przed naszą erą. Mołdawia stara się o wpisanie tego miejsca na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Któż wie, może im się uda, ale jeżeli mam być szczery, nie widzę potencjału. Jak na dosyć nijaką Mołdawię to bardzo atrakcyjne miejsce. Z perspektywy świata, znam tysiące miejsc atrakcyjniejszych, które nie znajdują się na liście UNESCO.

Co oferuje Orheiul Vechi? Piękne krajobrazy wijącej się brudnej rzeki, strome wapienne zbocza, aczkolwiek z lichymi skałkami. Śmieci dużo. Zagospodarowanie słabiutkie. Z obiektów stworzonych przez człowieka mamy najbardziej charakterystyczny symbol Mołdawii, czyli krzyż na skale (dużo kobiet obchodziło go trzy razy zgodnie ze wskazówkami zegara). Pod nim w skale jest wydrążona mała, ale śliczna świątynia. Idąc do góry po prawej stronie mamy wejście, poprzez nadziemny budynek podziemnego kościoła. W skale tunel, za nim pomieszczenia, w tym modlitewne. Możemy wyjść również na półkę skalną nad rzeką Raut. Notabene inna świątynia w skale, acz dużo mniej atrakcyjna, jest na północ do miasta Orhei w Tipavie nad Dniestrem. Idąc dalej łagodnie do góry natrafimy na cerkiew, sporą w stosunku do świątyni w skale. Już z dołu jest dobrze widoczna. Tutaj niemal wszyscy kończą spacer pagórkiem, ale ja doszedłem na jego szczyt. Z 20 m n.p.m. znalazłem się na 120m n.p.m. Piękna panorama, ale co z tego, jak wokół wysypisko śmieci.

U podnóża wzgórza jest miejscowość Butuceni, gdzie tradycyjna zabudowa, ładne metalowe bramy. Trwały pewne prace restauracyjne, budowlane. Styl wsi zostanie zachowany, ale to już nie będzie to samo. Wolę stare, podniszczone niż ładne, nowe. We wsi spotkałem Walerija, który w towarzystwie kompanów pił wino własnej roboty. Dużo już wypił. Zaprosił mnie do degustacji. Z grzeczności wypiłem trochę tego świństwa. Przeszedłem też przez całą wioskę. Odwiedziłem na chwilę cmentarz. We wsi poza mnie nie było żadnych turystów ani spacerowiczów.

 Mimo bardzo nieśpiesznego zwiedzania, minęły raptem trzy godziny. Szybkim tempem to maksymalnie godzina. Co do pogody, było cieplej aniżeli dzień wcześniej, ale chłodny wiatr nadal dawał znać o sobie. Na niebie mnóstwo chmur, czasami trochę padał deszcz. Zanim odjechałem udałem się jeszcze pod skałę, która podczas opadów deszczu pełni funkcję wodospadu, teraz tylko z niej kapało. Widać ją z parkingu po drugiej stronie rzeki. Na wysokości Butuceni w skale jest jeszcze jedna niewielka świątynia.

Po kilku minutach jazdy podjechałem pod niewielkie ruiny tatarskiej twierdzy Shehr al.-Djedid przy moście nad rzeką Raut, na rogatkach Trebujeni.

Zniszczyli ją Mongołowie ze Złotej Ordy. Po drugiej stronie rzeki w wapiennych skałach jest sporo komór, stworzonych ludzką ręką. Poszedłem je po zwiedzać. W tutejszym kruchym wapieniu zachowało się sporo niewielkich muszli, wziąłem jedną na pamiątkę. Na całym tym terenie sporo osób robiło sobie piknik. Z głośną muzyką, grillem i alkoholem. Pierwotnie planowałem gdzieś tutaj zatrzymać się na nocleg. Ale biorąc powyższe okoliczności pod uwagę oraz ciągle wczesną godzinę, postanowiłem ruszyć w kierunku Kiszyniowa i przenocować w okolicach Cricovej (niecałe 15km od Kiszyniowa). Niestety jak to w Mołdawii niełatwo było trafić. Kręciłem się gdzieś w pobliżu, ale brakowało postawienia kropki nad i. W jakiejś okolicznej miejscowości zapytałem młodego biegacza, który dobrze mówił po angielsku. Zainteresował się nami mężczyzna w samochodzie. On właśnie jechał do centrum Cricovej. Pojechałem za nim, jakieś 5 kilometrów. Na końcu wskazał mi miejsce, gdzie znajduję słynne podziemne magazyny wina. Zatrzymałem się na parkingu przed wejściem do nich (minęła 19:00). Po sąsiedzku miałem nieczynne wapienne wyrobiska ze sztucznymi stawami oraz ładne zabudowania kompleksu. W zabytkowym budyneczku ala poczekalnia, znajdowały się ławki i przesiadywało tam sporo młodzieży z okolicznych bloków. Jedni oddawali się całowaniu i przytulaniu, inni jeździe na deskorolce albo rowerze po asfaltowym placu. Zapadał zmrok, towarzystwo powoli się zwijało, zrobiło się cicho i spokojnie. Przygotowałem sobie posłanie na tyłach samochodu. Zapowiadała się chłodna noc, ale bez mrozu. Zdziwiłem się, bo nie wydałem tego dnia żadnych pieniędzy.

Na koniec wpisu jeszcze jedno. Jakiej nazwy używać? Mołdawia, Mołdowa, Moldowa, Moldova? Popieram pogląd prof. Miodka, że Mołdawia to jest stare historyczne określenie i powinno być stosowane w Polsce. To naturalne, że różne państwa mają swoją odmienną terminologię geograficzną. Polska poza granicami, też nie jest nazywana polską, tylko ma historyczne określenia czy wynikające z odrębności językowej: Poland, Polen, Polonia, Lehistan, Bulanda, Polsko, Lengyel Koztarsasag itd. To dla Mołdawian Mołdawia to Moldova. Dla nas – Mołdawia. 

  • Na zdjęciach:
  • 1) Centrum Nisporeni.
  • 2) Miejscowość Vulcanesti nie mająca nic wspólnego z wulkanami.
  • 3) Cerkiew w Bucovat.
  • 4-25) Kompleks Orheiul Vechi z rzeką Raut. Skały wapienne. Cerkiew w skale, cerkiew na skale, wioska Butuceni i Walerij, ruiny Shehr al.-Djedid, komory w wapieniu.
  • 26-29) Moje legowisko w Cricovej, wysłużony klakson, który w Mołdawii pełni niezwykle istotną rolę. Oraz pęknięcia przedniej szyby, z lewej i z prawej strony. Były spore, ale szyba wytrzymała. I to mimo, że nie miałem wycieraczek, tylko jakiś kawałek plastiku, który tarł o szybę i udawał, że coś wyciera.  


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search