Blog

Blog

ISLANDIA 4x4 – Kjalvegur F35 na zimowo i pole geotermalne Hveravellir

Wzdłuż drogi F35 (Kjalvegur).
Stoję przy szlabanie na drodze F35. Ściągam łańcuch, chociaż inni, miejscowi zapewne, z lenistwa objeżdżali szlaban po mchu, widzę po śladach. Za szlabanem są stare ślady opon auta terenowego znacznie większego niż mój. Układam na drodze łańcuch, tak bym w drodze powrotnej widział, czy ktokolwiek go dotknął poza mną tej nocy. Jadę dalej. Trasa w dobrym stanie. Roztopy i płynące wody wyżłobiły przez całą drogą lub jej fragment dziury. Z dziesięć, z których trzy wymagały większej uwagi. Miałem obawy czy dam radę przejechać je Jimnym. Wyrwy były głębokie, a ścianki pionowe. Mogłem popracować trochę czekanem i rozwiązać problem, ale wpierw spróbowałem bez tego. I udało się. Auta nie uszkodziłem. Niecałe 30 kilometrów przed celem utknąłem w zaspie śniegu. Wycofałem auto. I co dalej? Posłużę się filmowym cytatem z Bonda - "Śmierć nadejdzie jutro": tylko ryzykując wiemy kim jesteśmy naprawdę.

Wziąłem czekan i przystąpiłem do pracy. Przygotowałem tor pod wąski rozstaw osi oraz pomiędzy zgarnąłem śnieg ze względu na niskie zawieszenie. Stare ślady przejazdu świadczyły, że jakaś potężna terenówka jechała tędy. Moja mini terenówka potrzebowała pomocy. Kolejna próba przejazdu, prawie się udało, ale ugrzęzłem. Znowu wycofałem do tyłu. Kolejna praca czekanem i kolejna próba przejazdu. Udało się, następną zaspę wziąłem z rozpędu i pędziłem dalej. Śnieg był mokry, miałem opony całoroczne. Czas nie pozwalał na ceregiele, szybkie decyzje, co ma być to będzie. Jestem absolutnie sam, jak narozrabiam będę miał kłopoty, zapewne kosztowne. Bez ryzyka nie ma sukcesów w mojej pasji. Wjeżdżając na F35 zgasiłem światła mijania, inaczej rzucałbym się z oddali. Bliskość koła podbiegunowego północnego o tej porze roku zapewniała jasność przez całą dobę. W środku nocy było najwyżej szaro. Dojechałem do kolejnej zaspy na drodze. Nie do pokonania dla Suzuki Jimny. I tak jest dobrze. Do celu zostało 11-12 kilometrów pieszo. Wybiła 23:00 (samochodem pokonałem 312 kilometrów tego dnia). Właśnie w tym miejscu kończy się dobra droga szutrowa, teraz ciut nadwyrężona, a zaczyna odrobinę terenowa. Biorę aparaty fotograficzne, czekan, paczkę rodzynek do kieszeni i rozpoczynam marsz. Auto postawiłem na początkowym fragmencie płata śniegu. Auto białe, nie rzuca się w oczy. Okolice topniejących śniegów rozmiękczają drogę, auto przez kilka godzin mogłoby się zapaść na poboczu, bo samej drogi nie chciałem zastawiać. Podstawiłem kamienie pod koła i zakryłem tablice rejestracyjne. To rada Islandczyków na wypadek, gdyby zawieruszył się w tym rejonie helikopter jakichś służb. Nie będą mogli odczytać tablic rejestracyjnych, a wylądować, by to sprawdzić nie będzie im się chciało zapewne. W innym wypadku mógłbym zarobić mandat za wjazd do zamkniętej części Islandii i karę od wypożyczalni samochodów, bo chociaż auto terenowe, poinformowano mnie, że dopóki służby nie otworzą dróg, nie mogę się po nich poruszać. Łącznie ta wycieczka mogłaby mnie kosztować dodatkowo nawet kilkaset tysięcy koron, czyli dobre kilka tysięcy złotych. Szkoda kasy. Ale plan wyprawy zrealizowany być musiał. Podjąłem ryzyko. Zminimalizowałem je nocnym przyjazdem, co o tej porze roku nie robiło wielkiej różnicy, gdyż i tak było jasno.

Czekały mnie około dwie godziny marszu w jedną stronę. Niby drogą, niby dosyć płasko, ale przejście okazało się nieporównywalnie większym wyzwaniem niż mój hiking w Skaftafell po zamkniętej trasie. Po pięciu minutach dotarłem do potężnego terenowego Dodge`a z prawdziwie terenowymi oponami. Prawdopodobnie był to samochód ekipy ze schroniska w Hveravellir, którzy próbowali sie tam dostać i rozpocząć jakieś przygotowania do sezonu. O tej porze roku droga od północy często jest otwarta do Hveravellir, a czasami także od południa, od Gulfoss. Teraz stan drogi powodował, że mogły zostać pobite rekordy najpóźniejszego otwarcia tej trasy. Skoro taki Dodge ugrzązł w śniegu oraz błocie, i został pozostawiony do roztopów, to nie mogłem podjąć lepszej decyzji niż piesza wędrówka. Dzięki temu, że przekopałem się przez zaspę, zaoszczędziłem 16km w jedną stronę. To wystarczyło, by mieć nadzieję, na dotarcie do celu.

Dzień 11, 2 czerwca. Duże połacie drogi znajdowały się pod śniegiem, kopnym, powoli zamarzającym. Zapadałem się. Wyrżnąłem ze dwa razy. Między zaspami specyficzne podłoże z materiałów piroklastycznych w wyniku nasiąknięcia wodą było jak bagno. Zapadałem się nieraz po łydki. I tak nieźle, bo rok wcześniej zdarzyło mi się po pas w innym rejonie Interioru. Lecz nie to sprawiało największe problemy. W lecie, gdy nie ma opadów, na F35 nie ma przepraw wodnych, najwyżej trafi się dosłownie jakiś mini strumyczek. Teraz w zagłębieniach były rozlewiska wodne, śniegowo-wodne, płynęły szerokie rzeki. Nie dało się w żaden sposób tych przeszkód ominąć. A trzy stanowiły wyzwanie. Brnąłem więc w wodzie lub mokrym śniegu po łydki, czasami po kolana. Wpadłem przez śnieg do jakiejś rzeki. Na spodniach zrobiła się skorupa lodowa. Nie chcąc tracić czasu nie przebrałem się, tylko szedłem w letnich cienkich spodniach z materiału szybkoschnącego z odpinanymi nogawkami. Buty całkowicie przemoczone. Ale pogoda jak na Islandię i Interior niezła. Wiało słabo, widoczność dobra, chociaż sporo chmur. Słońce zaszło po północy. Po lewej stronie miałem wulkan-lodowiec Hofsjokull (do 1782m n.p.m., ok. 925km2, trzecia powierzchnia lodowa Islandii), na wprost wygasły wulkan z mikrolodowcami - Kerlinggarfjoll, a po prawej wulkan-lodowiec Langjokull (do ok. 1450 m n.p.m., ok 953km2, druga powierzchnia lodowa Islandii).

Ostatnie dwa kilometry pokonałem drogą F735. Wysokości na trasie przekraczały 600m n.p.m., dochodziły do 700 metrów momentami. Wokół biało, zimowo, nie dało się rozróżnić, gdzie zaczynają się lodowce. W Hveravellir niewielkie schronisko znajdowało się jeszcze częściowo pod śniegiem, żadnych śladów kół a tym bardziej butów. Dawno tutaj nikogo nie było. Interior to mroczna i największa część Islandii. Najbardziej ją lubię z całej wyspy. Surowy klimat, lawy, popioły, wulkany, lodowce i rzeki lodowcowe. Nic więcej. Musiałem tutaj chociaż na chwilę przyjechać. By mieć pojęcie o Islandii trzeba odwiedzić Interior, objechanie wyspy drogą nr "1" to tak jakby objechać Londyn autostradową obwodnicą bez wjeżdżania do centrum. Ta pustka i surowość Interioru dają zupełnie inny obraz Islandii. Nie spodziewałem się, że na początku czerwca ten fragment będzie jeszcze tak zimowy, ale Islandczycy także nie spodziewali się, że nawiedzi ich taka zima. Około pierwszej w nocy dotarłem do Hveravellir i przez następną godzinę przyglądałem się ciekawemu polu geotermalnemu. Termometr wskazywał minus 3 stopnie Celsjusza. 

O ciekawym wulkanie tarczowym Ok z zanikającym lodowcem, który znajduje się w tej samej części Interioru pisałem w 2014: Niezwykły przykład zanikającego lodowca – lodowiec i wulkan tarczowy Ok (Islandia).

Krótki film znajduje się: TUTAJNa zdjęciach: droga Kjalvegur (F35, północ-południe) pomiędzy Blondulon a Hveravellir, z wstawkami z lata 2014. 


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search