Filmy

Blog

Starożytne ATENY, podsumowanie i koszty wyjazdu do Grecji

Ateny, Panathinaikon Stadion, Grecja.

3 maj, dzień 7 - ostatni. Zwinięty w kłębek w rogu namiotu obudziłem się o 3:30 w nocy. Spokojne śniadanie, pakowanie i na lotnisko, jeszcze zamknięte. Po drodze gonił mnie jakiś pies, ale gdy dobiegł do mnie, zrezygnował z gonitwy i szczekania. Poszedł sobie. Ciekawe dlaczego? Na pierwszy lot z Santorini zjeżdżali się turyści. W większości taksówkami. Pracownice Aegeanair sprawnie poradziły sobie z obsługą. Ładne, sympatyczne. Gorzej z panami. Na lotnisku Santorini-Thira duże bagaże (rejestrowane) trzeba samemu przenieść do rentgenów obok check-inów. Ale pracownik nie śpieszył się. Tłum ludzi w małej hali, pojawiło się zdenerwowanie. Pół godziny czekałem, aż gość się pojawi, byłem pierwszy w kolejce. Przyszedł z mrożoną kawą w ręku. Straciłem ponad pół godziny, by wrzucić plecak na taśmę, co zajęło pięć sekund. Przy kontroli bezpieczeństwa znowu bałagan. Marne warunki - ciasno, ale trzech panów z kawami mrożonymi w rękach, zajętych sobą a nie pracą. Burdel. Udało się przejść do hali odlotów. Malutkiej, dla połowy pasażerów zabrakło miejsc siedzących. Nie wiedzieć czemu, z półgodzinnym opóźnieniem mogliśmy ruszyć do czekającego Airbusa A321. Rzadko się to zdarza, ale zawsze mnie zadziwia, gdy pasażerów do samolotu przewozi się autobusem. To akurat normalne. Ale nienormalne jest to, gdy samolot jest 30 metrów od terminalu, jest jedynym na lotnisku, po płytach postojowych nie jeżdżą żadne pojazdy. Taka procedura to tylko marnowanie czasu i brak komfortu dla podróżnych, wpierw stojących w kolejce do autobusów, potem ściśnięci w autobusie i kolejna kolejka do samolotu. Na szczęście na większości lotnisk w podobnych przypadkach pozwala się pasażerom do samolotu przejść. Santorini pożegnało mnie ślicznym wschodem słońca. Po niecałych 25 minutach doleciałem do Aten. Mając sporo czasu znanym mi autobusem X95 za 5 euro ruszyłem na plac Syntagma.

Przed centrum miasta autobus się zatrzymuje a kierowca mówi coś po grecku. Pasażerowie wysiadają wszyscy kierują się do stacji metra – Ethniki Amyna. Ja również. Nie mam biletu na metro, ale jak się okazuje w tej sytuacji nie muszę. Do Syntagma mam 6 stacji do pokonania. Bramki na perony są otwarte. Po wyjściu już wiem dlaczego. W centrum Aten odbywał się półmaraton. Ulice pozamykano. Widziałem nawet dzieciaki z polskiej szkoły w Atenach. A co do stacji Syntagma jeszcze, można w niej obejrzeć znaleziska antyczne odkryte podczas budowy.

Te dzienne zwiedzanie Aten pojawiło się przez przypadek. Według pierwotnego rozkładu lotów i opóźnienia, z którym dotarłem do Aten miałbym 4 godziny wolnego czasu. Słabo, zważywszy, że około 2 godziny spędziłbym w autobusach. Lecz na kilka tygodni przed wylotem linie lotnicze zmieniły mi godzinę powrotu do Warszawy, dzięki czemu miałem 9 godzin na zwiedzanie. Ucieszyłem się. Ateny nie budziły jakiegoś szczególnego mojego zainteresowania, ale jak tu byłem mogłem połazić. Ta zmiana lotu zrodziła pewne konsekwencje. Na podróż z Katowic do Warszawy i z powrotem miałem bilety na Polskiego Busa za 42zł łącznie. Lecz drugi bilet musiałem zwrócić, opłata 5zł, i kupić bilet na pociąg, alternatywy nie było. Bilet z Warszawy do Katowic kosztował 42zł. Żalu nie miałem, fajnie się złożyło. Po nocnej wędrówce po Atenach, nastał czas na dzienną.

Piękna pogoda, brak wiatru, choć lekki by się przydał w coraz większym skwarze. Trasę zwiedzania obrałem następującą. Zacząłem od dzielnicy Monastiraki znajdującej się po sąsiedzku z placem Syntagma. Deptaki, wąskie uliczki i zabytkowe bizantyjskie kościoły jak Kapnikarea (jej kształt zawdzięczamy działaniom budowlanym z okresu: VIII-XII wiek). A także znajdziemy zabytkowy meczet i antyczne ruiny jak Biblioteka Hadriana (prawdop. II w. n.e.). Ruiny Agory Rzymskiej, które tutaj znajdziemy, nie są zbyt imponujące, położone pośród zwartej zabudowy. Najstarsze fragment datowane są na końcówkę starożytności, a najsłynniejsza jest chyba Wieża Wiatrów datowana na około 50-ty rok p.n.e. Akurat była w renowacji. A propos tego.  Znajomi, którzy w Atenach byli we wcześniejszych latach, na moje pytanie o atrakcyjność miasta zazwyczaj komentowali to tak. Ładne, ale ruiny są w permanentnym remoncie, czytaj poddawane renowacji albo rekonstrukcji. I nic się nie zmieniło. Nie dość, że niewiele ich zostało, to jeszcze są poddawane ciągłej „reanimacji”. Z sympatyczną dzielnicą Monastiraki sąsiaduje równie ciekawa dzielnica Plaka. Bardzo stara (sporo kamienic z XVIIIw.), z ruinami Agory Ateńskiej i uliczkami „górskimi”, czasami tylko pieszymi, aż po Akropol. Połaziłem sobie po nich, w tym ścieżką u stóp Akropolu, przy samym płocie, dochodząc na deptak w pobliżu okazałego gmachu Muzeum Akropolu. Praktycznie wszystkie antyczne zabytki są płatne, te mniej istotne po 2 euro, czyli niedrogo. Możemy płacić jednorazowo, ale jeżeli planujemy odwiedzić oprócz Akropolu więcej ruin warto kupić bilet „combo” za 12 euro (sam Akropol jest zdaje się o połowę tańszy). Wszędzie nie wejdziemy, m.in. do antycznego stadionu i Muzeum Akropolu (najslynnijesze obok Narodowego Muzeum Archeologicznego), ale do wielu innych miejsc tak. Przy tych mniejszych ruinach wydaje się, że można wejść bezpłatnie, ludzie wchodzą, a tu za kamieniem czy w innym miejscu jest człowiek, który mówi: 2 euro. Zakłopotani ludzie płacą zazwyczaj. Gdyby wiedzieli, że to płatne, nie wchodziliby.

Kupiłem bilet za 12 euro, nie jest to duża kwota, a zapewnia święty spokój. Przy kasie znajdowały się automaty z wodą, która się przyda, jeżeli nie mamy. Dla bardzo oszczędnych jest bezpłatny kranik na samym Akropolu, dodam że na lotnisku też są bezpłatne kraniki. Chociaż teatry (odeony) Heroda Attyka i Dionizosa, są przy samym Akropolu, to trzeba mieć osobny bilet. Zwłaszcza ten pierwszy jest imponujący, jego budowę ukończono w 161r. n.e. Wapienne Wzgórze Akropolu (157m n.p.m.), jest najsłynniejszym antycznym miejscem Grecji. Tłum turystów nie mógł zatem dziwić. Słońce dawało w kość. Na wzgórzu stoi kilka ruin, słynnych, ale ich stan zachowania mnie rozczarował, tak samo jak fakt, że wszystko ogrodzone, nigdzie nie można wejść. Najstarsze obiekty pochodzą z około 450 r. p.n.e. Partenon na cześć bogini Ateny to najsłynniejsza budowla. Poza tym znajdziemy m.in. Erechtejon z jego kariatydami (filary-rzeźby), świątynię Ateny Nike, Propyleje i Pinakotekę (rodzaj skarbca i zbioru dzieł sztuki). Ładne to, ale włoskie starożytne zabytki w Rzymie zrobiły na mnie większe wrażenie. Co nie zmienia faktu, iż Akropol to takie miejsce, które każdy turysta z zamiłowania, przynajmniej raz w życiu powinien odwiedzić. Ze wzgórza rozpościera się cudowny widok na Ateny, sąsiednie wzgórza, Pireus z morzem. Strasznie mi przeszkadzał tłum ludzi, ale w szczycie sezonu jest pewnie jeszcze gorzej. Po Akropolu przeszedłem przez serię mniej spektakularnych antycznych miejsc jak wzgórze z pomnikiem Filopaposa, zmierzając do Agory Ateńskiej, wokół której deptaki, restauracje. Agorę warto odwiedzić dla świątyni Hefajstosa (Hefajstejon), bardzo dobrze zachowanej (ok.445-425 r. p.n.e., styl dorycki). Przez Syntagmę, gdzie szykowały się jakieś niewielkie protesty w asyście policji, koło Parlamentu, park z zabytkowym pałacem pełniącym funkcje wystawiennicze dotarłem pod Panathinaikon Stadion (starożytna arena olimpijska, użytkowana także w 2004 roku). Tydzień wcześniej, w nocy, mogłem podejść pod samo ogrodzenie. Teraz kilkadziesiąt metrów od niego postawiono odgrodzenie, tak by nie było za dobrze widać obiektu. Mój bilet za 12 euro, nie zadziałał. Większość turystów rozczarowana tym faktem, szła dalej. Nie chciała kupować osobnego biletu za 3 euro. Nie planując kolejne wizyty w Atenach, postanowiłem zainwestować i połazić po stadionie, tunelem dojść do mini muzeum. Ładny obiekt, a dzięki opłacie trzech euro było praktycznie pusto, o co w Atenach nie jest łatwo. Niemal po sąsiedzku stoją (jeszcze) ciekawe resztki Świątyni Zeusa oraz Łuk Hadriana. Wszystkie te obiekty widoczne są z Akropolskiego wzgórza. Powróciłem przed Parlament, obejrzałem zmianę warty ewzonów i autobusem powróciłem na lotnisko.

Złaziłem po Atenach w skwarze dobre 15 kilometrów, fajnie. Na lotnisku nie bardzo. Burdel na całego. Strefa kontroli pasażerów i ich bagażu podręcznego jest bardzo ciasna, daleko odstająca od współczesnych standardów. Jednocześnie pracownicy z upodobaniem ładowali pojedyncze rzeczy do jednego plastikowego koryta, tudzież plastikowego pojemnika. Przez co bywało tak, że jeden pasażer swoimi rzeczami zajmował całą taśmę. A po przejściu przez bramkę musiał to wszystko jakoś pozbierać, ubrać się, założyć pasek i tak dalej. Bałagan nie z tej ziemi.

Zanim odlecę z Aten parę dygresji.

Na ulicach i w parkach widziałem sporo bezdomnych psów, bezdomnych ludzi nie więcej niż w innych europejskich miastach, sporo śmieci wszędzie. Miłym widokiem było dużo zakochanych par, przede wszystkim Greków.

Grecy wyznają prawosławie, a część liter ich alfabetu przypomina cyrylicę. Nie może być inaczej, skoro alfabet grecki dał początek cyrylicy. Alfabetowi łacińskiemu zresztą również.

O ile w Atenach było strasznie międzynarodowo, o tyle na Santorini najczęściej słyszałem francuski, niemiecki, sporo spotkałem Azjatów i Australijczyków. I na kontynencie i na wyspie zdarzyło się słyszeć język Polski.

Byłem tylko chwilę w Grecji, dlatego nie mam pełnej wiedzy, ale i na Santorini i w Atenach widziałem, że greckie społeczeństwo mimo wieloletniego kryzysu jest dużo zamożniejsze od polskiego. Patrząc jak są ubrani, jak spędzają wolny czas, jakie mają smartfony, jakimi jeżdżą samochodami, w jakich kamienicach czy domach mieszkają, nie ulegało wątpliwości, że źle nie mają. Z pewnością wielu ucierpiało podczas kryzysu, wielu ma gorzej, niektórzy bardzo źle, ale cały czas mają się lepiej niż choćby my, Polacy. Jakkolwiek dziwnie by to brzmiało, to powinniśmy się chyba modlić, aby polskie społeczeństwo było w takim kryzysie jak greckie. Żyłoby się nam dużo lepiej.

Santorini 12Lot Do Warszawy to 2h30min. Na podróż do Grecji wystarczy nam dowód osobisty i trzeba pamiętać, że w Helladzie zegarki musimy przesunąć o godzinę do przodu, a wracając do Polski odzyskamy ją z powrotem

O ile lot z Warszawy na Santorini przebiegał na dobrym poziomie, o tyle powrotny nie bardzo. Już samolot do Aten miał półgodzinne opóźnienie, samolot niedokładnie posprzątany a stewardesy nie miały humoru. Drugi lot wypadł jeszcze słabiej. Znowu półgodzinne opóźnienie i pozostawiająca wiele do życzenia informacja ze strony pracowników Aegeanair na lotnisku. Następnie trzeba było w Airbusie A320 wymienić uszkodzone przednie koło. Zapewne samą oponę, ale wulkanizatora na miejscu nie było. Kolejne pół godziny w plecy. W takiej sytuacji obsługa samolotu powinna być wyczulona i świadoma, że wsiada ponad 150 lekko wkurzonych pasażerów. W Santorini 13moim przypadku pojawiło się dodatkowo ryzyko, że nie zdążę na pociąg. Na dodatek, stewardesy miały jeszcze gorszy nastrój niż te o poranku i strasznie wolno szła im obsługa. Ludzie głodni, spragnieni, a jedzenie dostaliśmy w drugiej połowie lotu. Gdy zjadłem coś podobnego do musaki, kilkanaście minut później rozpoczęliśmy lądowanie w Warszawie. Aegeanair chwali się, że Skytrax (firma konsultingowa badająca linie lotnicze), uznał ich za najlepszą regionalną europejską linię lotniczą w 2014 roku. Lecąc na Santorini mogłem się zgodzić. Po tym dniu nie bardzo, bo ocena linii po czterech lotach okazała się przeciętna. Nie chciałbym aby za przeciętność uznawało się kogoś najlepszym w jakimkolwiek rankingu. Podczas lotu sporo wysokich szczytów greckich prezentowało się na biało. Sporo śniegu, jakby świeżego, co niewykluczone za sprawą ochłodzenia, panującego w poprzedzających dniach w tej części Europy. Rumuńskie Karpaty były jeszcze bardziej białe niż tydzień wcześniej.

Santorini 14Po wylądowaniu nie spieszyłem się do taśm bagażowych. Powoli szedłem dziwnymi i długimi labiryntami warszawskiego lotniska, a gdy dotarłem do celu jeszcze ani jedna walizka po taśmie nie jechała. Przyzwyczaiłem się, że nigdzie tak długo nie czekam na bagaż jak na lotnisku Chopina. Szkoda, że mój pociąg nie brał tego pod uwagę.

Na lotnisku od jakiegoś czasu na dolnym poziomie zorganizowano stanowisko ZTM czyli Zarządu Transportu Miejskiego w Warszawie. Kiedyś można było bilety kupować w kioskach, teraz w tym punkcie. Bardzo rzadko stosuje się na świecie takie rozwiązanie, które generuje koszty wynajęcia powierzchni i zatrudnienia pracowników. Przed otwarciem linii kolejowej na lotnisko, dojazd do centrum był uciążliwy, obecnie bardzo się poprawił i czas przejazdu z lotniska na kolejowy Dworzec Centralny jest bardzo przewidywalny. Gdy kupowałem w kioskach bilet na pociąg i prosiłem o bilet do Dworca Centralnego, zawsze sprzedawano mi bilet 20-minutowy (3,40zł), bez prawa przesiadek. Dodam, że cała trasa jest w pierwszej strefie (funkcjonują dwie). Odkąd pojawił się punkt ZTM, pracownice zawsze chcą mi sprzedać bilet 75-minutowy za 4,40zł, z prawem przesiadek. Na co nigdy się nie zgadzam. Zastanawia mnie jednak czy owi pracownicy ZTM z tytułu naciągania klientów dostają jakieś premie w związku ze sprzedażą biletów za wyższą kwotę? Nie rozumiem bowiem, dlaczego kioskarz, dla którego sprzedaż biletów była uboczną działalnością, potrafił mi rzetelnie doradzić sprzedaż biletu, a fachowcy z ZTM chcą wyciągnąć ode mnie więcej pieniędzy niż powinienem zapłacić? Czas przejazdu z lotniska Chopina na stacje Warszawa Zachodnia czy Warszawa Centralna wynosi mniej niż 20 minut. Kontrola biletów nigdy nie miała żadnych zastrzeżeń. Do stacji Warszawa Śródmieście dojeżdża na styk w ok. 19-21 minut, tutaj bym uważał. Jedne pociągi, które odjeżdżają z lotniska zatrzymują się na Centralnym, drugie nie, zatrzymują się kilkaset metrów dalej, na Śródmieściu. Stosowna informacja jest na ogół na tablicach świetlnych. A swoją drogą, bilety jednorazowe w Warszawie są drogie (w przeciwieństwie do okresowych) i dziwnie pomyślane jeżeli chodzi o przesiadkowość i czas ich ważności. Bilet normalny 20-minutowy bez prawa przesiadek kosztuje 3,40zł, 75-minutowy z prawem przesiadek 4,40zł, a 90-minutowy z prawem przesiadek 7zł.

Po dotarciu na Dworzec Centralny szybko kupiłem coś do jedzenia i picia, na peron podjeżdżał właśnie mój pociąg: TLK PKP Intercity. Docelowo jechał do Wiednia i Budapesztu. W tym samym czasie podawano komunikat, że pociąg z tych miast jest opóźniony o blisko półtorej godziny. Ledwo zająłem miejsce, pociąg ruszył. Do Katowic dotarł z 10-minutowym opóźnieniem, po północy. Komunikacja nocna na Górnym Śląsku jest bardzo słaba, ale miałem przed pierwszą w nocy autobus do Bytomia. Skoro tego dnia spóźniły się dwa samoloty, jeden pociąg, autobus nie mógł być gorszy. Mimo pustych ulic, już na drugim przystanku od startu, na którym czekałem na niego, miał 4 minuty opóźnienia i czasu nie nadrobił. Noc z niedzieli na poniedziałek, pierwsza w nocy, a autobus pełny. Wcale niełatwo znalazłem miejsce stojące. To skutek nikłej nocnej komunikacji. Na koniec czekał mnie marsz po Bytomiu. Około drugiej w nocy dotarłem do domu. Prysznic i spać. Wyjazd zakończony.

  • Statystyki, koszty, dzień po dniu:
  • Liczba dni: 7.
  • Liczba uczestników: 1.
  • Liczba  pokonanych kilometrów: 4750, z czego 3800km drogą lotniczą.
  • Noclegi: 6 (5 w namiocie, 1 spacerując po Atenach).
  • Deniwelacja względna w górę na Santorini i Nea Kameni, pieszo: 2450 m.
  • Dzień po dniu w skrócie:
  • 1) Przejazd do Warszawy, przelot do Aten.
  • 2) Nocne zwiedzanie Aten, przelot na Santorini, miasto Thira (Fira, zwiedzanie), drogą wodną przedostanie się na wyspę-wulkan Nea Kameni, którego eksploracja.
  • 3) Eksploracja wulkanu Nea Kameni, chwila na wyspie Palea Kameni, powrót droga morską na Santorini, gdzie przez miasteczko Pyrgos (zwiedzanie) i górę Świętego Eliasza (656m), zejście pod antyczną Therę.
  • 4) Zwiedzanie antycznej Thery, przejście przez miejscowości Perissa i Emporio do Akrotiri, zwiedzanie starożytnego miasta Akrotiri, pobyt na Czerwonej i Białej Plaży, przejście na kraniec Santorini.
  • 5) Przez Akrotiri dotarcie do Thiry, skąd do miasteczka Oia (Ia, zwiedzanie), okoliczne lawy i jedna z najwyższych gór tej części wyspy, zejście do półwyspu Koloumbo.
  • 6) Półwysep Koloumbo z plażą o tej samej nazwie, przejście do Thiry (zwiedzanie), dotarcie w okolice lotniska.
  • 7) Przelot do Aten i zwiedzanie jej starożytnych zabytków, przelot do Warszawy, powrót do Bytomia w nocy już dnia ósmego.
  • Koszty: 1215zł, z czego transport 832,80zł (68,50%, same bilety lotnicze to 53,20%(646,50zł)), jedzenie i napoje 268zł (22,10%), bilety wstępu 96,30zł (7,90%), pozostałe 17,90zł (1,50%), pamiątki 0zł (prawie 3 kilogramy lawy i pumeksu oraz znaleziona w kraterze wulkanu czapka z napisem Santorini).

Na zdjęciach: między innymi wylot z Santorini, Ateny: Plac Syntagma i Parlament z paradą ewzonów, dzielnice Plaka, Monastiraki, Akropol z sąsiedztwem, Agory: Rzymska i Ateńska, Panathinaikon Stadion, Świątynia Zeusa, Łuk Hadriana, przywieziona lawa i mapa mojej trasy na Santorini. 


nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search