Blog

Blog

Wulkan Momotombo 1312m – symbol NIKARAGUY

Grzegorz Gawlik nad kraterem wulkanu Momotombo, Nikaragua.
Opuszczam miasto Masaya. Taksówką do dworca autobusowego, autobusem do Managuy. Taksówką na inny dworzec, skąd autobusem do La Paz Centro. I kolejnym do Puerto Momotombo nad jeziorem Xolotlan. Wylądowałem na plaży, szybko poszło. Mam jeszcze pół dnia na zorganizowanie sobie noclegu i wejścia na wulkan. Tymczasem podziwiam go z nad jeziora, mocno dymi. Wody wzburzone, silny wiatr. Ale i tak skwar nieziemski, 36-38 stopni C w cieniu.

Puerto Momotombo miało lepsze momenty. Mini promenadę, zaniedbana. Wulkaniczna plaża, brudna, pojedyncze bary co najwyżej sprzedadzą piwo i colę. Ale klientów brak. Z hoteli ostał się jeden, trzy kilometry od jeziora. Kupić coś normalnego do jedzenia nie sposób. A miejsce ma potencjał. Potrzeba promocji. Wulkan Momotombo, jezioro Xolotlan. Blisko stąd na wulkan Cerro Negro, do Managuy i paru okolicznych rezerwatów. To mógłby być nieduży ośrodek turystyczny, w którym ludzie zatrzymają się na noc albo dwie. Fajna atmosfera, jak na końcu świata.

Ledwo przyjechałem, a od razu zaczynają się schody, jakżeby inaczej. Wpierw wróciłem się 3 kilometry do hotelu (wioska Miralago). Ale nikogo nie ma. Po czasie udało się znaleźć właścicielkę i wynająć pokój. Za 300 cordoba (10usd) był nawet pokój z działającą klimatyzacją, co tutaj w ogóle jest rzadkie. Królują wiatraki. Po włączeniu z dysz wydobyły się wszystkie możliwe bakterie i mikroorganizmy, czyszczenie klimatyzacji to nie w tym kraju. Internetu brak. Jestem jedynym gościem. Typowy prymitywny lokalny hotelik – Hotelito Momotombo.

Będąc nad jeziorem stwierdziłem, że najlepsze wejście jest za elektrownią geotermalną Momotombo, która korzysta z gorących wód wulkanu. Ale by się dostać w tamto miejsce potrzebuję pozwolenia do uzyskania w La Paz Centre. Stracę na te formalności co najmniej dzień, więc pozostaje albo znaleźć jakiegoś przewodnika, który to ogarnie albo iść na pełnym nielegalu, inną drogą. Na przełaj, do góry. Od świtu do nocy. W miasteczku nikt nie potrafi mi wskazać przewodnika, znalazłem chętnego, który byłby gotowy mnie rano podwieźć pod wulkan, to jakieś 7km. Ostatecznie rodzina właścicielki hotelu twierdzi, że znajdzie mi przewodnika, umawiamy się na 18:00. A tu nic. Jednak wieczorem pojawił się Sandro. Mówi, że on bierze 20usd, transport 30usd. Niech będzie, byleby jutro, szkoda czasu. On, że nie, że jutro to załatwi pozwolenie, a pojutrze możemy iść. Nie przyjacielu, jutro wieczorem muszę być w mieście Leon. Rzecz jasna nie zna ani słowa po angielsku, a ja skromne podstawy hiszpańskiego. Po różnych kombinacjach, staje na tym, że wyruszymy o 11:00 i damy radę.

Tak też się dzieje. Jedziemy starym terenowym Mitsubishi właściciela pobliskiego sklepiku. Gdyby Sandro miał motocykl, zarobiłby na podwózce, ale ma tylko rower. Jego ekwipunek to gumiaki, dżinsy i w czymś co ma być plecakiem, butelka jakby po oleju, ale na wodę. Przekraczamy bramę rezerwatu i elektrowni. Wpisujemy się do książki. Pogoda super, gazów wulkanicznych dużo, rano nawet dotarły do Puerto Momotombo. Auto nie daje rady podjechać do końca drogi, do tego przegrzewa się silnik.Idziemy, a kierowca na nas poczeka. Jest 12:20. I tak jest dobrze, blisko 20 godzin trwało znalezienie przewodnika i organizowanie wejścia. Nie wiadomo było czy się uda. Trzymałem rękę na pulsie. Jednocześnie za daleko wszystko zaszło, by powiedzieć, dajcie sobie spokój, sam pójdę, będzie prościej i szybciej.

Sandro się dziwi, że dotrzymuję mu kroku, a nawet chciałbym iść szybciej i nie chcę odpoczywać. Na wulkan wchodzimy łukiem, widać że kiedyś do pewnego momentu była tutaj znakowana trasa. Widoki coraz lepsze i na wulkan i na jezioro. W dole niewielka elektrownia geotermalna. Rozpoczynamy ostateczne podejście do góry. Dochodzimy do skałki, jakieś 20min przed szczytem i Sandro mówi koniec. Chodzi się tylko dotąd, nigdy wyżej. On był kilkanaście razy tutaj, na wierzchołku nigdy. Chyba oszalałeś. Zakładam kask, przygotowuję maskę, rękawiczki i do góry. Ku jego niezadowoleniu, ale bardzo nie protestował. On zostanie na skałce, boi się i nie ma maski. Erupcja może nastąpić w każdej chwili. Też mi nowina na aktywnym wulkanie. Narzeka, że jak z elektrowni przez lornetkę zauważą, że wschodzę na szczyt, może mieć kłopoty. Trudno i tak tam muszę wejść.

Końcówka to stwardniały rumosz wulkaniczny, sypki, nachylenie już spore. Ale całkiem sprawnie wspiąłem się na wierzchołek, GPS pokazał 1318m n.p.m. z błędem do 6m. Widoki efektowne, gazów pełno, bardzo toksyczne. Oznacza to, że lawa jest bardzo blisko krateru, może nawet w nocy byłoby ją widać. Krater z drugiej strony jest jakby ucięty, schodzi nisko, z tamtej strony następują wypływy lawy. Wokół mnie siarka i fumarole o temperaturze około 100 stopni C. Bardzo aktywny, efektowny wulkan. Żadnych śladów bytności człowieka. Nie zakładam, że nigdy nikogo tutaj nie było, ale to bardzo rzadkie zdarzenie. Po półgodzinie ruszam w dół, ale w pewnym momencie schodzę na bardziej sypki teren, bo skacząc po drobnym materiale piroklastycznym jest znacznie szybciej. Wołam przewodnika, by do mnie dołączył. Bardzo się interesuje jak było na szczycie, prosi o pokazanie zdjęć.

Na wulkan wystartowaliśmy z wysokości 300m n.p.m. Po 2h15minutach osiągnęliśmy wspomnianą skałkę, skąd ruszyłem sam. Zejście ze szczytu do samochodu zajęło mi 1h15min. Sandro ciągle się dziwił, że wulkan nie sprawia mi żadnych problemów i mam takie tempo. Dobrze się na niego wchodziło. A widoki nie wiem czy nie ciekawsze niż z Concepción. Za to wejście wyraźnie mniej męczące. Pewnym zagrożeniem są kamienie turlające się z partii szczytowych, trzeba zachować czujność.

Kierowcy przez kilka godzin nawet nie chciało się obrócić samochodu do zjazdu w dół, spał.Przed 17:00 jestem w hoteliku. Szybkie dopakowanie i rikszą motorową do La Paz Centre. Ale wcześniej Sandro powiedział, że muszę mu dołożyć 10usd, na opłatę parkową. Dobrze, to miał być twój napiwek. Może będzie, a może rzeczywiście pójdzie na opłatę. Z kolei gospodarz hoteliku skasował mnie jeszcze 100 cordoba, ok. 3usd, za przetrzymanie rzeczy w pokoju. A powtórzę byłem jedynym klientem. Niech im będzie, załatwili przewodnika, nie będę się kłócił.

Kilka zdań o wulkanie Momotombo. Piękny stratowulkan. Góruje nad jeziorem Managua (Xolotlan), które przekracza tysiąc kilometrów powierzchni a lustro wody jest na 39m n.p.m. Momotomnbo to symbol Nikaragui, jest na banknocie, zapałkach, butelkach piwa, freskach, obrazach, w wierszach. Jego słynna erupcja z 1610 roku, zniszczyła miasto Leon, teraz to nijakie ruiny Leon Viejo w Puerto Momotombo. A miasto Leon przeniesiono około 40km na zachód. Ostatnia erupcja przed moim przyjazdem miała miejsce na początku 2016 roku. Oficjalnie podaje się wysokość 1297m, ale mój GPS zmierzył 1318m, z dokładnością do 6m. Mam dużą satysfakcję, że jestem jedną z pojedynczych co najwyżej osób, która kiedykolwiek była na wierzchołku wulkanu, który uchodzi za bardzo groźny.

Z La Paz Centre dojechałem autobusem do Leon, skąd rikszą rowerową kazałem się zawieźć do pierwszego lepszego hostelu. Już było dawno po zmroku. Załatwiłem sobie od razu wycieczkę na volcanoboarding na wulkanie Cerro Negro, na poranek dnia następnego. Mogłem pójść na kolację.

Podczas wycieczki na Cerro Negro, pracownicy firmy turystycznej powiedzieli, że mieli kiedyś w ofercie Momotombo, wejście do pewnego momentu, ale już nie mają, bo władze zamknęły wulkan. Dziwli się nie tylko temu, że byłem na skraju krateru, ale że w ogóle udało mi się dostać w masyw wulkanu.

Informacje praktyczne. Hostel Flamencos w Leon, w którym spałem miał takie oto ceny, pokój prywatny 14usd, dormitorium 5usd. Ceny w Nikaragui. Transport publiczny wyraźnie tańszy niż w Polsce, w sklepach ceny podobne lub niższe. Na przykład w Puerto Momotombo, miasteczku nieturystycznym, półlitrowa cola czy lód kosztowały 20 i 15 cordoba, ale już w Leon odpowiednio 30 i 25 (30-31 cordoba = 1USD). Od wjazdu do Nikaraguy nastąpiła zmiana pogody. Zero deszczu, potężne upały. Nad jeziorami i na wulkanach silny wiatr. Bardziej pustynne krajobrazy.

Na zdjęciach: wulkan Momotombo, jezioro Xolotlan, elektrownia Momotombo, i na ostatnim riksza motorowa.


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search