Artykuły

Felietony i Wywiady

Koronawirus (COVID-19) – wirusowe szaleństwo

Koronawirus z Wuhan (SARS-CoV-2 i jego mutacje), który może wywołać chorobę nazwaną COVID-19. Historia z tym wirusem jest z serii – gdybym nie widział to bym nie uwierzył. Nie uwierzył że inteligentny ludzki gatunek może popaść w taką panikę. Oderwane od rzeczywistości zachowania rządów i zwykłych ludzi. Tylko dlatego że pojawił się nowy szczep wirusa – częste zjawisko na Ziemi. Wcześniejsze epidemie koronawirusów nie wywoływały takich emocji. Na świecie są tysiące groźniejszych dla ludzi wirusów. Ale umysłami ludzkimi zawładnął ten jeden.

Władze różnych krajów wymyślają coraz bardziej niezrozumiałe działania, by się przypodobać wyborcom. To że są nieskuteczne albo bez sensu nie ma znaczenia. Oczywiście na kolanie przygotowano prawo, które ogranicza swobody obywatelskie pod przykrywką walki z wirusem. A zdezorientowane społeczeństwa dla świętego spokoju zamiast powiedzieć: nie przesadzajcie, oddały się na wszelki wypadek zbiorowej panice.

Jedni lekarze krzyczą – żyjcie normalnie, nic się nie dzieje. Inni – ci najchętniej cytowani przez media – wieszczą apokaliptyczne scenariusze. Komu ma wierzyć zwykły człowiek? 

Kilka faktów

Brak pełnej wiedzy na temat nowej odmiany wirusa, bo to musi trochę potrwać, jest świetną pożywką do siania dezinformacji i to się dzieje. Wiadomo że to choroba zakaźna układu oddechowego. Prawie wszyscy chorzy mają łagodne objawy część osób nie ma żadnych(ale też mogą zarażać). U osób starszych i o słabszej odporności istnieje zagrożenie wystąpienia zapalenia płuc (podobnie jak przy grypie). Dotąd ustalono, że choroba może się pojawić w okresie 2 -14 dni od zarażenia. Przy czym kontakt z osobą chorą na COVID-19 wcale nie musi oznaczać zachorowania. 

Choć w chwili pisania felietonu nie ma leków dedykowanych temu wirusowi czy szczepionki, to łatwo chorobę wyleczyć lekami objawowymi. A objawy są zbliżone do grypy. Zarażenie następuje drogą kropelkową jak w przypadku grypy, anginy, przeziębień i wielu innych chorób. Uważa się, że koronawirus jest bardziej niebezpieczny od grypy dla osób w podeszłym wieku i mocno schorowanych. Ta ostatnia każdego dnia na świecie uśmierca więcej osób, niż ów koronawirus uczynił to łącznie przez kilka miesięcy od jego wykrycia. Bo grypa jest dużo powszechniejsza, jej pandemia atakuje świat co roku. Przy liczbie chorych na grypę - nawet miliard rocznie - liczba chorych na COVID-19 jest niezauważalna. 

A jakoś nikt z powodu grypy nie panikuje. Nie zamyka szkół, miast, lotnisk, nie izoluje przymusowo w ramach kwarantanny ludzi. Tłumaczenia, że wirus dla prawie wszystkich chorych jest łagodny w przebiegu, wyleczalny oraz że powikłania powirusowe powodują poza grupami szczególnego ryzyka podobną śmiertelność jak grypa – pozostają głuche. Warto wspomnieć, że grypa jest groźniejsza dla dzieci niż koronawirus i jeżeli grypa powoduje zapalenie mięśnia sercowego, zapalenie mózgu, to nie stwierdzono takich zachorowań na skutek zarażenia koronawirusem. Grypa także jest groźniejsza dla ludzi w każdym wieku, na skutek jej powikłań śmiertelność jest w całym przekroju społeczeństw. Natomiast ofiary koronawirusa to przede wszystkim osoby po 70 roku życia oraz z osłabioną odpornością wywołaną licznymi poważnymi chorobami (tzw. choroby współistniejące, np. choroby serca, cukrzyca, otyłość, nadciśnienie, miażdżyca, nowotwory, niewydolność nerek, nałogi - papierosy, alkohol, narkotyki). U osób starszych zwykle występują oba czynniki zwiększonego ryzyka - wiek i choroby.  Jedną z najgroźniejszych i najbardziej nieprawdziwych informacji jest ciągłe podawanie przez media, ale też przez urzędników w tym przez polskiego Ministra Zdrowia, liczby ofiar śmiertelnych w stosunku do zarażonych. Rzadko dodaje się, że śmiertelne powikłania dotknęły osób szczególnie narażonych. Ale najgorsze jest to co mówią wirusolodzy i lekarze - że wyliczanie w ten sposób procenta śmiertelności jest błędne i destrukcyjne dla świadomości ludzi. Bo jeśli podaje się w jakimś kraju liczbę 10 tysięcy zarażonych i trzysta osób zmarłych na powirusowe powikłania, to daje 3 procent. Ale to jest nieprawda. Bo 10 tysięcy to tylko liczba stwierdzonych przez lekarzy zarażeń, ale zarażonych nieprzebadanych jest 100 tysięcy a może milion a to już daje śmiertelność na poziomie 0,3 - 0,03 jednego procenta. Zasadnicza różnica. 

Nie wiadomo jak długo potrwa epidemia, jaką osiągnie skalę, czy nie będzie nawrotów. Działania rządów są doraźne, zwykle niespójne i nieprzemyślane - byle coś robić. Nikt nie myśli o tym co będzie za pół roku. Pokazówki dla obywateli są ważniejsze. Bagatelizowanie koronawirusa to błąd, ale jeszcze większym błędem może się okazać niszczenie gospodarki bez zastanowienia. Ona ma wpływ na życie ludzkie, na zdrowie, większe niż niejeden wirus.  

Fake News

W dobie internetu niegroźny dla większości z nas wirus urósł do miana najstraszniejszego zabójcy. Media, urzędnicy, ludzie, tak wszystko poprzeinaczali, nagadali tyle głupot, że tego szaleństwa nie da się zatrzymać. Zbiorowa paranoja. Groźniejsza niż zarażenie wirusem. 

Zachowanie mediów i ludzi w części krajów są takie, jakby zetknięcie z zarażonym równało się śmierć. Całkowite zaprzeczenie rzeczywistości. Gdy szczepy zairskiej odmiany eboli, które miały śmiertelność na poziomie dochodzącym do 90 procent i na 100 osób umierało 90 – pojawiała się o tym krótka wzmianka serwisów informacyjnych. Gdy śmiertelność nowego szczepu koronawirusa statystycznie jest zbliżona do grypy lub niewiele większa a po przejściu objawów zbliżonych do grypy, ludzie wracają do zdrowia – jest medialne ogólnoświatowe szaleństwo. Zresztą wszystkie dane o śmiertelności obu wirusów to szacunki, informacje niemiarodajne, zależne od tylu różnych czynników, prowadzenia dokumentacji w danym kraju, jakości opieki zdrowotnej - że z tego należy wyciągnąć tylko jeden wniosek. Śmiertelność obu wirusów jest na bardzo niskim poziomie. A właśnie tego typu informacje, niewiarygodne, królują w nagłówkach mediów. A przecież nie każdy rozumie, że pomijając ułomność statystyk, nie można ich czytać dosłownie. Statystycznie każdy kto przemieszcza się samochodem po polskich drogach ma spore prawdopodobieństwo stracić zdrowie lub życie. I jakoś z tego powodu nie przestajemy jeździć samochodami, a statystyką się nie przejmujemy. W tym przypadku potrafimy zachować zdrowy rozsądek a w przypadku koronawirusa - nie. 

Najwięcej tego nieuzasadnionego strachu jest z niewiedzy. Są takie powszechnie znane powiedzenia. Ludzie się boją czego nie rozumieją. Ludzie się boją czego nie znają. A z natury rzeczy nowy szczep wirusa wymaga trochę czasu by go poznać. Szerzy się dezinformacja. Pojawiają się nieprawdziwe apokaliptyczne mapy o rozprzestrzenianiu się wirusa. Na podstawie fake news władze różnych krajów stosują wiele niepotrzebnych środków zaradczych.

Definicja fake news – fałszywa wiadomość, często o charakterze sensacyjnym, publikowana w mediach z intencją wprowadzenia odbiorcy w błąd. Często stosowane są chwytliwe nagłówki w celu zwrócenia możliwie dużej uwagi. Tyle definicja, a ludzkość ostatnimi czasy woli wierzyć w fake news aniżeli w rzetelne nudne wiadomości.

Koronawirus w Polsce

COVID-19 to świetny biznes dla mediów, zwłaszcza jak się temat trochę podkręci. Politycy też wykorzystują okazję. Rządzący twierdzą że są przygotowani, opozycja że nie są. Wirus sam w sobie mało kogo interesuje. Gdy czwartego marca osoba, która przyjechała z Niemiec do Polski koło Zielonej Góry okazała się zarażona – zrobiono show. Całymi godzinami przy udziale lekarzy, polityków, ekspertów różnej maści media prezentowały trasę przejazdu tej osoby. Rozpoczęto ściganie współpasażerów, traktując ich niemal jak przestępców. Czy są chorzy nie ma znaczenia, profilaktyka pozbawiająca swobód obywatelskich ważniejsza. Zwłaszcza w świetle aparatów i kamer. Sytuacja bez precedensu.

Zielona Góra pokazywana z helikoptera i drona w groźnej atmosferze. Sensacyjne nagłówki i komentarze. Nazywanie chorego „pacjentem zero” – bo pierwszy w Polsce. Choć pacjent zero był w Chinach. Prezydent miasta Zielonej Góry natychmiast wykorzystał okazję do promocji w mediach i jako gospodarz dbający o swoje owieczki zakazał organizowania wszystkiego w mieście na dłuższy okres czasu. A mówi się że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. Wszyscy o tym zapomnieli.

Tzw. system ochrony zdrowia napiętnował chorych. Potem takie nagłówki pojawiają się w czołowych portalach internetowych jak: „Przed domem zakażonego policjanci. Mieszkańcy Cybinki: Boimy się”. Tu z Niemiec przyjechała pierwsza w Polsce osoba, u której zdiagnozowano COVID-19. Ciekawe jak państwo takim osobom pomoże powrócić do lokalnych społeczności? Które z niewiedzy na wszelki wypadek gotowe są taką osobę omijać szerokim łukiem już zawsze. Bo może system ochrony zdrowia jej nie wyleczył albo ten wirus jest dużo groźniejszy niż mówią. W takiej rzeczywistości żyjemy.

Relacje osób, które trafiają do szpitali pokazują jak bardzo służba zdrowia jest nieprzygotowana na te wydarzenia. Większość zasad jak należy postępować jest nieprzestrzegana. Nie ma odpowiedniej ilości testów na COVID-19. Brakuje nawet podstawowego sprzętu ochrony osobistej dla służb medycznych. Do szpitali i na domową kwarantannę ludzie z podejrzeniem zarażenia dojeżdżają publiczną komunikacją, bo nie ma dla nich medycznego transportu. Pojawia się coraz więcej głosów, że te wszystkie rygorystyczne decyzje władz nie są spowodowane koronawirusem. Tylko faktem, że jeśli nagle tysiąc osób więcej niż zwykle będzie potrzebowało dostępu do respiratora, system opieki zdrowotnej załamie się, a ludzie będą umierać przez brak sprzętu i obsługi medycznej. A dla każdej władzy to „polityczny wyrok śmierci”. Stąd wprowadzając drakońskie rozwiązania, rozciągnięcie w czasie liczby zachorowań może ten wyrok odroczyć. Ale pytanie dlaczego jesteśmy tak nieprzygotowani nie przestaje być ważne? Gdyby tylko część z setek miliardów złotych, które trafiają na „socjalne głosy wyborcze” i wojskowe zabawki przeznaczyć na służbę zdrowia, dzisiaj bylibyśmy przygotowani i wielu katastrofalnych dla gospodarki decyzji nie trzeba by było wprowadzać. A gospodarka to ludzie i ludzkie dramaty, nie mniejsze niż te o medycznej genezie. 

Podkręcanie epidemii

Stosowane środki w większości są albo zwiększające zagrożenia albo nieadekwatne do niebezpieczeństwa – przesadzone. Za przejście obok osoby z podejrzeniem zarażenia koronawirusem i pomimo braku objawów choroby poddaje się ludzi przymusowej dwutygodniowej izolacji (kwarantannie). Gdyby przyjąć że są to adekwatne działania, dokładnie tak samo należy zrobić jeśli ktoś przejdzie obok osoby chorej na grypę albo anginę. Tylko jeśli w lutym 2020 w Polsce oficjalnie było prawie milion osób chorych na grypę (a pewnie drugie tyle leczyło się samemu) to koronawirus w Polsce nie występował. Ale wystarczył jeden chory, by zastosować środki ochrony zdrowia na dużo większą skalę niż w stosunku do miliona – dwóch milionów chorych na grypę i pewnie kolejnych dwóch milionów zarażonych innymi chorobami zakaźnymi przenoszonymi drogą kropelkową. Grypa wg oficjalnych danych w lutym doprowadziła w Polsce do śmierci 23 osoby, choć jak podkreślają lekarze mogło być ich znacznie więcej, bo rzadko się wpisuje grypę jako przyczynę śmierci, tylko zwykle powikłanie, które nastąpiło na skutek grypy i doprowadziło do śmierci. Dlatego apokaliptyczne straszenie koronawirusem, także przez różne służby, jest nieodpowiedzialne.

To jest jeden kierunek podkręcania epidemii, ale jest też drugi. Dotyczy setek milionów osób które latają. Pomijam bardzo rozbudowane anglojęzyczne formularze, które w związku z wirusem trzeba wypełniać i nikt ich nie ogląda, są wrzucane do worka na wieczne nigdy. Ale wprowadzono badanie temperatury ciała u pasażerów. Wirusolodzy mówią, spokojnie, nie panikujmy, a że można się zarazić drogą kropelkową unikajmy tłumu, zwłaszcza osób kaszlących, kichających. Dobrze nie stać bliżej niż metr od takich osób. By nie zachorować na grypę, koronawirus i wiele innych chorób. Zwykła procedura, stosowana od zawsze. A tutaj stawia się w kolejce na lotniskach kilkaset osób, w ścisku, obok ludzie kaszlą, kichają, ale każdy musi mieć zmierzoną temperaturę. Chociaż przy tylu osobach nie da się tego zrobić dokładnie, a podwyższona temperatura może być spowodowana setką przyczyn, wśród których może być koronawirus. Brak podwyższonej temperatury nie oznacza, że ktoś nie jest zarażony koronawirusem. Takie badanie to fikcja i narażenie ludzi na zachorowanie. Lekarze mówią, jak nie musicie unikajcie tłumów, a jacyś urzędnicy wymyślili (bo inni lekarze tak poradzili), zbierajmy ludzi w tłum i mierzmy im temperaturę. Widząc co się wyprawia mój komentarz jest taki. Nie boję się wirusa. Boję się ludzkiej głupoty. Przeraża mnie do czego może ona jeszcze doprowadzić. W tej głupocie pocieszający jest fakt, że ryzyko zarażenia COVID-19 jest małe, przebieg choroby niegroźny dla zdecydowanej większości populacji, a zatem nawet takie bezsensowne kolejki i mierzenie temperatury nie mają większego znaczenia. Szkoda tylko, że nikt nie myśli o tej niewielkiej części społeczeństwa, dla której koronawirus może być ponadprzeciętnie groźny. 

To co serwują nam media i tzw. eksperci to czysty obłęd i nieodpowiedzialność. Wśród takich treści giną te wartościowe i komentarze rozsądnych ludzi. Odnoszę wrażenie, że mało kto w świecie mediów rozumie, że jak zostanie wyemitowany 20 razy nawet umiarkowanie straszący materiał o koronawirusie, to jego odbiorcom wirus wydaje się 20 razy groźniejszy. Pełno przekłamanych danych w nagłówkach i mnóstwo zdjęć trumien, personelu medycznego w kombinezonach i maskach. Dlatego tak ważna w takim momencie jest odpowiedzialność mediów i dziennikarzy za to co robią. W dobie dostępu do informacji 24 godziny na dobę, szeroko rozumiane media mają niesłychaną moc sprawczą. Decydują o życiu i śmierci, o wojnach, o decyzjach polityków. Od nich zależy jaka informacja ujrzy światło dzienne i jak zostanie przedstawiona oraz czy jest prawdziwa czy fake news. Zwykły człowiek w zalewie informacji ma ogromne trudności z weryfikacją treści i „wierzy na słowo”.

Żyję normalnie

Osobiście nie czuję zagrożenia wirusem. Nie zmieniłem żadnego detalu w moim życiu od pojawienia się COVID-19. Mogę lecieć nawet do Wuhan w Chinach, gdzie pierwszy raz go stwierdzono w grudniu 2019. Tylko przez pierwsze trzy miesiące, gdy się pojawił, byłem na kilku kontynentach, w krajach w których koronawirus występował, odbyłem wiele lotów, przejechałem 60 tysięcy kilometrów i mam się świetnie, jestem zdrowy, ludzie wokół mnie również. Przede mną w najbliższym czasie jeszcze więcej podróży, pod warunkiem że poszczególne państwa nie doprowadzą do odwołania lotów. Widzę jak próbuje się wyłączyć cały świat z funkcjonowania i wiem, że okaże się to niewyobrażalnie kosztowne. 

Na szczęście nawet w krajach, gdzie stwierdzono dużo przypadków koronawirusa nie brakuje enklaw, gdzie ludzie są rozsądni i żyją zupełnie normalnie. Np. odwiedzona przeze mnie Tajlandia z wyspą Phuket. Albo Włochy, które zostały dotknięte najmocniej zarażeniami koronawirusa w Europie – odwiedziłem ten kraj w momencie, gdy było o nim bardzo głośno, a rząd włoski nawet postanowił zamknąć na jakiś czas wszystkie szkoły i uczelnie. Samoloty w połowie puste, wiele lotów odwołanych. A na Sycylii, gdzie wirus też był obecny – totalny luz. W Katanii pełno ludzi na ulicach, pełne kawiarnie, koncerty uliczne, żadnych maseczek na twarzach, które i tak nie chronią całkowicie przed zarażeniem (a nawet zwiększają ryzyko zarażenia, bo gromadzą się na nich zarazki). Zero tematu wirusa w przestrzeni miasta. Jakbym trafił na inną planetę – rozsądnych ludzi, którzy wiedzą, że trzeba żyć normalnie, a rozdmuchanie tego na taką skalę w tak apokaliptycznej atmosferze to coś dużo groźniejszego aniżeli wirus.

Wracam do Polski, a tu w mediach „wieszczony koniec świata”. Bardzo groźne komunikaty, kraj zaczął ogarniać niespotykany strach. Gdy ktoś się dowiadywał że wróciłem z Włoch to niektórzy traktowali mnie jak trędowatego. Na pewno jestem zarażony. Jakieś dziecko wróciło z nart we Włoszech, kichnęło – szkoła zamknięta na dwa tygodnie i poddana dezynfekcji, a dziecko izolowane wraz z rodziną (a wszyscy zdrowi). Życiem publicznym zawładnęły nagłe i niekontrolowane pomysły na zamykanie wszystkiego i niepohamowaną izolację. A przecież jadąc samochodem z Warszawy do Katowic ryzyko że zginę jest kilkaset tysięcy razy większe, niż moja śmierć po zarażeniu koronawirusem.

Niestety nieliczne zdroworozsądkowe przekazy medialne nie znajdują zrozumienia wśród odbiorców, spotykają się z hejtem, na przykład takie jak: "nie koronawirus, ale komunikaty typu "pandemia", "apokalipsa" wywołują nasz lęk - psychiatra zaleca wyłączenie telewizora, odcięcie się od mediów społecznościowych, zrobienie sobie przerwy od informacji na temat koronawirusa, w ten sposób możemy zadbać o nasze zdrowie psychiczne" (onet.pl).

Gdzie amerykańskie don`t panic, relax albo brytyjskie keep calm and carry on?

Nadgorliwość spowodowana psychozą strachu zaowocowała gigantycznymi stratami w gospodarce światowej i dramatami wielu ludzi, którzy stracili pracę (szacunki mówią nawet o bilionach dolarów i to nie koniec).

Odwołano wpierw loty do Chin, a potem kolejne, niektóre kraje odcięły się od świata, chociaż Światowa Organizacja Zdrowia konsekwentnie komunikowała, że nie ma powodów do ograniczeń w podróżowaniu i handlu. Część ludzi przestało latać z powodu strachu więc ze względu na puste samoloty likwiduje lub zawiesza się kolejne połączenia. Całe gałęzie gospodarki jak turystyka i gastronomia popadło w tarapaty. Pozamykano wiele fabryk i zakładów pracy, choćby produkujących samochody. Dochodzą komunikaty o kolejnych bankructwach. Z części krajów na wszelki wypadek nie kupuje się towarów, bo tam ktoś zachorował. Bardzo turystyczne kraje apelują, przyjeżdżajcie, jest bezpiecznie, ale część osób zawsze woli wierzyć w czarne scenariusze (media to wiedzą, dlatego tak doborze potrafią je sprzedawać). Tysiące ludzi zostało bez środków do życia na skutek zwolnień, co powoduje dużo poważniejsze konsekwencje dla nich niż gdyby zarazili się wirusem.

Pozamykano i otoczono kordonami różne miejsca a nawet miasta. Pozamykane szkoły, uczelnie, urzędy, restauracje, wiele sklepów. Niektóre kraje jak USA, Arabia Saudyjska, Włochy czy Izrael próbują całkowicie zamknąć się na świat, przeczekać. A rządy jak włoski przygotowują ekspresowo prawo pozwalające ludzi aresztować za samo przebywanie w regionach, gdzie jest wirus, jeśli nie chcą się podporządkować rozkazom władzy. Przepisy zakładają też wysokie grzywny, więzienie i mnóstwo zakazów, jak zamknięcie wszystkich lokali, restauracji, sklepów, zakaz nawet rodzinnych uroczystości, zakaz wychodzenia z domu, możliwość odcięcia od świata całych miast i regionów, zakaz wjazdu do nich i ich opuszczenia. I to pomimo faktu, że wybitni wirusolodzy, coraz głośniej mówią, że to szaleństwo jest całkowicie nieadekwatne do skali zagrożenia i przypominają że powszechnie występująca grypa w wielu przypadkach jest dużo groźniejsza od koronawirusa. Lecz póki przestraszona ludność nie buntuje się, władzom wydaje się, że mogą wszystko. Ale i w tej kwestii - buntów i ucieczek z terenów które mają zostać zamknięte - przybywa doniesień. 

Odwołano mnóstwo imprez sportowych, koncertów, targów i tym podobnych. Ludzie odwołują imprezy urodzinowe, śluby, spotkania, biznesy. Nie wychodzą z domów. Najbardziej panikują ci którzy i tak nigdzie nie jeździli, nie chodzili na wydarzenia kulturalne, sportowe, czy do restauracji. Zamknięto muzea, biblioteki, teatry, kina, baseny, siłownie, place zabaw i wiele innych obiektów oraz miejsc.

Nastąpiły rodzinne awantury o koronawirus, zamykanie domowników w łazienkach bo ktoś kaszlnął. Agresja, złość, unikanie innych ludzi, nieufność. Dochodzi do tak niewiarygodnych historii, że wiele krajów w tym USA, nie chcą wpuszczać do siebie Włochów i Chińczyków.... bo są Włochami i Chińczykami. Obywatele tych krajów opowiadają, że jak przyznają się do swoich narodowości, często inni ludzie odsuwają się, traktują "jak chodzące wirusy". To że są zdrowi nie ma znaczenia, tak samo jak fakt że wirus nie jest szczególnie groźny. Dokładnie taka sama sytuacja jest z zakazem wpłynięcia wielkich statków wycieczkowych np. do portów w Tajlandii i Malezji, bo na pokładzie jest niewielka grupa zdrowych Włochów. Jeszcze niedawno w tych samych krajach Chińczyków witano z otwartymi rękami na obchody chińskiego nowego roku, bo to dobry klient, a teraz traktuje się ich jak zarazę. Nastąpiła stygmatyzacja całych narodów, mimo że wirusa narodowość nie obchodzi, a obecny jest w połowie krajów świata, także w USA, Tajlandii czy Malezji. Niezliczona liczba nagłówków "prasowych" typu: "Muszę codziennie podpisywać oświadczenie, że nie mam gorączki" (Niemcy), "Zatrzymano mężczyznę, którego kaszel zaniepokoił pasażerów pendolino" (Polska), "Autokar zatrzymany na granicy. Pasażer z gorączką" (Polska), "Koronawirus: Włoszka zamknięta ze zwłokami męża" (Włochy), "Polacy donoszą na sąsiadów i współpracowników - Sąsiad kaszle, a wrócił z Włoch, co mam robić? - to najdelikatniejsze z nich" (Polska), "Nastolatek zmarł z głodu, bo ojca poddano kwarantannie. Cierpią też zwierzęta. WHO walczy z fakenewsami" (Chiny). Absurd sięgnął zenitu. A jeszcze wczoraj tak normalne sytuacje jak kaszel czy gorączka nikogo nie niepokoiły. I choć nie wydarzyło się nic, co uzasadniałoby tak radykalną zmianę zachowań, ludzie nie przyjmują tego do wiadomości. Mało sympatyczny z nas gatunek. I to w sytuacji, gdy chodzi o wirus, który przez pierwsze 3 miesiące od jego zidentyfikowania zaraził 100 tysięcy ludzi na całym świecie na około 8 miliardów żyjących, a tylko grypa w Polsce w lutym 2020 zaraziła milion - dwa miliony osób (w ciągu roku liczby zwielokrotniają się). 

Trwa wykupowanie produktów ze sklepów jakby nadchodziła wojna. Wszystko na wszelki wypadek. Gwałtownie w codzienne życie wkrada się chaos, anarchia, niekontrolowane zachowania ludzi, wzrasta agresja, jest krok od wzrostu przestępczości (gdy ludzie stracą środki do życia dopiero się zacznie).

Jedna zarażona osoba potrafi zamknąć decyzjami administracyjnymi tysiące ludzi na tygodnie w hotelu czy na statku, tylko dlatego że też tam byli. Jakby władze chciały powiedzieć – pozarażajcie się wszyscy. Udanych wakacji, udanego rejsu. Przy COVID-19 cofnęliśmy się do XIX wieku, choć od dawna jest XXI wiek. Jeśli medycyna ma do zaoferowania tylko takie rozwiązania – dobrze nie jest. Bo 14-dniowe kwarantanny, izolowanie ludzi, czasami w tysiącach – to metoda leczenia chorób zakaźnych rodem z XIX wieku. Gdyby koronawirus naprawdę był groźny, to izolowanie setek czy tysięcy ludzi w hotelach albo na statkach skończyłoby się ich śmiercią. Na szczęście ryzykują tylko zarażeniem koronawirusem i są przez dwa tygodnie więźniami. To że stracą pracę czy dojdzie przez taką przymusową izolację do jakiejś tragedii w ich życiach – nikogo nie obchodzi. Bo hasło że to dla dobra ogółu sprzedaje się dobrze. A więzieni pogodzili się z losem.

Tysiące ludzi w Polsce, którzy kichnęli ruszyło szturmem na szpitale. A to zwykle zimowe przeziębienia. W tym czasie naprawdę potrzebujący umierają, bo nie dostali pomocy odpowiednio szybko. Osoby, które się nie dopchały do szpitala kupują testy na obecność koronawirusa – płacą czasami tysiące złotych, wielokrotność normalnej ceny, za produkt ze źródeł nieznanego pochodzenia. W takich sytuacjach nie brakuje osób zarabiających na ludzkiej niewiedzy i naiwności.

Przełożono premiery filmów jak Jamesa Bonda.

A to tylko wierzchołek góry lodowej i przy okazji niewiarygodny poziom abstrakcji, co internet i media potrafią zrobić z taką historią. Ludzie w głębi duszy nie czują się zagrożeni, nie wiedzą czemu decydują się na pewne zachowania. Przyznają, że z przekazów medialnych odnoszą wrażenie, że to groźny wirus i tak trzeba. Niektóre dziedziny nauki będą miały co badać po tych wydarzeniach i bynajmniej nie wirusa.

Tylko dlaczego zapomnieliśmy o złotej zasadzie: traktujmy innych tak jak sami chcielibyśmy być traktowani?

Koronawirus przejdzie do historii nie przez koronawirus

Gdy to koronawirusowe szaleństwo się skończy, najważniejsza nauka z tego będzie taka. Że świat, poszczególne państwa, w zdecydowanej większości były kompletnie nieprzygotowane, w każdej dziedzinie, a powinny być, bo dysponują gigantycznymi środkami finansowymi, a nowe wirusy, mniej lub bardziej groźne pojawiają się od dawna, całkiem często. Pozwoliły w czasach powszechnego internetu, mediów społecznościowych, doprowadzić do ogólnoświatowej katastrofy, biorąc w tym bardzo czynny udział i działając po omacku. Żyjemy w czasach, gdy wystarczy paru nadgorliwych ludzi – dzisiaj każdy może być dziennikarzem - którzy z czegoś zrobią sensację, bo dobrze się sprzeda. Paru innych to podłapie. A reszta świata zarazi się tym jak wirusem i po jednym dniu nikt już nie będzie pamiętał genezy tej historii. Tylko każdy człowiek stworzy własną wersję, przeinaczoną, nieprawdziwą. A to scenariusz na katastrofę. Na której wiele osób będzie chciało się wypromować, zarobić, a rządzący nabić sobie punkty wyborcze. Po czasie się okaże, że to wszystko co się działo było mocno przesadzone, a straty choćby gospodarcze gigantyczne i niczym nieuzasadnione. Skutki gospodarcze spowodowane decyzjami władz będą dużo gorsze niż skutki epidemii.

Samonapędzająca się historia. Wszystkie media tylko o tym, więc i ludzie zaczynają ciągle o tym myśleć, mówić. Zaczynają wierzyć i bać się. Po chwili tego nie da się zatrzymać. To pokazuje, że nasz ponoć najinteligentniejszy gatunek na Ziemi, przy takich historiach jest bezradny i ogarnia go zbiorowa histeria. Która mutuje, staje się coraz groźniejsza. Groźniejsza niż wirus. W konsekwencji nikt nad niczym nie panuje, podejmowane są chaotyczne drakońskie decyzje bo chyba tak trzeba, bo inni tak zrobili - słychać w uzasadnieniach, a pojawiające się pytania-sugestie czy aby na pewno zagrożenie koronawirusem należy zwalczać wywołując znacznie większą katastrofę, traktowane są jakby ich nie było. 

Tym razem źródłem zapalnym był koronawirus. Ale jeśli nie będziemy potrafili zachowywać się rozsądnie, pewnego dnia jeden głupi wpis na Facebooku może spowodować wojnę. A gdy się opamiętamy, będzie jak zawsze za późno.

Co prawda jest lekarstwo przeciwdziałające takim sytuacjom, ale nikt go nigdy nie weźmie. Bo wystarczyłby odpowiedzialny, spokojny, przemyślany, jeden komunikat wszystkich rządów i mediów o wystąpieniu koronawirusa. O tym jak się zachowywać, przeciwdziałać zarażeniu. Żyjcie normalnie, wirus wymaga więcej ostrożności, ale nie nadzwyczajnych działań kosztem całego społeczeństwa. Wtedy nie byłoby ani tego felietonu ani tego wątpliwego ogólnoświatowego szaleństwa. Bo to właśnie ono dokonuje gigantycznych szkód, a nie wirus. Świat pomimo koronawirusa musi funkcjonować, bo inaczej upadnie. Nie ma innego wyjścia niż nauczyć się z nim żyć. Kraje odcięte od świata, ludzie zamknięci w domach - nikt tego długo nie wytrzyma. 

(5.III.2020)

(…)
To co się wydarzyło w Polsce i na świecie w kolejnych dniach po napisaniu felietonu przypomina film World War Z o epidemii nieznanego wirusa zamieniającego ludzi w zombie. Skala zastosowanych środków i traktowanie zarażonych podobne jak w tym filmie z gatunku horror science fiction. Apokalipsa. Stan wyjątkowy. Tylko problem w tym, że zagrożenie wirusem nie współgra z podjętymi drastycznymi decyzjami
 przez władze wielu krajów. Są przesadzone, niekontrolowane, powodują więcej złego niż dobrego, ale pod hasłem bezpieczeństwo można zrobić wszystko i wszystko można wmówić społeczeństwom. Teksty o walce ze strasznym wirusem, że to konieczne działania, które ratują świat, że bez nich byłoby znacznie gorzej - trafiły na podatny grunt, jakim jest strach. Nie wszystkich da się wyleczyć, więc wirus powoduje śmiertelne powikłania, natomiast decyzje rządów gospodarkę będącą w świetnym zdrowiu wpierw doprowadziły do zapaści, a teraz całe jej działy odłączają od respiratora. Jak upadnie gospodarka, upadnie też służba zdrowia i całe państwo. 

Trudno się oprzeć wrażeniu, że globalne izolowanie i zamykanie bez opamiętania, straszenie ludzi, pozwolenie na totalną samowolę informacyjną, to bardzo złe pomysły. Raczej należało pozwolić, aby wirus istniał w świadomości ludzi na takiej samej zasadzie jak choćby grypa, z którą ludzkość jest oswojona. Wstrzemięźliwość informacyjna, jednolitość komunikatów, nie informowanie szczegółowo o liczbie zarażonych, śmiertelnych powikłań, a raczej uspokajanie. Do tego instrukcja że jest nowa mutacja koronawirusa i należy zachować takie i takie środki bezpieczeństwa, a w szczególności te i te osoby(i objąć je szczególną ochroną, ale na to potrzebne są pieniądze, gospodarka musi działać). A w międzyczasie należało badać wirus, pracować nad lekami, szczepionką, zapewnić powszechny dostęp do testów na obecność wirusa, leczyć chorych. Jestem przekonany, że epidemiologiczny efekt wirusa nie odbiegałby znacząco od obecnej sytuacji. Epidemia sama stopniowo by wygasła lub z pomocą dedykowanego leku, szczepionki. Byłyby biliony dolarów na służbę zdrowia i prowadzenie badań, które przez szereg bardzo złych działań niszczących funkcjonowanie globalnego rynku zostały utracone. Uniknęlibyśmy gigantycznego krachu gospodarczego i dramatów setek milionów jeśli nie miliardów ludzi, spowodowanych decyzjami władz. Ich efekt: światowy chaos i katastrofa gospodarcza. Skutek: dużo więcej ofiar niż z powodu wirusa. Wydarzenia bez precedensu. A co ciekawe, kiedyś na 2020 planowano premierę filmu World War Z 2, ale nie powstał, za to zdarzył się w rzeczywistości. I nie sposób pominąć istotnego szczegółu, że osoby podejmujące decyzje, otrzymują wynagrodzenia z pieniędzy obywateli, nie działają na wolnym rynku i bankructwo ani bezdomność im nie grożą, swoje wysokie pensje dostaną. A pomoc jaką zaoferują, zupełnie nieadekwatną do potrzeb, zorganizują z pieniędzy obywateli, też tych którzy zbankrutowali przez ich decyzje. Paradoks.

Głowy państw mówią „jesteśmy w czasie wojny z zarazą”, ale to nieprawda, jesteśmy w czasie źle prowadzonej bitwy. Wojna dopiero przed nami, bo jak ludzie zaczną walczyć o przetrwanie, nie będą przebierać w środkach. Świat nie poradził sobie z sytuacją i oblał egzamin z kretesem. Można było osiągnąć dużo lepszy efekt dla zdrowia ludzi dużo mniejszymi środkami. Czy organy państw wezmą za swoje decyzje odpowiedzialność i naprawią szkody nimi wywołane?

(8.III.2020)

(...)

Poprzednie trzy akapity to tylko początek dramatycznych decyzji. Nie do opisania w felietonie, bo materiału jest na kilka książek. Kraje i kontynenty niemal odcięte od świata, pozamykane granice, stany wyjątkowe. Stanęło lotnictwo, większość transportu publicznego, wiele firm. Proces postępuje z niezwykłą prędkością. Codziennie budzimy się w nowej rzeczywistości, jednym z najczęściej wypowiadanych słów jest: szok. W wielu krajach wprowadzono zakaz wychodzenia z domu. Firmy bankrutują, zwalniają pracowników. A to dopiero początek tego armageddonu. Retoryka zmienia się z dnia na dzień. Wpierw powszechnie uważano, że wprowadzane obostrzenia są niepotrzebne, później że są konieczne, następnie że konieczne ale za późno wprowadzone. Obecnie już nikt nic nie wie, ale z tego chaotycznego zgiełku coraz częściej wydostaje się takie spostrzeżenie. Że konsekwencje decyzji władz wielu krajów będą dużo gorsze, niż gdyby walczyć z wirusem i leczyć bez większości spośród wprowadzonych obostrzeń. Każdego dnia podejmowane są kolejne szokujące decyzje, nikt nie wie jak bardzo słuszne albo jak bardzo szkodliwe. Liczba poważnych zachorowań i ofiar śmiertelnych na skutek ich wprowadzenia rośnie, a będzie rosła jeszcze szybciej. Zawały, udary, samobójstwa, załamania nerwowe... jak ludzie w jednej chwili tracą swój cały dobytek, ulega zniszczeniu ich wieloletnia praca, nie mają pieniędzy na jedzenie, leki, czynsz - nie ma się co dziwić. Dostępność szpitali, możliwość leczenia i ratowania ulegają gwałtownym ograniczeniom. Miną tygodnie jeśli nie miesiące, gdy wprowadzone nadzwyczajne rozwiązania zaczną być łagodzone. W niezliczonych ludzkich życiach będą już tylko zgliszcza, bo zniszczony krwiobieg gospodarki zabija tak samo jak choroba. Inni będą miesiącami lub latami próbowali się podnieść. Strach i obawy zostaną z nami na długo. Współczesny świat jeszcze nigdy czegoś takiego nie przeżył. I nikt nie wie jak bardzo źle się to skończy?

(18.III.2020)

Na zdjęciach przykłady ze świata ze stycznia-marca 2020, w tym z krajów, gdzie zanotowano wiele przypadków koronawirusa. 


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search