Artykuły

Felietony i Wywiady

KOMUNIKACJA w Metropolii Górnośląsko – Zagłębiowskiej (MGZ)

Ufff, trudna nazwa tej Metropolii. Marketingowy dramat, a jej władze każdemu cudzoziemcowi, który ją poprawnie wymówi, powinny postawić kufel lokalnego piwa. Ale nie będę się pastwił nad nazwą, tylko skupię się na komunikacji drogowej i publicznej w połączonych ze sobą miastach Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego.

SIEĆ DROGOWA. Kiedyś cała polska zazdrościła Górnośląskiemu Okręgowi Przemysłowemu dwupasmowych dróg. Teraz GOP zazdrości dróg całej Polsce. Funkcjonuje obok siebie mnóstwo miast, ale nie ma systemu dróg szybkiego ruchu. Miasta nie są połączone taką siecią. Nowych dróg nie powstało prawie wcale od upadku komunizmu. A te które istnieją, jak autostrada A4, często są zakorkowane. Czyli mieszkaniec Bytomia nie dojedzie szybko do Sosnowca (21km, 60min*), a mieszkaniec Tarnowskich Gór do Katowic (27km, 90min). Tak samo mieszkaniec Rudy Śląskiej do Siemianowic Śląskich (15km, 45-60min). *przy dużym natężeniu ruchu (gdy są korki bywa dużo dłużej)

Z dróg ekspresowych przybył tylko krótki fragment tzw. Drogowej Trasy Średnicowej, ale co z tego jak na drodze są liczne ograniczenia prędkości, nawet do 70km/h. Autostradę A1 poprowadzono tak okrężną trasą w rejonie aglomeracji, że jest dobra dla tranzytu, a położona dużo bliżej miast droga nr 88, która mogłaby być ekspresową, ma pełno ograniczeń do 70km/h i często nawiedza ją policja.

Gdy nie było tunelu pod słynnym katowickim rondem (im. Ziętka), telewizje pokazywały gigantyczne korki i opowiadały, że z Chorzowa do Katowic kilka kilometrów pokonuje się co najmniej w godzinę. Dzisiaj jest tunel, w którym notabene zamiast obiecanych 100km/h trzeba jeździć 70km/h, ale od tamtego czasu przybyło mnóstwo samochodów a z drogą nic nie zrobiono. Dlatego znowu w godzinach szczytu z Chorzowa do Katowic jedzie się godzinę. Potężne korki potrafią tworzyć się na skrzyżowaniu przy Śląskim Wesołym Miasteczku, przy wjeździe na Drogową Trasę Średnicową, gdzie na niewielkiej przestrzeni wybudowano wielkie centrum handlowe, osiedle mieszkaniowe (obok już istniejących) i szklane biurowce. Jak również we wspomnianym tunelu, próbując wyjechać na Sosnowiec lub Bielsko-Białą. Wystarczy zepsute auto na drodze albo mała stłuczka i mamy paraliż drogowy. Ten przykład pokazuje jak jeździ się po aglomeracji.

Cały czas z Katowic nie da się dojechać drogą ekspresową albo autostradą do Częstochowy, Bielska-Białej, czy Lublińca, do Warszawy też. Ale nie ma się co dziwić jak w samej aglomeracji szybkich dróg jest jak na lekarstwo. Planów i obietnic jest oczywiście mnóstwo. Pieniędzy też jest ponoć sporo, bo to zamożny region. Lecz obraz, którym się mami od lat mieszkańców, że będzie tutaj system szybkich dróg jak w niemieckim przemysłowym Zagłębiu Ruhry, jest nadal w sferze science fiction. Tylko to co na Śląsku jest fantastyką, w innych częściach kraju staje się faktem.

A być może największym paradoksem komunikacyjnym w Polsce jest fakt, że choć jest autostrada z Katowic do Krakowa - zwykle zatłoczona, zakorkowana i koszmarnie droga. To pociąg na tym odcinku 70km pokonuje w czasie 2h15min - 2h45min. W krajach cywilizowanych wystarczy 30min. W Polsce lepiej jeździć rowerem, jest szybciej. 

SIEĆ AUTOBUSOWA. Jakość taboru się poprawia, choć do czołówki największych miast Polski nadal Aglomeracji Górnośląsko-Zagłębiowskiej daleko. Działająca w lecie klimatyzacja to zwykle nierealne marzenie, a brzydkie zapachy to stan naturalny. Lecz nie to jest największym problemem, tylko bardzo źle funkcjonujący cały system. Fatalna siatka połączeń, fatalne rozkłady jazdy, fatalne trasy autobusów. Jest niewiele linii, które funkcjonują akceptowalnie i jeżdżą w miarę często w ciągu dnia, jak na trasie Bytom – Katowice. Choć ze względu na duże natężenie ruchu i słaby system drogowy stoją nierzadko w korkach, bo bus pasów nie ma. Nie ma też praktycznie komunikacji nocnej. A w dzień dojechać z jednej dzielnicy jednego miasta do drugiej dzielnicy drugiego miasta to zwykle wyprawa. Bo trzeba dojechać autobusem do dworca pierwszego miasta, skąd drugim do dworca drugiego miasta, skąd trzecim autobusem do dzielnicy drugiego miasta (np. z Bytomia do Tarnowskich Gór, 15km, dwie przesiadki, 120-150min). Jest też pełno takich kuriozalnych przypadków, że mając 10km od miasta tereny rekreacyjne, nie dojedziemy do nich jednym autobusem, tylko trzema tracąc na to dwie godziny i pokonując kilometrów 25, bo musimy pokonać kilka miast i kilka dworców. Czy tak abstrakcyjny przykład, gdy chcemy z jednej południowej dzielnicy Katowic dostać się do drugiej pokonując kilka kilometrów, wpierw jednym autobusem trzeba dojechać do dworca w centrum Katowic, potem drugim, pokonując 20km i tracąc mnóstwo czasu.

Jedynie jadąc z dworca jednego miasta do dworca drugiego miasta da się jakoś sensownie dojechać, choć nie zawsze i za wolno. Brak tak ułożonych linii by przejeżdżały przez ileś miast i ileś dzielnic, wyłącznie z tymi peryferyjnymi.

Jako ciekawostkę dodam, że w Tychach jeżdżą także trolejbusy.

SIEĆ TRAMWAJOWA. Nie wiadomo po co jest? Czynny zawodowo, zagoniony człowiek nie pojedzie tramwajem do pracy. Bo o ile autobus z Bytomia do Katowic 13km pokonuje w 25minut (jeśli nie stoi w korku), to tramwaj ten sam odcinek w 45min. Czyli jest zupełnie na odwrót jak powinno być. Dlaczego? Bo przystanki są co chwilę, powinno być ich mniej o przynajmniej połowę, tramwaje jeżdżą wolno i nawet remonty torów tego nie przyśpieszają. Dlatego dochodzi do tak kuriozalnych sytuacji, że duże Gliwice z nich zrezygnowały, zlikwidowały linie. Bo jeśli tramwaj funkcjonuje gorzej niż autobusy, które funkcjonują źle, to nie mają racji bytu. Tabor też jest niskiej jakości. Rozkłady niewiele lepsze. Gdy w innych aglomeracjach linie tramwajowe się buduje, na Górnym Śląsku i w Zagłębiu likwiduje.

SIEĆ KOLEJOWA. Metropolitarnej sieci nie ma. Jeszcze kilka lat temu była zupełnie ignorowana. Dopiero pojawiają się pomysły, że jest pełno towarowych linii kolejowych, które można by wykorzystać na połączenia pasażerskie i stworzyć system. Bo szyny prowadzą do większości miast, a gdyby dobudować trochę nowych torowisk, do wszystkich. Dzisiaj tylko pojedyncze linie działają w miarę dobrze, jak Gliwice – Katowice czy Sosnowiec - Katowice – Tychy. Ale ich największą bolączką jest za długi czas przejazdów. Oraz jak się dostać do dworca kolejowego - publicznym transportem czy autem (brak parkingów, korki). Ponadto ciągle jedne linie się uruchamia, potem zamyka (brak stabilności), słabe rozkłady jazdy, brak reklamy połączeń, zaniedbane torowiska, dworce, przystanki. Przykładem zazwyczaj nieczynnej linii kolejowej, kiedyś popularnej, jest trasa Gliwice - Zabrze - Bytom, a linii zaniedbanej: Katowice - Chorzów - Bytom - Radzionków - Tarnowskie Góry. Takie miasta jak Siemianowice Śląskie (60-kilka tysięcy mieszkańców), Piekary Śląskie (50-kilka tysięcy mieszkańców) czy Czeladź (30-kilka tysięcy mieszkańców) nie mają żadnej stacji kolejowej. Nie dojedziemy też pociągiem z Bytomia przez Siemianowice Śląskie, Czeladź, Będzin do Dąbrowy Górniczej czy Sosnowca, bo choć to tylko 20 kilometrów i są torowiska, to nie dla pociągów pasażerskich. Trzeba jechać naokoło przez Katowice z przesiadkami (robi się wtedy wyprawa). Północ aglomeracji, gęsto zaludniona, pod względem transportu publicznego jest wyjątkowo zaniedbana. Wręcz dyskryminowana.

Poprawa którą widać od niedawna, jest stanowczo za mała do skali zaniedbań. Na plus, wyraźna poprawa taboru, ale nie na wszystkich liniach.

Niestety zamiast realizować pilne potrzeby planuje się budować niepotrzebną i koszmarnie drogą linię kolejową w lesie koło Siewierza (dla potrzeb lotniska, choć autobusy w zupełności by wystarczyły), pojawiają się pomysły budowy metra. I tak mijają na bezczynności kolejne dziesiątki lat.

DWORCE, PRZYSTANKI i tablice ŚWIETLNE na nich, APLIKACJE INTERNETOWE. 

Wiele przystanków i dworców jest w złym lub bardzo złym stanie pod względem infrastruktury. Jest pewna poprawa, ale przy skali zaniedbań wątpię czy wystarczy 10-20 lat by wszystko było na dobrym poziomie. A najgorsze że brak spójności. Bo inwestycje w tym zakresie dokonują różne podmioty - na poziomie gmin i powiatów oraz na poziomie wojewódzkim i metropolitarnym. Jest też tak, że bogatsze gminy i te które poważniej traktują komunikację publiczną więcej inwestują, a pozostałe niemalże ignorują temat. Jak nie dostaną pieniędzy od kogoś, same nie są skore do wydawania własnych. Dlatego funkcjonują skrajności. Zaniedbane i rodem z głębokiego PRL dworce jak: dworzec autobusowy w Bytomiu i dworzec autobusowy komunikacji krajowej i międzynarodowej w samiutkim centrum Katowic. Oraz nowoczesne jak w Tarnowskich Górach. 

Z infrastrukturą kolejową jest podobnie. Po latach w końcu rozpoczęto inwestycje, które dodatkowo są prowadzone przez centralne spółki kolejowe a nie tylko w ramach województwa śląskiego. Ale istnieją enklawy, gdzie widać postępy oraz takie, gdzie czas się zatrzymał. Są nowe lub po kapitalnym remoncie dworce, na przykład w Gliwicach, w Dąbrowie Górniczej (niedługo) czy w Katowicach (choć część dla podróżnych, jak poczekalnia, jest szczątkowa, bo centrum handlowe ważniejsze). Ale też takie dworce-widma jak w Bytomiu (tylko dzięki walce mieszkańców w ostatnich latach dokonano pewnych remontów) czy stacje kolejowe w Chorzowie.

Centra przesiadkowe - dużo się o nich mówi. Ale to na razie temat rodem z powieści fantasy Sapkowskiego. 

Tablice świetlne z informacją o najbliższym autobusie lub tramwaju dopiero raczkują w aglomeracji, są na nielicznych przystankach i niskobudżetowe, zwykle wyświetlają informacje mało czytelnie albo tylko z jednej strony, zamiast dwustronnie. Na domiar złego są różne, w zależności jaki podmiot postanowił dokonać zakupu, ale każdy z nich ma tak samo słabe pojęcie jak powinna wyglądać dobra i funkcjonalna tablica.

Lepiej pod względem tablic i infrastruktury radzą sobie - Rybnik i okolice (ROW - Rybnicki Okręg Węglowy), tylko... nie są one częścią Metropolii Górnośląsko-Zagłębiowskiej.

Aplikacje inernetowe do wyszukiwania połączeń i zakupu biletów są słabe, nieintuicyjne, archaiczne, niewygodnie się z nich korzysta - choć to nowe inwestycje. Jest co poprawiać. Szkoda że w Metropolii nie da się raz a dobrze. To w końcu marnowanie pieniędzy mieszkańców.

BILETY. Pozytywne jest, że próbuje się stworzyć jeden bilet w aglomeracji, bo do niedawna funkcjonowały różne systemy biletowe, różnych przewoźników. Choć trzon aglomeracji miał wspólny system (realizowany przez KZK GOP). Daleka jest jednak droga, by na terenie całej aglomeracji bez względu czy jedziemy autobusem, tramwajem czy pociągiem, funkcjonował jeden bilet, który do tego jest przejrzysty i niedrogi. System biletów jak w prawie każdym polskim mieście jest przekombinowany, skomplikowany, a dla przyjezdnych trudny do opanowania. Bilety autobusowo-tramwajowe są zależne od czasu przejazdów i liczby gmin przez które się przejeżdża oraz od liczby kilometrów. Nawet lokalni mieszkańcy często nie wiedzą, że wjechali do drugiej gminy. Oczywiście informacji po angielsku próżno szukać. Do tego osobne bilety za przewóz zwierząt i większego bagażu. Bardzo ograniczono dostępność biletów jednorazowych do kupienia w kioskach i u kierowców. Maszyn biletowych jest niewiele, często są popsute, przyjmują tylko niektóre formy płatności. Brak automatów biletowych w pojazdach. A kierowcy sprzedają tylko najdroższe bilety jednorazowe, których nierzadko nie mają – czyli nigdzie nie pojedziemy albo bez biletu ryzykując wysoką karę albo musimy być bardzo nowocześni i umieć korzystać z niedopracowanych narzędzi internetowych (i mieć odpowiedni telefon z odpowiednim oprogramowaniem, naładowany, do tego sygnał internetu).

Bilety w Metropolii GZM były drogie przy bardzo niskiej jakości komunikacji. Nadal nie są tanie, ale ktoś to w końcu zauważył i w 2018 roku trochę obniżono ceny biletów okresowych. I tak 1-dniowy kosztuje 14zł, 7-dniowy kosztuje 44zł a 30-dniowy 138zł-imienny, 168-zł-na okaziciela (na jedną gminę 93zł a było już 122zł). Niestety nie obejmują połączeń kolejowych, tutaj trzeba kupić osobne bilety oferowane przez Koleje Śląskie (wyraźnie droższe).

Bilety jednorazowe (normalne) to: 3,20zł – jedna gmina z prawem do przesiadek jeśli podróż trwa do 20min, 3,80zł – dwie sąsiadujące gminy z prawem do przesiadek gdy podróż trwa do 40min, 4,80zł – trzy i więcej gmin z prawem do przesiadek w ciągu 90minut. Na zwierzęta i bagaż są dodatkowe bilety, po 3,20zł. Ceny podane są na chwilę powstania artykułu.

Zawsze się zastanawiam skąd przyjezdny ma wiedzieć ile potrwa jego podróż i ile gmin pokona? Patrząc na słabość komunikacji w aglomeracji, podane czasy nie są wystarczające. W wielu przypadkach jeden bilet nam nie wystarczy (przejazd z krańca jednej gminy na kraniec drugiej potrafi zająć półtorej godziny i wymagać dwóch-trzech przesiadek). Ponadto przyjezdni będą mieli trudności z zakupem nawet podstawowych biletów jednorazowych, bo zarządzający komunikacją najchętniej by się ich pozbyli. Bilet inny niż jednorazowy kupić bardzo trudno będąc w roli przyjezdnego. To nie Warszawa. Ale ani tam ani tutaj nie kupimy niespersonalizowanej karty komunikacyjnej na którą załadujemy sobie pieniądze lub bilet jak na przykład w Londynie na Oyster Card. System biletów jednorazowych jest skomplikowany, ale okresowych jeszcze bardziej, funkcjonują różne symbole typu: A-7, SM/ATT, SC/ATT, SC i to w różnych konfiguracjach. Funkcjonująca karta zbliżeniowa daje większe możliwości i odrobinę tańsze bilety, ale dodatkowo komplikuje system, bo możemy kupić bilety także w opcji ze względu na liczbę kilometrów.

GZM bardzo nieprzyjazne jest cudzoziemcom, próżno szukać jakiejkolwiek informacji po angielsku.

ŚKUP - Śląska Karta Usług Publicznych. Wprowadzona elektroniczna karta funkcjonuje źle, bo ktoś wpadł na pomysł, że musi to być karta spersonalizowana, którą będzie można wykorzystywać nie tylko w komunikacji miejskiej, ale w różnych innych miejscach. Jej wyrobienie jest zbyt czasochłonne, sformalizowane, korzystanie z niej również pozostawia wiele do życzenia. Niech i taka sobie będzie. Brakuje zwykłej transportowej niespersonalizowanej karty, jakie funkcjonują w wielu miejscach na świecie. Idziemy do każdego sklepu na rogu, za „kilka złotych” kupujemy bezterminową kartę zbliżeniową w 10 sekund, w kolejne 10 sekund doładowujemy ją pieniędzmi lub biletem okresowym i jeździmy. Proste. Nie w aglomeracji Górnośląsko-Zagłębiowskiej. Tu wszystko jest przekombinowane i sztucznie utrudnione. Regulaminy w języku polskim są grube jak książka. A to tylko zwykła komunikacja publiczna.

ŚKUP - jest w wersji spersonalizowanej ze zdjęciem i niby w wersji niespersonalizowanej. Ale wyrobienie tej drugiej jest podobnie uciążliwe, a ograniczenia które w niej zaprogramowano, czynią sens jej posiadania wątpliwym. Obie karty mają terminy ważności, dosyć krótkie i różne. Obie trzeba wyrabiać w specjalnych punktach. Na tej drugiej można tylko zakodować bilety okresowe na okaziciela i nie można zapisać uprawnień do ulg. System karty ŚKUP jest nieudolny, przekombinowany, uzyskała ona pewną popularność tylko dlatego, bo wymuszono to na użytkownikach. Pewne usługi są możliwe tylko poprzez tą kartę. Jej pomysłodawcy obiecują, że będzie lepiej. Od co najmniej kilku osób jednak usłyszałem, że przed wprowadzeniem karty rzadko korzystali z komunikacji publicznej, a po jej wprowadzeniu w ogóle przestali z niej korzystać. Jeżdżą tylko własnym samochodem albo taksówkami. A chyba nie o to chodziło wprowadzając ten system?

Najzwyczajniej na chwilę obecną system ŚKUP to zmarnowane pieniądze. A automaty, które służą także za parkomaty są jakby z XX wieku. Duże, brzydkie, niskiej jakości i często popsute oraz niewiele potrafią. Na przykład za parkowanie w Katowicach zapłacimy tylko bilonem albo kartą ŚKUP. Którą trudno wyrobić i trudno jej wymagać od osób przyjezdnych. 

TAKSÓWKI. Prywatny rynek wyłapał słabości aglomeracji i zamawiając przez telefon taksówkę, można podróżować wygodnie, szybko i tanio. A gdy podróżuje się w kilka osób jest taniej niż komunikacją publiczną, której często w ogóle nie ma tam gdzie potrzebujemy. Dlatego Uber, który zdaje się w 2016 roku wystartował w aglomeracji, nie ma łatwo. Potrafi być droższy niż taksówka.

Rowery miejskie i ścieżki rowerowe. Metropolia pod tym względem jest na szarym końcu w Polsce. Niektóre miasta już mają niewielkie systemy rowerów miejskich, ale ścieżek rowerowych jest jak na lekarstwo. Nie ma żadnego systemu ani w danym mieście ani pomiędzy miastami. Są krótkie odcinki zwykle zbudowane bez sensu i wyłożone mało przyjemną kostką betonową. Trzeba niesamowitego samozaparcia, by jeździć tutaj rowerem. Aglomeracja Górnośląsko-Zagłębiowska jest dobre pół wieku do tyłu za Warszawą. I Warszawa jej odjeżdża coraz bardziej. A ceny, podobne jak w innych częściach Polski, pierwsza godzina wypożyczenia roweru w Katowicach to 1zł (od 16 do 60min), ale tylko pierwsze 15min jest za darmo (opłata inicjalna przy pierwszym użyciu 10zł). Elektryczne hulajnogi miejskie, dostępne choćby w Warszawie, w rejonie Katowic nie funkcjonują. 

Skutery i auta miejskie. Raczkujący temat, na razie w Katowicach. Są bardzo duże rozbieżności pod względem wielkości, zamożności i rozwoju poszczególnych miast Metropolii, dlatego do części z nich rowery czy skutery miejskie nie zawitają nigdy albo w bliżej nieokreślonej przyszłości.

PODSUMOWANIE.

Nieraz słyszałem od mieszkańców aglomeracji, że poza pojedynczymi liniami komunikacji publicznej, cała reszta jest dla desperatów. Bez auta nie da się tutaj funkcjonować.

Ale nie ma co się dziwić, że tak właśnie jest. Nie dość, że pieniądze jakie posiada aglomeracja na transport publiczny są źle wydawane, to władze województwa inne marnują na stawianie sobie pomników, jak koszmarnie drogi i generujący ogromne koszty Stadion Śląski, czy pomysł budowy linii kolejowej do lotniska w Pyrzowicach. Tylko te dwie inwestycje to około dwa miliardy złotych. Nie były i nie są potrzebne. Zwłaszcza w regonie, który ma bardzo słaby system dróg szybkiego ruchu, gdzie komunikacja publiczna jest niewydolna i nieprzemyślana, gdzie każde większe miasto ma dzielnice, które w innych częściach świata nazywa się slumsami, gdzie poprzemysłowe tereny potrzebują funduszy na rekultywację i przyciągnięcie inwestorów. Za takie dwa miliardy można by postawić kilka dzielnic na nogi, przygotować mnóstwo terenów pod inwestycje, wybudować kilometry dróg, torowisk, albo zreformować komunikację publiczną. A tak włodarze aglomeracji wydają gigantyczne nie swoje pieniądze na przedsięwzięcia, które będą generować duże koszty i przynosić straty. Przez co nie będzie pieniędzy na to co ważne.

Bez wątpienia biorąc pod uwagę największe miasta i aglomeracje w Polsce, komunikacja publiczna na Górnym Śląsku i w Zagłębiu jest zdecydowanie najgorsza. Korzystanie z niej to koszmar – to najczęstsze stwierdzenie jakie usłyszałem od mieszkańców regionu.


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search