Blog

Blog

Ostatki w Gruzji i Poti – miasto bez przyszłości oraz czy Krym to Ukraina?

Nad Morzem Czarnym w Poti.
Poti – mój ostatni przystanek w Gruzji. Nieduże miasto (ok. 50tys. mieszk.) i największy port Gruzji, gdzie w 2008 roku prowadzone były działania wojenne, w tym na morzu.
Jak można by zareklamować Poti? Najbrzydsze miasto świata. Miasto bez przyszłości. Gdzie psy dupami szczekają. To po jaką cholerę się tam wybrałeś? Bo uwielbiam budownictwo z wielkiej płyty, biedę, brud, wieloletnie zaniedbania, obskurne bazary i atmosferę jakbym znajdował się na absolutnym końcu świata. A tak poważnie, to nie miałem wyjścia. Tu miał czekać na mnie prom do Iljiczewska koło Odessy na Ukrainie. No i czekał? Właśnie, że nie.

Ale po kolei. Już w Tbilisi miałem problemy z zakupem biletu na prom. Prom na pewno będzie płynął tylko nie wiadomo skąd i kiedy? Może z Batumi a może z Poti? Może tego dnia, może dwa dni później, tydzień wcześniej? Ale w końcu udało się to ustalić. Na bilecie był wskazany port i data. Skoro miałem wypłynąć rano, to zjawiłem się w Poti dzień wcześniej. Z Batumi dojechałem marszrutką, tak usyfioną jakimiś smarami, że do dzisiaj plamy nie zeszły z ubrań.

Trzeba było znaleźć nocleg. Przy porcie hotel jest, ale ceny jak w centrum Londynu. Znalazłem w końcu prywatną kwaterę. Ale wpadłem w drugą skrajność. Było bardzo tanio – co akurat nie było najważniejsze, ale zwierzęta w oborze nieraz mają lepiej niż ja w tym stęchłym pokoju chyba z czasów I Wojny Światowej. Trudno, nie w takich miejscach się spało, przemęczę się jedną noc. Zrzuciłem plecak i udałem się na odnalezienie biura, w którym chciałem potwierdzić datę wypłynięcia.

Teoretycznie mogłem się zjawić następnego dnia wcześnie rano w porcie z biletem, ale za długo podróżuję, by wychodzić potem na idiotę. Jestem w biurze zajmującym się sprzedażą biletów na prom i pytam: Prom przypłynął? Nie. Przypłynie? Tak. Kiedy? Powinien być jutro. I jutro wypłynie? Nie. A kiedy? Pewnie pojutrze rano. To kiedy mam się stawić na statek? Jutro wieczorem. O której? Około 22.

Fantastycznie. Nie marzyłem o niczym innym niż ugrzęznąć w jakimś Poti. Pocieszałem się tym, że niektórzy czekali na prom w Poti i tydzień w przeszłości. Więc dwie doby opóźnienia to pikuś. Najważniejszą informacją było, że prom wypłynął z Odessy. Gdyby tego nie uczynił, kolejny byłby za tydzień.

Wobec powyższego wiedziałem, że w moim miejscu noclegu dodatkowych 20 godzin nie przetrwam. To już lepiej rozbić się pod drzewem. Nie było łatwo, ale przy pomocy taksówkarzy znalazłem umiarkowany cenowo pensjonat(prywatny dom) niedaleko portu. Podjechałem taksówką pod moją pierwotną kwaterę, wziąłem tylko plecak i pod nowy adres. Pensjonat był dosyć prymitywny również, ale okay. Tylko tak jak i w pierwszym drzwi były nie zamykalne. Ale miało być bezpiecznie. Może i tak było, ale z prywatnością już gorzej. A to za sprawą pracownicy, która by sprawdzić czy jestem w pokoju, po prostu do niego wchodziła bez pukania. Nie znała  ni w ząb ani rosyjskiego ani angielskiego.

W pensjonacie poznałem Jurija, takiego samego skazańca jak ja. Podobnie „zachwyconego” dłuższym postojem w Poti. Jurij był Ukraińcem, pewnie około 50-letnim, handlarzem dzieł sztuki. Mieszkaniec Jałty, ale z pochodzenia lwowiak. Całkiem nieźle mówił po polsku (pomieszkiwał zresztą trochę w Warszawie). Wspólnie więc spędzaliśmy czas. W Poti, oprócz blokowisk, rzeki Rioni i bazaru jest zaniedbany park, ze dwa kościoły i kapliczka, kilka przyzwoitych budynków, latarnia morska, morze, no i prymitywny port. W mieście nie ma plaż, a przy morzu jest trochę betonu, pasą się krowy, nie brakuje śmieci. Brzegi przed sztormem zostały umocnione kamieniami i jakimiś budowlanymi odpadami.

Mieszkać w takim mieście bez jakiejkolwiek przyszłości to istny dramat. Gdy widziałem młodych ludzi, było mi ich naprawdę żal. Bo co tutaj można robić? Tylko stąd uciec. Ale trzeba mieć jeszcze dokąd. Jurij wyglądał jak swój, ja jak turysta z aparatem. Jedyny w mieście, choć w sezonie są turyści, którzy korzystają z promu, głównie Polacy. Mój wygląd powodował, że młodzi znający trochę angielskiego zagadywali mnie. I każdy mówił, że nie tylko w Poti nie ma przyszłości, żadnych perspektyw, ale w całej Gruzji, że marzy im się ucieczka do Unii Europejskiej albo do USA. Gdybym tamtejszym dziewczynom zaproponował, że załatwię wizę i wezmę je do UE, to wszystkie by ze mną pojechały.

Jurij natomiast okazał się nie tylko ciekawym rozmówcą, ale też miłośnikiem dobrej kuchni, choć wegetariańskiej (co przydało się zwłaszcza na promie – oddawał mi swoje mięso, a ja jemu swoją porcję kefiru). Jako ignorant w kwestiach kulinarnych, chociaż potrafię gotować jak mi się zachce, to w praktyce, prędzej umrę z głodu niż coś ugotuję. To takie marnotrawstwo czasu. Tyle pracy. Po co? By po długim gotowaniu, zjeść w 10 czy 15 minut. Bez sensu. Chyba, że dla kogoś gotowanie to przyjemność, jak dla mnie chodzenie po górach – to rozumiem. Dlatego lubię spotykać na swojej drodze osoby, które mają inne podejście do gotowania i jedzenia. Jak Jurij. On kupował produkty, zlecał gotowanie pracownicy pensjonatu. Ona gotowała, a jedliśmy oboje. Jurij nie chciał pieniędzy ode mnie, za to ja zapłaciłem za taksówkę do portu.

Sporo rozmawialiśmy o sytuacji na Ukrainie (kończył się rok 2012, wtedy też powstał ten zapis). O tym jak nawet na wschodzie Ukrainy nie lubią prezydenta Janukowycza, bo wszyscy wiedzą, że on wraz z oligarchami, którzy wynieśli go na stanowisko, okrada Ukrainę. Rozmawialiśmy także o Polsce czy Rosji. Nie zabrakło tematu kobiet. Ja od lat nie ukrywam, że dla mnie Rosjanki są najpiękniejszymi kobietami na świecie, choć parę nacji depcze im po piętach. Co do Polek też mam niezmiennie ten sam stosunek, ogólnie są przeciętne, choć jak w każdej nacji są piękne wyjątki. Oberwało mi się już za to tysiąc razy i oberwie jeszcze pewnie parę tysięcy. Ale ja rzeczywistości nie zmienię i nie będę jej naciągał. Jednak to co Jurij powiedział, zrobiło na mnie wrażenie. Odważny człowiek. Powiedział: „Rosjanki są super, Ukrainki niezłe, ale Polki nieładne i nijakie”. No to chłopie pojechałeś. Ja za słowo „przeciętne”, dostanę co najwyżej po pysku. Prawda boli, nie tylko Polki, ale widocznie moją twarz również musi boleć. Ale jak ty powiesz Polkom, że są „nieładne i nijakie”, to nie tylko dostaniesz po pysku. Ale możesz nie wrócić żywy na swój Krym (celowo nie używam słowa Ukraina, o czym za chwilę). W Polsce poprawne politycznie jest posługiwanie się kłamstwem, że Polki są najpiękniejsze na świecie. Tak dla świętego spokoju mówią niemal wszyscy i łatwiej im się żyje wśród Polek z tego powodu. A już minimum przyzwoitości jest powiedzieć, że są piękne. Co mi przeszkadza tak mówić? Nie zwykłem kłamać i lubię się narażać. Może słowo „lubię” jest nieprawidłowe, ale faktem jest, że narażenie się to moja specjalność. Od kołyski się narażam ludziom, przyrodzie w górach. Kocham adrenalinę, nie lubię zakłamanej poprawności politycznej i nie znoszę siedzieć cicho gdy widzę nieprawidłowości. Konsekwencją tego jest narażanie się. Jednakże żadnych zmian nie przewiduję w tym temacie. A co z tym Krymem? No właśnie. Formalnie to Ukraina, jej autonomiczny region. Ale dla rodowitych mieszkańców Krymu, za wyjątkiem Tatarów, jest to Rosja. Krym to była Rosja, jest i zawsze będzie Rosja. Tak mówił Jurij. I przekazanie Krymu Ukraińskiej SRR ponad pól wieku temu uważa się za totalną głupotę i ogromny błąd. Tak uważają Rosjanie w Rosji i mieszkańcy Krymu, którzy nie utożsamiają się z Ukrainą. Zresztą na Krymie język ukraiński praktycznie nie jest używany, tylko rosyjski. Z kolei Tatarzy twierdzą, że Krym to ani Rosja ani Ukraina i musi na tych ziemiach powstać niepodległy Tatarstan. Jurij mówił, że Tatarzy nie są jeszcze zorganizowani, ale za 10-15 lat pojawi się problem Tatarów, ostro domagających się własnego państwa.

Strasznie nas wymęczył ten przymusowy pobyt w Poti. Z nudów można było umrzeć. Stawiliśmy się wieczorem przed biurem zgodnie z posiadanymi informacjami. Po niecałej godzinie ściśnięci w marszrutce wjechaliśmy na teren portu. Prymitywnego towarowego portu. Tam dwukrotne sprawdzanie paszportów przez mało rozgarnięte służby gruzińskie. A potem ponad godzinę stania na rampie i wdychania spalin wjeżdżających tirów. Standardy trzeciego świata. A wśród nas byli starsi ludzie, dzieci, choć większość to handlarze (przemytnicy) i osoby chcące podjąć nielegalną pracę na Ukrainie. Nasza grupa liczyła ledwie ze 20 osób. Cóż, czekała nas przecież podróż promem towarowym dla kierowców tirów, których większość, inni pasażerowie stanowili dodatek. O tej porze roku jednak tłumów nie było, tirów za dużo też nie. Po długim oczekiwaniu, zszedł jakiś wygolony gość z brzuchem i „złotym” łańcuchem na szyi oraz ostrym tonem w formie rozkazów, przekazał kilka komunikatów. Kiedy wejdziemy na prom, którędy, że miejscowi muszą mieć 200 dolarów na depozyt.

Przed północą byłem już w swojej kajucie. Miałem trzech współpasażerów, dwóch kierowców tirów i gościa chcącego szukać pracy na Ukrainie, ale oficjalnie jadącego na zaproszenie znajomych.

Na liście pasażerów byli prawie sami Gruzini i Azerowie, paru Ormian, paru Ukraińców i ja. Mieszkańcy Kaukazu musieli zostawić w depozycie po 200 dolarów, gdyby Ukraińcy ich cofnęli. Te pieniądze miały być na bilet powrotny do Gruzji. A służby ukraińskie nierzadko cofają z powrotem na prom. Wiedzą, że wiele osób z biednej Gruzji chce zostać na Ukrainie czy spróbować przedostać się dalej na zachód.

Prom miał wypłynąć następnego dnia rano, pozostało więc pójść spać. Kajuty były w dobrym standardzie, z pełnym węzłem sanitarnym. Gorzej było z moimi współpasażerami, u których dbanie o higienę było mało istotnym elementem.

Kończąc ten wpis, jeszcze o jednym.

W Gruzji moją uwagę zwróciły bardzo częste pytania czy w Gruzji jest fajnie, czy Gruzja ci się podoba? I co ja mam odpowiedzieć tubylcowi? Nawet jeśli odpowiedź byłaby negatywna, wypada przytaknąć oraz dodać: fajnie i ładnie. A jaka Gruzja jest w rzeczywistości? Dla mnie bardzo przeciętna. Podkreślam zwrot „dla mnie”. Już tyle miejsc i rzeczy w życiu widziałem, że ciężko na mnie zrobić wrażenie. Przypuszczam, że dla kogoś kto nigdy nie opuścił Polski i pojedzie do Gruzji, to przynajmniej przyrodą będzie zachwycony. A co ja mogę powiedzieć o przyrodzie Gruzji? Jest w porządku, ale znam setki miejsc na świecie atrakcyjniejszych pod tym względem. Choćby Andy, Pamir, Tien Szan, Himalaje czy Alpy albo Góry Skandynawskie. Morza i oceany. Zamiast gruzińskich nijakich głównie kamienistych plaż, wolę  wybrzeża Pacyfiku i Atlantyku w Ameryce Południowej albo choćby Morze Śródziemne. Owszem, Gruzja ma i ciepłe w lecie morze, i południowe owoce i zlodowacone góry. Jeden mały kraj posiada to wszystko. Ale takie owoce jak rosną w Gruzji, Brazylijczycy, Afrykanie czy mieszkańcy ciepłych rejonów Azji wyrzuciliby do kosza uznając za mało jadalne (zbyt kwaśne i słabo rozwinięte), a krajów ze zlodowaconymi górami i morzem, w którym można się wykąpać nie brakuje.  Przykłady z własnych podróży: sąsiedni Azerbejdżan i Rosja, Chile, Argentyna, czy Peru, które ma wszystko wyłącznie z Amazonią. Chiny, Indie. Ale po co w ogóle szukać tak daleko? Hiszpania, Francja, Włochy albo Norwegia, w której wodach, w południowo-zachodniej części kraju, też śmiało można się w lecie kąpać. I te wymienione kraje oferują atrakcyjniejsze góry i morza czy oceany niż Gruzja. Do tego są zazwyczaj dużo bardziej zadbane, ładniejsze architektonicznie i nie w każdym przypadku droższe. A miasta Gruzji, architektura? Jak dla mnie to w ogóle nie ma o czym mówić. Gruzja ma brzydkie miasta i mało ciekawe zabytki architektury. Znajdzie się kilka cennych, ale jak to się ma do miast i zabytków Hiszpanii, Francji, Włoch, Chin, Indii czy Peru? Nijak. Rozumiem, że Gruzini kochają swój kraj, uważają za piękny, chcą przekonać innych, że to najpiękniejszy kraj świata. Mają do tego prawo. Choć nie podobało mi się, że często lekceważąco i z góry patrzyli na swoich sąsiadów, jako kraje pod każdym względem mniej atrakcyjne. Co jest nieprawdą.

Dla mnie Gruzja, to obiektywnie kraj przyrodniczo ładny, ale w skali świata nic szczególnego, a jeśli chodzi o miasta i zabytki- słaby. To moja prywatna ocena. Pewnie za dużo już w życiu widziałem i trudno mnie czymś zachwycić. Jak dodamy do tego gruzińskie zacofanie, biedę, syf, marną infrastrukturę, drożyznę, to Gruzja wypada niekorzystnie. Oczywiście znam legendę, jak Pan Bóg rozdzielił ziemię pośród wszystkie narody, ale zapomniał o Gruzinach. Dla siebie Wszechmogący zostawił najpiękniejszy skrawek ziemi czyli dzisiejszą Gruzję. Gdy Gruzini upomnieli się o jakiś kawałek ziemi dla siebie, to Bóg im powiedział, że gdy ją rozdzielał, to wtedy ich nie było, albowiem pili wino i biesiadowali. I nie ma im czego dać. Gruzini na to, że pili za Boga, jego zdrowie. Skoro tak, to Bóg postanowił im oddać swój najpiękniejszy skrawek - Gruzję. Jednak to tylko bajka. Aaaaa, i żeby było ciekawiej, powtarzana jest w wielu krajach świata, którym nie najlepiej się wiedzie.

Na zdjęciach: Poti z centrum miasta, bazarem i brzegiem morza. Na trzecim zdjęciu owoc hurma, na ostatnim obiad przyrządzony na zlecenie Jurija, a w środku młodzież z Poti.  


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search