Blog

Blog

Autonomiczna Gagauzja - na końcu świata (Mołdawia)

Przy wjeździe do autonomicznej Gagauzji.
Początkowo znośna droga do Komrat, jedna z najważniejszych w Mołdawii, przekształciła się w drogę pełną dziur, czasami bez asfaltu. A i wcześniej bywało, że droga niby znośna, a tu nagle kilkadziesiąt metrów dziur. Ostre hamowanie i powolny przejazd. Jakieś cegły, kawałki betonu na drodze co jakiś czas również mnie zaskakiwały. Robiłem uniki. W rejonach większych miast zazwyczaj stały patrole policji z radarami. Nawet jakieś pojedyncze fotoradary można spotkać na głównych drogach. Inna gaga1sprawa czy działają. Jedynie na bardzo krótkich fragmentach dróg, poniżej stu metrów albo na mostkach trwały jakieś drogowe prace remontowe. Takie chałupnicze. Marnie oznakowane, żadnego sprzętu. Raczej łopata i kilof. Aż trudno uwierzyć. Drogi o dwóch pasach w każdym kierunku to nieczęsty widok w Mołdawii. Tam gdzie trwały te roboty i trzeba było jakimś poboczem je ominąć, czasami były takie wertepy, że tarłem o ziemię i dziury podwoziem. Nie sądziłem, że tak blisko Polski, można jeszcze w taki sposób remontować drogi i że mogą być w tak fatalnym stanie. Ale Mołdawia to jeden z najbiedniejszych krajów Europy. Trochę w miejscowe drogi inwestuje zaprzyjaźniona Unia Europejska. Przy drodze niewiele jakichkolwiek miejsc, gdzie można by się zatrzymać. Trochę stacji benzynowych, malutkich, prostych. Lepsze są od czasu do czasu. Paliwo w Mołdawii nalewa obsługa stacji, przynajmniej ja inaczej funkcjonującej stacji nie widziałem.

Jeszcze 10 lat temu drogi w Polsce wyglądały niewiele lepiej niż na Ukrainie czy w Mołdawii, ale miliardy z Unii Europejskiej zrobiły swoje. Owszem, te nasze budowy są koszmarnie drogie, nie wiem dlaczego? Potwornie powolne, też nie wiem dlaczego? W innych częściach świata drogi i koleje buduje się dużo szybciej i taniej. Ale faktem jest, że zrobiliśmy ogromny postęp i że naszą infrastrukturę budują ogromne ilości potężnego i dobrego sprzętu. Niespotykanego w Mołdawii. Gdy wraca się ze wschodu na równe polskie drogi, widać różnicę. To nie są jeszcze Niemcy rzecz jasna, bo skala zapóźnień jest ogromna, ale mam nadzieję, że przynajmniej dogonimy kiedyś zachodniego sąsiada.

gaga2Do Komrat (Comrat) udało mi się dojechać w trzy godziny. Po drodze minąłem tablicę informującą, że wjechałem do Gagauzji, a przedmieścia to jakieś opustoszałe fabryki. Stolica Gagauzji to niewielkie miasto, ok. 26 tys. mieszkańców, niezbyt urodziwe. Jedynie mały fragmencik centrum ma lepszy asfalt, jest ładna cerkiew, park, budynki autonomicznej republiki (gubernatora, parlamentu). Ale reszta to dziurawe drogi, często bez asfaltu, bloki albo mizerne chałupy. Dużo śmieci. Mołdawia jest strasznie zaśmiecona. Śmieci walają się wszędzie, w tym w lasach, na polach, przy drogach niejednokrotnie jedzie się jak wzdłuż wysypiska śmieci. To charakterystyczny obrazek dla biednych krajów. Pogoda była okropna, a godzina jeszcze wczesna. Udałem się na szybki spacer, a mając świadomość, że to ostatni cel na ten dzień uznałem, że w Komrat nie zostanę. Piździawica, plan noclegu w bagażniku – nie chciałem tak spędzić reszty popołudnia i całego wieczoru. Postanowiłem pojechać dalej.

Co to jest Gagauzja? Obszar autonomiczny w południowej Mołdawii, stanowiący jednakże część tego państwa. Składa się z kilku niewielkich obszarów nie połączonych ze sobą. Częściowo graniczy z Ukrainą. Posiada własne godło i flagę. Obszar to niecałe 2000 km2 i niecałe 160 tysięcy ludności. Funkcjonuje od gaga31994 roku, wcześniej przez 4 lata funkcjonowała jako separatystyczna republika socjalistyczna. Ruchy separatystyczne nie wygasły do dzisiaj. Dominującym językiem jest rosyjski. Waluta to lej mołdawski. Gagauzi mają swój język, ale urzędowo nieużywany. Są prawdopodobnie pochodzenia tureckiego, ale są teorie, że być może są to sturczeni Bułgarzy. Wyznają prawosławie. Stanowią 80% mieszkańców autonomii. Mieszkają także na Ukrainie, Bałkanach i Kaukazie. To historycznie teren Besarabii, zresztą Mołdawia i sąsiednia część Ukrainy również. Gagauzja przed 1991 roku była częścią Mołdawskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.

Przed wyjazdem przypadkowo się natknąłem na miejscowość Vulcanesti (Valkanes), położoną na samym południu Mołdawii, w najbardziej wysuniętej na południe części Gagauzji. Jako miłośnik wulkanów od razu ustaliłem, że nazwa nie ma związku z wulkanami i nie planowałem odwiedzać tego miasta. Ale wobec wyżej wskazanych okoliczności stwierdziłem, że zamiast siedzieć w samochodzie, lepiej jechać. Obrałem kierunek na Vulcanesti z planem zostania tam na noc. Do pokonania miałem prawie 90km. Czekała mnie jazda to przez Mołdawię to przez obszary Gagauzji, także przy samej granicy z Ukrainą. Rumunia też znajdowała się po sąsiedzku. Z Vulcanesti bardzo blisko także do Morza Czarnego. Na mojej mapie główne drogi świeciły na czerwono, zaznaczono kilka przejść granicznych. Wydawało się, że droga musi być przyzwoita.

Jadę. Muzyka radiowa, notabene dominują utwory po rumuńsku i rosyjsku, zachodniej muzyki niewiele, w całej Mołdawii. Z każdym kilometrem droga była coraz gorsza. Pojawiały się fragmenty trudne dla auta osobowego. Były odcinki szutrowe, jak i te z totalnie zniszczonym asfaltem, w dużej mierze przez ciężarówki. Ostatnie 20 kilometrów to był niemal off road. Po dziurawym szutrze, po jakichś betonowych popękanych płytach. Była już noc. Padał śnieg z deszczem, wiał porywisty wiatr, na dworze lodowato. Oznakowanie drogi fatalne. Aż trudno było uwierzyć, że to międzynarodowa droga E584. Momentami bałem się, że zostawię na tej drodze podwozie, albo że jakaś ciężarówka mnie staranuje, bo wszyscy jechali zygzakiem, szukając optymalnej trajektorii. Bywało jednak, że przez 20 minut nie widziałem żadnego innego pojazdu. Po drodze mijałem biedniutkie wsie, gdzie gaga5nie świeciło się żadne lub prawie żadne światło w chałupach. Przy ulicach nie świeciło się nic, chociaż jakieś słupy oświetleniowe stały. Miasteczka widmo, z pustymi blokami też towarzyszyły mojej podróży. Absolutny koniec świata. Ponad 3 godziny jechałem, do 21:00. Przed centrum Vulcanesti koło jednego z bloków znalazłem fajne miejsce do zaparkowania. Zjadłem szybką kolację, większość produktów zabrałem z Polski, by nie tracić później czasu na zakupy. Złożyłem tylnie siedzenia, przygotowałem posłanie. Tym razem namiotu nie wziąłem, by nie dźwigać i niestety wziąłem za słaby śpiwór. Ale lekki. Miałem nadzieję, że będzie bardziej wiosennie niż zimowo, a tu atakował mróz. Ubrałem co mogłem, wkulałem się do śpiwora, ale i tak strasznie w nocy zmarzłem.

Poranek 4 kwietnia przywitał mnie słonecznie, acz chłodno, z porywistym lodowatym wiatrem momentami. Mogłem się rozejrzeć, gdzie to spędziłem noc. Pod obskurnymi blokami, wokół których  pełno śmieci, puszek po piwie, latających worków foliowych. W pobliżu także jakiś dziwny zniszczony betonowy budynek. Zjadłem w samochodzie śniadanie, spakowałem posłanie i zjechałem w dół do centrum. Całkiem sporego miasteczka (ponad 15 000 mieszk.), otoczonego winnicami, znajdującego się w pobliżu granicy z Ukrainą i Rumunią. Spacerując z aparatem wzbudzałem duże zainteresowanie na ulicach. Pewnie zastanawiali się, co mi odbiło aby tutaj przyjechać?Na koniec świata, do miejsca, gdzie nic nie ma. Właśnie gaga4obie te rzeczy. W Vulcanesti znalazłem kilka ładnych budynków, w tym dom kultury, oczywiście bloki. Pomnik Lenina. Nie brakowało supermarketu i stacji benzynowej na wysokim poziomie. Koło kościoła zapytałem grupkę mężczyzn, czy może wiedzą skąd nazwa Vulcanesti. Opowiedzieli mi, że była para zakochanych Volcan i Jeszta, gdy on umarł, nazwano to miejsce na jego cześć. Z kolei kobieta w innej części miasta wspomniała, że było dwóch braci, jeden nazywał się Volcan i gdy umarł, nazwano to miejsce, by go uhonorować. Mówiła, bym zajrzał do muzeum w parku, tam dowiem się więcej, ale muzeum nie było przygotowane na mój przyjazd, zastałem kłódkę na drzwiach.

Po godzinnym spacerze w klimatach ZSRR, powoli opuszczałem Vulcanesti, zatrzymując się jeszcze na rogatkach, gdzie pomnik, tablica z nazwą miasta i piękne winnice na wzgórzach. Zatankowałem kolejne 20 itrów diesla za taką sama kwotę jak w Kiszyniowie - 333 leje.

Wracając do Komrat, w radiu spikerzy często wymieniali słowo „propaganda” mając na myśli manipulację. Mołdawia zarzuca propagandę w Naddniestrzu ze strony Rosji, a Naddniestrze zarzuca propagandę w Mołdawii ze strony Unii Europejskiej. Złe stosunki odbijają się na miejscowej gospodarce. Rosja z Naddniestrza kupuje wina i koniaki, ale mołdawskich produktów nie chce. Mołdawia stara się je sprzedawać w Unii Europejskiej, ale Unia nie jest tak pomocna dla Mołdawii, jak Rosja dla Naddniestrza.

Wracając tymi samymi okropnymi drogami rzucała się w oczy mnogość bezpańskich psów oraz wsie i miasteczka, gdzie prawie sami starsi ludzie. Młodzi wyjechali za lepszym życiem z Mołdawii. Przy mołdawskich drogach jest ogromna ilość krzyży upamiętniających ludzi, którzy na nich zginęli. Takich krzyży jest znacznie więcej niż w Polsce. Nie ma się co dziwić. Drogi fatalne, część kierowców jeździ zuchwale, nawet po zmroku nie wszyscy włączają światła mijania, a gdy pochmurno i leje deszcze całkiem spora liczba kierowców również ich nie załącza. Jazda strasznie się ciągnęła. W jednym miejscu widziałem reklamę opon Dębica. Ze znanych stacji benzynowych zauważyłem tylko Łukoila, pozostał wyglądały na jakieś lokalne marki.   

Dzięki lepszej pogodzie mogłem tego dnia w Komrat zrobić sobie dłuższy spacer. Po ulicach trójkami chodziło całkiem sporo policji. Zawitałem też na chwilę do kawiarenki internetowej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ją zalało, ale pracowała. Poruszałem się po podłodze zalanej wodą o wysokości 5 centymetrów. 

  • Na zdjęciach:
  • 1-10) flaga autonomii i Mołdawii, centrum Komratu z budynkami rządowymi, pomnikiem Lenina, cerkwią, targowiskiem, oraz opustoszałą fabryką na przedmieściu
  • 11-26) Vulcanesti. Moje posłanie, śniadanie i stanowisko pracy w samochodzie. Poza tym centrum miasta i okolice, z domem kultury, muzeum i pomnikiem Lenina oraz rogatki miasta z pomnikiem i winnicami.
  • 27-29) Ostatnie trzy zdjęcia przedstawiają wioskę i drogę na trasie Vulcanesti – Komrat.


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search