Blog

Blog

Cricova - słynne magazyny wina, Kiszyniów i wyjazd do Naddniestrza (Mołdawia)

Piękne wnętrza w Cricovej.
6 kwietnia. Poniedziałek Wielkanocny w Polsce. Na dworze mokro, w nocy padało. Zimno. Nie miałem w planie zwiedzania Cricovej (Krikowej), wybrałem Milestii Mici. Skoro jednak tutaj dotarłem, a auto miałem zdać w Kiszyniowie przed 13:00 uznałem, że spróbuję dołączyć do jakiejś wycieczki po tutejszych słynnych przechowalniach wina. Wstałem o 7:00, śniadanie, pakowanie, zebranie informacji, o której ludzie zaczną pracę. O 9:00 otworzyło się biuro Cricovej i dowiedziałem się, że o 10:00 będzie grupa rumuńskojęzyczna a o 11:00 rosyjskojęzyczna. Mogę dołączyć do każdej z nich. Nie miałem wyjścia, musiałem jak najszybciej wybrać się na zwiedzanie. Zbiórka przed bramą o 9:45. Stał już podstawiony melex z kierowcą, przyjechała też piątka turystów. Cena podstawowego pakietu 275 lei (ok. 16usd, najdroższy pakiet 1300lei). Drogo, ale nie trzeba własnego samochodu. Naszą przewodniczką była Olga. Za tą cenę poza zwiedzaniem innych dodatków nie było.
                                 cricova2

Dla tych co odwiedzają Mołdawię kluczowym pytaniem będzie czy oglądać Milestii Mici, czy Cricovą? Czy jedno i drugie? O tym pierwszym winiarskim miejscu już pisałem. Słynie z wpisu do Księgi Rekordów Guinnessa ze względu na przechowywaną ilość wina, ma więcej kilometrów magazynów pod ziemią. Jest bardziej surowe, skromniejsze w wyglądzie. Ktoś powie, że biedniejsze w wystroju, mniejszy wysiłek włożono w budowę. Fabryka przechowująca wino a nie podziemny pałac.

Cricova to ekskluzywne miejsce dla establishmentu. To świetnie widać, gdy popatrzymy na ścianę gości. W Milestii Mici skromnie (tłumaczą, że mięli więcej znamienitych gości, ale nie zgodzili się na zrobienie zdjęcia), w Cricovej bogato. Wina marki Cricova są najbardziej znane w Mołdawii. Nawet w sąsiednim Naddniestrzu są dostępne, w Tyraspolu widziałem restaurację o takiej nazwie. Same tunele i magazyny są dużo bardziej zadbane, lepiej oświetlone, są odblaski, znaki drogowe. Wszystko ładne, wymuskane. Restauracja, sale są dużo bardziej eleganckie, dużo większy przepych, dużo więcej włożono pracy i pieniędzy w  budowę. Tak samo jest z samymi magazynami, są elegantsze. Niektóre tunele wyłożone są równiutkimi kawałkami kamienia, z wzorami, są witraże szklane. Piękne lśniące kamienne podłogi. Ponadto w Cricovej jest małe ale ładne muzeum wina, oczywiście sklep (w innym miejscu, w innym budynku, po drugiej stronie parkingu w stosunku do bramy wjazdowej). Można zobaczyć historyczną taśmę butelkującą wino. Cricova jest lepiej zagospodarowana, wszystko na połysk. Ekskluzywna. Podziemny pałac wina. Z dużo bogatszą kolekcją win, w tym historycznych, wyeksponowaną.  

Każdy sam musi sobie odpowiedzieć na postawione pytania? Osobiście uważam, że warto zobaczyć oba te miejsca, można w jeden dzień. Są różne i każde ma coś specjalnego. Nie mniej, większe wrażenie zrobi ekskluzywna Cricova niż surowe w formie Milestii Mici, które się broni rekordem Guinnessa i faktem poruszania się po podziemiach własnym samochodem. Co dla niezmotoryzowanych może być sporym utrudnieniem.

Było pokrótce. Teraz dokładnie opiszę swoją wycieczkę, która trwała 70 minut. Po Milestii Mici pokonałem autem całkiem sporo kilometrów w Cricovej elektrycznym melexem pokonuje się ich znacznie mniej. W obu tych miejscach jest chłodno i wilgotno.

Punktualnie wjechaliśmy do tunelu wydrążonego w skale. Przy samym wjeździe są dwa tunele biegnące w różne strony. Od razu jest całkiem elegancko, jak na podziemne magazyny. Tunele również takie są, po bokach beczki z winem. Jeśli ściany nie są „pałacowe”, to ładnie wybielone. Znaki drogowe, że przejście dla pieszych, znaki informujące gdzie jesteśmy albo jako drogowskazy, gdy chcemy dojechać do innego miejsca. Odblaski, elektryczne oświetlenie. Bez problemów miną się dwa samochody. zaś podłogi często są wyłożone kostką, przynajmniej w tej reprezentacyjnej części. W Milestii bywały miejscami szutrowe.

Na początek w eleganckiej komorze zobaczyliśmy linię technologiczną, gdzie butelkuje się wino oraz ogromny długi magazyny, gdzie w butelkach leżakowało na specjalnych stojakach. Kolejny przystanek to podziemny pałac. Tutaj spędziliśmy najwięcej czasu. Podziemne drogi we wzorach, ściany jak w pałacu wyłożone lśniącym kamieniem, szklane podświetlone witraże z ciekawymi scenami. I kolejne pomieszczenia. Eleganckie żyrandolowe, mozaiki na ścianach. Wszystko pieczołowicie wykonane. Drzwi też nie gorsze. W ładnej ekspozycji muzealnej można poznać historię wina w Cricovej. Wśród eksponatów są starożytne naczynia. Starożytna Grecja i Rzym miały duży wpływ na przemysł winiarski w Besarabii. W końcu winorośl znana jest naszej planecie od 10 milionów lat.

Cricovą wybudowano w 1952 roku w starych wapiennych wyrobiskach, z których surowiec budował Kiszyniów (jeszcze w niewielkim stopniu jest wydobywany, powstają nowe tunele). Do dzisiaj powstało 120km podziemnych korytarzy. To drugi wynik po Milestii Mici w Mołdawii. Warto zauważyć, że Milestii jest dużo młodsze, bo powstało w 1968 roku, aczkolwiek miejscowa ludność już dużo wcześniej przechowywała wino w komorach wapiennych. W rejonie Cricovej nawet w czasach starożytnych. O ile w Milestii w użyciu jest 55km kompleksu, o tyle przewodniczka w Cricovej nie była pewna do końca stwierdzając, że 80km to na pewno. Najgłębsze miejsce dochodzi do 100 metrów pod powierzchnią ziemi, ale nie było ono celem wycieczki. Przechowuje się w Cricovej 1,25-1,3mln butelek wina, najstarsze butelki pochodzą z 1902 roku. Wilgotność bliska 100% i temperatura około 12 stopni Celsjusza są świetne dla win. W czasie hitlerowskiej inwazji na ZSRR w beczkach przechowywano tutaj Żydów.

Odwiedziliśmy narodowy zbiór win jaki tutaj jest przechowywany. Unikatowe eksponaty to na przykład wino „Jerozolima Północy” (1902r.) i likier „Jan Becker” (1902r.)

W 1966 roku odwiedził to miejsce astronauta Jurij Gagarin. Legenda głosi, iż po dwóch dniach potrzebował pomocy, by wyjść na zewnątrz, tak dzielnie degustował wino. Z kolei Władimir Putin świętował tutaj swoje 50-te urodziny. Zresztą tablica ze zdjęciami osobistości jest bardzo bogata. Bywali tutaj prezydenci Litwy, Estonii, Czech, Gruzji, Azerbejdżanu, Armenii, Turcji, Kazachstanu,  Austrii, Rumunii, Chin, Mołdawii rzecz jasna i inni. Obecny był prezydent Polski – Bronisław Komorowski (na drugim zdjęciu jest z Poroshenko, prezydentem Ukrainy), Jerzy Buzec a nie Buzek – pisownia z błędem, jako przewodniczący Parlamentu Europejskiego. Donald Tusk jako premier Polski również. Premierzy (np. Erdogan), ważni ministrowie (np. Ławrow). Była Pani Kanclerz Angela Merkel czy szychy z Brukseli jak Przewodniczący Komisji Europejskiej Barroso. Także żona wiceprezydenta USA – Jill Biden, szachmistrz Anatoly Karpov, szef FIFA Blatter, tenisista Safin Marat. Patriarcha prawosławnej Rosji – Alexei II oraz patriarcha Moskwy - Kirill. Sekretarz stanu USA – John Kerry. I wielu innych.  

Cricova się szczyci, że jest jednym z niewielu miejsc, w którym metodą tradycyjną produkuje się wina musujące za pomocą wtórnej fermentacji. Dojrzewa takie wino co najmniej 3 lata. To jest ta sama metoda, którą miał wymyślić mnich Dom Pierre Perignon dla produkcji szampana. Tutejsze wyroby otrzymały około 100 cennych nagród na całym świecie na różnych winiarskich konkursach.

Kolekcja w Cricovej – Vinoteca – zawiera sporo win z I poł. XX wieku, ale są też trochę młodsze (łącznie 460 win, likierów, wódek). Z całego świata. Nazwy, np. Bourgogne, Muscat,Marsala, Chateau Cos D’estournel, Potensac, Cizil Tattuu, Alamedin, Riesling Su-Pseh, Grasa de Contari, Evreiesc de Pasti, Martini. Widziałem butelkę Jana Bechera z 1932r. – becherovka. Czy wino Łukaszenko albo Vladimir Putin.

Te stare wina kupują kolekcjonerzy, za tysiące dolarów, ale nie do degustacji, bo część z nich się absolutnie już nie nadaje, ale właśnie do swoich kolekcji.

cricova1Po oglądaniu butelek, udaliśmy się oglądać pałacowe pomieszczenia pod ziemią. Piękną salę z ogromnym podłużnym stołem, licznymi fotelami i witrażami. Korytarz, gdzie altanka z pięknymi fotelami i stolikiem. Przy nim zdjęcie zrobiono Angeli Merkel. Następnie sala nazwijmy ją - jadalna, z dużą ilością drewna, dużym stołem i eleganckimi krzesłami. Bardzo ciekawa jest sala w stylu morskim. Mozaiki, lampa z witrażem, półkolisty stół, krzesła. Jak na statku, z morskimi motywami, a w ścianie malutkie okrągłe akwaria jak statkowe okna. Kolejne pomieszczenie to monumentalna ekskluzywna sala narad powiedzmy. Piękne ściany, sufit, lampy. Bardzo długi cudowny stół i kilkadziesiąt wygodnych krzeseł. W starym stylu. Wyśmienite miejsce do obrad na wysokim szczeblu. Dalej mniejsza salka z kominkiem. Przytulny klimat, eleganckie meble. Piękny podświetlany sufit. Stąd już blisko do wyjścia, uczyniliśmy to na pieszo. Przepych w tak specyficznym miejscu zrobił na mnie wrażenie. Przyciąga on wiele osobistości. I tak po prawdzie już prędzej Milestii Micii z Cricovą bardziej zasługują na listę UNESCO niż Orheiul Vechi, które próbuje znaleźć się na niej.

cricova3Dobrze, że odwiedziłem to miejsce, nie mając go wcześniej w planach. Nastał czas oddania samochodu. Do Kiszyniowa niby blisko. Ale korki, bałagan na drogach nie ułatwiały dotarcia do centrum. Tak samo jak oznakowanie. Dawno nie jeździłem tak po partyzancku. Na zakazach, wpychanie się, zawracanie na ruchliwych arteriach. Trzeba było się dostosować do miejscowych zwyczajów, przy bardzo dużej czujności. Mamy na przykład oto taką sytuację, stoję na skrzyżowaniu, chcę skręcić w lewo. Dobrze widzę pas do jazdy w przeciwnym kierunku, który zaraz przetnę. Patrzę na lewo i jest na nim pusto. Pas na który wjadę też widzę nieźle, nic nie jedzie (spoglądam w prawo). Słabo widzę pierwszy z tych pasów, na prawo ode mnie, bo zastawia go jakaś furgonetka. Nie zakładam jednak, że ktoś będzie nim jechał pod prąd, zatem nie muszę pilnie obserwować. A tu nagle z wielką prędkością tuż przed moją maską przejeżdża jakaś osobówka. Jadąca pasem pod prąd, nadjechała z prawej strony, zastawionej przez furgonetkę. Sekundę później przywaliłby we mnie jak nic. Jeżdżąc po miastach Mołdawii czasami się  śmiałem, że powinienem mieć towarzysza podróży, który pełniłby funkcję peryskopu kilka metrów przed maską. Mówiąc czy mogę jechać czy nie.

Nie wiedziałem jak dokładnie dojechać do mojej wypożyczalni samochodów, zapamiętałem tylko charakterystyczny wysoki budynek centrum handlowego. I wiedziałem jak z centrum miasta do niego dojechać. Tylko znajdź tu człowieku centrum w Kiszyniowie. Jedna tabliczka od wjazdu do miasta, a w międzyczasie trzeba było wykonać ileś skrętów.

Udało się budynek wypatrzeć i w terminie oddać samochód po 12:00. W nienaruszonym stanie. Pracownik obejrzał. Musiałem dopłacić 13 euro, za ponadwymiarowe kilometry. To sprawka mojej dodatkowej wycieczki do Vulcanesti. Przez trzy dni przejechałem 735km po Mołdawii. Depozyt oczywiście mi zwrócono. Auto dostałem z pięcioma litrami paliwa w baku, oddałem z dziesięcioma, a więc wyjeździłem litrów 35. Gdy odbierałem auto wynajmujący stwierdził, że daje mi brudny samochód, bo ma być brzydka pogoda i nie opłaca się go myć. Miał rację, oddałem jeszcze brudniejszy, a taki samochód nie rzucał się w oczy. Pomysł z wynajęciem auta był strzałem nie w dziesiątkę a w setkę. Tyle co zobaczyłem przez te dni jeżdżąc samochodem, marszrutkami czy czymkolwiek innym nie zobaczyłbym nawet mając dużo więcej czasu. Podam jeszcze ceny paliw w Mołdawii: benzyna 95 – ok. 17-17,50 lei, diesel ok. 16,50 lei, gaz ok. 9,50-10 lei(jest popularny w Mołdawii).

Kolejny cel: stolica NaddniestrzaTyraspol. Wpierw marszrutką dojechałem do centrum Kiszyniowa. Tam niedaleko głównej ulicy Stefan cel Mare w rejonie bazarów jest również niewielki dworzec autobusowy, skąd można się dostać małymi mikrobusami, prywatnymi samochodami czy niewielkimi autobusami do Naddniestrza. Zaraz zostałem wychwycony przez naganiaczy, że tutaj człowiek za 50 lei mnie zawiezie do Tyraspola. Jak uzbiera się jeszcze kilka osób, czyli za ile czasu? Nie wiadomo. Takie rozwiązania mnie nie interesowały. Na prymitywnym dworcu szybko odnalazłem mały autobus do Tyraspola. Zapełnił się bardzo szybko. Zapłaciłem 50 lei (bez bagażu było 37), do Bendery 31 lei. Do pokonania 75 kilometrów. Około 2 godziny jazdy.

Wyjeżdżając z Kiszyniowa minęliśmy lotnisko. Niewielkie, dosyć stare. Mołdawia jeszcze nie otwarła się szeroko na tanie linie lotnicze, a i one nie bardzo tu chcą latać. Jedynie tam, gdzie dużo emigracji mołdawskiej. Co nie znaczy, że nie można tutaj dolecieć za rozsądne kwoty. Można. Jeśli skorzystamy Ukraine International Airlines, Air Moldova, LOT-u czy Air Baltic a jakaś przesiadka nam nie straszna (np. w Kijowie), to w dwie strony z Warszawy można śmiało polecieć za ok. 600zł.

Wraz z upływem dnia pogoda się psuła, zaczynało kropić, chłód dawał się we znaki. Do granicy z Naddniestrzem przed miastem Bendery miałem do pokonania jakieś 55km. Do Mołdawii planowałem jeszcze na krótko wrócić, za kilka dni. 

  • Na zdjęciach:
  • 1-20) Podziemne magazyny wina w Cricovej.
  • 21-24) Centrum Kiszyniowa.


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search