Blog

Blog

Najpiękniejsze miejsca na Ziemi - El Volcancito i Caldera del Inca Pillo (Argentyna)

22 stycznia przygotowałem się do popołudniowego wyjazdu. Zostawiłem rzeczy w residencial, odbyłem spacer po Copiapo, pożegnałem się z ludźmi z informacji turystycznej i pisałem bloga w kawiarence internetowej. Tak w ogóle Residencial Nueva Chanarcillo (av. Rodriguez 540), w której mieszkałem, jest świetnie położona, w centrum, wszędzie blisko. Bardzo mi to ułatwiło pobyt w Copiapo.

Daniel miał mi rano dać znać, o której ruszam w trasę. Sam bardzo chciał jechać, ale miał inny wyjazd na głowie. Zapomniał jednak przekazać informacje, jego telefon nie odpowiadał. Dopiero popłudniu odnalazł mnie Alvaro z informacją, że wyjeżdżamy ok. 19:00. Tą trasę teoretycznie można zrobić w jeden dzień, ale myśmy jechali tam pierwszy raz, dlatego dla większego spokoju zaplanowaliśmy półtora dnia. Daniel miał w planach wrzucić te miejsca do swojej oferty. Natomiast Alvaro tak jak ja wypatrzył na mapach satelitarnych te miejsca i bardzo chciał do nich dotrzeć. Po miesiącu pojawiłem się ja i jego pragnienie mogło się ziścić. Odpowiadał za przygotowanie trasy GPS.

Wyruszyliśmy z Copiapo po 19:00 w składzie: Luis (Lucio), Alvaro, Gulieta i ja. Luis jest mechanikiem w Hertz, sprawnie załatwił papierologię graniczną. Oprócz tego, że wyjazd był jego pracą, to także weekendową wycieczką. Dla Guliety również to była wycieczka. Początkowy odcinek prowadził doliną Copiapo pełną górskich winnic. Już prawie zapadł zmrok, gdy skręciliśmy w szutrową drogę nr 33 prowadzącą do Paso Pircas Negras 4164-66m. Jest to górska wąska droga, często niszczona przez osuwiska, spadające głazy. Trwały liczne prace naprawcze. Miałem w ogóle szczęście, bo ponoć dwa tygodnie wcześniej, droga była jeszcze zamknięta. Luis bardzo sprawnie prowadził. Na biwak pod gołym niebem zatrzymaliśmy się na wysokości 2060m, było po 23:00.

Z tym wyjazdem było sporo zamieszania. Tytułowe miejsca miały być połączone z lodowcami wulkanu Pissis. Ale okazało się to niewykonalne. Z Pissis do kaldery w linii prostej jest może 20-30km, do Volcancito trochę dalej, za to jest blisko głównej drogi i ok. 5-10km w linii prostej od granicy z Chile. Juan twierdził, że nie da się połączyć Pissis z tymi miejscami, które są oddalone od niego o 700 (siedemset) kilometrów jazdy i do tego w innej prowincji - La Rioja. Podczas pobytu w rejonie Puna de Atacama ze 200 razy słyszałem, że coś się nie da albo jest za trudne. Ręcę mi opadały. Gdyby to była Europa albo Azja, byłaby i droga oraz powszechna wiedza jak dojechać z Pissis do tych miejsc. Same lokalne firmy turystyczne, by się o to postarały, bo to oznacza zarobek. W Chile i w Argentynie nic się nikomu nie chce, nic się nie da, wszystko jest za trudne, za męczące. Nikt nie wpadnie na pomysł, by sprawdzić możliwość dojazdu. Jestem pewien, że istnieje taka możliwość - dotarcia z pod Pissis przez Puna de Atacama dobrym autem 4x4 do kaldery i Volcancito. I nie jest to wtedy 700km głównymi drogami, tylko kilkadziesiąt kilometrów off roadu.

Tylko o czym ja mówię. Skoro taki Juan ma toyotę hilux, świetne opony, przystosowane auto do pokonywania głębokiej wody i na dobrej drodze mówi, że jest bardzo trudna. 90% trasy pod Pissis dałoby się przejechać samochodem osobowym. Takie 90% pokonywałem choćby w Norwegii oplem vectra o obniżonym zawieszeniu. W tym niewielkie rzeki lodowcowe, gdy woda wlewała się prawie do środka. Do tego nie miałem opony zapasowej, bo pierwszego dnia jedna padła na niemieckiej autostradzie. Pokonałem podczas tamtego wyjazdu blisko 11 000km. Dało się. Auto w pełni sprawne wróciło do Polski. Więc krew mnie zalewa, gdy ktoś ma toyotę hilux, którą można zrobić prawie wszystko i na zwykłej szutrowej drodze mówi, że jest ciężka. Auto off roadowe jest do jeżdżenia poza drogami jakimikolwiek, ale dla Chilijczyków i Argentyńczyków zjazd z drogi to takie wyzwanie jak lot na Księżyc.  

A zatem opcja, by dotrzeć tam od strony Argentyny odpadała. Jako, że oba miejsca są bardzo blisko Chile i w pobliżu biegną bardzo dobre drogi, jest przejście graniczne, namówiłem Daniela na zorganizowanie takiej eskapady. To jest podobna odległość z Copiapo jak do przeł. San Francisco, jakieś 300km w jedną stronę, może z groszami. Daniel okazał się jedynym człowiekiem, który nie mówił - nie da się, za trudne.

Nastał 23 styczeń, wczesna pobudka i o ósmej byliśmy już w drodze. Coraz wyżej. Wspaniałe pustynne widoki. Wysokość przekraczająca 4200m i w końcu granica na przeł. Pircas Negras 4164m. Niedaleko za granicą skręciliśmy w lewo na wąską szutrową drogę, by po ok. 10km dotrzeć do El Volcancito. Wysokość oscylowała w okolicach 4200m (najwyższy punkt dnia przekroczył 4400m). 

Czym jest El Volcancito? Dobre pytanie. Argentyńczycy mówią - gejzer. Może i był to gejzer ileś tysięcy lat temu, ale niekoniecznie. Bez wątpienia jest to jednak unikalna formacja, bardzo efektowna. Stożek ma wysokość około 5 metrów, może niewiele więcej. Przypomina wulkan, stąd pewnie nazwa. A na szczycie, w "kraterze," znajduje się jezioro o średnicy ok. 3m. Sięga aż po brzegi stożka, jak również do jego podstawy, czyli jest całkiem głębokie. Stożek zbudowany jest z osadów mineralnych, a jezioro istnieje dzięki żródle go zasilającym. Woda spływa po zboczu i co istotne, jest zimna. A więc raczej gejzer to nigdy nie był, sąsiednie źródła, nie tak efektowne, są również zimne. Wszystko wskazuje na to, że przez tysiące lat osadzały się minerały ze źródła powoli budując stożek. Widocznie były sprzyjające warunki do powstania takiej formy. Dużo mniejsze stożki-źródła(ale bez zbiorników wodnych), można zobaczyć koło nieodległej Laguny Brava. Woda w El Volcancito ma kolor niebieskawo-zielony, jest dużo białego osadu, ale niezbyt słonego. Prawdziwy cud natury, bardzo rzadko odwiedzany przez ludzi. Dobrze ponad godzinę spędziliśmy na miejscu.

Wróciliśmy do głównej drogi, kierując się ku kalderze. Już całkiem w głębi Argentyny czekała nas odprawa graniczna - chilijsko-argentyńska. To miejsce nazywa się Barrancas Blancas ok. 4050m. Byliśmy jedynymi ludźmi na przejściu. W normalnych krajach przejazd przez granicę zająłby nam maksymalnie 10minut, a my straciliśmy 90minut. Luis miał świetnie przygotowane wszystkie papiery, ale pogranicznikom się nie śpieszyło. Siedzi na zadupiu w pokojach z 10 osób i udają, że pracują, przekładając papiery z kupki na kupkę. Żałuję, że w jednym oku nie mam kamery, bo to trzeba było nagrać. Ci ludzie tak wolno wykonywali każdą czynność, że aż niewiarygodne. Do tego zadawali tak głupie pytania, że zastanawiałem się czy to nie jest jakaś ukryta kamera. Ile macie apartów fotograficznych, jakie marki, jakie modele? Biurokracja w Chile i w Argentynie to jest absolutny koszmar, porównywalny z biurokracją w Polsce i w Unii Europejskiej.

To nie koniec wytykania miejscowych absurdów. Bowiem jakiś idiota wymyślił, że granica będzie czynna tylko od 9:00 do 17:00. Z tejże granicy do jakiegokowliek miasta jest kilka godzin jazdy. Gdybym stawił się o 9:00 na granicy i został odprawiony nawet w 5 minut. I chciałbym pojechać coś kupić w Copiapo. To nie mam żadnych szans tego samego dnia wrócić do Argentyny. Skoro pogranicznicy mieszkają na granicy, to powinna być otwarta od 6:00 do 22:00. To są normalne godziny pracy. Czas otwarcia granicy mocno pokrzyżował nam plany. Tak naprawdę, powinniśmy wcześnie rano wyjechać i zacząć od kaldery, w drodze powrotnej zahaczając o Volcancito. Do którego notabene można póki co dotrzeć bez kontroli granicznej, mimo że jest w Argentynie.

 Na granicy zjawiliśmy się o 12:00, odjechaliśmy po 13:30, pogranicznicy nawet nie wiedzieli co to Volcancito, a o kalderze bardzo niewiele. Myśmy wiedzieli, że sam dojazd off roadową drogą do kaldery to 3h. Wiadome zatem było, że nie wrócimy przed zamknięciem granicy i będziemy musieli wydłużyć wycieczkę o jeden dzień. Ale jeszcze nie traciliśmy nadziei. Za posterunkiem granicznym zaczyna się asfaltowa droga, czyli znowu Argentyńczycy górą. Wyasfaltowali drogę, a po stronie chilijskiej zero asfaltu, ale trzeba przyznać, że mają trudniejsze warunki geologiczne. Asfalt był kiedyś do samej granicy, ale zostały resztki na tym fragmencie. Blisko skrętu do kaldery, koło kamiennego ponad 100-letniego refugio, spotkaliśmy dwóch Argentyńczyków, znających drogę. Jak to tutejsi, zaczęli opowiadać jaka jest trudna. Nastraszyli Luisa, który powiedział, że jak taka będzie, to nie jedziemy. Ciągle jakieś problemy i sytuacje awaryjne. Zbyt blisko celu się znajdowałem, by rezygnować. Wierzyłem jednak, że jak zwykle droga będzie całkiem znośna. To tylko takie gadanie ludzi, dla których wszystko jest trudne. Tym Argentyńczykom powinienem dać w mordę za psucie atmosfery i straszenie.

Wróciliśmy do granicy, by poinformować, że zamiast tego dnia, wrócimy następnego. A pogranicznicy zamiast powiedzieć: dzięki, znowu chcieli jakieś papiery i straciliśmy kolejne pół godziny. Następnie pojechaliśmy nad Lagunę Brava ok. 4280m. Duża , ale niezbyt urodziwa. Obok znajdował się podobny kamienny schron, do wspomnianego, i odsłonięty grób przy nim.

Zapowiadała się zimna i wietrzna noc, ale Gulieta nie chciała spać obok trupa. Przekonałem ją, że lepiej w refugio obok trupa, niż na zewnątrz. Z Pissis zostało mi trochę jedzenia, które bardzo się przydało. Następnego dnia rano, byłem umówiony z Martą w La Serenie, ale nie miałem jej jak poinformować, że będę dzień później.

24 styczeń.  W nocy strasznie wiało, ale co gorsze, rano wiatr nie ustał. Luis dostał drgawek i na chwilę zasłabł. Alvaro miał podręczny tlen, a potem wzięliśmy dużą butlę z auta, z profesjonalnym oprzyrządowaniem. Luisowi przytrafiło się coś takiego pierwszy raz. W końcu byliśmy na wysokości 4340m. Ja byłem zaaklimatyzowany, Alvaro ciut, ale reszta nie. Gdy Luis doszedł do siebie, kontynuowaliśmy plan dnia. Alvaro z tym tlenem mnie zaskoczył, ja nigdy nie biorę, a sam się włóczę po górach wysokich.

Wyjechaliśmy po 8:00, po niecałych 10km skręciliśmy w szutrową drogę, do pokonania mięliśmy jak się okazało 43km. Dzień wcześniej wszyscy nam odradzali jazdę jednym samochodem mówiąc, że dla bezpieczństwa powinny jechać co najmniej dwa. Pierwsze 20km to przyzwoita szutrowa droga. Później był bardziej sypki fragment. Jechaliśmy doliną, w dużej mierze korytem rzeki, przybierającej na sile w ciągu dnia, gdy topniały śniegi. Luis działał prawidłowo, wpierw myślał, potem działał. Tylko to myślenie i szukanie rozwiązania zajmowało za dużo czasu. Sypkie miejsce, stoimy. Z Alvaro przyglądamy się dalszej trasie. Według mnie ryzyko zakopania się jest szczątkowe, jedźmy. Ale stoimy. W końcu okazało się, że bez problemu przejechaliśmy. Na trasie do kaldery jedzie się głównie szerokim korytem rzeki, podłoże jest twarde, zamarznięte. Jest kilka zwężeń, 4-5, gdzie jest trochę kamieni, głazów, jest trudniej. Ale są to krótkie odcinki. Z Alvaro naprowadzaliśmy Luisa. Z tych 43km, ze trzy są trudniejsze, reszta bez problemów (należy jednak pamietać, że koryto rzeki podlega ciągłym zmianom). Nie mniej, przy tych trudniejszych odcinkach, gdy Luis myślał jak przejechać, spoglądał na mnie z miną - Gregorio, powiedz, że zawracamy. Nie było jednak takiej opcji. Mieliśmy świetny, mocny, samochód, a trasa wcale nie była bardzo trudna. Przeciętna. Przejeżdzałem takie dużo mniej terenowymi samochodami, jak suzuki grand vitara i suzuki jimny.

Ponad 3h jechaliśmy. Najwyższy punkt na trasie wyniósł 5420m, a miejsce postoju 5390m. Kaldera prezentowała się fenomenalnie (jest jeszcze rzadziej odwiedzana od Volcancito). Wspaniałe widoki. Pissis 6800m i Bonete ok. 6750-60m na wyciągnięcie ręki. Lodowce, penitenty. Dużych rozmiarów kaldera. W najniżej położonym jej miejscu, znajduje się jezioro zwane Inca Pillo (Corona del Inca, Crater Corona Del Inca). Jest to najwyżej położone jezioro kalderowe na świecie. Lustro wody na blisko 5200m (inne dane 5150m, powierzchnia ok 1,8km2). W podziwnianiu widoków poza samochodem przeszkadzał huraganowy wiatr, wiejący 80-100km/h. Ciężko się było utrzymać na nogach. Do tego mróz. Spędziliśmy tam pół godziny. Coś pogoda od mojego pobytu na Pissis zaczęła się psuć. Charakterystyczne są w tym rejonie bliżej lutego ataki złej pogody, nazywa się to Invierno Boliviano (Invierno Andino) czyli Boliwijska Zima.

Polacy ostatnio upodobali sobie nurkowanie w wysoko położonych jeziorach na Puna de Atacama i Altiplano. Być może ciekawym celem do nurkowania jest właśnie jezioro kalderowe Inca Pillo. W internecie są zdjęcia ludzi z akwalungiem nad jeziorem, ale nie wiem co zdziałali? Co do głębokości, to gdzieś czytałem o 350-ciu metrach. To niemożliwe. Ale głębokość z pewnością jest konkretna. 

Powrót do asfaltu zajął nam 45minut. Jak się zna drogę, jest szybciej. Przed ostatnim trudniejszym miejscem spotkaliśmy sześć argentyńskich prawie terenówek. To znaczy, były to głównie luksusowe terenówki o dosyć niskim zawieszeniu oraz dacia duster. Kierowcy nie mięli doświadczenia za kółkiem 4x4, wynajęli przewodnika. Jeżeli kierowcy bez doświadczenia są wstanie dojechać do Inca Pillo i dacia duster, to jak można mówić o bardzo trudnej off roadowej drodze. Byłby wielki wstyd, gdybyśmy nie dojechali tam toyotą hilux.

Na granicy zjawiliśmy się o 13:00, tracąc godzinę na odprawę. Wszyscy chcieli oglądać zdjęcia kaldery i Volcancito. Gdy mogliśmy jechać dalej, nie wiem kto wpadł na pomysł, by zamiast przejechać przejście graniczne, cofnąć się 50m i zjeść śniadanie. Efekt, gdy znowu podjechaliśmy na przejście, wpierw musieliśmy tłumaczyć, że jesteśmy już odprawieni. A potem przyszedł człowiek od przewożonych dóbr, roślin i jedzenia. Musieliśmy wypełniać formularze, dalej kontrola auta i pół godziny w plecy, kolejne.

W końcu możemy jechać do Copiapo, jazda do wieczora. Za to wspaniałe widoki, zakup pysznego koziego sera od miejscowych rolników. Mimo dziwnie czynnej granicy, można tą trasę zrobić w jeden dzień, tylko trzeba być o 9:00 na granicy i zacząć od kaldery. Za dodatkowy dzień używania auta trzeba było zapłacić 60 000pesos. Ekipa była jednak na tyle fajna, że podzieliliśmy koszt na cztery osoby. Tak w ogóle, tylko dlatego, że był weekend, reszta towarzyszy mogła wydłużyć pobyt o jeden dzień.

Udało się wszystko, wszelakie plany główne i ewentualne, przewidziane na rejon Puna de Atacama zostały zrealizowane. Byłem wykończony, ale szczęśliwy. Udało się bardzo dużo osiągnąć. W części chilijsko-argentyńskiej wyprawy, pięciokrotnie wjeżdżałem lub wchodziłem na teren tego pierwszego kraju i czterokrotnie na teren tego drugiego (plu ileś razy na granicy z oby państw). Dorobiłem się też nowych przezwisk: Polska Bestia i Polska Maszyna - za sprawą żelaznej konsekwencji, nieustępliwości i nie odpuszczaniu niczego. Do tego w niewiele ponad 30 dni stanąłem na Aconcagui 6962m (w zimowych warunkach), Ojosie del Salado 6896m (trzy razy), Llullaillaco 6755m (plus wierzchołek 6580m) i Pissis 6800m (trzy wierzchołki). Działałem jak maszyna, stąd przezwisko.

25 styczeń. Rano skończyłem się pakować na długą podróż, wyrzuciłem połamany namiot. Nowiutki, a nie przterwał nawet wyprawy. Za to w markecie kupiłem awaryjnie nowy, jakiś badziew za 10usd. Jak na Chile, cena niespotykana. W południe ruszyłem do La Sereny, czyli w kierunku przeciwnym do zamierzonego. Nie bez przyczyny, u Marty Zygman czekała na mnie przesyłka od Redbulla. Copiapo żegnało mnie gęstymi chmurami, jakich tutaj przez miesiąc nie widziałem, nad ranem nawet trochę padał deszcz, co tutaj jest rzadkością. W marcu 2015 ulewy trwały 4 dni - ewenement - na skutek czego doszło do powodzi w Copiapo, zostały zniszczone liczne drogi, i zginęlo kilkanaście osób.

W La Serenie, zanim spotkałem się z Martą, kupiłem bilet autobusowy do Arici na godzinę 23:30, ostatnie miejsce -  trwa okres tutejszych wakacji. Miło spędziłem kilka godzin u Marty i Martina, by następnie ruszyć na północ. Autobus przyjechał z godzinnym opoźnieniem.

RÓŻNOŚCI

Przy drogach w Chile jest wyjątkowo dużo rozbudowanych krzyży, namiastek grobowców, ołtarzyków - to upamiętnienie ofiar wypadków "na bogato".

Bardzo dużo osób, w tym urzędnicy z Copiapo, prosiło mnie o zdjęcia z odwiedzonych miejsc w rejonie Puna de Atacama. Czyżby deficyt w tym temacie?

Na koniec trochę cen. Na każdy wyjazd w góry, robiłem zakupy w markecie. Niewiele kupując, płaciłem po 40 000 - 50 000 pesos, czyli ok 60-70usd.  Przypomnę, że 1 dolar to ok. 700pesos. Pan tarde (coś jak duża bułka) 380p, kawałek ciasta z brzoskwinią 850p, 4 x AAA duracell 3200p, 8 x AA duracell 5000p, coca-cola zero 1,5l 1250p, empanada (mięso lub warzywa w cieście) 900p, 6 bułek hot-dogowych 1430p, paczka ciastek typu pieguski 1160p, chaparita (parówka z żołtym serem w cieście) 740p, czekolada milka 1160p, 6 małych soczków 1160p, pudełko chipsów ziemniaczanych 1300p, woda 6litrów 1350p, 3 małe puszki tuńczyka 130g 2400p, 3 twixy 1290p, woda 1,5l 630p, salami 125g 2360p, 100g szynki z kurczaka 2100p, 150g żółtego sera 1470p, rolka srebrnej taśmy przemysłowej 4000p.

Pozdrawiam z Quito. Grzegorz Gawlik

  • Na zdjęciach:
  • 1-5) W drodze do Volcancito, biwak na 2060m i nazwa przejścia granicznego Barrancas Blancas, graniczna przełęcz Pircas Negras 4164m.
  • 6-11) El Volcancito.
  • 12-13) Przejście graniczne (aduana) Barrancas Blancas (wacamy do Chile), ok  4050m.
  • 14) Ci Argentyńczycy nastraszyli Luisa na temat drogi do Inca Pillo.
  • 15-20) Refugio koło Laguna Brava, ok  4340m, obok był grób, na ostatnim zdjęciu podawanie tlenu Luisowi.
  • 21-28) Dojazd do Caldera Inca Pillo i najwyżej położone jezioro calderowe na świecie, na zdjęciu 023 masyw Pissis, a na 024 Bonete ok. 6750-6760m.  
  • 29-35) Wracamy do Copiapo, na jednym ze zdjęć pyszny kozi ser, na  fot 31 jestem z Luisem, 32 z Alvaro, 35 z Gulietą.
  • 36) Podczas procesu pakowania, przed wyjazdem w góry.
  • 37) Kolacja po powrocie z gór (zostało jeszcze na śniadanie).
  • 38-45) Copiapo, fragmenty, na jednym ze zdjęć z dziewczynami z  Sernatur (inf. turystyczna).
  • 46) La Serena, Marta Zygman gotuje.
  • 47) Red Bull wiedząc, że większość elektroniki, którą wziąłem na wyprawę, już padła, postanowił mnie doposażyć, wysyłając do Marty trochę sprzętu. Wielkie dzięki. Ale mam nadzieję, że macie świadomość, że dla mnie i wulkanów "zabicie" kamery gopro, to żaden problem :). W ostatnich 10ciu latach wykończyliśmy wspólnie ponad 50 (pięćdziesiąt) aparatów i kamer, chociaż dbam o nie jak mogę.


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search