Blog

Blog

ISLANDIA - płynąca lawa miała 1000 stopni – wulkan Fagradalsfjall (Gelidingadalur)

Z płynną lawą nie ma żartów, bo gdy ma 1000 stopni Celsjusza można zrobić sobie krzywdę, a gdy podejdzie się za blisko i na zbyt długo, białko w naszych oczach może zamienić się w jajecznicę. FILM Z ERUPCJI jest TUTAJ (YOUTUBE).

14 czerwiec 2021. Dzień trzeci. Noc minęła znośnie pomimo przejmującej wszędzie mokrości. Najważniejsze że nie padało, nie wiało za mocno, a w dzień niejednokrotnie przebijało się słońce. Usprawniałem proces suszenia i czekałem do popołudnia. Bo w nocy na Islandii jest najciemniej (a trwał dzień polarny), a wtedy lawę się lepiej ogląda i w środku nocy nie ma ludzi, służb. Bo pojechali spać. A gdy nie ma wilka myszy harcują czy jakoś tak. A Gregor wścibska mysz, stworzył w swojej głowie niecny plan co zamierza robić – do końca mądre ani bezpieczne to nie było. Ponadto samotność w górach, na płaskowyżu, na wulkanie – to ekstatyczne przeżycia. Jak pierwszy człowiek na Marsie (jak ktoś ma bilet choćby w jedną stronę, biorę od razu, a lecieć mogę nawet jutro). Potrafię miesiącami się włóczyć sam, nie spotykając praktycznie ludzi. Zresztą Projekt 100 Wulkanów ma tylko dlatego takie sukcesy, że realizuję go sam, korzystam z mocy fizycznych i psychicznych otrzymanych od natury oraz wytrenowanych przez lata, jak również z pewnego defektu, braku bezpiecznika odpowiedzialnego za strach i nie podejmowanie nadmiernego ryzyka. Czegoś czego nie ma, nie da się włączyć.

O 16:00 ruszyłem na swoją wędrówkę, zakładałem minimum 8 godzin. Dwa aparaty, pół kilo baterii, maska, kask, pół litra wody i coś do jedzenia. Okazało się że poprzedniej nocy miałem szczęście, bo do doliny Geldingadalur już nie płynęła rzeka lawy i nie mógłbym stać dosłownie centymetry od jej wypływów spod zastygłej wulkanicznej skorupy. Mniejsze wypływy dawały taką możliwość, choć temperatura była na granicy ludzkiej wytrzymałości. Czekała mnie długa wędrówka, bo musiałem obejść wulkan, by przedostać się w rejon doliny Nátthagi, którą 6 czerwca oglądałem z góry. Niestety Fagradalsfjall tak dużo narozlewał lawy, że utrudniało to moje plany. Bardzo kusiło mnie przejść przez pola lawowe na skróty, ale to było śmiertelne zagrożenie. Więc przesuwałem się wzdłuż zastygłej świeżej lawy. Dużą przeszkodą okazała się dolina Meradalir. Musiałem obejść potężne pole lawowe i jeszcze wysokie pagórki przy niej, zataczając duże koło. Scenerie piękne, bo efektowny stożek Keilir 379m n.p.m. na horyzoncie, z drugiej strony Stórihrutur i aktywny otwór erupcyjny. Nawet z oddali widziałem lisa polarnego, a to nieczęste. Bardzo męczył brak wody. Od czasu do czasu po małym łyczku. Ale i w tym temacie dopisało mi szczęście. Nie była to rzeka ani jezioro, bo tutaj być nie mogło, ale bardzo dobry patent świadomie kiedyś przez kogoś umieszczony. Przy jakiejś starej rzadko używanej off roadowej drodze. Ktoś położył szczelną skrzynkę, a do niej włożył betonową kostkę opakowaną w folię. Opady deszczu napełniały tą skrzynkę. Dzięki temu mogłem ot tak wypić litr wody, która wyglądała bardzo dobrze, gorzej ze smakiem. Ale piłem nieraz wodę z bardzo ryzykownych ujęć, to było bardzo w porządku. Obchodząc dolinę Meradalir podziwiałem piękne kulfony zastygłej lawy i szedłem często po tej lawie na skraju pola lawowego, bo tak było szybciej niż w rumoszu skalnym. Minąłem górę Stórihrutur i nagle nie wiadomo skąd wyjechał zza pagórka policyjny terenowy lekki pojazd. Ale kierujący pomachał mi i pojechał dalej. Nie zdziwiła go moja obecność. Prawdopodobnie bardziej był zainteresowany by nie jeździły tutaj terenówki, bo od strony drogi nr 427 były tabliczki o zakazie jazdy i parkowania. Zbliżając się do doliny Nátthagi można było zauważyć, że panował tutaj duży ruch w związku z erupcją wulkanu.

Wspiąłem się na pagórek i miałem do przekazania sobie samemu dwie wiadomości. Dobrą i złą. Zła była taka, że rzeka lawy która płynęła w dolinie pod Stórihrutur jeszcze 6 czerwca, zastygła. Dobra była taka, że rzeka lawy płynęła do doliny Nátthagi z Geldingadalur. Znowu miałem dużo szczęścia, bo mogła nie płynąć. Jak podawały lokalne media, ta nowa rzeka właśnie tego dnia, rano 13 czerwca, przelała się z doliny Geldingadalur, tym samym odcięła dotychczasowy punkt widokowy czyli ścieżkę którą szedłem jeszcze 6 czerwca. To spowodowało, że możliwość oglądania otworu erupcyjnego została bardzo utrudniona. Już zalanie lawą przełączki za pierwszym pagórkiem względem otworu utrudniło mocno sprawę, a teraz dosyć karkołomnym zadaniem było poszukiwanie dobrego punktu widokowego.

Erupcja trwająca już długo, bo 3 miesiące, mocno osłabła i przeobraziła okolicę. Na samym początku można było podejść bardzo blisko otworów erupcyjnych, były niewielkie, lawa dopiero zaczynała zalewać okolicę. Więcej, niektóre wyrzuty lawy miały kilkaset metrów wysokości i były świetnie widoczne z Reykjaviku. Teraz czynny otwór erupcyjny urósł na dobre kilkadziesiąt metrów, z każdej strony wysokie ściany zastygłej lawy i tylko jedno ujście, od strony odciętych pagórków, do niedawna widokowych. Siła erupcji tak opadła, że rzadko lawa wybuchała ponad ściany otworu. Jeszcze 6 czerwca byłem świadkiem wyrzutu dużej ilości lawy tak ze 30 metrów ponad otwór. Tego dnia i kolejnych już takich wybuchów nie zanotowałem. Natomiast rzeki lawy i jej czoło przesuwające się doliną Nátthagi było świetnym widowiskiem, chętnie oglądanym przez miejscowych i turystów.

Co ciekawe, 6 czerwca był zakaz zbliżania się do doliny Nátthagi, którą płynęła lawa. Obawiano się że zaleje drogę 427 i będzie się kierować do pobliskiego oceanu. O ile pamiętam, lawa zaczęła napływać do doliny już 22 maja, pokonała zaporę ziemną zbudowaną przez lokalne służby w celu kontrolowania kierunków przepływu lawy. A teraz w dole widziałem trochę ludzi, oraz policyjny samochód terenowy, ale nie interweniujący, a po jakimś czasie odjechał. Stromym zboczem zszedłem właśnie do doliny Nátthagi. I spędziłem tam sporo czasu. Przyglądałem się rzekom lawy. Jedne tworzyły nową warstwę na lawie sprzed tygodnia, inna, szeroka na 100m dopiero pochłania stare dno doliny. Trzaski, szumy lawy, zbliżyłem się na 2 metry od niej. Temperatura nie pozwalała na więcej. Już od 80 stopni Celsjusza białko w oczach zacina się ścinać. Założyłem sprzęt i mogłem przez kilka sekund przetrwać tak blisko rzeki lawy, która tutaj już była całkiem lepka. Wyraźnie się posuwała, ale nie szybko. Nikt tak blisko nie podchodził z kilkudziesięciu osób, które tutaj były. Ale też nie miały żadnego sprzętu ochrony osobistej i doświadczenia. Mój laserowy miernik temperatury zmierzył maksymalnie 965 stopni Celsjusza, więc wewnątrz rzeki lawy temperatura na pewno przekraczała tysiąc, a znajdowała się dobre dwa kilometry od otworu erupcyjnego. Przez rozległe pola lawowe by się tutaj dostać, pokonałem z pewnością ponad 10km.

Gdy dokonałem moich obserwacji i nacieszyłem oczy czerwoną lawą, ruszyłem w drogę powrotną tą samą drogą. Lecz miałem jeszcze jeden cel, górę Stórihrutur 355 m n.p.m., która oddalona kilkaset metrów od stożka erupcyjnego i ciągle wyższa od niego, dawała szansę na widok lawy kotłującej się w otworze i z niego wystrzeliwująca. Czekała mnie dłuższa wędrówka, prawie cały czas do góry. Zbliżała się północ. Panował fajny półmrok, lawę dobrze było widać, nie padało, wiało, ale jak na Islandię słabo, choć w Polsce powiedzielibyśmy – co za lodowate wietrzysko. Kawałek od lawy temperatury były bardzo wczesno-wiosenne.

Dzień czwarty. 15 czerwiec 2021. O tej porze nie było nikogo poza mną, więc z radością dotarłem na szczyt i mogłem podziwiać erupcję. Pomimo że stożek erupcyjny „obrósł” skalnym murem, niektóre wybuchy lawy wydostawały się ponad niego (CO MOŻNA ZOBACZYĆ TUTAJ: FILM YOUTUBE). Pokaz był atrakcyjny. Ruszyłem w końcu w dół ku dolinie Meradalir, po fajnym sypkim zboczu. Wtedy szybko się schodzi, jest też amortyzacja, bo miękko. Tą samą drogą czekał mnie długi powrót do namiotu. Po koszmarnej niedzielnej pogodzie, poniedziałkowa była super, więc mogłem iść na luzie. Po młodej i starszej lawie, wypić kolejny litr wody ze skrzynki. Te dodatkowe 2 litry wody bardzo mi pomogły. Przechodząc przez Langhóll 390m najwyższy punkt Fagradalsfjall bez problemów dotarłem do namiotu o 5:30 rano. Wycieczka trwała 13 i pół godziny, pokonałem ponad 30km i ponad 1500m przewyższeń – niby małe górki, ale co chwilę jakaś i się zebrało. Oglądałem zachód słońca i wschód słońca, gdy się kładłem słońce oświecało namiot i miałem nadzieję, że w ciągu dnia trochę nagrzeje. Kolejną wycieczkę zaplanowałem na 18:00. Właśnie zakończona dostarczyła mi informacji jak zrobić to co chcę.

Reykjanes to skomplikowany system wulkaniczny oraz obszerny. Erupcje na przestrzeni tysięcy lat dawały o sobie znać w bardzo różnych miejscach, bo ten system nie ma jednego centralnego punktu erupcyjnego. Przed 2021 rokiem wcześniejsza erupcja z tego systemu miała miejsce w 1830 roku – podwodny wulkan Reykjaneshryggur (niepotwierdzone erupcje mogły mieć miejsce w: 1926r.(dosyć powszechnie przyjmuje się, że ta miała miejsce), 1966r., w 1970r.)

Z samym masywem Fagradalsfjall związana jest katastrofa lotnicza z 1943 roku. Rozbił się amerykański samolot bombowy B-24 Liberator, zginęło 14 osób, w tym generał Sił Powietrznych USA Frank Andrews. Wspominam o tym dlatego, że wędrując kilka razy natknąłem się na stare metalowe fragmenty. Dziwiłem się skąd takie śmieci na tym terenie, być może to jest wyjaśnienie.

Islandia relacja – koniec artykułu 3/6.

NA ZDJĘCIACH ISLANDIA: Pierwsze 8 zdjęć to erupcja wulkanu Fagradlasfjall, widać dolinę Natthagi przede wszystkim, ale też pola lawowe w Meradalir i Geldingadalur. Na zdjęciu nr 5 widać stożek Strótihutur, a w prawej dolnej ćwiartce słynny stożek wulkanu Keilir. Zdjęcie nr 9 to słynny wodospad Seljalandsfoss, a 10 to równie słynne maskonury czyli pingwiny północy uchwycone w Dyrhólaey i w Borgarfjardarhöfn. Zdjęcie nr 11 to przykładowe potrawy serwowane przez islandzkie restauracje a 12 to Vinbudin czyli sklep, gdzie kupuje się alkohol, np. islandzką wódkę Brennivin. W Islandii w supermarketach i spożywczakach alkoholu się nie sprzedaje. A sklepy Vinbudin są otwarte tylko przez część dnia. Na zdjęciu ponadto słynny sero-jogurt skyr, do kupienia też w Polsce i sygnalizator drogowy z serduszkiem w Akureyri oraz informacja ile jest kilometrów do najbliższej stacji benzynowej, bo są na Islandii miejsca, gdzie o nią naprawdę trudno. 


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search