Blog

Blog

Mont Blanc – tak to zrobiłem – Dzień 2 - dojście do schronu Vallot

Pierwszego dnia pieszo pokonałem odcinek z Les Houches 980m do miejsca biwakowego Tete Rousse 3170m. Na drugi dzień przewidziałem dojście do schronu Vallot 4362m.


DZIEŃ 2


Niezbyt wygodnie spało się na kamieniach, a od trzeciej w nocy sporo osób startowało na szczyt Mont Blanc, bo to pozwala uniknąć bardzo drogiego i bardzo trudnego w rezerwacji schroniska Gouter 3835m. Hałasowali, krzyczeli.


Także osoby wybierające się do Goutera na aklimatyzację. Bo wiele osób robi tak. Jednego dnia idą na kilka godzin do Goutera, czasami podejdą jeszcze kawałek wyżej i na noc wracają do Tete Rousse, skąd kolejnej nocy startują na wierzchołek Mont Blanc, by zejść do Tete. Kawał drogi z niecałych 3200m. Jest to męczące i niepotrzebne rozwiązanie. Odcinek Tete – Gouter kradnie sporo czasu, gdy jest tłocznie, jeszcze więcej. Ale gdy idziemy na lekko, przechodzi się go znośnie, na ciężko już nie, a gdy mamy prawdziwe warunki zimowe jest to trudny fragment i nie należy kusić losu, pokonując go często. Ten patent w dużej mierze zastąpił często stosowany kiedyś aklimatyzacyjny skok w bok, np. na Gran Paradiso.


Pomysł na wychodzenie w nocy, nawet na aklimatyzację, wywodzi się z pewnego powodu. Otóż na początku, gdzieś w rejonie 3350m należy przetrawersować słynny Wielki Kuluar (Grand Couloir, Couloir du Goûter, Kuluar Rolling Stones, Żleb Śmierci). Sławny jest za sprawą spadających kamieni, które mogą zranić a nawet zabić. Jak to często w moim przypadku, różnię się z opinią większości. Uważam że jest przereklamowany. Nie jest wcale taki niebezpieczny ani stromy, większe kamienie spadają rzadko, a do tego kluczowy odcinek ma jakieś 30 metrów. Dziesięć sekund i po sprawie. Nie zauważyłem też, by wychodzenie w nocy, gdy mroźnie i niby bezpieczniej, robiło wyraźną różnicę, w stosunku do dziennego przejścia. Dlatego planowałem rozpocząć podróż bez zmuszania się do określonej godziny. Moim celem było dojście do schronu Vallot na nocleg przed atakiem szczytowym. Mont Blanc jest zbyt niską górą bym potrzebował aklimatyzacji. Natomiast moje lenistwo zmuszało mnie, bym za bardzo się nie przemęczał, więc nie miałem najmniejszej ochoty startować na szczyt z Tete Rousse.


Marnować pieniędzy w Gouterze również, zważywszy że wszystko było zarezerwowane , a sam proces by spróbować zabukować łóżko jest fatalnie zorganizowany. Jakiś czas temu zakazano rozbijać namioty w rejonie Goutera, błąd. Tak samo jak zakaz spania w Vallocie czy rozbijania w jego okolicy namiotu. Do mądrych reguł się stosuję, do głupich nie. To są góry wysokie, zlodowacone, niełatwe i zmuszanie do spania w schroniskach, ograniczanie miejsc biwakowych na odcinkach, gdzie przynajmniej jedno powinno być, to nieporozumienie. Łagodnie ujmując. Moje zdrowie, moje życie, są bezcenne i nie będę zwiększał ryzyka, bo jakiś urzędnik sobie coś administracyjnie wymyślił. Szansa na zdobycie szczytu również ma znaczenie.


Zegarek wskazywał 7:45, gdy ruszałem do góry. Prawie wszyscy już poszli, dzięki czemu nie groził mi tłok i przestoje na grani. Po minięciu lodowca Tete Rousse znalazłem się w rejonie Wielkiego Kuluaru. Na okres letni jest montowana stalowa lina… z której nikt nie korzysta. Postanowiłem sprawdzić dlaczego? Wpiąłem się karabinkiem i w drogę. Lina umieszczona jest w bardzo niedogodnym miejscu. Gdzie nie ma ścieżki za to sporo żlebików, a sam kuluar jest tutaj szeroki. Lina jest luźna, stąd trzeba tak przechodzić w tym miejscu kuluar, by nie musieć się na nią zdać. A teren sypki, trzeba używać rąk. Przejście czasochłonne, przez co bardziej niebezpieczne. Gdyby ktoś stracił równowagę, nieźle przywaliłby w skały i sypkie kamienie oraz zsunął się z dziesięć metrów, zanim naprężenie liny zatrzymałoby człowieka. Trochę się namęczyłem podczas tej przeprawy, żaden spadający kamień mi nie zagroził.


Powyżej liny była ścieżka, wąska, lecz wystarczająca. W tym miejscu kuluar miał może 30 metrów, jego pokonanie było szybkie i łatwe. Sytuacja diametralnie się zmienia w zimie i wiosną, gdy kuluar zawalony jest śniegiem. Wtedy jego pokonanie staje się znacznie bardziej niebezpieczne, bo dochodzi realne ryzyko niebezpiecznego zjazdu i później upadku w dół. Tylko wtedy liny tutaj nie ma.


Po przejściu kuluaru ścieżka prowadzi wąską granią lub w jej bezpośrednim sąsiedztwie. A pomiędzy są dwa żleby z których osypują się kamienie. W nocy całkiem nietrudno się tutaj zgubić i wejść w bardzo niebezpieczny teren. Dlatego warto tędy poruszać się za dnia, a w nocy za kimś lub znając dobrze trasę. Której część jest ubezpieczona stalowymi linami, stąd oprócz kasku na głowie, przydaje się uprząż i przygotowana taśma z karabinkiem, lub dwie taśmy z karabinkami (albo zestaw n via ferraty). Warto używać tutaj rękawiczek, których nie szkoda będzie zniszczyć.


Gdy jest sucho i nie ma śniegu, przejście choć strome jest całkiem łatwe. W warunkach zimowych, kiedy wszystko zasypane jest twardym śniegiem, trudność i ryzyko śmiertelnego wypadku wzrastają wielokrotnie.


Wędrówka skalną ścianą kończy się przy starym nieczynnym schronisku Gouter. W lecie nie powinna zająć więcej niż trzy godziny. Ale są tacy co potrzebują pięciu, co jest standardem w warunkach zimowych.


Jestem na wysokości 3800m, pogoda nie zachwycała do tego momentu, ale zaczęło się przejaśniać. Owa sytuacja nie jest niczym nadzwyczajnym. Pomiędzy Tete a Gouterem chmury, deszcz lub śnieg, a powyżej słoneczna pogoda. Bez zatrzymywania się w schronisku Gouter 3835m wpierw krótką granią, ale nie całkiem banalną, zszedłem na przełączkę pomiędzy Aiguille du Gouter 3863m a Dome du Gouter 4304m. Owa grań z daleka wygląda jak klif, jakby ktoś oderwał kawałek góry. Tutaj zaczyna się lodowiec, od strony klifu jest zwykle nawis śnieżny. Od drugiej strony jest lodowa ściana o dużym nachyleniu. Upadek w nią pewnie skończyłbym się śmiercią, a i upadek w kierunku Tete Rousse realnie miałby tragiczny przebieg. Warto się nie zdekoncentrować. Za to za wspomnianą przełączką, gdy trzeba wejść na Dome du Gouter, można się rozluźnić.


W lecie jest tutaj szeroka ścieżka. Nachylenie jest wyraźne, ale nie jest stromo. Przed wierzchołkiem minąłem dwie niegroźne szczeliny lodowcowe. Pogoda piękna, ludzie schodzący ze szczytu, choć nie wszystkim się udało.


Z wielu przyczyn. Aż się zdziwiłem, bo to w końcu tylko Mont Blanc. Największe trudności sprawiają: słaba psychika, brak przygotowania fizycznego, brak odpowiedniego doświadczenia górskiego, za krótka aklimatyzacja i tego skutki, jak złe samopoczucie czy zbyt wolny marsz. Ponadto nieumiejętne rozplanowanie akcji górskiej, za duże trudności, zła pogoda. Rozmawiałem z Polakami, którzy ledwo żywi dotarli na szczyt o 20:00, z Polakiem, który już przed trawersem Wielkiego Kuluaru odpuścił. Często zmęczenie, niewyspanie, zimno, powodowało że nawet 8-10 osobowa grupa stwierdzała, że rezygnują. Groźba zbyt późnego dotarcia do szczytu wiele grup zmusiła do odwrotu. Także zbyt duże trudności, jak grań powyżej Vallota. Bardzo dobrze, że ludzie nie szli na siłę. Zawsze mogą spróbować ponownie.


Ścieżka biegnie koło płaskiego wierzchołka Dome du Gouter. Postanowiłem wejść na niego i choć wydawał się tak blisko, pokonałem jakieś 200 metrów, by znaleźć się te kilkanaście metrów wyżej od ścieżki. Ale tylko docierając w to miejsce mogę powiedzieć, że kolejny czterotysięcznik został zdobyty. Z niego na Blanka już bliziutko, dwa kilometry. Zszedłem na przełęcz Dome 4250m, wcześniej mijając malutką ledwo widoczną szczelinę lodowcową. Za przełęczą jest krótkie ale strome podejście do schronu Vallot 4362m umiejscowionego na skałce nad urwiskiem. W środku szykowało się na noc trzech Brytyjczyków. Zdziwił mnie porządek, zainstalowany kosz, koce (zwykle był tutaj syf). Choć wisiała kartka nad koszem, by śmieci znosić samodzielnie na dół, wszyscy poza mną namiętnie zapełniali kosz. I Brytyjczycy i osoby zatrzymujące się tutaj w drodze na Blanka. Ja tradycyjnie wszystkie zniosłem na dół.


Aż 8,5 godziny szedłem z Tete Rousse. Czułem się świetnie, ale tak nie chciało mi się iść. Mozolnie się mobilizowałem. Odbijałem sobie w lewo, w prawo, robiłem zdjęcia, opalałem się, wszedłem na wspomniany Dome du Gouter. Vallot osiągnąłem gdy minęła szesnasta. Mogłem śmiało iść jeszcze na szczyt, pogoda wspaniała. Ale w życiu, do śpiwora i spać. Tylko wpierw małe gotowanie ze śniegu przyniesionego z zewnątrz.


Znaczna część osób wschodzących na Blanka nie odwiedza schronu Vallot, może zgodnie z żartobliwym hasłem, że idąc na szczyt, najłatwiej zabić się wchodząc do Vallota. Kilka stalowych schodów z dziurami, na których nawet w rakach można sobie wybić zęby, do tego bardzo wąski otwór. Z dużym plecakiem ciężko się przecisnąć. A potem by otworzyć drzwi do schronu trzeba stać jeszcze na schodach i z nich nie zlecieć. Za drzwiami kilka kolejnych w dół. W samym budynku z duraluminium jest nieprzyjemnie i zimno. Gdyby nie moje lenistwo rozbiłbym niesiony na plecach namiot na przełęczy przed Vallotem.


W Vallocie awaryjnie może spać 12 osób, ale na upartego zmieści się i 20. Takie zaplanowane spanie jak moje, czy Brytyjczyków jest niezgodne z zasadami schronu. Lecz jeśli nikomu to nie szkodzi, nie widzę przeszkód.


W samym schronie jest system do powiadomienia służb ratowniczych, w budyneczku obok jest toaleta, a poniżej stacja meteo.


Dnia następnego, 4 września, i później 5 września, miała panować świetna pogoda. Opisywanego dnia rano, ci co weszli na szczyt nic nie widzieli. Sporo osób z powodu pogody zawróciło. Niektórzy moi rozmówcy już trzeci raz w swojej historii zdobywania Blanka. Gdyby poczekali kilka godzin mieliby idealne warunki.


Vallot jest idealnym miejscem do startu na wierzchołek, zapewnia świetną ocenę warunków atmosferycznych w partiach szczytowych. Pozostał trudny ale krótki odcinek. Gouter też jest dobrym miejscem do startu. Ale Tete Rousse wymaga bardzo wczesnego i wielogodzinnej wędrówki o dobrym tempie, bo do pokonania jest 1600m różnicy poziomów, na znacznych wysokościach, w wymagającym terenie.


Vallot idealny, ale nie dla wszystkich. Działając w górach wysokich regularnie, nocleg na 4362m oceniam jako niski. Dla osób, które pierwszy raz się mierzą z takimi wysokościami i zwykle mają tylko kilka dni na akcję górską, może być za wysoki. Taki pobyt może ich tak wymęczyć, że nie będą mieli siły iść, nawet mogą doznać objawów choroby wysokogórskiej. Nie przypadkiem w górach wysokich obowiązuje zasada – wspinaj się wysoko, śpij nisko. Dlatego to co dla mnie było atutem, pozwalającym sprawnie zdobyć Mont Blanc, dla innych może być czymś odwrotnym. Osobom niedoświadczonym polecam start z Goutera, skąd na szczyt powinno się wejść w 5 godzin.


Na zdjęciach: trasa od Tete Rousse do Vallota. Wielki Kuluar i grań do efektownego schroniska Gouter (na zdjęciu nr 3 widać linę w Kuluarze, a na kolejnym używaną ścieżkę przez Kuluar). Następnie podejście na Dome du Gouter i jego wierzchołek, a dalej schron Vallot i widoki na Mont Blanc (partie szczytowe) i Aiguille du Midi 3842m. Na BLOGU w innym artykule można znaleźć przejście zimowe tego odcinka. 


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search